Sophie & Bucherwelt
  • Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca
  • Recenzje
    • Autorami
    • Tytułami
    • Filmów i seriali
  • Przeczytane
    • 2012-2017
    • 2018
  • Kolekcja Ricka Riordana
  • Różne
    • Zdobycze
    • Must have
    • Miesiąc z...
    • Jak zacząć blogować?
    • Oceny
Tytuł oryginału: The Queen & The Favorite
Seria: Rywalki
Tom: 0.4, 2.6, 3.1
Liczba stron: 208
Ocena: 6/10
Choć "Rywalki" nie są wcale idealną serią, a "Elita" była dla mnie wielkim wyzwaniem, to wciąż mam ochotę dowiedzieć się więcej o losach Americi, a teraz jej córki. W "Królowej i Faworytce" odnalazłam częściowo magię, którą pamiętam z "Rywalek".

Opis: Zanim zaczęła się opowieść o Americe Singer, inna dziewczyna przyjechała do pałacu, by rywalizować o rękę innego księcia. W Królowej możemy śledzić losy przyszłej matki księcia Maxona, Amberly, podczas Eliminacji, dzięki którym została ukochaną przez wszystkich królową. Marlee Tames przybyła do pałacu, by zdobyć serce księcia Maxona – ale jej własne serce miało inne plany. Faworytka pokazuje sceny ze wspólnego życia Marlee i Cartera, od pamiętnej nocy, gdy ich sekret wyszedł na jaw, aż po wydarzenia z finału Jedynej.

Bardzo spodobało mi się opowiadanie "Królowa", które według mnie nie zawiera wcale tego, o czym autorka pisze we wstępie. Teoretycznie są tam wspomniane elementy, ale ja tam wcale nie widziałam tego, czym autorka próbuje tłumaczyć historię Amberly, jej zainteresowanie księciem Clarksonem. Dla mnie "Królowa" była o czymś zupełnie innym. Zwłaszcza końcówka opowiadania ujęła mnie za serce. To było takie urocze! Przypomniało mi to, to co urzekło mnie w pierwszym tomie "Rywalek".

Drugie opowiadanie "Faworytka" zaczęło się naprawdę fajnie, na takiej samej zasadzie, co np. "Pandemonium" Lauren Oliver, zawierając sceny z przeszłości oraz teraźniejszości historii Marlee, której losy potoczyły się dość... dramatycznie. Ciekawe zagranie, ale... zaiste trudno mi brać na poważnie historie "miłosne", które rozwijają się w ciągu miesiąca i to do tego stopnia, że ludzie są zdolni rzekomo poświęcić się dla drugiej osoby tak całkowicie. Trochę realności. 

Rywalki: 1. Rywalki  2. Elita 3. Jedyna  4. Następczyni
5. Korona (maj 2016 r.)
+ 0,5 Książę 2,5 Gwardzista + 0,4 Królowa 2,6 Fawortyka
+ Rywalki. Dziennik
Zdjęcie mojego autorstwa!
Wbrew tytułowi książka "Królowa i Faworytka" zawiera więcej niż dwie wspomniane historie. Jest tu również opowiadanie "Celeste"; "Pokojówka" o Lucy; "Jedyna po epilogu", która opowiada o wydarzeniu dwa lata po zakończeniu finału historii Americi w czasie urodzin Maxona; "Rywalki - Co się z nimi stało", gdzie zdradzono, jaka przyszłość spotkała niektóre z kandydatek oraz na deser jest mały wywiad z autorką.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby owe opowiadania nie były takie wyrwane z kontekstu. Często, gdy sama tworzę historię, najpierw mam pojedyncze sceny, fragmenty, oderwane od akcji. Tutaj znalazły się takie właśnie fragmenty. Przyznam też, że tym bardziej były dla mnie one chaotyczne, gdyż nie pamiętałam już tak dobrze wszystkich szczegółów z pierwszych trzech tomów "Rywalek". Trudno mi było więc umiejscowić te fragmenty w fabule serii. Nie bez znaczenia jest też fakt, że zawarte tu historie "miłosne", podobnie jak "Faworytka" pozostawiają wiele do życzenia...

"Królowa i Faworytka" to na pewno lekturą, której nie będą chcieli przegapić fani serii "Rywalki", której zakończenie zbliża się wielkimi krokami. W maju 2016 roku ma się ukazać piąty oraz planowo ostatni tom serii "Korona".
Podziel się
Dzisiaj wystartował bookathon z serią Pretty Little Liars! Ja opowiem Wam o pierwszym tomie "Kłamczuchach", a przy okazji zdradzę, dlaczego warto przeczytać serię Pretty Little Liars! Zapraszam do obejrzenia filmiku oraz dołączenia do wydarzenia na Facebooku: https://www.facebook.com/events/1115957831771376/

Podziel się
Tytuł oryginału: Multiversum. Utopia
Seria: Wszechświaty
Tom: 3/3
Liczba stron: 346
Ocena: 5/10
Premiera trzeciego oraz finalnego tomu trylogii "Wszechświaty" - "Utopii" dosłownie przemknęła mi koło nosa i zanim się zorientowałam książka już zdobywała kolejne rankingi, zostając między innymi najlepszą książką na gwiazdkę wybraną przez jury i internatów. Gdy więc w końcu trafiła w moje ręce, to zasiadałam do czytania z prawdziwym podekscytowaniem. Jak zakończy się ta opowieść?!

Opis: Rzeczywistość, w której Alex, Jenny i Marco żyją od osiemnastu lat jest ich bezpiecznym schronieniem. To tylko jedna z niezliczonych możliwości, jeden z Wszechświatów. Co tak naprawdę wydarzyło się podczas próby ucieczki z totalitarnej Gai, w drodze do statku zmierzającego na Wschód? Jakie będą konsekwencje dramatycznego wyboru, którego dokonała Anna? Gdzieś tam jest ktoś, kto posiada te same zdolności co oni i to z jego winy świat zaczyna się rozpadać. Gdzieś tam jest osiemdziesięcioletni staruszek dożywający swoich dni w więzieniu i dwójka młodych ludzi zamkniętych jak myszy w laboratorium. Gdzieś tam ich umysły pozostały jedyną i ostatnią nadzieją...

Nie pamiętam już, kiedy tak długo czytałam jedną książkę. Nie dawałam rady przeczytać za jednym razem więcej niż kilku stron, w końcu poddałam się i sięgnęłam po kolejne książki, jednak ostatecznie wracałam do czytania i siedziałam z nieprzyjemnym uczuciem w żołądku. Miałam wrażenie, że przeżywam "Wierną" Veronici Roth kolejny raz. I niestety nie po raz pierwszy ostatecznie rozpaczałam wewnętrznie, że seria, którą naprawdę lubię i uwielbiam czytać, kończy się w taki sposób, że skreśla ją z listy moich ukochanych książek. 

Pierwszy tom "Wszechświatów" był taki łagodny, jak świeży powiew powietrza w upalny dzień. Druga część była bardziej skomplikowana oraz filozoficzna i zakończyła się dość dramatycznie. Sprawy mocno się poplątały i konsekwencje tych zdarzeń oraz kontynuację można obserwować w "Utopii". Niektóre momenty mocno budziły moje wątpliwości, a czasami wręcz oburzenie. Słowo daję, tak samo było z "Niezgodną"; najpierw niezbyt złożona fabuła i bam "Wierna", która chciała nadrobić głębią za pierwsze dwa tomy. Ani zakończeniu historii Tris nie wyszło to na dobre, ani opowieści o Jenny, Alexie i Marco.

Pod sam koniec nieprzyjemne uczucia mnie opuściły i bawiłam się naprawdę dobrze, jednak nie zmienia to moich ostatecznych odczuć. Samo zakończenie miesza w głowie, zadaje nowe pytania czytelnikowi i otwiera dla chętnych drogę do dalszego rozwijania losów bohaterów. Autor sam do tego zachęca w posłowiu.

