Sophie & Bucherwelt
  • Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca
  • Recenzje
    • Autorami
    • Tytułami
    • Filmów i seriali
  • Przeczytane
    • 2012-2017
    • 2018
  • Kolekcja Ricka Riordana
  • Różne
    • Zdobycze
    • Must have
    • Miesiąc z...
    • Jak zacząć blogować?
    • Oceny
Wszyscy ludzie, którzy urodzili się o północy mają nadnaturalne zdolności lub też mogą być szaleni(w ekstremalnych przypadkach posiadać guza mózgu) i tylko sprawiać takie wrażenie. Kylie - choć ją to przeraża - uważa, że jest tylko nudnym człowiekiem, a nie istotą znaną z baśni, czy horrorów. Sytuacji nie poprawia fakt, że jej życie rozpadło się właśnie na kawałki; zmarła jej ukochana babcia, rodzice się rozwodzą, chłopak ją rzucił, a ona idzie po raz pierwszy na "prawdziwą" imprezę i oczywiście policja również znajduje się na liście gości. Czy może być gorzej?

Czasami śmiać mi się chce, gdy czytam takie opisy. Czy bohaterki książkowe muszą a) nie posiadać rodziców, b) posiadać jednego rodzica, c) mieć rozwodzących się rodziców(lub już rozwiedzionych) lub d) jednego z rodzicieli tak absolutnie nie do zniesienia, że woła to o pomstę do nieba? Nie wspominając o umierającej reszcie członków rodziny, zakończonych związkach, tragicznych wypadkach przyjaciół itp. Wszystkie opcje są możliwe i jako mieszankę w najróżniejszym natężeniu znajdziecie to w przynajmniej 90% książek młodzieżowych. Może przy pierwszych kilku razach było to nawet poruszające, ale po raz setny nie robi to już żadnego wrażenia, choć muszę przyznać, że Kylie wyjątkowo nie wzbudza żalu(i to niestety tego negatywnego), lecz jej historia, choć przesadzona, jest do zniesienia i nie wywołuje natychmiastowego wywracania oczami. Inaczej jest za to w przypadku 'fabuły'.

"Urodzona o północy" to nie tylko powieść o nastolatce, która właśnie dowiedziała się, że nie jest do końca człowiekiem, ale również historia z "intrygą" w tle, która u mnie wywołała serdeczny śmiech. Książka ma około 370 stron, a gdzieś około dwusetnej czytelnik kącikiem oka zauważa, że w tle opowieści poza poznawaniem świata nadnaturalnych istot i problemu z chłopakami(nie dwoma, lecz trzema!) dzieje się coś jeszcze. Jednak nie ma tutaj napięcia, grozy, czy nawet chęci odkrycia zagadki, która dosłownie może doprowadzić do zamknięcia obozu przez rząd/tajniaków. "Intryga" zostaje przedstawiona i wyjaśniona sekundę później, czyli innymi słowy autorka chciała napisać książkę o bohaterce z nadnaturalnymi zdolnościami, ale zdecydowała się, że historia musi mieć jakieś tło i dokładnie to słowo je oddaje: jakieś, ponieważ C.C. Hunter spaprała sprawę. Za późno wprowadzono w ogóle ten wątek, że nie wspominając o jakimś porządnym napięciu. Mamy tutaj za to drugi motyw z tajemnicą, który został przedstawiony już na początku książki, był obiecujący oraz doprawiony lekką nutką grozy, ale okazał się tak naprawdę... banalny i oczywiście nie mogło zabraknąć tutaj powtórzonego żartu.

Chyba mam jakiś dobry okres dla bohaterek książkowych, ponieważ Kylie okazała się być nie dość, że znośna, to jeszcze całkiem sympatyczna. Autorka próbowała usilnie, lecz nieudolnie wykreować z niej szarą myszkę, ale dziewczyna miała w sobie prawdziwą ikrę. Nie była wulgarna, czy chamska, nic z tych rzeczy; potrafiła jednak stanąć w obronie swoich przyjaciół i nie dać sobie w kaszę dmuchać. Możliwe jednak, że część moich pozytywnych wrażeń powstaje też z powodu trzecioosobowej narracji występującej w "Urodzonej o północy". Jak ja tęsknię za taką formą w książkach młodzieżowych! Od razu patrzy się na wszystko inaczej i z większym dystansem, choć też C.C. Hunter nie do końca opanowała trudną sztukę pisania w trzeciej osobie, gdzie przy dwóch rozmawiających osobach tej samej płci, trzeba już zaznaczyć, kto co powiedział, gdy wypowiedź jest wyrwana z kontekstu. Styl też jest jeszcze do dopracowania, ponieważ niestety "Urodzona o północy" jest pełna powtórzeń, które nie są nawet powiedziane innymi słowami, ale dokładnie tak samo. O ile po raz pierwszy żart był zabawny, to za trzecim i czwartym razem to sami wiecie, jak to wygląda. "O udało mi się napisać coś z humorem, to dam to na początku, środku i końcu historii, aby nikt tego nie przeoczył." Tak więc zadowolona jestem z trzecioosobowej narracji, jednak autorka według mnie powinna zdecydowanie więcej pisać, ponieważ jak na razie język jest bardzo prosty, a styl banalny.

Podsumowując, "Urodzona o północy" okazała się zaskakująco przyjemną, niewymagającą oraz lekką lekturą, którą czyta się naprawdę szybko dzięki przystępnemu językowi. Nie jest to literatura górnych lotów, ale sprawdzi się idealnie, jeżeli poszukujecie czegoś do oderwania myśli od rzeczywistości.

Ogólna ocena: 7/10.

Tytuł oryginału: Born at Midnight
Seria: Wodospady Cieni
Tom: 1/5
Liczba stron: 365
Gatunek: Paranormal romance
Wydawca: Feeria

Wodospady cienia:
1. Urodzona o północy
2. Awake at Dawn
3. Taken at Dusk
4. Whispers at Moonrise
5. Chosen at Nightfall
Podziel się
Opis: Detektyw Sherlock Holmes (Robert Downey Jr.) i jego przyjaciel dr Watson (Jude Law) powracają. Genialny Holmes nigdy nie miał sobie równych... aż do tej pory. Przestępca, wybitny umysł, profesor James Moriarty (Jared Harris), dorównuje Holmesowi bystrością umysłu a jego niezwykłe okrucieństwo i determinacja w dążeniu do zła dają mu olbrzymią przewagę.

Akcja filmu rusza z kopyta już od pierwszej sekundy i naprawdę bardzo spodobała mi się intryga przedstawiona w filmie oraz wszystkie działania podjęte przez bohaterów, aby sobie z zaistniałą sytuacją poradzić. Jak na tamte czasy było to coś absolutnie nowatorskiego i to w wielu dziedzinach; zaczynając od medycyny, a kończąc na inżynierii. Akcja filmu jest dynamiczna, a do tego produkcja posiada naprawdę świetny montaż, który sprawia, że "Gra cieni" jest płynna oraz absolbująca dla widza. W tej części warto zwrócić uwagę na misternie budowane napięcie, którego natężenie rosło i malało w odpowiednich momentach. Mimo powagi sytuacji znalazły się tutaj sceny, które rozbawią widzów do łez lub wbiją ich głęboko w fotele ze zdumnienia. Innymi słowy jest to naprawdę porządny 'kawałek kina'.

W "Grze cieni" pojawiają się nowi bohaterowie(lub też dopiero się objawiają), a inni żegnają się z nami na zawsze. Muszę się przyznać, że jedna scena, w której bardzo lubiana przeze mnie postać została tak brutalnie usunięta z gry była zaskakująca oraz wstrząsająca, choć liczę też po cichu na magiczne zmartwychwstanie i łyknę w tym przypadku nawet kiepskie wytłumaczenie, ponieważ tak się po prostu nie robi. Nie tworzy się świetnych bohaterów, żeby ich potem zabić, choć właśnie tak robi duuuużo nie tylko scenarzystów, ale również autorów łamiąc swoim odbiorcom serca.

Pozytywniejszą stroną tego medalu są nowi oraz ciekawi bohaterowie, jak brat Sherlocka, który zostaje przedstawiony widzom w dość... nietypowy sposób. Jego wątek to przyjemny oraz humorystyczny aspekt filmu. Poznajemy również tożsamość profesora Moriarty'ego, jednak na mnie wywarł on dość średnie wrażenie. Aktor jest naprawdę przekonujący, a w tej całej zimnej, jak lód i poważnej postawie jest coś niepokojącego, jednak jak dla mnie to nie do końca było to, co chciałam zobaczyć na ekranie.

"Gra cieni" to druga część filmowej trylogii o Sherlocku Holmesie, która jest zrobiona równie dobrze i ciekawie, jak część pierwsza, co z pewnością jest zasługą genialnych aktorów, inteligentnego scenariusza oraz oczywiście zdolnego reżysera, który potrafił przenieść to wszystko na ekran w tak intrygujący sposób. Choć "Sherlock Holmes" w moim odczuciu jest odrobinę lepszy od sequela, to i tak mogę polecić Wam obejrzenie "Gry cieni".

Ogólna ocena: 8/10.

Ogólne informacje:
Tytuł oryginału: Sherlock Holmes
Czas trwania: 2 godz. 9 min
Rok produkcji: 2011
Reżyser: Guy Ritchie
Scenarzyści: Michele Mulroney, Kieran Mulroney
Główne role:
Robert Downey Jr. - Sherlock Holmes
Jude Law - Dr John Watson
Rachel McAdams - Irene Adler
Noomi Rapace - Madam Simza Heron
Jared Harris -Profesor James Moriarty
Stephen Fry -Mycroft Holmes
Paul Anderson - Pułkownik Sebastian Moran
Kelly Reilly - Mary Watson
Geraldine James - Pani Hudson
Podziel się
"Cień księżyca" to ostatni tom serii "Strażnicy nocy" opowiadający o zmiennokształtnych nastolatkach. Tym razem główną bohaterką jest Hayden, która jest empatką - odczuwa emocje innych, co bywa dla niej przytłaczające. Gdy dowiaduje się, że zagraża jej niebezpieczeństwo, postanawia uciec i odciąć się od wszystkiego, ponieważ przy ludziach jedyne, co czuje to jej własne emocje. Jednak okazuje się, że w jej stadzie jest Daniel, którego nie może wyczuć i który właśnie ją odnalazł...

Na pewno wielką zaletą tej książki - jak i całej trylogii - jest fakt, że jej lektura jest całkowicie bezbolesna. Bohaterowie są naprawdę w porządku; tak, tak nawet dziewczyny, które nie wzbudzają we mnie chęci mordu; akcja leci szybko oraz płynnie do przodu, nie ma marudzenia, niepotrzebnego przedłużania, więc książkę czyta się błyskawicznie; "Cień księżyca" nie jest też specjalnie długi, ma w E-booku tylko 211 stron, więc w wersji papierowej będzie ich około trzystu; mamy tutaj jakiś głębszy wątek w tle oraz przyzwoite, otwarte zakończenie z fajną puentą. Jednak jeżeli idzie o miłość...

Wiecie, że z młodzieżowymi romansami mam nie mniejszy problem niż z ich głównymi bohaterkami, ponieważ w 99% przypadków w ogóle ich nie kupuję. Mogę wymienić całkiem sporo dowodów, że da się w młodzieżówce wykreować przekonującą relację romantyczną między bohaterami, która nie powoduje a) niesmaku; b) wywracania oczami. W "Strażnikach Nocy" autorka wybrała "bezpieczne" rozwiązanie i 'zwaliła' wszystko na instynkt wilków, które łączą się w pary na całe życie. Tak więc jeżeli dopiero poznałaś faceta - jakieś trzy dni temu - to wszystko w porządku, że budzi się w tobie pożądanie, tak mylnie nazywane wielką miłością. Tak jakby już utknęłaś z nim do końca życia. Uroczo po prostu. Muszę przyznać, że mimo wszystko nie ma to wielkiego wpływu na moją ocenę książki.

Podoba mi się bardzo, że w tej serii każda książka jest zupełnie osobną historią opowiedzianą z perspektywy różnych (również z charakteru) bohaterek. Każdy tom łączy się z kolejnym, ponieważ często dotyczy postaci, które mieliśmy okazję już poznać, jednak autorka lubi eksperymentować z formą. O ile "Blask księżyca" oraz "Pełnia księżyca" są do siebie bardzo podobne, to "Nów księżyca" jest już zupełnie inny oraz zaskakujący. Rachel Hawthorne udało się to również z ostatnim tomem "Cieniem księżyca", który choć podobny do poprzednich części ma w sobie całkiem sporo oryginalności.

Wbrew takiej ocenie oraz elementom, które nie przypadły mi do gustu, zawsze będę z sympatią wspominać tę serię, ponieważ moim zdaniem "Strażnicy Nocy" są jedną z tych lepszych, lekkich, odmóżdżających sag młodzieżowych, więc mogę Wam ją polecić, jeżeli szukacie czegoś bezbolesnego na rozluźnienie.

Ogólna ocena: 7/10.

Tytuł oryginału: Shadow of the Moon
Seria: Strażnicy Nocy
Tom: 4/4
Liczba stron: 211 (E-book)
Gatunek: Paranormal romance
Wydawca: Amber

Strażnicy Nocy:
1. Blask Księżyca - recenzja
2. Pełnia Księżyca - recenzja
3. Nów księżyca
4. Cień księżyca
Podziel się
Finał drugiego sezonu "Sherlocka" miał miejsce ponad dwa lata temu, co oznacza, że fani czekali pełne dwadzieścia cztery miesiące, aby na małym ekranie odkryć rozwiązanie zagadki oraz poznać dalsze przygody ekscentrycznego detektywa. I wiecie co zrobiono? Puszczono wszystkie odcinki w ciągu dokładnie dwunastu dni. Co się stało z miłą siedmiodniową przerwą pomiędzy kolejnymi epizodami? Finał trzeciego sezonu zbliżał się więc wielkimi krokami. Na szczęście(?) ogłoszono, że kolejny odcinek ma pojawić się już na tegoroczne święta, choć jeżeli mam być szczera, dla mnie jest to za szybko. Spokojnie mogłoby to być półtora roku lub te dwa lata. To również jedna z rzeczy, która czyni ten serial tak wyjątkowym. Tradycyjnie przy moich wrażeniach z trzeciego odcinka pojawią się tutaj spoilery w tekście oraz grafice. Odsyłam do niespoilerowych recenzji  sezonu pierwszego oraz drugiego.

Dobrze wiecie, jak wiele może wydarzyć się w ciągu półtora godzinnego filmu. Czasami jest tego aż za dużo, a czasami za mało. Trzeba doskonale wyważyć ilość wątków, pytań oraz zagadek, które przedstawi się widzowi oraz oczywiście wybrać odpowiedni moment, aby zrzucić na niego odpowiedzi. Najczęściej, kiedy w ogóle nie jest na to przygotowany psychicznie. Trolle opanowały to do perfekcji. Wszystko w odcinku ma znaczenie oraz składa się na większą całość, nawet jeżeli ma się wrażenie, że historia króliczka świecącego w ciemności nie ma nic wspólnego z zabójstwem sprzed prawie dwudziestu lat(sezon 2 odcinek 2). Jednak w przypadku "Sherlocka" i jego finałów wszystkie epizody w sezonie mają znaczenie i w mniejszym lub większym stopniu łączą się w całość. Dzięki boziu zielona, że Trolle bywają litościwe i ostatecznie podają rozwiązanie lub cóż przynajmniej częściowe, jednak sami wiecie, to trolle.

Doniczka!
O czym w ogóle jest epizod? Sherlock zostaje poproszone o odzyskanie listów, które doprowadzają go do bardzo niebezpiecznego człowieka - Charlesa Augustusa Magnussen - znanego też jako "Napoleona szantażu". Posiada on informację mogące pogrążyć każdą osobę podchodzącą z zachodniej cywilizacji i nie zamierza siedzieć cicho. Odcinek ten został oparty na opowiadaniu Arthura Conana Doyle'a pt. "Karol August Magnussen" i na pewno niejednym zaskoczy widów. Sherlock zostaje postrzelony przez jedną z osób, które szantażował  Magnussen, co doprowadzi do najbardziej niespodziewanego rozwoju wypadków.


Największą rolę w tym epizodzie odgrywa Mary Morstan, obecnie Watson, która okazuje się posiadać naprawdę mroczną tajemnice. Chciecie dowodu, że scenarzyści osiągnęli największy level trollowania we wszechświecie? Aktorka - Amanda Abbington - nie znała scenariusza do trzeciego epizodu, dlatego w dwóch pierwszych jest wcieleniem dobroci i słodyczy i złego słowa nie można o niej powiedzieć. Patrzy się na nią i myśli: co za urocza, niewinna osoba! Trolle pewnie umierały ze śmiechu. Wiadomo było, że ta rola została napisana specjalnie dla Amandy, jednak nawet ona sama nie wiedziała, jaka naprawdę jest jej postać i co zabawne można w ten sposób zinterpretować książki Doyle'a, ponieważ nigdy tak naprawdę nie wyjaśniono kim jest Mary, skąd pochodzi, że nie wspominając o jej rodzinie, gdy raz odwiedza matkę, a za innym razem twierdzi, że jest sierotą. Twórcy "Sherlocka" postanowili dopowiedzieć historię i wyjaśnić, dlaczego John zakochał się w Mary i wiecie co? Totalnie to kupuję! On sam ją wybrał, podświadomie wiedział, że nie jest taka zwyczajna, na jaką wygląda. Tylko na końcu miałam ochotę po prostu kopnąć go w tyłek za to, że przez niego znów fani nie zostaną całkowicie zaspokojeni informacjami. Watson znów nie chce wiedzieć, więc nie dowiadujemy się nawet, jak Mary ma na imię. Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział Amanda jest życiową partnerką Martina, co oznacza automatycznie, że jest równie trzaśnięta specyficzna, jak Freeman.

Dobór obsady nasuwa zresztą pewne sposoby, którymi Trolle kierowały się przy wyborze:
-Potrzebujemy żony dla Wastona...
-Martin ma przecież żonę!
-Potrzebujmy rodziców dla Benedicta...
-Benedict ma przecież rodziców!
-Potrzebujemy małego Sherlocka...
-Mam przecież syna! (Źródło: Tumblr)
I słowo daję tak właśnie było.

Według mnie drugą również znamienną postacią w tym odcinku był Mycroft Holmes, starszy( i mądrzejszy) brat Sherlocka oraz jeden z Trollów(Mark Gatiss). Ich relacji nie można całkowicie wytłumaczyć, czy zrozumieć. Z serialu można wyciągnąć wnioski, że długo wychowywali się sami zanim spotkali inne dzieci, które dosłownie były głupsze inne. W końcu oboje są geniuszami cierpiącymi prawdopodobnie na zespół Aspergera(upośledzenie zdolności społecznych).  Mycroft jest jedną z dwóch osób, które Sherlock ma w swojej książce adresowej i w czasie trzech sezonów mogliśmy obserwować, jakie ma spojrzenie na brata. Jednak jak to wygląda z drugiej strony? To zadziwiające, że Starszy Holmes zawsze widział w Sherlocku po prostu małego, wystraszonego chłopca, który zbyt mocno się zaangażował i przyjdzie mu za to drogo zapłacić.

Do smaczków odcinku należy również wątek z dziewczyną Sherlocka. Dosłownie serce mi stanęło, tak byłam zaskoczona, ponieważ nie tylko Benedict jest doskonałym aktorem. Sherlock wyglądał, jak zakochany, uroczy i przede wszystkim normalny mężczyzna. Jego radość była absolutnie przekonująca, a gdy dodamy do tego reakcję Johna mamy z tego scenę perfekcyjną. Na szczęście nie padłam na zwał.
-Oświadczyłeś się, żeby dostać do biura  Magnussena?
-Tak(zdziwionym głosem).
Podobnie jak w czasie ślubu, kiedy Sherlock nie wiedział, dlaczego wszyscy zaczęli płakać(ta panika na jego twarzy, bezcenne!), podobnie teraz choć umiał grać zakochanego, nie rozumie - dosłownie - jak działają ludzie i ich emocje. Na szczęście jego 'wybranka' okazała się dziewczyną całkowicie w porządku przez co nie trafi na listę Dextera osób od "odhaczenia". ;)

Nie można nie wspomnieć o zakończeniu, które wprawiło tak wiele osób w zaskoczenie lub nawet zniesmaczenie, choć dokładnie taka sytuacja ma miejsce w książce. Sherlock wybiera sprawiedliwość ponad prawem i samodzielnie ją wymierza. Nie jest to jednak pierwszy raz. Pamiętacie gościa, który spadł z okna(wielokrotnie) tylko dlatego, że dotknął Pani Hudson? Tym razem było to jednak bardziej drastyczne, choć i też ostatecznie nie dostał nawet klapsa w tyłek, ale wakacje gratis. Inna sprawa, gdy akcja działa
się w XIX wieku, co wywoływało zupełnie inne wrażenie niż teraz. Jak dla mnie Sherlock zrobił to dla Johna, lecz nie tylko. Charles był niebezpieczny, a do tego zagrażał szczególnie szczęściu Watsonów. Jest w tym dramatyzm oraz przekroczenie wszystkich granic. Jestem ciekawa, jak to zabójstwo wpłynie na kolejne sezony Sherlocka.

Szczerze mówiąc jeszcze się nie wypisałam. Słowo daję nie poruszyłam z przynajmniej tysiąca wątków. Narzeczonego Molly; bicia po twarzy Sherlocka; jego problemu z narkotykami; konfrontacji Mary z Johnem; ruszającej się doniczki; pałacu myśli, w którym Irene hasa sobie nago, a Moriarty jest zakupy w łańcuchy i zamknięty na wszelkie spusy; rodziców Sherlocka i mogłabym tak naprawdę bez końca. Co te Trolle ze mną zrobiły, szkoda słów. Mam nadzieję, że ten nieskładny fangirling jasno mówi Wam, że jestem zachwycona finałem(choć moim ulubionym odcinkiem jest poprzedni), mam wiele do przemyślenia i roztrząsania.

Nie zapomnijmy o zakończeniu.
-Andrew postanowiliśmy przywrócić postać Moriarty'ego.
-Ale przecież dosłownie postrzeliłem się w głowę.
-...
-...
-...
-Damy Tumblrowi rok lub dwa i to rozpracują.
Miss me?

Ogólna ocena: 10/10.
Podziel się
Ciało supermodelki Luli Landry zostaje znalezione pod oknem balkonu jej londyńskiej rezydencji. Policja stwierdza samobójstwo, ale brat celebrytki w to nie wierzy, dlatego zatrudnia prywatnego detektywa, Cormorana Strike’a.

Strike jest weteranem wojennym, podczas służby w Afganistanie ucierpiał i fizycznie i psychicznie. Ma kłopoty finansowe i właśnie rozstał się z kobietą swojego życia. Sprawa Luli jest dla niego szansą na odbicie się od dna, ale im bardziej detektyw wikła się w skomplikowany świat wyższych sfer, tym większe grozi mu niebezpieczeństwo.

Wciągająca, elegancka intryga zanurzona w atmosferze Londynu - od spokojnych uliczek Mayfair, przez ciasne bary East Endu, aż po zgiełk Soho - sprawia, że "Wołanie kukułki" jest nadzwyczajną książką.

To pierwsza powieść z Cormoranem Strikem napisana przez J.K. Rowling pod pseudonimem "Robert Galbraith"


Ogólna ocena: 9/10.

Tytuł oryginału: The cuckoo's calling
Data wydania: 4 grudnia 2013 r.
Seria: Cormoran Strike
Tom: 1/???
Liczba stron: 450
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Podziel się
Do kina na drugą część filmowej trylogii na podstawie "Hobbita" pt. "Pustkowie Smauga" wybrałam się już 30 grudnia, a trzy godziny filmu minęły, jak z bicza strzelił. Na przetrawienie potrzebowałam jednak trochę czasu, aby to wszystko ładnie ułożyć sobie w głowie. Mogę powiedzieć teraz już jedno: zdecydowanie jestem zadowolona z tej ekranizacji.

Opis: Hobbit Bilbo Baggins razem z Gandalfem oraz trzynastoma krasnoludami zmierza do legowiska smoka Smauga. Bohaterowie chcą pokonać bestię i odebrać jej złoto, które ukradła.

Więcej o treści nie trzeba mówić. Kto oglądał pierwszą część, wie jak i kiedy się skończyła. Kto nie oglądał, powinien to jak najszybciej zmienić. "Pustkowie Smauga" to kolejny dowód, że "Hobbita" zdecydowanie warto było zekranizować, a w dobie dzisiejszych osiągnięć, gdy efekty specjalne są na najwyższym poziomie oraz można już kręcić filmy w 3D sami możecie sobie wyobrazić, jak porażająco wygląda to na wielkim ekranie. Naprawdę odczuwa się różnicę, gdy ogląda się film na telewizorze/komputerze(jak ja w przypadku pierwszej części), a na olbrzymim kinowym ekranie. Nie mogę jednak polecić wersji 3D, co do której z powodu pewnego wywiadu z reżyserem, miałam naprawdę spore oczekiwanie i się tutaj zawiodłam. Według mnie nie było żadnych specjalnych efektów, ale na szczęście znakomici aktorzy i scenografia wynagradzali mi męczenie się z okularami. Było to tym bardziej nużące, ponieważ film jest bardzo ciemny. W sumie nic dziwnego, gdy większość część filmu bohaterowie przebywają w Mrocznej Puszczy, a potem w siedzibie elfów. Z jednej strony nadaje to ekranizacji tej powagi i epickości, znanej nam z "Władcy Pierścieni" i przemienia "Hobbita" z bajki dla dzieci na opowieść dla osoby w każdym wieku, a z drugiej bywa dość męczące dla oczu z powodu prawie trzygodzinnego seansu.

Najbardziej w filmie nie spodobał mi się jednak wątek romantyczny, choć nie wiem, czy w ogóle można to tak nazwać, ponieważ nie poczułam absolutnie nic. Kilka 'tęsknych' spojrzeń i dwuznaczne teksty o spodniach to chyba trochę za mało, żeby to od razu chrzcić romansem. Bardzo się cieszyłam, że wprowadzono w filmie postacie kobiece, ponieważ jak wiecie(lub nie) w książce nie pojawiają się żadne, ale reżyser i scenarzyści nie chcieli robić z tego filmu tylko o facetach, więc wprowadzono role żeńskie, nie tylko w postaci elfki Tauriel(Evangeline Lilly) o cudownym kolorze włosów, ale na przykład żony jednej z krasnoludów oraz dzieci Barda. Wracając jednak do wątku romantycznego, którego nie ma; wiecie, jak to było w "Władcy Pierścieni"? Uczucie bohaterów było takie czyste(widziałam tylko pierwszą część, więc proszę o zrozumienie, gdy w kolejnych tak nie było) i piękne, była w tym ta tolkienowska epickość; żadnej wulgarności, czy czegoś w tym rodzaju.tutaj nie ma nawet żadnej chemii, czy uniesienia. Naprawdę starałam się w to wczuć, ale tam po prostu nic nie było, a jeżeli już to wyszło to bardzo, ale to bardzo mdło i niejako. Wielka szkoda! Po przeczytaniu tak kuszącej zapowiedzi o romansie spodziewałam się w "Pustkowi Smauga" podobnych odczuć, ale okazało się, że

Skupmy się jednak na pozytywach, czy też raczej powinnam powiedzieć: skupmy się na genialnej roli Benedicta Cumberbatcha, który uwaga wystąpił w aż dwóch w "Pustkowiu Smaga": w tytułowej oraz jako Nekromanta. Obu postaciom podkładał głos, lecz nie tylko, co nieustannie powtarzał w czasie wywiadów oraz na tournee Hobbita w zeszłym roku. W internecie obrosło to już legendą. Podobno, jak trzy raz powie się do lustra "Benedict podkładał głos Smaugowi", to wyskoczy on z niego, krzyknie "I did the Motion Capture too", a potem spali Twoje miasto, ponieważ w końcu smoki tak postępują. Czym jest jednak motion capture? Jest to nagrywanie ruchów aktora w trójwymiarze i przenoszenie ich na ekran przez co zwierzęta/stwory poruszają się bardziej naturalnie. Chociaż przy produkcji "Hobbita" użyto jeszcze nowszego wynalazku zwanego performance capture, który przechwytuje również mimikę aktora. Tak więc wszystkie ruchy Smauga, przekrzywianie głowy, a nawet drgnięcia mięśni, wszystko to tak naprawdę jest Benedictem. Jakkolwiek by to brzmiało, tak właśnie jest i czy nie jest to po prostu wspaniale? Sam cudowny baryton Cumberbatcha jest trochę zmiksowany, ale nie da się przeoczyć tego charakterystycznego brzemienia. Jako ciekawostkę dodam, że Benedictowi czytano "Hobbita" na dobranoc, gdy był dzieckiem i marzył, żeby zagrać smoka. Niektóre marzenia się spełniają, jeżeli przekupi się reżysera herbatą! To był oczywiście żart, Benedict dostał tą rolę, ponieważ jest wspaniałym aktorem oraz miał zaparzoną, gorącą herbatę pod ręką, gdy była potrzebna.

Co jednak jeszcze wpływa na epickość tej produkcji? Jest to rzecz, którą doceniają nawet osoby, którym film nie przypadł do gustu. Już wiecie? Tak, "Hobbit" nie byłby tym samym bez tak spektakularnego tła muzycznego. Z pierwszej części najbardziej spodobało mi się oczywiście "The Misty Mountains Cold", teraz jednak posiadam płytę, a właściwie dwie The Hobbit: The Desolation of Smaug(klik możecie tutaj odsłuchać fragmenty) i nie mogę przestać tego słuchać. Niby to tylko melodie, a jednak bez nich nie byłoby tego genialnego tła, które również oddziałuje na widza. Na płycie znajdziecie utwory, które są niezwykle poruszające; w jednej chwili potrafią budzić trwogę lub niesamowicie dodawać energii, jak np. "Thrice Welcome", "Smaug", czy "The Nature of Evil". Ich kompozytorem jest niezastąpiony Howard Shore, który za muzykę do "Władcy pierścieni" otrzymał Oscara! Muszę przyznać, że wykonał świetną robotę i przy tej części; utwory są absolutnie klimatyczne i dzięki nim doskonale można wczuć się w film. Są także świetnym tłem do pisania recenzji. Warty wspomnienia jest również utwór przewodni całej trylogii "Hobbita" zatytułowany "I See Fire" w wykonaniu Eda Sheerana, który również znajdziecie na płycie. Jest on po prostu
spektakularny.

Podsumowując, "Pustkowie Smauga" bez wahania mogę określić epicką ekranizacją i jedną z najlepszych premier filmowych 2013 roku; nie jest on może idealny w każdym calu, ale świetny scenariusz oraz niesamowita gra aktorska wynagradzają widzowi nie tylko roczne czekanie, ale i wszystkie niedociągnięcia. Zdecydowanie polecam wybranie się do kina dopóki jeszcze leci.

Ogólna ocena: 9/10.

Ogólne informacje:
Tytuł oryginału: The Hobbit: The Desolation of Smaug
Czas trwania: 2 godz. 41 min.
Reżyser: Peter Jackson
Główne role:
Ian McKellen - Gandalf Szary
Martin Freeman - Bilbo Baggins
Richard Armitage - Thorin Dębowa Tarcza
Ken Stott - Balin
Graham McTavish - Dwalin
William Kircher - Bifur
James Nesbitt - Bofur
Stephen Hunter - Bombur
Dean O'Gorman  - Fíli
Aidan Turner - Kíli
John Callen - Óin
Peter Hambleton - Glóin
Jed Brophy - Nori
Mark Hadlow - Dori
Adam Brown - Ori
Orlando Bloom - Legolas
Evangeline Lilly- Tauriel
Lee Pace - Król Thranduil
Benedict Cumberbatch - Smaug / Nekromanta

Hobbit:
1. Niezwykła podróż - Recenzja
2. Pustkowie Smauga
3. Tam i z powrotem - premiera 17.12.2014(świat)
Podziel się
Drugi odcinek trzeciego sezonu "Sherlocka" pod tytułem "The Sign of Three" powstał oczywiście na podstawie powieści "Znak czterech". Ślub, mowa drużby, doskonała zbrodnia to tylko z wielu rzeczy, które znajdziecie w tym wgniatającym w fotel epizodzie. Czego jednak dotyczy sam tytuł - "Znak trzech"? Uwaga spoilery!

Będę się chyba powtarzać, ale ten odcinek jest po prostu idealny. Trolle mają do tego kurczaczki talent. Potrafią w jednej sekundzie poprowadzić widza do zawału/strachu/smutku/płakania ze śmiechu/łkania ze wzruszenia/wydawania nieartykułowanych dźwięków, po których twoja rodzina wpadnie do pokoju. Do wyboru, do koloru, najczęściej wymieszane i zrzucone niespodziewanie na biednego widza, ale i tak warto. Mimo kaca emocjonalnego i życia tylko tym jednym serialem przez kolejne miesiace.

Jeżeli ktoś uważał, że "The Empty Hearse" było dość nudne, ponieważ nie było tam akcji, to teraz nie będzie zawiedziony. Tajemniczy morderca, który przenika przez ściany oraz jego ofiara (którą ciekawostka gra pewien aktor z Harryego Pottera. Pewien bardzo miło wyglądający aktor, który pokazuje się bez koszulki). Mamy tutaj również takie smakołyki, jak:
-pisanie mowy na wesele
-tańczącego Sherlocka
-pokazanie, jak wygląda jego pałac myśli
-poznanie jego rodziców
-wieczór kawalerski, co oznacza dwóch pijanych w belę mężczyzn, w tym jednego prawdopodobnie pierwszy raz w życiu. Za to powinni dać im jakąś osobną nagrodę, bo dosłownie można posikać się ze śmiechu.
-cudowną Mary
-składanie serwetek
-wysoko funkcyjnego socjopatę, który ma czyiś numer
-zabawa w morderstwo na weselu
-kłucie widelcem oraz łamiące serce zakończenie odcinka. To tak w wielkim skrócie. Każdy z tych elementów jest perfekcyjnie dopracowany, robiący wielkie wrażenie oraz co najważniejsze świetnie odegrany przez tę wspaniałą obsadę.

Dedukcja skończona.
Tak, tak! Wreszcie wypiszę się choć troszkę o cudowności pewnego niesamowitego męskiego osobnika, znanego też jako Benedict-zrujnuję-ci-życie-Cumberbatch. Najlepszy brytyjski aktor zeszłego roku, najlepszy detektyw oraz najseksowniejszy mężczyzna na ziemi, a to tylko kilka z wyróżnień oraz nagród, które otrzymał, że nie wspominając o nominacjach. Jesteście gotowi na tą jazdę bez trzymanki? Po pierwsze Benedict był jedyną osobą braną pod uwagę, gdy Trolle dostały zielone światło od BBC, aby rozpocząć produkcję serialu. Nie pytano nikogo więcej, zresztą po co, jak ma się już ideał? ;) Jak może wiecie lub nie(mam wrażenie, że już to chyba pisałam) nie spodobała mi się uroda Benedicta, kiedy zaczęłam oglądać "Sherlocka". Szczerze mówiąc miałam ją za dość szkaradną, ponieważ nie ma co się oszukiwać, nie wpisuje się on w typowe kanony piękna, choć ma najcudowniejsze oczy i loczki świata. Jednak to uczucie szybko mija, ponieważ Benedict jest cudowny, jako osoba, choć patrząc na Sherlocka byście tak nie pomyśleli, prawda? Tym bardziej widać, jak genialnie nasz drogi aktor potrafi grać. Nie wypominając o tym, jak cudowny ma głos. Jego gesty, mimika, nawet robione nieświadome, są niesamowite. W serialu znajdziecie też wiele improwizacji, jak np. mierzenie pulsu Irene Adler, podrzucanie przedmiotów, czy jedna z scen na weselu, kiedy Sherlock się zawahał. Według mnie w The Sign of Three przeszedł samego siebie. Benedict powinien być słowo daję nielegalny, ponieważ jest zbyt idealny.

Drugi z naszych panów to Martin Freeman, którego nie da się nie pokochać. Jest on najsłodszym hobbitem na świecie, choć na wszystkich nieoficjalność zdjęciach, czyli tych, które nie należą do produkcji, ale na na przykład fotkach z planu itp. będzie uroczo pokazywał środkowy palec. Serio; nawet na wielkich premierach filmowych. Na początku otwierałam szeroko oczy słuchając jego wypowiedzi, jednak chyba już się do tego przyzwyczaiłam. Jedno musicie wiedzieć: jest on absolutnie walnięty wyjątkowy, dlatego nie da się go nie kochać. Tak samo jego żony, ale o niej w poście o finale trzeciego sezonu. Trzeba też dodać, że Martin to niesamowicie dobry aktor; również odznaczony zaszczytną nagrodą dla najlepszego aktora brytyjskiego roku. Gra wspaniale, nawet nie wiedziałam, że pominęłam tyle sekundowych momentów, kiedy robił jakąś minę, czy gest, a ja zwyczajnie tego nie zauważyłam. Obserwujcie charyzmę tego człowieka i padajcie na kolana. Tylko go nie chwalcie, bo się jeszcze bardziej nieznośny zrobi. ;)



Do tej pory nie wspomniałam o jednej niezwykle ważnej rzeczy, która - między innymi - czyni ten serial tak wyjątkowym. Scenariusz to jedno, aktorzy to drugie, ale równie ważny jest montaż, a przy kręceniu "Sherlocka" uwielbiają się nim bawić. Kamery pracują pod najróżniejszymi kątami przedstawiając aktorów z bliska(witajcie cudowne oczy Benedicta), z daleka, z boku, tyłem, przodem, od góry, od dołu. Wszystko to pięknie i płynnie przechodzi z jednego do drugiego ujęcia tworząc niesamowitą ucztę dla oczu. Rzekłabym, że zrobiono ten film lepiej niż "Incepcję", a wszyscy(którzy oglądali) wiedzą, jak wspaniałe efekty i montaż ma ten film. Na pewno sami zauważyliście, jak reżyserowie lubią bawić się kamerą, tworząc najróżniejsze wariacje. Myślę, że spokojnie można to uznać za cechę charakterystyczną tego serialu. W tym odcinku na specjalną uwagę zasługują sceny ze ślubu, gdzie konfetti się nie rusza, ale aktorzy przedstawiani są z najróżniejszych perspektyw. Czy to nie robi piorunującego wrażenia?

"Znak trojga" to według mnie zdecydowanie najlepszy odcinek serialu i mój ulubiony na równi z "Upadkiem z Reichenbach". Nie mogłam sobie lepiej tego wyobrazić. Wiedziałam, że będzie ślub Watsona, ale w sumie okazało się, że jest to jeden wielki monolog z równie dużą intrygą w tle, przeplatany wieloma zabawnymi, poważnymi oraz wzruszającymi momentami. Ideał, jednym słowem.

Ogólna ocena: 11/10.
Podziel się
Premiera pierwszego odcinka trzeciego sezonu "Sherlocka" odbyła się pierwszego stycznia. Oczywiście nie mogłam sobie odmówić obejrzenia transmisji na żywo, choć zaczęła się ona dopiero o godz. 22. Przed ekranami telewizora zasiadło miliony osób, a emocje były wręcz miażdżące. Kilka dni później obejrzałam również ten epizod z napisami, aby nie uronić ani jednego słowa, a na dokładkę w dniu premiery polskiej - 12 stycznia o godz. 22 - zaraz po zakończeniu finału na BBC One dokończyłam oglądanie "The Empty Hearse" z lektorem. Muszę więc Was wszystkich ostrzec. To nie jest recenzja, tylko zbiór luźnych myśli, fangirlingu i tym podobnych, więc pojawią się tutaj spoilery nie tylko w tekście, ale również w obrazkach. Jeżeli jeszcze nie doszliście tak daleko z serialem odsyłam do przeczytania bezspoilerowych recenzji sezonu pierwszego i drugiego oraz jak najszybsze rozpoczęcie swojej przygody z "Sherlockiem", ponieważ (przepraszam za słownictwo) cholera warto.

Oczywiście wszyscy najbardziej czekali na wyjaśnienie, jak Sherlock przeżył skok z dachu szpitala. Teorii pojawiło się wiele, tumblr wariował pełne dwa lata szukając odpowiedzi, niecierpliwiąc się oraz zastanawiając się, co trolle wymyśliły i czy ktokolwiek rozwiązał zagadkę. Była to wysokość, zorganizowana akcja, a może ciało podobne do Sherlocka? Wystarczyło, że ktoś napisał HOW(jak), a wszyscy wiedzieli, że chodzi o fandom Sherlocka. Potem pojawiło się przerażenie po wypuszczeniu do sieci trailera, w którym John ze złością w głosie twierdził, że "Nie obchodzi mnie, jak to zrobiłeś. Chcę wiedzieć dlaczego". Oczywiście wszyscy prawie zeszli na zawał. A co zrobiły trolle? Dały nam nie jedną odpowiedź, a trzy.

Odcinek zaczyna się od prezentacji pierwszego 'wytłumaczenia', jak Sherlock przeżył. Moje brwi podnosiły się coraz wyżej, wczuwałam się w cudowną melodię i zastanawiałam się, czy to tak na serio. Przyznam się, że wizja z hipnotyzerem i pocałunkiem była trochę przesadzona, ale do przełknięcia. Jednak, czy John nie zauważyłby zbitego okna? Nie chce mi się w to wierzyć. Okazuje się zaraz, że jest to jedna z teorii spiskowych Andersona, który stracił pracę, założył fandom Sherlocka spotykający się prawdopodobnie w jego mieszkaniu niczym Anonimowi Sherlockolicy. Zauważyliście, że biedny Anderson, który swego czasu był najbardziej znienawidzoną postacią w serialu, teraz jest kochany i uwielbiany, a do tego nosi swetry Johna? Poza tym padło zdanie, którym żył cały fandom "I believe in Sherlock Holmes". Jest to jeden z pierwszych w tym odcinku ukłonów w stronę fanów.

Jedną z kolejnych równie emocjonujących scen jest spotkanie po latach. Ta scena jest przekomiczna. Siedziałam, jak na szpilkach szepcząc: spójrz John, Jawn spóóóóójrz na niego! Zaraz potem miałam ochotę położyć się na podłodze i płakać. Wystarczyła tylko ta dramatyczna melodia i oczy biednego doktora Watsona, który za mgiełką mordu starał się ukryć ten ogromny ból wypisany na każdej zmarszczce jego zasłoniętej wąsami twarzy. Jak myślicie, co było pierwszą rzeczą, jaką powiedział Sherlocka poza no cóż "not dead"? "Naprawdę zamierzasz zatrzymać te wąsy?" Skończyło się to wyrzuceniem z restauracji. Nie z jednej, a z trzech. Najprościej mówiąc w czasie tego spotkania można się śmiać przez łzy. Zrobiono to absolutnie genialnie, choć fani oczywiście spekulowali, jak do tego dojdzie. Czy Sherlock wreszcie kupi mleko? Czy wyskoczy z tortu? Czy może wlezie z butami na romantyczną kolację, kiedy John będzie się próbował oświadczyć?

Mamy w odcinku jakiś tam kryminalny wątek, ale powiedzmy sobie szczerze, że zamachowcy, bomba, Londyn to nic nowego i nie jest to specjalnie nowatorski temat, który zresztą służył za tło dla ponownego spotkania ze wszystkimi bohaterami serii, wielu puszczonych oczek w kierunku fanów oraz oczywiście wyjaśnień, jak ten Sherlock to zrobił, że nadal stąpa po ziemi cały i zdrowy. Kolejna propozycja pochodzi od fanki. Dosłownie na spotkaniu Anonimowych Sherlockolików dostajemy wizję, przez którą prawie mi wypadły oczy z orbit i łzy śmiechu ocieram za każdym razem, gdy tylko o tym pomyślę. Ostatnia wizja pochodzi o Sherlocka. Stosowna muzyczka, która ma załagodzić tak gwałtowne przeskoczenie z jednego wątku na drugi oraz racjonalne, rzeczowe, matematyczne wyjaśnienie. Oczywiście tego nie kupiłam. Byłam święcie przekonana, że trolle zrobiły coś w stylu quizu:

Jak przeżył Sherlock?
a) Wyjaśnienie Andersona
b) Wyjaśnienie Fanki
c) Wyjaśnienie Sherlock
d) Trolle zostają trollami, żadna z powyższych. 

Na wspomnienie przy okazji tego postu zasługują dwie żeńskie postacie, ponieważ, co miałam do powiedzenia o Andersonie, to powiedziałam. Miałam wrażenie, że był zwyczajnie serialowym popychadłem, którego można oskarżać o posiadanie zerowej inteligencji, choć ja widziałam w nim zazdrość, że Sherlock był tak inteligentny i potrafił znaleźć to, czego Anderson nie zauważył lub nawet zlekceważył. Wszyscy wiemy, że ludzie nie są doskonali i bywają dość zawistni. Nie, żebym ja nienawidziła Andersona, ale nie darzyłam go też jakąś sympatią. W trzecim sezonie podobała mi się oczywiście jego niezachwiana wiara w Sherlocka, choć trochę spóźniona i wynikając z poczucia winy, ale hej! Lepiej późno, niż wcale.

Wracając do naszych dwóch pań. Spokojnie nie martwcie się, że pominę żadnego bohatera. Po prostu gdybym omawiała każdego po kolei, to ten post wyszedłby dziesięć razy dłuższy, a tego chyba nie chcemy, prawda?

Pierwszą z nich jest moja biedna Molly, którą zawsze uosabiałam z fankami Sherlocka. Skrycie(jak jej się wydaje) do niego wzdycha, a on nawet tego nie zauważa, a do tego traktuje ją po prostu okropnie. Myślę, że to ona została najbardziej "zjechana" przez niego w całych dwóch pierwszych sezonach, a tutaj proszę; okazała się być najważniejszą osobą dla Sherlocka, gdy musiał zniknąć na dwa lata, choć Moriarty całkowicie ją zlekceważył. Osamotniony Sherlock postanawia wraz z nią pobawić się w detektywa i spędzają ze sobą uroczy dzień. Nic nie mogę poradzić, że lubię Molly, która w kolejnych odcinkach sezonu trzeciego odegra jeszcze mniejszą, ale na pewno niebagatelną rolę.

Nie można też zapomnieć o Pani Hudson, bez której Anglia przestałaby istnieć. Szkoda, że nie zdzieliła go tą patelnią; na pewno byłoby to ciekawe. Jej postać kojarzy mi się z taką starą ciotką, która bardziej przejmuje się dziećmi swojego rodzeństwa, niż swoimi. Troszczy się o nie, zna się na nich lepiej, niż im samym się wydaje oraz jest taką ciepłą ostoją w tym zimnym, mokrym Londynie. Może czasami zachowuje się dość... nietypowo, choć nie zdaje sobie z tego nawet sprawy, a jednak nie da się nie kochać poczciwej Pani Hudson.

Podsumowując; ten odcinek to istny rollercoaster emocjonalny skierowany przede wszystkim do tych wszystkich szalonych fanów, którzy spędzili ostatnie dwa lata snując teorie oraz robiąc gify z każdej sekundy serialu. Trolle spisały się na medal i choć ten odcinek nie porywa akcją(można nawet uznać go za jeden z nudniejszych pod tym względem), to był dla mnie po prostu idealny.

Ocena: 10/10.
Podziel się
Pamiętacie tę wielką majową akcję, która pojawiła się na wielu blogach, gdzie prezentowane były fragmenty okładki pewnej powieści, a zadaniem było odgadnąć jej tytuł? Rozwiązaniem zagadki okazała się być książka zatytułowana "52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca", a ja niedawno wreszcie się z nią zapoznałam.

Jessica Brody była do niedawna nieznaną w Polsce autorką, choć na swoim koncie ma już dziewięć wydanych książek, które trzeba dodać zyskały ogromną popularność na świecie, choć gdy sprawdziłam niektóre z nich posiadały tylko po kilka edycji. Podobno nauczyła się czytać w wieku dwóch lat, a w wieku siedmiu napisała pierwszą "powieść". Obecnie jest pisarką, scenarzystką i producentką, czyli wszystkim, czym ja chcę zajmować się w przyszłości. Na wspomnienie również zasługuje lista 52 powodów autorki, dla których codziennie może robić to co kocha, która znajduje się na końcu powieści.

Główną bohaterką historii jest Lexi, która właśnie wjechała samochodem wartym 500 tysięcy dolarów w witrynę sklepu. Nie trzeba dodawać, że była pod wpływem. Dzielą ją tylko cztery dni od upragnionej wolności, kiedy to otrzyma czek opiewający na 25 milionów i będzie mogła odciąć się całkowicie od rodziny, o czym marzy praktycznie od urodzenia. Jednak w umowie zachodzi pewna zmiana. Ojciec informuje ją, że aby otrzymać swój własny fundusz powierniczy musi przez rok, co tydzień pracować w wybranym przez niego nisko zarobkowym zawodzie. Jeżeli odrzuci propozycję, straci wszystko.

"Ludzie są czasem tacy irytujący z tymi swoimi debilnymi opiniami i skrywanymi motywami. Ale psy? Psy nie mają nic do ukrycia. Nie ma bardziej szczerych, otwartych i oddanych istot niż one. Dlatego zawsze są w stanie cię rozśmieszyć. Zawsze będą cię kochać."

Lexi to typowa bogata dziewczyna, która jest rozpuszczona, jak dziadowski bicz, ale ma złote serce. Równocześnie, bo w jednej chwili rozwala warty tysiące dolarów telefon w napadzie złości(nie wspominając o luksusowym, robionym na zamówienie samochodzie za pół miliona), a potem nostalgicznie i filozoficznie wspomina swoje dzieciństwo. Zachowuje się głupiej od buta, ale równocześnie jest inteligentna. Myśli tylko o sobie, ale troszczy się o innych. Rozumiecie o co mi chodzi? Autorka zamiast stopniowo przedstawiać przemianę Lexi od początku zrobiła z niej prawie świętą(może trochę przesadzam), która jest, jaka jest z powodu takiego, a nie innego wychowania. Bohaterka zmienia się również z upływem czasu, ale to mieszanie i próba przedstawienia Lexi w jak najlepszym świetle wyszła dość sztucznie. Nużyła mnie również narracja pierwszoosobowa. Już nawet nie powoli zaczynam mieć dość takich książek, które nie wyróżniają się specjalnie stylem, są pisane na jedną modłę i mam już wrażenie, że po raz tysięczny czytam to samo. O dziwo jednak mimo tych wszystkich wad, udało mi się polubić Lexi, choć może to wynikać z sentymentu do powieści, z którymi skojarzyła mi się książka "52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca".

Mogę powiedzieć, że zdecydowanie podoba mi się polska okładka(oryginalny cover). Ja bym tam nie ubrała takich butów(te srebrne już tak), ale ten pomarańcz jest taki pozytywny oraz rzucający się w oczy, że trudno nie zwrócić uwagę na tą powieść, a tytuł na pewno przykuwa uwagę i według mnie wywołuje uśmiech. Chociaż może nie u ojców. Mojemu w ogóle się nie spodobał i nawet wydawał się urażony, że czytam taką książkę, co najmniej jakby było to jakiś poradnik, czy coś.

"52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca" to książka w starym dobrym stylu Meg Cabot, która zresztą znalazła się na okładce, jako polecająca osoba. Nie wiem, jak Wy, ale ja w podstawówce namiętnie zaczytywałam się w "Pamiętnikach księżniczki", "Dziewczynie Ameryki" i tym podobnym. Teraz takie książki czyta moja siostra i myślę, że spokojnie dałabym jej również tę pozycję do przeczytania. Jest to typowy odmóżdżacz, historyjka o rozpuszczonych, bogatych, amerykańskich nastolatkach ze szczęśliwym zakończeniem po przejściu wielu trudów(zablokowanie kart kredytowych, rozmazany makijaż... sami rozumiecie) i oczywiście morałem. Czyta się ją błyskawicznie, jest dość zabawna i nadaje się doskonale na szybkie poprawienie humoru.

Ogólna ocena: 7/10.

Tytuł oryginału: 52 Reasons to Hate My Father
Powieść w jednym tomie
Liczba stron: 404
Gatunek: Amerykańskie, Młodzieżowe
Wydawca: Fabryka Słów
Podziel się
Każdemu znana blogowa zabawa. Odpowiadam, bo obiecałam, jednak zamierzam łamać zasady.
W ogóle wiecie, że "Liebster Blog" zostało stworzone przez kogoś, kto zna/lubi niemiecki? "Liebster" znaczy najukochańszy, najdroższy w tym przypadku blog. Gdyby ktoś był zainteresowany Blog po niemiecku jest der lub das. Tak tylko mówię. 

Trzy krótkie zasady:
-wyróżnienie dostaje się od innego bloga
-należy odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez bloga wyróżniającego
-na koniec wyróżnia się 11 blogów (innych od bloga wyróżniającego) i zadaje się im 11 innych pytań

1. Jak otwarty jesteś na rzeczy spoza twojej comfort zone (strefy komfortu), również książkowo?
Jestem bardzo otwarta, jak widać po postach na blogu. ;) Czytam wszystko, co się nawinie i ciągle staram się próbować czegoś nowego.

2. Jaka była ostatnia książka, którą zainteresowałaś/eś się dzięki okładce?
The Selection, czyli polskie "Rywalki". Choć może zainteresowanie to nieodpowiednie słowo. Wiedziałam, że muszę mieć całą serię, bo jest prześliczna. ^^

3. Ile czasu dziennie poświęcasz na blogowanie?
Od kilku godzin do kilku minut. Lubię pisać, gdy mam wenę, a niekoniecznie trzymać się terminu, więc jak już mnie najdzie, to potrafię spędzić pół dnia pisząc z dziesięć różnych postów, a potem sprawdzać z minutkę dziennie, czy się wszystko ładnie się opublikowało.

4. Co zajmuje ci najwięcej czasu w ciągu dnia - oprócz snu?
Szkoła. :f

5. Kto jest twoim autorytetem? Jeśli nie masz, kogo najbardziej podziwiasz?
Beata Pawlikowska, ponieważ zaczynała od zera, a wszyscy wiedzą do czego obecnie doszła tylko ciężką pracą. Strasznie podoba mi się, jak bardzo jest szczęśliwa i że czerpie z życia pełnymi garściami. :)

6. Jaki film/książkę Disneya lubisz najbardziej?
Nie da się wybrać ukochanego filmu Disneya, ponieważ ja uwielbiam prawie wszystkie bajki(niektórych nadal nie oglądałam i pewnie nigdy nie obejrzę) i z przyjemnością do nich wracam. Chociaż jakbym już miała wskazywać, to w dzieciństwie najbardziej kochałam "Małą Syrenkę" i "Króla Lwa", a teraz wskazałabym "Atlantydę", "Mustanga" i "Mojego brata niedźwiedzia". (Jedyne książki Disneya, jakie kojarzę to te z Hanny Montany).

7. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Obecnie bez mojego bloga. ;) I czekolady oreo.

8. Co sprawia, że się uśmiechasz?
Wiele rzeczy. Czekolada, zabawne teksty, które przesyłają mi znajomi, czy np. dowiedzenie się, że ktoś czyta mojego bloga i się nim kieruje przy wyborze książek. :)

9. Czego najbardziej lubisz się uczyć? Niekoniecznie w szkole, ale np. dla siebie?
Języków. :)

10. Uprawiasz jakieś sporty? Jeśli tak jakie?
Gram w szachy. Serio, to sport! xD
Poza tym okazyjnie biegam lub pływam.

11. Jakie 3 filmy każdy powinien obejrzeć i jakie 3 książki przeczytać?
Filmy: Incepcja, Om Shanti Om, Gdyby jutra nie było
Książki: Biblia, Życie Pi, Delirium

Jestem bardzo niedobra, ponieważ owszem napiszę pytania, ale nie wskażę osób. Jeżeli ktoś chce, to niech czuje się wybrany i napisze mi odpowiedzi w komentarzach lub na swoim blogu. Droga wolna. ;)

Sophiowe pytania:
1. Czy wiążesz swoją przyszłość z pisaniem na blogu?
2. Czy marzyłeś/aś, żeby napisać książkę?
3. Na jaką książkową zapowiedź najbardziej czekasz w tym roku?
4. A na jaki film?
5. Jakie są Twoje ulubione seriale?
6. Skąd wziął się Twój nick?
7. Co sądzisz o polskich debiutantach?
8. Czy słuchasz audiobooków?
9. Po jakim czasie piszesz recenzję na bloga, jeżeli nie goni Cię termin?
10. Jaka jest według Ciebie najlepsza piosenka zeszłego roku?
11. Byłeś/aś kiedyś na koncercie?

Gapa ze mnie. Zostałam zaproszona do zabawy przez Magdę z bloga My Paper Paradise.

Juuuuż jutro kolejna recenzja. :)
Podziel się
"Kiedy zdecydowała się spisać swoją historię, rozważała dokładnie, od kiedy książki i słowa zaczęły znaczyć nie tylko to, co znaczyły, lecz wszystko".

Przyznam, że nie raz obił mi się o uszy tytuł "Złodziejka książek", nie trudno go nie zauważyć, gdy kilka popularnych blogów ma właśnie taką nazwę. Jednak im więcej osób zachwyca się powieścią i pieje nad nią z zachwytu, tym większy włącza się u mnie sceptycyzm. Miałam tak przy "Ostatniej spowiedzi", przez którą nie przebrnęłam i właśnie przy tej powieści. Jednak teraz oficjalnie przyznaję się do błędu: nie mam najmniejszych wątpliwości, że "Złodziejka książek" zasługiwała na te wszystkie pochwały i zachwyty.

"Definicja, której nie ma w słowniku:
Nie odchodzić: akt wiary i miłości, prawidłowo rozszyfrowany przez dzieci."

Nie wierzcie opisom filmu, które od tylu miesięcy wprowadzają ludzi w błąd, jakoby Liesel kradła książki i sprzedawała je w czasie wojny, żeby przeżyć. Po pierwsze, kto w ogóle napisał i opublikował oficjalnie taką głupotę, bo po prostu z tego powodu w grobach się ludzie przewracają. Sprzedawanie książek nielegalnie w Niemczech w czasie II wojny światowej? Oczywiście, jeżeli bardzo śpieszy Ci się, żeby zniknąć i nigdy się nie odnaleźć. Nie, historia tej niezwykłej dziewczynki nie ma nic wspólnego ze sprzedawaniem powieści, ale całkiem sporo z ich kradzieżą.

"Nienawidziłam słów i kochałam je. Mam nadzieję, ze nauczyłam się ich używać."

Liesel poznajemy na samym końcu jej własnej historii w czasie II wojny światowej, aby zaraz trafić do jej początków. Nie przejmujcie się tym wcale; nasz niezwykły narrator nie uznaje istnienia spoilerów, jak sam mówi: "Opowiedziałem wam o dwóch zdarzeniach z przyszłości, ponieważ nie zależy mi na zachowaniu tajemnicy i budowaniu napięcia. Tajemnice nudzą mnie i męczą. Wiem, co nastąpi i wy też wiecie. To mechanizmy, które napędzają wydarzenia interesują mnie, zadziwiają, konsternują i denerwują." Oznacza to, że czasami pojawiają się napomknięcia o historii, o rzeczach do których dopiero dojdzie, jednak w jakich okolicznościach się to stanie, to jest prawdziwą zagadką i niejednokrotnie wstrząsa do głębi. Nie jest to więc minus powieści, czy coś co przeszkadza w jej odbiorze. Kim jednak jest nasz tajemniczy narrator? Spójrzcie na okładkę na samej górze, już wiecie? Tak, tą historię opowiada nam sama Śmierć, co oznacza naprawdę specyficzną narrację. Trochę infantylną, momentami troszkę chaotyczną, jednak mającą w sobie niesamowity urok. Kto by pomyślał, że Śmierć tak dobrze potrafi opowiadać historię i ma w sobie tyle uczuć?

Liesel nie miała łatwego życia. Matka zmuszona była oddać ją do rodziny zastępczej, która na swój własny, dziwny i często pełen przekleństw(pieszczotliwych) wyrażała ogromną miłość, jaką darzyła tą małą rezolutną dziewczynkę, która na cmentarzu ukradła swoją pierwszą książkę i która całe noce spędzała mozolnie ucząc się literek, a następnie czytając z wielkim trudem na głos. Nie wiem, jak można nie pokochać takiej bohaterki, dla której książki są najcudowniejszą rzeczą pod słońcem, a te własne jedenaście powieści, które udało jej się zebrać traktuje, jak największy skarb. Co ludzie zabierali ze sobą, gdy rozlegał się alarm bombowy? Mogła być to jedyna cenna biżuteria, pamiątka rodzina, czy akordeon. Liesel zabierała wszystkie swoje książki. Zgadniecie, jakie miejsce pokochała od pierwszej sekundy? "Książki były dosłownie wszędzie! Przy każdej ścianie stały wypchane nimi, schludne półki. Zza książek nie było widać koloru ścian. Na okładkach - czarnych, czerwonych, szarych i w ogóle we wszystkich możliwych kolorach pyszniły się litery wszelkich krojów i wymiarów. Była to najpiękniejsza rzecz, jaką Liesel Meminger widziała w swoim życiu. Uśmiechnęła się na widok cudu."

"Złodziejka książek" miewa radosne momenty, które wywołują rzewny uśmiech, czy cichy chichot u czytającego, jednak ta historia o wiele częściej wyciska łzy i zachęca do przemyśleń. Mimo specyficznego stylu, zdecydowanie innej formy, jest to przepiękna i smutna opowieść, którą zdecydowanie warto poznać, zanurzyć się w tym świecie, aby potem opuścić go z bólem serca. Zaczyna mi brakować takich emocjonalnych książek, które naprawdę wpływają na czytelnika i według mnie mają coś do przekazania; o miłości oraz przyjaźni w najróżniejszych aspektach. Zdecydowanie polecam Wam lekturę "Złodziejki książek".

Ogólna ocena: 9/10.

Powieść w jednym tomie
Tytuł oryginału: The Book Thief
Liczba stron: 496

Trailer, w którym nie sposób się nie zakochać.
"Złodziejka książek" w kinach już 31 stycznia!
Podziel się
Sophie bardzo chętnie to usłyszy.
Wiele osób obawiało się, że ogromny sukces i niesamowity poziom produkcji przy sezonie pierwszym "Sherlocka" był tylko łutem szczęścia i nie uda się twórcom tego powtórzyć. Wszyscy jednak zagryzali wargi i zaciskali kciuki czekając na wznowienie serii zakończonej w takim momencie. W dniu premiery Steven Moffat i Mark Gatiss udowodnili światu, że pierwszy sezon to był dopiero początek i jeszcze nie pokazali na co ich stać. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że po każdym skończonym odcinku mówisz: to jest mój ulubiony epizod? I tak jest. Dopóki nie zobaczysz kolejnego.

Drugi sezon wznowiono dokładnie w tej samej sekundzie, w której go zakończono. Już od pierwszej chwili napięcie osiąga maksymalny poziom, a widz czeka niespokojnie na rozwój sytuacji. Spokojnie również w tej recenzji nie będzie zdradzania fabuły i pojawią się tutaj tylko ogólne informację oraz moje wrażenia. Muszę więc powiedzieć, że odcinek pierwszy zatytułowany "Skandal w Belgrawii" i będący adaptacją opowiadania o podobnej nazwie - "Skandal w Bohemii" - średnio przypadł mi do gustu i mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która nie polubiła tego wcielenia Irene Adler, Niezwykłej Kobiety(co jest alternatywnym tytułem opowiadania) lub też w serialu po prostu Kobiety(The Women). Nie można fabule odmówić niesamowitej inteligencji, ponieważ tak wiele szczegółów i pozornie nieistotnych momentów odcinka łączy się w porażająca zmysły całość, która zwala z foteli. Pod tym względem epizod jest bez zarzutu, rzekłabym nawet, że jest to druga najlepsza zagadka, jaka pojawiła się w serialu. Oglądając "Sherlocka" trzeba patrzeć szerzej i zwracać uwagę na detale. Jasne zdarzają się błędy, czy przypadki, które zupełnie nie wnoszą nic do fabuły, co jakkolwiek by się starano trudno uniknąć przy każdej produkcji. Nie można jednak lekceważyć trollów i reżyserów, którzy uwielbiają grać z widzem. Pytanie tylko jest, czy widz podejmie wyzwanie?

Wspomniałam już, że Irene Adler nie przypadła mi do gustu. Zazwyczaj nie mam problemu ze docenianiem również tych "złych bohaterów", czy też w tym przypadku osób, które potrafią wiele zrobić, aby dobrze się zabezpieczyć. Relacja między nią, a Sherlockiem jest naprawdę nieźle poprowadzona i znalazło się tam nawet trochę improwizacji, zwłaszcza ze strony Benedicta Cumberbatcha, ale jak dla mnie przedstawiało to nam lepiej postać ekscentrycznego detektywa, jego podejścia do ludzi oraz kobiet, które do tej pory niespecjalnie przykuwały jego uwagę i nie mówię tutaj tylko o względzie seksualnym. Przypuszczam, że w dużej mierzy zależy to również od aktorki, która w ogóle mi nie pasowała. O wiele bardziej podobała mi się wizja reżysera filmów "Sherlocka" z Rachel McAdams w tej roli, która udowodniła, że można być seksowną, inteligentną, choć też nie do końca szczerą, a tutaj jakoś to do mnie zwyczajnie nie trafiło.
 
Gotowi na jeszcze większą dawkę wrażeń? "Demony Baskerville", czyli następny epizod w drugim sezonie "Sherlocka", nie powinno oglądać się w nocy. Po raz kolejny niesamowicie grano na emocjach widzów nie tylko w kontekście relacji Sherlocka z Johnem, co swoją drogą budzi naprawdę wiele spekulacji odnośnie orientacji obu panów, choć szanowny pan Doktor wciąż powtarza, że nie jest gejem. Oczywiście John, wszyscy Ci wierzą. W tym odcinku opuszczamy też chwilowo wspaniały Londyn(choć serial kręci się głównie w Walii) i trafiamy do spokojnego miasteczka, gdzie turystów ściąga tajemnicze stworzenie nawiedzające okoliczne lasy. Jedną z osób, która go widziała jest obecnie dwudziestoparoletni Henry, którego ojciec został zabity przez bestię. Odcinek drugi jest po prostu znakomity. Scenarzyści poszli w podobnym kierunku, co twórcy filmu "Sherlock Holmes" i nie zawiedli widzów, ale udało mi się ich przestraszyć, zaskoczyć oraz rozbawić.
Wreszcie dochodzimy do finału tego sezonu; zakończenia, po którym fani musieli czekać bite dwa lata, żeby wiedzieć, co wydarzyło się dalej oraz poznać rozwiązanie frustrującej zagadki. "Upadek z Reichenbach", ponieważ taki tytuł nosi odcinek, opiera się na opowiadaniu "Ostatnia zagadka" i każda osoba, która czytała książki wie, co zdarzy się na końcu. W sumie zastanawiam się, czy można spoilerować treść książek, które mają ponad sto lat, czy może to już nie jest spoilerem? W każdym razie ten odcinek to czysty G.E.N.I.U.S.Z. i nie można tego powiedzieć w inny sposób. Jest on idealny pod każdym względem, a widzowi pozostaje otwieranie szeroko oczu, aby nie uronić ani sekundy seansu. Każdy detal, każda sytuacja, każdy dialog to po prostu mistrzostwo. Szybko bijące serce i duża ilość bólu, który zostawi po sobie akcja, to cechy charakterystyczne właściwie każdego odcinka, jednak tutaj to aż brakuje mi słów, żeby opisać, jak niebagatelne wrażenie wywiera "Upadek z Reichenbach" na osobie oglądającej. Mówi się, że to są "tylko seriale". Zapewniam Was, że nie sposób zostać nieporuszonym po obejrzeniu tego epizodu.

Nie mogę nie wspomnieć o przegenialnej postaci Moriarty'ego, który szybko zdobył moje serce. Wybranie do tej roli niezwykle charyzmatycznego Andrew Scott'a to był po prostu strzał w dziesiątkę, ponieważ gra on fenomenalnie. Jego mimika, gesty, ton głosu, to wszystko niezaprzeczalnie czaruje widza. Mogę śmiało powiedzieć, że jest on zaraz po Sherlocku najlepiej odegraną postacią, ponieważ Andrew Scott doskonale potrafi oddać Moriarty'ego, który trzeba dodać nie jest łatwą postacią, nie wspominając o takim zinterpretowanie tej postaci przez scenarzystów, więc powstaje z tego olbrzymie wyzwanie, któremu aktor podołał wydaje się bez wysiłku. Jestem po prostu bezbrzeżnie zachwycona.

Krótko i na temat: z każdym odcinkiem jest coraz lepiej, choć serial zawiera wątki, które podobają mi się w większym lub rzadziej mniejszym stopniu. Scenarzyści udowodnili, że stać ich na wiele i może się wydawać, że nie wycisną już z widza więcej emocji, jednak jest jeszcze sezon trzeci. Mogę tylko powtórzyć: bezsprzecznie i z całego serca polecam Wam wzięcie się z Sherlocka. Nie pożałujecie, ponieważ niemożliwe jest nie polubienie tego serialu.

Ocena 2 sezonu: 10/10.

Ogólne informacje:
Liczba sezonów: 3
Liczba odcinków na sezon: 3
Czas trwania odcinków: 90 minut
Scenarzyści/twórcy/trolle: Steven Moffat i Mark Gatiss
Główne role:
Benedict Cumberbatch - Sherlock Holmes
Martin Freeman - Doktor John Watson
Rupert Graves - Inspektor Lestrade
Una Stubbs - Pani Hudson
Louise Brealey - Molly Hooper
Vinette Robinson - Sierżant Sally Donovan
Mark Gatiss - Mycroft Holmes
Jonathan Aris - Anderson
Lara Pulver - Irene Adler
Andrew Scott – James 'Jim' Moriarty
Podziel się
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O mnie

Blogerka. Studentka. Mieszkanka Berlina. Whovian. Slytherin. Cheerleaderka Riordana.
Dowiedz się więcej

“Reading is one of the joys of life, and once you begin, you can't stop, and you've got so many stories to look forward to.”

Benedict Cumberbatch

Znajdź mnie

  • Facebook
  • Instagram
  • Tumblr
  • Youtube

Kontakt

Dowiedz się więcej

Niedługo na blogu

Moja kolekcja Funko popów
Moja przygoda ze Skupszopem
Unboxing ostatniego World of Wizardry
Rick Riordan prezentuje
King of Scars

Polecane

  • Streszczenie: Złodziej Pioruna - Rick Riordan
    Cześć, tu Percy. Zostałem przekupiony niebieskimi pączkami, więc oto przybywam, aby powrócić do korzeni i opowiedzieć Wam o początkach mo...
  • W jakiej kolejności czytać książki Ricka Riordana?
    Książki Ricka Riordana są obecne w moim życiu od ponad siedmiu lat. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby tego bloga. Zaczęłam czytać se...
  • Najciekawsze wydania Harry'ego Pottera
    Wygląd książki jest bardzo ważny, choć zapytani o to, mówimy, że nie można oceniać książki po okładce, zwłaszcza gdy bronimy ulubionej powi...
  • W jakiej kolejności czytać książki Philippy Gregory?
    Philippa Gregory to obecnie jedna z najpopularniejszych autorek beletrystyki historycznej (choć pisze również książki czysto historyczn...
  • Szkoła w Niemczech
    Budynek A Dzisiaj będzie trochę inaczej, bardziej prywatnie(?), ponieważ na Waszą prośbę opowiem Wam trochę o mojej szkole, jak to wszys...
  • Streszczenie "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka" 1/2
    Witam! Wasze piękne oczka Was nie mylą. Poniżej znajdziecie streszczenie pierwszej części scenariusza fan fiction zatytułowanego "...
  • Morze Potworów - Rick Riordan
    Było tak blisko! W dniu zakończenia roku szkolnego, po dziesięciu miesiącach względnego spokoju, kiedy Percy ANI razu nie został wyrzuco...
  • Trudno dostępne książki i ich wznowienia
    Cześć! Życie jest piękne i proste, gdy czyta się głównie świeżutkie premiery książkowe - są dostępne na wyciągnięcie ręki i to w wielu f...
  • Pajączek na rowerze - Ewa Nowak
    Liczba stron : 216 Z Oli jest niezłe ziółko. Nie znosi szkoły, a tym bardziej nauki i jest wulkanem energii. Łukasz jest jej przeciwień...
  • Książka, a film - trylogia "Więzień labiryntu"
    Ekranizacja „Więźnia labiryntu” ma swoich fanów i przeciwników. Mi oraz mojej siostrze filmy się podobały (jej chyba jeszcze bardziej niż...

Archiwum

  • ►  2019 (3)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2018 (17)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2017 (42)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (8)
  • ►  2016 (120)
    • ►  grudnia (9)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (6)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (8)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (11)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (17)
  • ►  2015 (161)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (13)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (18)
    • ►  kwietnia (18)
    • ►  marca (18)
    • ►  lutego (18)
    • ►  stycznia (20)
  • ▼  2014 (266)
    • ►  grudnia (19)
    • ►  listopada (23)
    • ►  października (26)
    • ►  września (17)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (23)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (23)
    • ►  marca (26)
    • ►  lutego (28)
    • ▼  stycznia (28)
      • Urodzona o północy - C.C. Hunter
      • Sherlock Holmes: Gra cieni
      • Cień księżyca - Rachel Hawthorne
      • Sherlock - sezon 3 - odcinek 3 - His Last Vow [spo...
      • Wołanie kukułki - Robert Galbraith
      • Hobbit: Pustkowie Smauga
      • Sherlock - sezon 3 - odcinek 2 - The Sign of Three...
      • Sherlock - Sezon 3 - Odcinek 1 - The Empty Hearse...
      • 52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca - Je...
      • Liebster Blog Award
      • Złodziejka książek - Markus Zusak
      • Sherlock - sezon 2
      • Gra Endera - Film
      • Teledysk do cyklu autorstwa Andrzeja Ziemiańskiego
      • Wspieranie polskich debiutantów
      • Sherlock - Sezon 1
      • Druga rocznica założenia bloga
      • Król złodziei - Cornelia Funke
      • Sherlock Holmes - Film
      • Najbardziej oczekiwane książki
      • Studium w szkarłacie, Przygody Sherlocka Holmesa -...
      • Przedpremierowo: Nigdy przenigdy - Sara Shepad
      • Wiele twarzy Sherlocka Holmesa
      • Najbardziej oczekiwane filmy roku
      • Arthur Conan Doyle
      • Naj, naj, naj 2013 roku
      • Miesiąc z... Sherlockiem Holmesem
      • Podsumowanie roku, miesiąca oraz plany
  • ►  2013 (270)
    • ►  grudnia (23)
    • ►  listopada (19)
    • ►  października (23)
    • ►  września (21)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (22)
    • ►  maja (29)
    • ►  kwietnia (22)
    • ►  marca (31)
    • ►  lutego (20)
    • ►  stycznia (19)
  • ►  2012 (135)
    • ►  grudnia (11)
    • ►  listopada (12)
    • ►  października (15)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (12)
    • ►  lipca (11)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (12)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (3)

Ulubione

  • Mirabelka
    Wyszywany kiciuś
    1 dzień temu
  • Gosiarella
    Audiobooki online na każdą okazję podróż, praca, relaks z Empik Go
    2 tygodnie temu
  • Patrycja W.
    Recenzja łączona: seria Teściowe -Alka Rogozińskiego
    2 tygodnie temu
  • eM
    Zagraniczne zapowiedzi: czerwiec, lipiec 2022
    2 lata temu
  • Patrycja
    Nieugięta bohaterka - "Wojna Makowa" Rebecca
    5 lat temu
  • Blair Blake
    Na skraju złowrogiego Boru, albo Wybrana Naomi Novik
    5 lat temu
  • Korvo
    Recenzja: Karpie bijem - Andrzej Pilipiuk
    5 lat temu
  • Harry Potter Kolekcja
    Regulamin konkursu "Twój Simon"
    6 lat temu
  • Abigail
    Bieg do gwiazd, Dominika Smoleń
    7 lat temu
  • Julia
    Małe rzeczy, bez których sobie nie radzę
    8 lat temu
  • Alicja
    Lair of Dreams
    9 lat temu
  • Wydawnictwo Jaguar
    Kuchnia Entego, chaos i "Jewel"
    10 lat temu
Pokaż 5 Pokaż wszystko

Deviantart

Dziękuję za zrobienie pięknego logo!
Wszystkie komentarze zawierające linki są moderowane.

Obsługiwane przez usługę Blogger.

WAŻNE

Wszystkie opinie i recenzje zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa i nie wyrażam zgody nakopiowanie całości lub ich fragmentów bez mojej wiedzy i zgody (na podstawie Dz.U.1994 nr 24 poz. 83, Ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

Licznik odwiedzin

Obserwatorzy

Copyright © 2012 Sophie & Bucherwelt