Hobbit: Pustkowie Smauga

Do kina na drugą część filmowej trylogii na podstawie "Hobbita" pt. "Pustkowie Smauga" wybrałam się już 30 grudnia, a trzy godziny filmu minęły, jak z bicza strzelił. Na przetrawienie potrzebowałam jednak trochę czasu, aby to wszystko ładnie ułożyć sobie w głowie. Mogę powiedzieć teraz już jedno: zdecydowanie jestem zadowolona z tej ekranizacji.

Opis: Hobbit Bilbo Baggins razem z Gandalfem oraz trzynastoma krasnoludami zmierza do legowiska smoka Smauga. Bohaterowie chcą pokonać bestię i odebrać jej złoto, które ukradła.

Więcej o treści nie trzeba mówić. Kto oglądał pierwszą część, wie jak i kiedy się skończyła. Kto nie oglądał, powinien to jak najszybciej zmienić. "Pustkowie Smauga" to kolejny dowód, że "Hobbita" zdecydowanie warto było zekranizować, a w dobie dzisiejszych osiągnięć, gdy efekty specjalne są na najwyższym poziomie oraz można już kręcić filmy w 3D sami możecie sobie wyobrazić, jak porażająco wygląda to na wielkim ekranie. Naprawdę odczuwa się różnicę, gdy ogląda się film na telewizorze/komputerze(jak ja w przypadku pierwszej części), a na olbrzymim kinowym ekranie. Nie mogę jednak polecić wersji 3D, co do której z powodu pewnego wywiadu z reżyserem, miałam naprawdę spore oczekiwanie i się tutaj zawiodłam. Według mnie nie było żadnych specjalnych efektów, ale na szczęście znakomici aktorzy i scenografia wynagradzali mi męczenie się z okularami. Było to tym bardziej nużące, ponieważ film jest bardzo ciemny. W sumie nic dziwnego, gdy większość część filmu bohaterowie przebywają w Mrocznej Puszczy, a potem w siedzibie elfów. Z jednej strony nadaje to ekranizacji tej powagi i epickości, znanej nam z "Władcy Pierścieni" i przemienia "Hobbita" z bajki dla dzieci na opowieść dla osoby w każdym wieku, a z drugiej bywa dość męczące dla oczu z powodu prawie trzygodzinnego seansu.

Najbardziej w filmie nie spodobał mi się jednak wątek romantyczny, choć nie wiem, czy w ogóle można to tak nazwać, ponieważ nie poczułam absolutnie nic. Kilka 'tęsknych' spojrzeń i dwuznaczne teksty o spodniach to chyba trochę za mało, żeby to od razu chrzcić romansem. Bardzo się cieszyłam, że wprowadzono w filmie postacie kobiece, ponieważ jak wiecie(lub nie) w książce nie pojawiają się żadne, ale reżyser i scenarzyści nie chcieli robić z tego filmu tylko o facetach, więc wprowadzono role żeńskie, nie tylko w postaci elfki Tauriel(Evangeline Lilly) o cudownym kolorze włosów, ale na przykład żony jednej z krasnoludów oraz dzieci Barda. Wracając jednak do wątku romantycznego, którego nie ma; wiecie, jak to było w "Władcy Pierścieni"? Uczucie bohaterów było takie czyste(widziałam tylko pierwszą część, więc proszę o zrozumienie, gdy w kolejnych tak nie było) i piękne, była w tym ta tolkienowska epickość; żadnej wulgarności, czy czegoś w tym rodzaju.tutaj nie ma nawet żadnej chemii, czy uniesienia. Naprawdę starałam się w to wczuć, ale tam po prostu nic nie było, a jeżeli już to wyszło to bardzo, ale to bardzo mdło i niejako. Wielka szkoda! Po przeczytaniu tak kuszącej zapowiedzi o romansie spodziewałam się w "Pustkowi Smauga" podobnych odczuć, ale okazało się, że