Myślę, że sięgając po "Utopię" oczekiwałam zwyczajnie zupełnie czegoś innego. Takie pokierowanie akcją oraz jej rozwój, krwawy oraz wstrząsający, nie pasował mi do łagodności pierwszego tomu, do jego filozoficznej, ulotnej natury. Nagle zrobiło się zbyt poważnie, przyziemnie. Sama fabuła nie jest zła, to dobry kawałek akcji, planowania, niespodziewanych zwrotów akcji w świecie, który zdawałby się być najgorszym scenariuszem przyszłości z możliwych. Jednak to nie to chciałam przeczytać we "Wszechświatach" i tu chyba leży mój problem.
Kliknij, aby powiększyćŹródło

Jak za każdym razem zachwycałam się jednak wspaniałą okładką. Nie mam wątpliwości, że cała seria "Wszechświatów" to jedne z najładniej wydanych książek. Zdejmowana obwoluta i te detale zawsze sprowadzają się do tego, że na podziwianiu samej okładki i chłonięciu wszystkich subtelnych detali spędzam naprawdę wiele czasu. I już tradycyjnie w przypadku wydawnictwa Dreams 10 % dochodu z książki przekazywane jest na cele charytatywne. 

"Utopia" to na pewno książka, której nie mogą sobie odpuścić sobie fani trylogii "Wszechświaty", a fakt, że internauci w Polsce wybrali ją najlepszą książką na gwiazdkę w kategorii młodzieżowej, pokazuje, że wiele osób jest zadowolonych z takiego zakończenia tej historii, więc mam nadzieję, że i Wam przypadnie ono do gustu.
Podziel się
Tytuł oryginału: The Winner's Curse
Seria: Niezwyciężona
Tom: 1/3
Liczba stron: 379
Ocena: 7.5/10
"Niezwyciężona" to seria z interesującą genezą, którą autorka wyjawia w podziękowaniach. Wydawnictwo Feeria nie zostało przy oryginalnym tytule - The Winner's Curse - trochę szkoda, gdy ma to takie interesujące znaczenie - wygrana przede wszystkim, nawet gdy równocześnie się przegrywa. Ten wątek jest niebywale głęboki w książce - zwycięzca i przegrany w jednym - i objawia się w najmniej spodziewanych momentach i zakrętach historii. "Pojedynek" jednak również całkiem dobrze pasuje do treści książki.

“Ludzie przebywający w jasno oświetlonych miejscach nie dostrzegają tego, co skrywa się w mroku.”

Jak każda młoda dziewczyna Kestrel ma tylko dwa wyjścia - wyjść za mąż lub wstąpić do wojska. Dziewczyna jednak, mimo presji z powodu bycia córką generała, marzy o czymś zupełnie innym. Gdy kolejne spotkanie z przyjaciółką kończy się w niespodziewany sposób, Kestrel wie, że będzie musiała już niedługo zdecydować o swojej przyszłości. Dziewczyna nieświadomie związała swoje losy z niewolnikiem Arinem, który również skrywa sekrety, mogące odmienić życie ich obojga. Oboje będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla nich ważniejsze: rodzinna tradycja, czy słuchanie głosu serca.

Marie Rutkoski zaryzykowała i zdecydowała się na bardzo niebezpieczny zabieg fabularny. Historia w "Pojedynku" opowiedziana jest przede wszystkim z punktów widzenia Kestrel i Arina. Bardzo szybko pojawią się więc wcale niesubtelne wskazówki na temat skrywanych przez tą dwójkę sekretów. Niedługo potem już doskonale wiadomo, co się świeci i aż boli obserwowanie, jak rozwija się akcja, gdy czytelnik już wie, w jakim idzie kierunku, czego nie można powiedzieć o głównych bohaterach. Niektórzy nie mają bladego pojęcia...

"Pojedynek" skojarzył mi się z "Klejnotem", jednak nie mam wątpliwości, że pierwszy tom trylogii "Niezwyciężona" jest o wiele lepiej napisaną książką. Niefortunny jest za to według mnie opis powieści, który naprawdę wiele zdradza oraz teoretycznie zapowiada kolejny, oklepany już do znudzenia, zakazany romans. Wierzę wciąż niezłomnie w to, że da się napisać książkę young-adult bez czynienia wątku romantycznego głównym paliwem opowieści. I właśnie to znalazłam w "Pojedynku:, ponieważ przed dobre dwieście stron powieści wątek miłosny jest po prostu subtelny.

Dalej za to sytuacja staje się niezwykle intensywna, ale nie w taki sposób, w jaki czytelnik mógłby się tego spodziewać - to lubię. Choć według mnie nie do końca można mówić tutaj o miłości, "kochaniu się", to relacja pomiędzy Arinem i Kestrel jest dobrze poprowadzona zarówno z dalszej, jak i bliższej perspektywy. Niektóre szczegóły po prostu rozpalają zmysły. Właściwie jest to jedna z najlepszych relacji damsko-męskich z tego typu książek, które ostatnio czytałam - a nie muszę chyba przypominać, że co druga książka dla młodych dorosłych, która teraz wychodzi jest utrzymana w podobnym tonie. 

Jednak to nie o tym jest "Pojedynek". To przede wszystkim historia o walce: o władzę, wolność, życie. Opowieść o wojnie, niebezpiecznej taktyce i strategi przeżycia. Zwykle dojście do takiego momentu w fabule, zajmuje z trzy książki, a do dopiero pierwszy tom trylogii. Och, co będzie dalej?

Zakończenie powieści jest mocno zaskakujące. Naprawdę nie spodziewałam się, że akcja potoczy się w takim kierunku, a miałam swoje hipotezy oraz podejrzenia. Aż ciśnie się na usta pytania: i co dalej (poza pięknymi okładkami kolejnych tomów oczywiście!) Co mi przypomniało o tym, że okładka "Pojedynku" jest o wiele ładniejsza z daleka. Z bliska widać nieciekawe tło (panele???) i niefortunną fryzurę bohaterki. Na szczęście kolejne dwie (zwłaszcza pięknie niebieska druga część) zapowiadają się o wiele lepiej.

"Pojedynek", pierwszy tom trylogii "Niezwyciężona", okazał się niebywale fascynującą książką, jedną z najciekawszych, jakie miałam okazję czytać w ostatnich miesiącach z gatunku young-adult, co nie powiem, nieźle mnie zaskoczyło. Jak się okazuje piękna okładka nie zawsze ma za zadanie zakrywanie braków w fabule. Polecam Wam przyjrzenie się bliżej tej opowieści (nie okładce ;)), a ja idę dalej zastanawiać się, jak potoczy się akcja w kolejnych dwóch tomach, bo na razie nie mam pojęcia. Gdzie jest drugi tom, jak jest potrzebny, ja się pytam?!
Podziel się
Czekając na seans "Kosogłosa" chyba bardziej smuciłam się, że to już koniec, niż cieszyłam, że po tylu latach mogę obejrzeć finał tej historii. "Igrzyska Śmierci" to dla mnie seria wyjątkowa. Uwielbiam książki od lat i śledziłam od początku informacje o ekranizacji, czekając na pierwszy film w marcu 2012 roku. Zbierałam przez lata wycinki, zdjęcia, plakaty. W końcu wybrałam się w tym roku na światową premierę ostatniego filmu. "Igrzyska Śmierci" to opowieść, którą śledziłam od samego początku, a teraz nadszedł jej kres...

Nadszedł czas ostatecznej rozgrywki z prezydentem Snowem, a Katniss nie zamierza stać z boku i czekać, aż ktoś inny wygra za nią wojnę. Wyrusza więc do Kapitolu, aby zakończyć sprawę w jedyny możliwy sposób - musi udać się na ostatnie polowanie.

Nie przeczytałam ponownie "Kosogłosa" przed wybraniem się do kina, jak to robiłam w przypadku dwóch pierwszych części. Więc od ostatniego razu minęło już parę lat - dokładnie cztery we wrześniu, jednak ja wciąż bardzo dobrze pamiętam książkę, co skończyło się tym, że moje oglądanie polegało mniej na przeżywaniu i wczuwaniu się, a bardziej na podziwianiu gry aktorskiej, interpretacji reżysera, tej nutki adaptacji, scenografii oraz efektów specjalnych. Oznacza to również, że czytanie "Kosogłosa" dotknęło mnie o wiele bardziej.

Wszystkie gify z tumblr.com
Druga część "Kosogłosa" to ta mroczniejsza, niebezpieczniejsza część. Dosłownie siedemdziesiąte szóste Głodowe Igrzyska. Chociaż film trwa ponad dwie godziny, to i tak miałam wrażenie, że akcja pędzi do przodu i coraz bardziej zbliżają się momenty, które w książce złamały mi serce, a następnie zafundowały solidnego książkowego kaca. Dobra wiadomość jest taka, że gdy dochodzi co do czego (scena w podziemiu), to wszystko toczy się naprawdę szybko, więc można przetrwać na wstrzymanym oddechu. Zła wiadomość jest taka, że i tak zdążyłam to zobaczyć, wyryć tę scenę w pamięci oraz ją poczuć.

Epilog "Kosogłosa" budzi nie mniejsze kontrowersje, co ten z "Harry'ego Pottera". Obawiałam się tego momentu, który jest niczym naklejanie plasterku na otwartą ranę, ponieważ mimo upłynięcia tak wielu lat od faktycznego finału, to wciąż tam jest, tuż za bohaterami - ten mrok, niepewność, przeszłość. W filmie scena była za to bardzo... jasna. Zabrakło mi tego cienia, uczucia, że po tym wszystkim wciąż nie jest łatwo, że każdy dzień jest dalszą walką. 

Co za to mi się bardzo spodobało, to dodana scena spotkania Katniss z Gale'm, która według mnie nie miała miejsca w książce (tak na 99 %). Twórcy chcieli unaocznić pewien wątek, zrobić go jasnym niczym reflektor i trzeba powiedzieć, że im się to udało. Skojarzyłam go od razu, na samym początku, gdy pierwszy raz poruszoną tę sprawę. Z tego powodu spotkanie jest sceną naprawdę przeraźliwie smutną. Miałam wrażenie, że do tej pory nie rozumiałam w pełni tego zdarzenia, dopóki nie zobaczyłam go na ekranie. Zimny dreszcz zrozumienia - to jest naprawdę świetna scena.

Z przyjemnością obserwowałam - już po raz ostatni - aktorów wcielających się w swoje role. Nie mam wątpliwości, że Jennifer Lawrence przyćmiła wszystkich innych w filmie. Ona jest po prostu moją Katniss. Nawiązałam w końcu również nić sympatii z Galem, mimo wszystko był on dla niej wspaniałym przyjacielem (choć sławetna scena rozmowy z Peetą była jakaś taka niezręczna, ale w sumie tak samo było w książce, więc to chyba dobrze!). Josh Hutcherson zagrał świetnie - od słodziaka do szaleńca. Pełen zestaw, można podziwiać. Powiem jednak, że brakowało mi wielu dialogów, jego pytań "prawda czy fałsz". Bardzo to okrojona, a szkoda! Zwróciłam też uwagę na to, że kolejny raz Jena Malone w roli Johanny była genialna. Odpychająca, ostra, kiedy aktorka jest najsłodszą osobą na świecie. O genialności Donalda Sutherlanda oraz Julianne Moore nie trzeba nawet wspominać! Żałuję jednak, że tak mało było w filmie Finnicka. Mam wrażenie, że osoby, które nie czytały książki, nie wiedzą, jak bardzo ważna osobą jest on dla Katniss, jak wiele dla niej znaczy.

Uwielbiam i nienawidzę scen z Kapitolu. Tak bardzo chciałam i nie chciałam je zobaczyć. Ta część "Kosogłosa" niesamowicie mną wstrząsnęła w czasie czytania. Nie pomaga też fakt, że przeniesioną ją na ekran z dbałością oraz rozmachem. Zabawnie było zobaczyć w filmie berlińskie metro - już nigdy nie będzie ono takie samo. W końcu właśnie wtedy zeszli do podziemi...

Druga część "Kosogłosa" nie była może najlepszym filmem z wszystkich czterech - moim faworytem pozostaje "W pierścieniu ognia"! - ale jest to na pewno niesamowicie dobry film oraz godne zakończenie tej historii. Nie zawiodłam się oglądając finał. Po "Harrym Potterze" oraz "Zmierzchu", to właśnie "Igrzyska Śmierci" zwojowały świat w niespodziewany sposób; był to najgorętszy temat ostatnich lat. Niektórzy już zastanawiają się, co będzie następcą tej serii, ja jednak nie widzę na razie żadnych pewnych kandydatów, który mieliby zawładnąć wyobraźnią milionów w podobnym stopniu. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji - są w końcu osoby, które nie widziały/czytały Harry'ego Pottera! - to koniecznie poznajcie historię Katniss.
Podziel się
Tytuł oryginału: The Rogue Knight
Seria: Pięć królestw
Tom: 2/5
Liczba stron: 476
Ocena: 7/10
W drugim tomie "Pięciu królestw" bohaterowie wkraczają do Elloweer w poszukiwaniu księżniczki Honoraty. Tym królestwem rządzi zupełnie inny rodzaj magii, a zdecydowanie nie jest jedyny problem Cole'a i jego przyjaciół. W głębi Elloweer czai się bowiem potężne niebezpieczeństwo, z którym muszą zmierzyć się bohaterowie, aby uratować królestwo przed zagładą. Najpierw czeka ich jednak spotkanie z legendarnym Błędnym rycerzem. Nie wiadomo jednak, czy będzie on dla nich przyjacielem, czy wrogiem...

"Od małej iskry rozpoczynają się wielkie pożary."

"Błędny rycerz" jest bardzo podobny strukturalnie do pierwszego tomu serii "Łupieżców niebios" (muszę jednak powiedzieć, że okładka bardziej mi się podobała!). Można by nawet powiedzieć, że książka jest schematycznie zbudowana. Kolejna księżniczka, jej moc, wielkie niebezpieczeństwo oraz starcie pod koniec. I zapowiada się, że podobnie będzie w przypadku kolejnych trzech tomów. I w sumie cały czas się zastanawiam, czy to pozytywna cecha tej serii, czy jednak nie (oraz czy podobnie było w przypadku "Baśnioboru"). Z jednej strony nie znoszę wręcz schematyczności, a z drugiej są autorzy, które tworzą podobne do siebie historie, a i tak ich lektura jest niezwykła.

Budowa fabularna "Błędnego rycerza" była więc z grubsza podobna do "Łupieżców niebios", ale było też parę niezłych zaskoczeń oraz zwrotów akcji. Nie zabrakło również ciekawych, nowych bohaterów, jak na przykład genialny czarny charakter Trillian. Coś czuję, że jeszcze pojawi się on, jak nie w tej serii, to w innych książkach Brandona Mulla. Szkoda byłoby zmarnować taki wątek.

"-Dopatrujesz się oszustwa, gdziekolwiek spojrzysz.
-Tylko kiedy patrzę na ludzi."

Bohaterowie serii "Pięć królestw" są w większości bardzo młodzi, wręcz dzieciaki. Trafili jednak do świata, który nie może się różnić bardziej od ziemi. Są niewolnikami, świadkami przemocy, a nawet śmierci. A równocześnie historia jest ugrzeczniona i wygładzona, jak to jest w powieściach dla młodszych czytelników. Główny bohater myśli czasami, jak nastolatek, a innym razem, jak niewinne dziecko, jednak zdecydowanie potrafi przystosować się do sytuacji i stawić czoła nowym wyzwaniom.

Warto koniecznie przeczytać podziękowania, w których autor zdradza swoje plany na kolejne tomy serii "Pięć Królestw" i nie tylko. Brandon Mull wspomina również o nowym pięcioksięgu ze świata "Baśnioboru". Dla fanów jego twórczości, a wierzę, że jest ich wielu patrząc na piękną liczbę nakładu "Błędnego rycerza", będzie to świetny smaczek po zakończonej lekturze. Przy okazji warto zwrócić uwagę, jaki fajny tłumacz przekłada tę serię!

"Pięć królestw" to seria skierowana do młodszego czytelnika, choć równocześnie zawiera naprawdę mocne sceny i nie zawsze bawi się w subtelności, zwłaszcza gdy dochodzi do walki na śmierć i życie. Z tego powodu uważam, że poza oczywiście fanami "Baśnioboru", osoby lubiące "lżejszą" fantastykę dobrze odnajdą się w tym świecie. Dla mnie czytanie "Błędnego rycerza" było świetną przygodą.

Ciekawe cytaty z "Błędnego rycerza" znajdziecie na moim Tumblr'ze: Nicole's quotes.
Podziel się
Pewna niepisana zasada głosi: "Nie chcesz spoilerów? To trzymaj się z daleka od Tumblr'a, kiedy coś oglądasz." Zwłaszcza, gdy chodzi o dopiero co opublikowany w całości sezon. I do od Marvela. Dzielnie więc nie wchodziłam na Tumblr'a w czasie oglądania pierwszego sezonu, genialnego serialu "Jessica Jones". Jednak po finale, pierwsze co zrobiłam, to kliknęłam wyszukiwanie po hashtagu Kilgrave, aby dostać się do najpiękniejszych gifów, jednak znalazłam coś zupełnie innego. Coś, co sprawiło, że z emocji nie mogłam potem zasnąć. 
River rzecze prawdę, pod tym obrazkiem dużo spoilerów z Jessici Jones.
"Jessica Jones" to nowy serial Marvela, który opowiada o byłej superbohaterce, która zmaga się ze stresem pourazowym. Na początku nie do końca wiadomo, co go spowodowało. A właściwie kto. Wiemy tylko, że ma to coś związanego z tym tajemniczym fioletowym światłem i mamrotaniem ulic. Fioletowy zostaje chyba od dzisiaj moim ulubionym kolorem (pisząc o serialu z Julią, używamy serduszek tego właśnie koloru).
Poniższe gify oraz obrazki z tumblr.com
Szybko wychodzi na jaw, że demonami z przeszłości Jessici, a właściwie demonem jest Kilgrave, który rzekomo zginął w wypadku autobusu, ale jednak przeżył i jest bardzo, bardzo zły na Jessicę, która zostawiła go na pastwę losu. I okazuje to na swój własny, chory sposób.
Kilgrave jest villainem, czarnym charakterem i bez żadnego ściemniania powiem, że jest również prawdopodobnie najstraszniejszym, najbardziej przerażającym osobnikiem, jakiego kiedykolwiek widzieliście. Zwłaszcza w uniwersum Marvela. To nie jest facet, który chce przejąć władzę nad światem. Nie chce też zniszczyć ludzkości. W tym już jest wyjątkowy, a jeszcze przecież nie wspomniałam, co potrafi i jak to wykorzystuje.
Zebediah Killgrave, czy też Purple Man, jak brzmi jego komiksowy przydomek włada ludźmi poprzez mowę. Robią dokładnie wszystko, co im powiem. Czują, co im każe. Zdradzają mu swoje najgłębsze myśli oraz emocje. Wystarczy, że oddychają tym samym powietrzem, a już są w jego władzy. Jedną z jego ofiar była właśnie Jessica. Zafascynowała Kilgrave'a z powodu swojej mocy, super siły, a on uczynił z niej swoją marionetkę na długie miesiące.
Właściwie w serialu nie pokazano wiele z ich przeszłości. Jessicę poznajemy rok po ucieczce od Kilgrave'a. Jest scena, którą w kółko pokazywano, a która swoją drogą według mnie wygląda sztucznie - mam na myśli moment, w którym Kilgrave zostaje uderzony autobusem. Następnie pokazany zostaje moment, w którym się poznają oraz scena z dachu, która ma dwie wersje. Oczywiście, jeżeli oglądaliście serial, a więc czytacie ten post, to wszystko już wiecie. Piszę to wszystko, aby to sobie po prostu poukładać w głowie.
Kilgrave nie jest dobrą osobą. Zabija ludzi - nigdy osobiście, ale wystarczy, że rzuci hasło, a ludzie sami pragną się zabić, czy zrobić cokolwiek innego. Miał wszystko, czego chciał. Wystarczyło tylko powiedzieć. Następnie spotkał Jessicę, którą również tak wykorzystywał. Według niego był to związek, miłość. Jest jedyną rzeczą, przepraszam osobą, której pragnie. Jessica nie miała jednak wyboru i robiła wszystko, co jej powiedziano - zaczynając od zdradzania informacji o sobie, a kończąc na tym, że była gwałcona. Tak, Kilgrave jest porywaczem oraz gwałcicielem. Jessica nie była jednak jedyna...
Kilgrave jest dla mnie najlepszym czarnym bohaterem. Doskonałym villainem. Jest zły do szpiku kości, przerażający, sądzi, że to co robi jest usprawiedliwione, że robi to w imię miłości. I absolutnie uwielbiam tę postać, co prowadzi mnie do tego, co tak bardzo mnie zdenerwowało, jak weszłam na tumblr'a, aby sprawdzić, co inne osoby, które kochają Kilgrave'a tam dodały, a tam okazało się, że rozpętał się tam prawdziwy shitstorm.

Co drugi post ochrzaniał innych. I to w jaki wyrafinowany sposób! Ktokolwiek pisał, że uwielbia Kilgrave'a od razu tłumaczył się, że nie popiera jego akcji, nie tłumaczy jego zachowania, nie popiera gwałtów, nie shipuje go z Jessicą. Co czwarty post naskakiwał na takich ludzi, że i tak tak robią (ja nie widziałam ani jednego takiego postu, same tylko oskarżenia). Kolejne osoby skarżyły się na to, że oglądanie "Doctora Who" nigdy nie będzie takie samo, że David Tennant będzie im się śnił po nocach w koszmarach. Najlepsze są jednak posty, w których ludzie gulgotają o tym, że jak można w ogóle lubić Kilgrave'a, kiedy jest taki wspaniały bohater, jak Luke, a nie lubcie go, bo jesteście rasistami.
ŻE CO TU SIĘ DZIEJE?

Jak można porównywać te role Davida Tennanta? Jak można wspominać w ogóle o Dziesiątym Doctorze w kontekście do Kilgrave'a? Wiecie co, jakbym ja była aktorką, zagrała kultową rolę - jaką jest właśnie Doctor, a potem każdy by porównywał do tej roli, do wystąpienia w czymś zupełnie innym i pisał, że to "zniszczyło" jego spojrzenie na Doctora, to bym się chyba załamała. HELOŁ! Jak można porównywać szczeniaczka do rekina? Bo to ten sam aktor? Nawet argument, że ma podobną mimikę jest inwalidą, ponieważ absolutnie tak nie jest. David Tennant jest tak wybitnym aktorem, że bardziej realistyczny w roli Kilgrave'a nie mógł już by być. Źle mu z oczu patrzy, a do tego to jego zadowolenie z siebie. Ta satysfakcja. Czy scena, w której woła Jessicę, że ma się dreszcze i ciarki oglądając go w tej roli. Kolejny argument jest taki, że powiedział "well" w ten sam sposób, co Doctor. Nie no, ten sam aktor, z brytyjskim akcentem - a właściwie szkockim, powiedział tak samo słowo w dwóch różnych serialach. Gdybym robiła face palm za każdym razem, gdy miałam ochotę, to chyba miałabym twarz całą w siniakach.
Uwielbiam Davida Tennanta w tej roli. Mogłabym od tej chwili oglądać go tylko i wyłącznie, jak złego bohatera. Zastanawiam się, jak ktoś z takim talentem jeszcze nie dołączył do tych najsławniejszych Brytyjczyków. Każdy fragment Jessici, w którym się pojawiał oglądałam dwa razy. Najpierw słuchałam, a następnie tylko obserwowałam jego mimikę, gestykulację, mowę ciała. Bycie tak diabelsko doskonałym aktorem powinno być zakazane.
Mój osobisty post na tumblrze, który podbija świat.
Ja wszystkie smaczki, nawiązania do "Doctora Who" osobiście uważam za genialne. Jessica, która "potrzebuje doctora". Powyższa scena, która tak bardzo nasuwa wspomnienie podobnej z Doctorem. Polecenie, aby zabrać Kilgrave'a do "doktora, któremu ufasz". Zamierzone czy nie, miało swój urok. Były i takie sceny, które doprowadzały do wybuchów śmiechu, czy nawet zamieniania się w kisiel, a co! David Tennant dodawał takiego właśnie uroku villainowi!

Czy to ten moment, w którym powinnam się tłumaczyć? Kocham Kilgrave'a. I tyle. Nie ma ale, ponieważ, dlaczego. Czy jakby był inny aktor, to wpłynęłoby to na mój odbiór postaci? Może. Czasami kibicuję bohaterom, herosom naszego świata w ich misji, a innym razem ubóstwiam villainów i czekam na śmierć bohaterów (nadaremno, ale zawsze można sobie pofantazjować). Bywa i tak, że ani mnie to grzeje, ani ziębi. Czy mam się tłumaczyć, dlaczego jestem za Khanem w "Star Trecku", czemu kocham Evil Queen z OUAT, nawet gdy morduje i wyrywa serca (że nie wspomnę o Rumpelu, czy Wicked Witch z tego samego serialu)? Mogłabym mnożyć przykłady bez końca. Nie uważam, że ktokolwiek ma obowiązek się tłumaczyć. A jeżeli ma ochotę shipować Jessicę z Kilgrave'm, z Lukiem, czy innymi bohaterami, to droga wolna. O to chyba chodzi w fan fiction. Można zmienić wydarzenia, stworzyć własną wizję, która nam odpowiada. Niektóre są chore, ale taki tego urok.
Jest i ciekawa kwestia: moment, w którym Kilgrave stracił kontrolę na Jessicą, gdy zabiła ona Revę i odeszła od niego. Szkopuł jest taki, że faktycznie powiedział do niej - Jessici - aby się nią, Revą zajęła. Nie zabiła, nie skrzywdziła. Jessica tak to zinterpretowała i wybrała pchnięcie jej w serce z użyciem swojej mocy. To intrygująca, rozbudzająca emocje scena. I ten głos Davida. Mam ciarki. Dodam jednak, że to sam w sobie słabo rozwinięty wątek. Zmarnowany. Tak wiele tajemnic skrywała przeszłość i ledwo ją liźnięto! Skąd Reva, akurat Reva, o tym wiedziała? Co doprowadziło do niej Kilgrave'a, co sprowadziło ich w tę noc do tych opuszczonych magazynów? Dlaczego dyskietka była akurat tam? Tak wiele rzeczy ładnie, logicznie łączyło się w całość, a tutaj takie luki!

Serial mógł skończyć się w tylko jeden sposób - śmiercią Kilgrave'a lub straceniem przez niego mocy. Zakończenie jest okropne, ale rzuciłam się w stronę internetu, aby odkryć, że w komiksach Kilgrave'a nie tak łatwo się pozbyć. Nie wspominając o tym, że gdy uderzył w niego autobus, co uszkodziło mu nerkę, to przeżył on bez znieczulenia przeszczep tego narządu, obserwując lekarza, który wykonywał operację. Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Skąd te moce, zapytałby kto. Jeżeli chodzi o Marvel, to odpowiedź jest tylko jedna = eksperymenty na dzieciach. Są dwie wersje, wersja Kilgrave'a oraz jego rodziców, która wydaje się nie do końca prawdziwa, a to z powodu tego, że prowadzono w tym samym czasie, równolegle, eksperymenty na innych dzieciach. Eksperymenty brutalne, bolesne, wręcz nieludzkie. Kiedy objawiła się moc u Kilgrave'ie, który naprawdę ma na imię Kevin, jego rodzice dali nogę z kasą, zostawiając samotnie dziesięciolatka. I ten dziesięciolatek swoją mocą wymagał od ludzi opieki, jedzenia, miłości, pieniędzy, aby przeżyć.
Ukształtował się więc człowiek, który nie ma pojęcia, co jest dobre, a co złe. Doskonale widoczne jest to w momencie, gdy Jessica zabiera go do domu, gdzie mężczyzna przetrzymuje swoją rodzinę na muszce spluwy. Co robi Kilgrave, gdy jego mocą facet zostaje unieruchomiony, a matka z dwójką dzieci uratowana? Każe mu wsadzić sobie lufę do ust, ponieważ "będzie tylko zużywał podatki, nie jest ważna częścią społeczeństwa". Jessica powstrzymuje go słowami, że nie jest to jego decyzja. Kilgrave informuje ją potem, że nie może być bohaterem bez niej. Po cichu liczyłam na to, że twórcy pójdą w tym kierunku. Jakie to byłoby zarazem przerażające oraz zabawne. Jakże ciekawe byłoby obserwowanie ich relacji na takim gruncie, zwłaszcza gdy na temat przeszłości pokazano tak niewiele.

Jest jednak jak jest. Zakończenie, choć można powiedzieć przewidywalne, to nie było przeze mnie pożądane. David Tennant jest tak genialny w swojej roli, że przyćmił absolutnie wszystkich innych aktorów, to losy jego postaci najbardziej mnie interesowały oraz obchodziły, najbardziej je przeżywałam. Czasami ledwo było widać w tym fioletowym blasku bijącym od Kilgrave'a innych bohaterów tej opowieści. Mogłabym opisać z dokładnością każdą scenę, która mi się spodobała, aby zwrócić uwagę, co w niej jest genialnego - poza oczywiście samym Davidem Tennantem, choć to jego zasługa.

O tak, Kilgrave to zdecydowanie mój najukochańszy, najbardziej przerażający czarny charakter.
Podziel się
Liczba stron: 319
Ocena: 7/10

Po dwóch latach w Chinach - o czym możecie przeczytać w książce "Chiny od góry do dołu" - Marek Pindral spędził trzy lata w Omanie leżącym na Półwyspie Arabskim. Swoje doświadczenia oraz przeżycia zebrał w książce "Oman - W cieniu minaretów". Jego podróż zaczyna się na lotnisku w Monachium i prowadzi przez naprawdę nieoczekiwane miejsca oraz historie.

Integralną częścią książki są fotografie autorstwa Marka Pindral. Przede wszystkim widzimy na nich ludzi - mieszkańców Omanu. Ponownie zabrakło mi jednak podpisów. To bardzo przyjemne, gdy czytam o kopule budowli, która miała być niebiesko-biała, a okazała się być brązowo-biała, a następnie przewracam kartkę i widzę ją na zdjęciu. Bywało jednak i tak, że nie miały one większego związku z treścią książki, więc po prostu nie miały również tak wielkiego oddziaływania. Jakość niektórych zdjęć jest taka sobie, choć są i fotografie naprawdę mocne - autor opisał rytualny ubój zwierząt i gdy przerzuciłam kartkę, faktycznie to zobaczyłam...

"W cieniu minaretów" to książka wydana mimo wszystko bardzo ładnie. Mamy tutaj twardą okładkę, które to zaczynam coraz bardziej lubić. Sprawia ona, że książka wygląda solidnie (oraz tyle waży). Jest tutaj naprawdę dużo kolorowych fotografii zrobionych przez autora, a dodatkowo każda strona z tekstem jest ozdobiona na marginesie szlaczkiem, który nadaje całości takiego arabskiego smaczku.

"W cieniu minaretów" opowiada według mnie bardziej o ludziach, omańczykach, ich kulturze, zwyczajach, codziennym życiu oraz typowych zmaganiach, niż o samym Omanie. Pamiętam, że w "Chinach od góry do dołu" było sporo opisów oraz historycznych ciekawostek. Tutaj oczywiście Marek Pindral również opisuje odwiedzane miejsca, czy sięga do historii regionu, ale w o wiele mniejszym stopniu. Jest tutaj więcej opowieści, życiorysów oraz przemyśleń autora.

Z różnych względów można powiedzieć, że jest to książka "na czasie". Opowiada o Omanie - muzułmańskim kraju, jego mieszkańcach, ich religii, poglądach, zachowaniu i przede wszystkim podejściu do obcych. Czytałam książkę z ogromną ciekawością i dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy na wyżej wymienione tematy. Wiele z nich było sporym zaskoczeniem. Marek Pindral często zwraca uwagę na luki w myśleniu omańczyków oraz podkreśla zachowania, które wcale nie świadczą o religijności danych osób, która jest rzekomo bez skaz. Autor nie boi się poruszać niewygodnych tematów, dotyczących okaleczania kobiet, czy stosunków przedmałżeńskich. Jego rozmówcy potrafią powiedzieć zadziwiające rzeczy, choć nie zawsze prawdę, ale wszystko i tak wychodzi na jaw w pewnym momencie.

Marek Pindral nie poprzestał tylko na relacjach z rozmów. Książka pełna jest przemyśleń autora na poruszane tematy. Zawiera myśli, które nasunęły mu się w trakcie rozmowy, czy te które już od dawna nie dawały mu spokoju. Można powiedzieć, że trochę jest w tej opowieści filozofii. Czyta się to jednak naprawdę dobrze i zapewnia ciekawe tematy do przemyśleń.

"Oman - W cieniu minaretów" to kolejna udana książka Marka Pindrala, której tematyka wydaje się być obecnie szczególnie ciekawa. To nie jest przewodnik. To nie jest dziennik. To na pewno nie jest sucha relacja z trzech lat spędzonych na Półwyspie Arabskim. Marek Pindral mieszkał wśród tubylców, uczestniczył w ich obrzędach, modlił się z nimi w meczetach, słuchał i obserwował oraz obierał ścieżki, których nie odnajdą turyści.
Podziel się
Tytuł oryginału: The Eye of Minds
Seria: Doktryna śmiertelności
Tom: 1
Liczba stron: 381
Ocena: 7/10
Michael był zwykłym użytkowaniem sieci, graczem, który jak każdy marzył o dotarciu do Głębi Życia w swojej rozgrywce. Jednak wykonując kolejne zadanie w celu zdobycia punktów wplątuje się w intrygę kolosalnych rozmiarów. Zostaje mu postawiony wybór - albo podejmie się niemożliwego do wykonania zadania i skorzysta ze swoich hakerskich umiejętności albo ucierpią jego bliscy. Michael nie mając wyjścia wraz z dwójką swoich przyjaciół, podejmuje się ryzykowanej misji.

Przez chwilę zapomniałam nawet, że czytam nową książkę Jamesa Dashnera i ubzdurałam sobie, że "W sieci umysłów" jest autorstwa Micheala Granta i nawet stwierdziłam, że to dziwne, że pisarz nazwał po sobie głównego bohatera. Stało się tak, ponieważ "W sieci umysłów" skojarzyła mi się z moim ukochanym "BZRK". Na szczęście w tym przypadku było to dobre skojarzenie, ponieważ ci autorzy wykreowali zupełnie inne historie, które bardzo polubiłam z różnych od siebie powodów. "W sieci umysłów" jest skierowane do młodszego czytelnika, dlatego nie ma w sobie tego okrucieństwa i brutalności z "BZRK" (które ma nawet z tyłu okładki ostrzeżenie o tym). Choć i tak mimo młodego wieku bohaterów potrafi być naprawdę ostro i nie zabrakło w "W sieci umysłów" mocnych scen.

Zaskakujące, szokujące zakończenie jest bardzo w stylu Jamesa Dashnera. Takie, która sprawia, że nabiera się gwałtownie powietrza, gdy wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Układanki, o której istnieniu - co trzeba dodać - nie do końca czytelnik zdawał sobie sprawę i zaczyna się od razu zastanawiać, gdzie przeoczył wskazówki... Oczywiście nie brak w "W sieci umysłów" i przewidywalnych wątków. Czasami po prostu czytelnik wie, że fabuła musi pójść w takim, a nie innym kierunku. To jasne jak słońce. Choć oczywiście nie wszystkie fakty, czy zwroty akcji są od razu znane. Ja jednak nie spodziewałam się zupełnie takiego zakończenia i odzyskałam swoją wiarę w autorów, że potrafią oni wciąż stworzyć intrygi, których nie rozgryzę na wstępie. I tą cechą odznaczają się dla mnie naprawdę dobrzy autorzy, jak James Dashner.
Doktryna śmiertelności - James Dashner
1. W sieci umysłów
2. The Rule of Thoughts
3. The Game of Lives
Wizja przyszłości, która zostaje zdominowana przez technologię, staje się coraz bardziej popularniejsza, a ja nie wiem, czy na pewno mnie takie historię właśnie pod tym względem interesują. Niedawno czytałam przecież "Aplikację", która poszła co prawda w innym kierunku, ale utrzymana jest w podobnym tonie. Nie wiem jeszcze, czy taki rodzaj science fiction przypadnie mi do gustu. Mogę za to powiedzieć, że obie książki należą do tej ciekawszej połowy gatunku.

Powieść "W sieci umysłów" napisana jest w trzeciej osobie, jednak akcja opowiedziana jest przede wszystkim z punktu widzenia Michaela, choć głównych bohaterów mamy tradycyjnie troje. Trio przyjaciół - dwóch chłopców oraz dziewczyna. Michael to niezwykle inteligenty chłopak, Bryson to wesołek grupy, pewien siebie żartowniś. Jest i łagodna, delikatna Sara. To przyjemni bohaterowie, choć równocześnie słabo wykreowani. Czytelnik nie przywiązuje się do nich w takim stopniu, jak np. do Thomasa z "Więźnia Labiryntu". Miło się o nich czyta, kibicuje się im i w pewnym stopniu przejmuje się ich losem. I to tyle. 

"W sieci umysłów" to według mnie seria skierowana do młodszego czytelnika, jednak nie dzieci, a raczej młodzieży gimnazjalnej, może licealnej, a to ze względu na wiek bohaterów i to specyficzne ugrzecznienie ich relacji. Jest to książka delikatniejsza niż "Więzień Labiryntu", który nie bawił się w subtelności, choć jestem też pewna, że fani trylogii chętnie poznają drugą serię Jamesa Dashnera. Ja właśnie dlatego sięgnęłam po historię Michaela i nie żałuję tej decyzji.
Podziel się
Sophiegram
W zeszłym tygodniu mogliście obejrzeć recenzję pierwszego tomu nowej serii Ricka Riordana "Magnus Chase i bogowie Asgardu", a dzisiaj możecie zdobyć egzemplarz "Miecza Lata" na własność w pierwszym konkursie, który organizuję poprzez kanał! Dajcie się oczarować tej magii!


Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga "Książki są zwierciadłem duszy..." znajdującego się pod adresem http://bucherwelt.blogspot.com/.
2. Konkurs trwa od 21 listopada (dzisiaj) do 5 grudnia 2015 r. do północy. Wszelkie późniejsze zgłoszenia nie będą brane pod uwagę.
3. Wyniki zostaną ogłoszone w przeciągu 7 dni od zakończenia konkursu w tym poście.
4. Sponsorem nagrody w konkursie o wartości 39,90 zł (słownie trzydzieści dziewięć złotych dziewięćdziesiąt groszy) jest wydawnictwo Galeria Książki, za co pięknie dziękuję! Nagrodą jest jeden nowy egzemplarz książki "Miecz lata"  z serii "Magnus Chase i bogowie Asgardu" autorstwa Ricka Riordana.
5. Zasady konkursu:
a) w czasie wyszczególnionym w punkcie 2 należy napisać w komentarzu pod filmikiem odpowiedź na podane poniżej zadanie konkursowe;
b) w konkursie mogą brać osoby zamieszkałe na terenie Polski i Niemiec;
c) wraz z zgłoszeniem proszę o napisanie tutaj adresu e-mail;
d) jeżeli posiadacie blog/fanpage byłabym wdzięczna za podlinkowanie konkursu;
6. Zadanie konkursowe:
Napisz, jakie jest według Ciebie idealne imię dla głównego bohatera lub bohaterki serii książkowej.
Forma odpowiedzi jest dowolna; może to być tylko krótkie zdanie, rysunek, grafika, filmik, co tylko zapragniecie! Wiem, że potraficie na proste pytania odpowiadać w bardzo kreatywny sposób!
7. Prawo do składania reklamacji, w zakresie niezgodności przeprowadzenia konkursu z regulaminem, służy każdemu uczestnikowi w ciągu 7 dni od daty wyłonienia laureata. Można je zgłaszać na mojego maila: nicole.k@poczta.onet.pl.
8. Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu w dowolnym momencie, o czym uczestnicy konkursu zostaną poinformowani.

Powodzenia! Niech bogowie zawsze Wam sprzyjają!

WYNIKI KONKURSU!
Dziękuję wszystkim za wyczerpujące oraz zdecydowanie kreatywne odpowiedzi. Miałam ogromny problem wybrać tylko jedną osobę! Jest nią...

GREEN TOOTH

Gratuluję! 
PS. Niedługo kolejne konkursy!
Podziel się
Tytuł oryginału: Playlist for the Dead
Powieść w jednym tomie
Liczba stron: 271
Ocena: 6/10
Kup teraz
Następnego dnia po feralnej imprezie Sam idzie pogodzić się ze swoim najlepszym przyjacielem. W końcu zawsze to on pierwszy wyciąga dłoń na pojednanie. Znajduje go w łóżku i nie może go dobudzić. Przypadkiem strąca z szafki nocnej puste pudełko po tabletkach, które stało tuż obok pustej butelce po wódce. To co się stało jest zbyt przerażające, aby chociażby o tym pomyśleć. Hayden zostawił jednak dla Sama wiadomość, przyklejoną do pendrive'a: "Posłuchaj, a zrozumiesz".

Czytając "Playlist for the Dead" nie zapomnijcie posłuchać piosenek, które pojawiają się na początku każdego rozdziału. Zapewniam Was, że nie jest to zwykły frazes, ponieważ ja zaskakując samą siebie włączyłam Spotify, znalazłam po tytule książki playlistę, położyłam komórkę obok siebie i słuchałam kolejnych utworów. Zazwyczaj były one idealnie dobrane do długości rozdziału tj. czasu jego czytania. Czasami włączałam utwór drugi raz, a rzadziej odczekiwałam chwilę, aby go dosłuchać przed wzięciem się za kolejny rozdział. Pierwszy raz faktycznie zrobiłam coś takiego czytając książkę i to było ciekawe doświadczenie. Odkryłam parę naprawdę dobrych utworów przy okazji. Nie mówiąc o tym, że piosenki są doskonałym uzupełnieniem fabuły, ponieważ są wspominane, czy w pewien sposób omawiane w tekście. Nadają mu nowego znaczenia, głębi, melancholii, smutku oraz nadziei. Więc jeżeli zamierzacie zabrać się za czytanie "Playlist for the Dead" to gorąco polecam Wam zrobić to w momencie, gdy będziecie mogli słuchać również stworzonej przez autorkę playlisty.
Myślałam, że "Playlist for the Dead" będzie książką podobną do "Trzynastu powodów", jednak wcale tak nie jest. Mimo tego, że książka opowiada o samobójstwie, to równocześnie nie jest aż tak miażdżąca i mroczna. Autorka skupiła się na czymś innym. Moja współlokatorka, która dorwała się do książki pierwsza powiedziała mi zaskoczona, że jest to powieść dla młodszego czytelnika. Określiła wiek odbiorcy na gimnazjum, może początek liceum. I po przeczytaniu nie mogę się z tym nie zgodzić. Mimo takiej, a nie innej problematyki, mimo tak wielu różnorodnych wątków dotyczących współczesnych nastolatków, nie mam wątpliwości, że jest to książka zdecydowanie bardziej młodzieżowa, niż skierowana do młodych dorosłych. Jest ugrzeczniona w ten specyficzny sposób.

Czytelnik stopniowo odkrywa kolejne elementy historii, która doprowadziła do samobójstwa Haydena, jednak nie jest to droga podobna do tej z "Trzynastu powodów". Sam, nawet po przesłuchaniu playlisty wielokrotnie, nie dostaje oczywistych odpowiedzi. Czasami prawda objawia się w najmniej spodziewanym momencie, a jednak bywało i tak, że wypadło to dość sztucznie. Na początku zarówno Sam - jak i czytelnik - krążą niczym we mgle. Potem, nagle pod koniec powieści niczym w pośpiechu, każdemu rozwiązuje się język i wszyscy chcą przedstawić swoją wersje wydarzeń. Wydaje mi się, że wypadłoby to bardziej naturalnie, gdyby wszystko nie wyszło na jaw dosłownie pod koniec, na jednej imprezie.
Opowieść jednak sama w sobie jest i tak całkiem zgrabna, choć nie mogę powiedzieć, żeby było tu wiele zaskoczeń. Mimo oczywistości niektórych wątków i tak dobrze mi się czytało "Playlist for the Dead". Historia nie skupia się tylko i wyłącznie na żałobie oraz na odkrywaniu powodu samobójstwa Haydena, lecz pokazuje często niełatwą drogę do tego, aby ruszyć dalej i... żyć.

Jest i zakończenie "Playlist for the Dead". Można powiedzieć, że permanentne, ponieważ historia Sama zamyka się w jednym tomie. Epilog podobny jest do tego w "Czy wspomniałam, że Cię kocham?", ale w tej książce wypadło o wiele bardziej naturalnie. Spodobało mi się to, że nie jest wcale przesłodzone, ale tak bardzo życiowe po tym wszystkim, co się stało.

"Playlist for the Dead" to według mnie książka idealna na tę porę roku. Jesień to taki melancholijny okres, gdy atmosfera staje się gęstsza. Powieść ta szczególnie może spodobać się osobom, dla których muzyka jest hobby, tak jak to było w przypadku głównych bohaterów.

Wszystkie piosenki możecie znaleźć tutaj (Youtube).
Podziel się
Tytuł oryginału: Did I Mention I Love You?
Seria: Dimily
Tom: 1/3
Liczba stron: 403
Ocena: 6.5/10
"Czy wspomniałam, że Cię kocham?" to jedna z tych książek, które najpierw odniosły popularność w internecie, co może budzić pewne obawy, ponieważ nie trzeba nawet przypominać innych tytułów, które zadebiutowały w podobny sposób. Jednak moja ciekawość, ze względu na nietypową tematykę, zwyciężyła.

Minęły trzy lata, odkąd Eden widziała swojego ojca, który porzucił ją i jej matkę. Teraz jednak nagle zaprosił ją na całe lato do siebie, do Los Angeles. Eden zdecydowała się dać swojemu ojcu kolejną szansę oraz... poznać jego nową rodzinę. Dziewczyna zamieszkuje więc w słonecznej Kalifornii z ojcem, nową macochą i trójką jej dzieci. Najstarszy z nich, Tyler, zaczyna interesować Eden w sposób, w który nie powinien. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach, to wzajemne pociąganie nie byłoby niczym niestosownym. Rzeczywistość jest jednak taka, że Tyler i Eden są przybranym rodzeństwem. Jak jednak powstrzymać przybierające na sile uczucia?

Pomysł na książkę "Czy wspomniałam, że Cię kocham?" jest naprawdę ciekawy. Może nie jest to temat nowy, ale wciąż pozostaje raczej pewnego rodzaju tabu. Czymś, co gorszy ludzi, gdy o tym czytają, czy tym bardziej oglądają na ekranie. W pewnym momencie między Eden i Tylerem narodziła się relacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca, ponieważ poprzez rodziców zostali przyrodnim rodzeństwem. Prawda jest jednak taka, że do niedawna nie wiedzieli nawet o swoim istnieniu. Byli dla sobie po prostu chłopakiem i dziewczyną, którzy starali się zapanować nad swoimi uczuciami.

To zdecydowanie jest interesujący oraz zgrabnie poprowadzony wątek, zwłaszcza od momentu, gdy Eden oraz Tyler postanowili stawić czoło swoim uczuciom. Jednak pierwsza połowa książki wzbudziło we mnie pewne wątpliwości. Eden nie wiedziała, że te wszystkie skomplikowane emocje, które budził w niej Tyler, których nie potrafiła nazwać ani wytłumaczyć, doprowadzą do takiego rozwoju sytuacji, co akurat było przedstawione naturalnie. W książce nie pojawiły się żadne sugestie, czy dwuznaczne przemyślenia głównej bohaterki. To się po prostu stało. Co nie do końca rozumiem, to właściwie dlaczego do czegoś doszło...

Tylor nie jest typowym złym chłopcem, ale za to zdecydowanie chłopakiem zepsutym do szpiku kości. Adekwatne określenie, prosto z książki, to dupek. Traktuje swoją dziewczynę, jak przedmiot, pije, pali, bierze... Jest agresywny, nieracjonalny, chamski. Nikomu nie okazuje szacunku, a zwłaszcza swojej rodzinie. Jest oczywiście powód dla takiego zachowania, którego nie tak łatwo się domyślić. Długi czas zastanawiałam się, co takiego skrywa Tyler. I ten wątek również wyszedł autorce naprawdę zgrabnie, nie poczułam się, jakby tłumaczenie było naciągane. Jednak... i tak Tyler wydaje mi się odpychający. Nie jest to książkowy bohater, który rozpala zmysły i wcale nie przeżywałam na równi z bohaterką burzy uczuć w czasie lektury.

DIMILY - Estelle Maskame
1. Czy wspomniałam, że Cię kocham?
2.  Did I Mention I Need You?
3. Did I Mention I Miss You?
"Czy wspomniałam, że Cię kocham?" to książka według mnie naprawdę dobrze napisana. Właściwie ośmieliłabym się o twierdzenie, że najlepiej napisana z wszystkich tych powieści, które najpierw odniosły sukces w internecie, jakie miałam okazję przeczytać. Mamy tutaj zgrabną, pierwszoosobową narrację, na przyzwoitym poziomie książek YA. 

Niekoniecznie za to przypadł mi do gustu sam epilog, ostatni rozdział książki, który jest taki... cukierkowy - inaczej chyba nie da się jego określić. Nie pasowało mi to do pozostałej treści książki, gdzie rozwój wydarzeń był taki rzeczywisty oraz naturalny. Mogę powiedzieć, że dobrze czytało mi się "Czy wspomniałam, że Cię kocham?". Główna bohaterka decyduje się na wakacje u ojca, aby uciec od nieprzyjemnym wspomnień. Jest zwykłą dziewczyną, której wygląd nie jest wcale podkreślany na każdej stronie (dzięki bogu!). Ma swoje kompleksy i nie jest - obowiązkowo - molem książkowym. Poznaje nowych ludzi, z którymi doświadcza całkiem nowych rzeczy, np. imprezuje. Nie jest jednak wyolbrzymiane to, że robi coś niecodziennego dla siebie. Nie podkreśla się na każdym kroku, jak niezręcznie się czuje. A potem jest ten ostatni rozdział, który mogę jedynie odkreślić słowami naciągany oraz sztuczny. I wbrew pozorom nie oznacza ten epilog końca tej historii, choć według mnie mógłby sprawiać dokładnie takie wrażenie. Nawet się upewniłam, czy jest kolejny tom serii i o tych samych bohaterach.

"Czy wspomniałam, że Cię kocham?" to dobrze napisana książka z ciekawą fabułą, poruszająca temat romantycznych uczuć między przybranym rodzeństwem. Ja z powodu głównego bohatera nie odczułam jednak opowieści tak intensywnie, jak mogłabym to przeżywać i jak przeżywało to całe mnóstwo osób, jeszcze przed faktycznym wydaniem książki. I jestem pewna, że i w Polsce ta historia trafi do niektórych osób właśnie w takim stopniu, więc jeżeli zainteresowała Was fabuła, intrygują Was bohaterowie oraz sądzicie, że to książka dla Was, to zapewne Wam się spodoba.
Podziel się
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O mnie

Blogerka. Studentka. Mieszkanka Berlina. Whovian. Slytherin. Cheerleaderka Riordana.
Dowiedz się więcej

“Reading is one of the joys of life, and once you begin, you can't stop, and you've got so many stories to look forward to.”

Benedict Cumberbatch

Znajdź mnie

  • Facebook
  • Instagram
  • Tumblr
  • Youtube

Kontakt

Dowiedz się więcej

Niedługo na blogu

Moja kolekcja Funko popów
Moja przygoda ze Skupszopem
Unboxing ostatniego World of Wizardry
Rick Riordan prezentuje
King of Scars

Polecane

  • W jakiej kolejności czytać książki Ricka Riordana?
    Książki Ricka Riordana są obecne w moim życiu od ponad siedmiu lat. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby tego bloga. Zaczęłam czytać se...
  • Streszczenie: Złodziej Pioruna - Rick Riordan
    Cześć, tu Percy. Zostałem przekupiony niebieskimi pączkami, więc oto przybywam, aby powrócić do korzeni i opowiedzieć Wam o początkach mo...
  • Najciekawsze wydania Harry'ego Pottera
    Wygląd książki jest bardzo ważny, choć zapytani o to, mówimy, że nie można oceniać książki po okładce, zwłaszcza gdy bronimy ulubionej powi...
  • Streszczenie "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka" 1/2
    Witam! Wasze piękne oczka Was nie mylą. Poniżej znajdziecie streszczenie pierwszej części scenariusza fan fiction zatytułowanego "...
  • Trudno dostępne książki i ich wznowienia
    Cześć! Życie jest piękne i proste, gdy czyta się głównie świeżutkie premiery książkowe - są dostępne na wyciągnięcie ręki i to w wielu f...
  • W jakiej kolejności czytać książki Philippy Gregory?
    Philippa Gregory to obecnie jedna z najpopularniejszych autorek beletrystyki historycznej (choć pisze również książki czysto historyczn...
  • Szkoła w Niemczech
    Budynek A Dzisiaj będzie trochę inaczej, bardziej prywatnie(?), ponieważ na Waszą prośbę opowiem Wam trochę o mojej szkole, jak to wszys...
  • Książka, a film - trylogia "Więzień labiryntu"
    Ekranizacja „Więźnia labiryntu” ma swoich fanów i przeciwników. Mi oraz mojej siostrze filmy się podobały (jej chyba jeszcze bardziej niż...
  • Pajączek na rowerze - Ewa Nowak
    Liczba stron : 216 Z Oli jest niezłe ziółko. Nie znosi szkoły, a tym bardziej nauki i jest wulkanem energii. Łukasz jest jej przeciwień...
  • Trylogia Grisza - nowelki oraz dodatki
    Amerykańscy autorzy uwielbiają pisać nowelki, czy półtomy do swoich serii - to najlepszy sposób, aby pokazać historię z nowej strony,...

Archiwum

  • ►  2019 (3)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2018 (17)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2017 (42)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (8)
  • ►  2016 (120)
    • ►  grudnia (9)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (6)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (8)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (11)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (17)
  • ▼  2015 (161)
    • ▼  grudnia (6)
      • Królowa i Faworytka - Kiera Cass
      • Bookathon: Pretty Little Liars. Kłamczuchy - Sara ...
      • Wszechświaty. Utopia - Leonardo Patrignani
      • Pojedynek - Marie Rutkoski
      • Kosogłos cześć 2 - film
      • Błędny rycerz - Brandon Mull
    • ►  listopada (11)
      • Kilgrave, ponieważ Murdercorpse było już zajęte
      • W cieniu minaretów. Oman - Marek Pindral
      • W sieci umysłów - James Dashner
      • Konkurs z "Mieczem Lata"
      • Playlist for the Dead. Posłuchaj, a zrozumiesz - M...
      • Czy wspominałam, że Cię kocham? - Estelle Maskame
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (13)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (18)
    • ►  kwietnia (18)
    • ►  marca (18)
    • ►  lutego (18)
    • ►  stycznia (20)
  • ►  2014 (266)
    • ►  grudnia (19)
    • ►  listopada (23)
    • ►  października (26)
    • ►  września (17)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (23)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (23)
    • ►  marca (26)
    • ►  lutego (28)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2013 (270)
    • ►  grudnia (23)
    • ►  listopada (19)
    • ►  października (23)
    • ►  września (21)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (22)
    • ►  maja (29)
    • ►  kwietnia (22)
    • ►  marca (31)
    • ►  lutego (20)
    • ►  stycznia (19)
  • ►  2012 (135)
    • ►  grudnia (11)
    • ►  listopada (12)
    • ►  października (15)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (12)
    • ►  lipca (11)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (12)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (3)

Ulubione

  • Mirabelka
    Rzeczy, których wciąż nie rozumiem w k-popie
    3 dni temu
  • Gosiarella
    Horrory dla nastolatków
    1 tydzień temu
  • Patrycja W.
    Wyzwanie filmowe na 2023
    2 miesiące temu
  • eM
    Zagraniczne zapowiedzi: czerwiec, lipiec 2022
    8 miesięcy temu
  • Korvo
    Premiera: Mindf*ck - Christopher Wylie
    2 lata temu
  • Patrycja
    Tajemnice "Lasu na granicy światów" Holly Black [Premiera]
    2 lata temu
  • Blair Blake
    Na skraju złowrogiego Boru, albo Wybrana Naomi Novik
    3 lata temu
  • Abigail
    Kryminał kulinarno-muzyczny
    3 lata temu
  • Harry Potter Kolekcja
    Regulamin konkursu "Twój Simon"
    4 lata temu
  • Julia
    Małe rzeczy, bez których sobie nie radzę
    6 lat temu
  • Alicja
    Lair of Dreams
    7 lat temu
  • Wydawnictwo Jaguar
    Cena sztywna jak trup
    7 lat temu
Pokaż 5 Pokaż wszystko

Deviantart

Dziękuję za zrobienie pięknego logo!
Wszystkie komentarze zawierające linki są moderowane.

Obsługiwane przez usługę Blogger.

WAŻNE

Wszystkie opinie i recenzje zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa i nie wyrażam zgody nakopiowanie całości lub ich fragmentów bez mojej wiedzy i zgody (na podstawie Dz.U.1994 nr 24 poz. 83, Ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

Licznik odwiedzin

Obserwatorzy

Copyright © 2012 Sophie & Bucherwelt