Skupmy się jednak na pozytywach, czy też raczej powinnam powiedzieć: skupmy się na genialnej roli Benedicta Cumberbatcha, który uwaga wystąpił w aż dwóch w "Pustkowiu Smaga": w tytułowej oraz jako Nekromanta. Obu postaciom podkładał głos, lecz nie tylko, co nieustannie powtarzał w czasie wywiadów oraz na tournee Hobbita w zeszłym roku. W internecie obrosło to już legendą. Podobno, jak trzy raz powie się do lustra "Benedict podkładał głos Smaugowi", to wyskoczy on z niego, krzyknie "I did the Motion Capture too", a potem spali Twoje miasto, ponieważ w końcu smoki tak postępują. Czym jest jednak motion capture? Jest to nagrywanie ruchów aktora w trójwymiarze i przenoszenie ich na ekran przez co zwierzęta/stwory poruszają się bardziej naturalnie. Chociaż przy produkcji "Hobbita" użyto jeszcze nowszego wynalazku zwanego performance capture, który przechwytuje również mimikę aktora. Tak więc wszystkie ruchy Smauga, przekrzywianie głowy, a nawet drgnięcia mięśni, wszystko to tak naprawdę jest Benedictem. Jakkolwiek by to brzmiało, tak właśnie jest i czy nie jest to po prostu wspaniale? Sam cudowny baryton Cumberbatcha jest trochę zmiksowany, ale nie da się przeoczyć tego charakterystycznego brzemienia. Jako ciekawostkę dodam, że Benedictowi czytano "Hobbita" na dobranoc, gdy był dzieckiem i marzył, żeby zagrać smoka. Niektóre marzenia się spełniają, jeżeli przekupi się reżysera herbatą! To był oczywiście żart, Benedict dostał tą rolę, ponieważ jest wspaniałym aktorem oraz miał zaparzoną, gorącą herbatę pod ręką, gdy była potrzebna.

Co jednak jeszcze wpływa na epickość tej produkcji? Jest to rzecz, którą doceniają nawet osoby, którym film nie przypadł do gustu. Już wiecie? Tak, "Hobbit" nie byłby tym samym bez tak spektakularnego tła muzycznego. Z pierwszej części najbardziej spodobało mi się oczywiście "The Misty Mountains Cold", teraz jednak posiadam płytę, a właściwie dwie The Hobbit: The Desolation of Smaug(klik możecie tutaj odsłuchać fragmenty) i nie mogę przestać tego słuchać. Niby to tylko melodie, a jednak bez nich nie byłoby tego genialnego tła, które również oddziałuje na widza. Na płycie znajdziecie utwory, które są niezwykle poruszające; w jednej chwili potrafią budzić trwogę lub niesamowicie dodawać energii, jak np. "Thrice Welcome", "Smaug", czy "The Nature of Evil". Ich kompozytorem jest niezastąpiony Howard Shore, który za muzykę do "Władcy pierścieni" otrzymał Oscara! Muszę przyznać, że wykonał świetną robotę i przy tej części; utwory są absolutnie klimatyczne i dzięki nim doskonale można wczuć się w film. Są także świetnym tłem do pisania recenzji. Warty wspomnienia jest również utwór przewodni całej trylogii "Hobbita" zatytułowany "I See Fire" w wykonaniu Eda Sheerana, który również znajdziecie na płycie. Jest on po prostu
spektakularny.

Podsumowując, "Pustkowie Smauga" bez wahania mogę określić epicką ekranizacją i jedną z najlepszych premier filmowych 2013 roku; nie jest on może idealny w każdym calu, ale świetny scenariusz oraz niesamowita gra aktorska wynagradzają widzowi nie tylko roczne czekanie, ale i wszystkie niedociągnięcia. Zdecydowanie polecam wybranie się do kina dopóki jeszcze leci.

Ogólna ocena: 9/10.

Ogólne informacje:
Tytuł oryginału: The Hobbit: The Desolation of Smaug
Czas trwania: 2 godz. 41 min.
Reżyser: Peter Jackson
Główne role:
Ian McKellen - Gandalf Szary
Martin Freeman - Bilbo Baggins
Richard Armitage - Thorin Dębowa Tarcza
Ken Stott - Balin
Graham McTavish - Dwalin
William Kircher - Bifur
James Nesbitt - Bofur
Stephen Hunter - Bombur
Dean O'Gorman  - Fíli
Aidan Turner - Kíli
John Callen - Óin
Peter Hambleton - Glóin
Jed Brophy - Nori
Mark Hadlow - Dori
Adam Brown - Ori
Orlando Bloom - Legolas
Evangeline Lilly- Tauriel
Lee Pace - Król Thranduil
Benedict Cumberbatch - Smaug / Nekromanta

Hobbit:
1. Niezwykła podróż - Recenzja
2. Pustkowie Smauga
3. Tam i z powrotem - premiera 17.12.2014(świat)

Sophie di Angelo

11 komentarzy:

  1. Ehh, a ja nadal nie oglądałam pierwszej części. Nie mam czasu, ale gdy go znajdę to z chęcią obejrzę pierwszą i drugą część. Zobaczymy co wyjdzie z tej przygody ^^
    Pozdrawiam Serdecznie

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie to tam było za dużo biegania a za mało konkretnej hobbitowej akcji, ale co tam, jest Ben - jest imprezka!
    Poza tym, wszystkie mankamenty mogę wybaczyć, bo ta muzyka... Bardzo lubię muzykę filmową, a ta tutaj to absolutne mistrzostwo <3

    [letters-to-sherlock.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pierwszej części w kinie byłam aż dwa razy, na drugiej - wcale. Miałam zaplanowane wyjście, ale w ostatniej chwili spotkanie zostało odwołane. Na razie nie mam czasu na kino, może w ferie zimowe, które zaczynają mi się 17.02? Ciekawe tylko, czy wtedy będzie jeszcze kinach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na dóch cześciach byłam w kinie, ale druga wywarła na mnie większe wrażenie. Czekam na ostatnią część.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisałam u siebie o tym. Mnie wątek romantyczny nie przeszkadza, choć jest momentami dość zabawny... :>

    Pozdrawiam,
    W.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jestem fanką hobbita.. odpuszczę sobie na razie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie film świetny, a z tym Benedictem to mnie zaskoczyłaś! :) Nie wiedziałam, że istnieje nawet takie coś jak performance capture. Super sprawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapewne wyjdę na czepialskiego i krytykanta ale mam nadzieję że moja krytyka nie zostanie źle odebrana ;) Po pierwsze - Howard Shore nie otrzymał Oscara za muzykę do "Hobbita". Otrzymał za to statuetki za pierwszą oraz trzecią część "Władcy Pierścieni". Po drugie, w kwestii wątku romantycznego we "Władcy Pierścieni" to nie ma co go nawet porównywać do tego co zaprezentował P.J. w "Hobbicie". Był zdecydowanie lepiej, pełniej i piękniej przedstawiony. W "Hobbicie" zostało to niestety okrutnie spłycone i pozbawione jakiegokolwiek uroku. Ale nie ma się czemu dziwić skoro reżyser wprowadził takie rozwiązanie pomiędzy dwoma nielubiącymi się i całkowicie różnymi rasami z uniwersum Tolkiena - krasnoludami a elfami :/ Całkowicie niepotrzebny wątek. Po trzecie, Smaug . Tu należy przede wszystkim pochwalić ludzi od efektów specjalnych którzy zrobili niesamowitą robotę tworząc tak świetną bestię. Bez odpowiedniego wyglądu nie pomógłby głos podłożony przez Benedicta Cumberbatcha oraz nagrywanie jego mimiki oraz ruchów za pomocą motion capture oraz performance capture. Swoją drogą niekwestionowanym mistrzem w tej kategorii pozostaje Andy Serkis za kreację Golluma. A w kwestii "smoczej natury" aktorów polecam dla porównania Cumberbatcha do starego mistrza kina film "Ostatni smok" w którym głosu bestii użyczył sam Sean Connery. A sam film? Cóż, ciężko mi go oceniać - denerwuje zbyt duża ilość efektów komputerowych, wykorzystywania "zielonych ekranów", wsadzanie do fabuły niepotrzebnych wątków oraz zbyt mała obecność hobbita w "Hobbicie" :/ A z drugiej strony mam ogromny sentyment do twórczości Tolkiena i filmów "Władca Pierścieni" więc nie mogę przejść obok tego filmu obojętnie.
    Strasznie się rozpisałem, za co trochę przepraszam.
    Mateusz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi. :) Dzięki za komentarz i dziękuję za informacje o tym Oscarze. Przeczytałam tak na stronie Empiku i niestety nie sprawdziłam, czy to prawda. :(
      O tak, specjalistów od efektów specjalnych powinno się nagrodzić osobnym Oscarem, ponieważ Gollum i Smaug robią takie niesamowite wrażenie w większej części dzięki nim. :D
      Zapiszę sobie tytuł "Ostatniego smoka" i obejrzę przy okazji. :)
      Co do kręcenia w studio to się zgadzam. Pojechali specjalnie do Nowej Zelandii na półtora roku i siedzieli w zamkniętych pomieszczeniach. Choć wszystko ładnie wygląda, to i tak widać, że większość tła to komputer. ;)

      Usuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo