Wszyscy ludzie, którzy urodzili się o północy mają nadnaturalne zdolności lub też mogą być szaleni(w ekstremalnych przypadkach posiadać guza mózgu) i tylko sprawiać takie wrażenie. Kylie - choć ją to przeraża - uważa, że jest tylko nudnym człowiekiem, a nie istotą znaną z baśni, czy horrorów. Sytuacji nie poprawia fakt, że jej życie rozpadło się właśnie na kawałki; zmarła jej ukochana babcia, rodzice się rozwodzą, chłopak ją rzucił, a ona idzie po raz pierwszy na "prawdziwą" imprezę i oczywiście policja również znajduje się na liście gości. Czy może być gorzej?
Czasami śmiać mi się chce, gdy czytam takie opisy. Czy bohaterki książkowe muszą a) nie posiadać rodziców, b) posiadać jednego rodzica, c) mieć rozwodzących się rodziców(lub już rozwiedzionych) lub d) jednego z rodzicieli tak absolutnie nie do zniesienia, że woła to o pomstę do nieba? Nie wspominając o umierającej reszcie członków rodziny, zakończonych związkach, tragicznych wypadkach przyjaciół itp. Wszystkie opcje są możliwe i jako mieszankę w najróżniejszym natężeniu znajdziecie to w przynajmniej 90% książek młodzieżowych. Może przy pierwszych kilku razach było to nawet poruszające, ale po raz setny nie robi to już żadnego wrażenia, choć muszę przyznać, że Kylie wyjątkowo nie wzbudza żalu(i to niestety tego negatywnego), lecz jej historia, choć przesadzona, jest do zniesienia i nie wywołuje natychmiastowego wywracania oczami. Inaczej jest za to w przypadku 'fabuły'.
"Urodzona o północy" to nie tylko powieść o nastolatce, która właśnie dowiedziała się, że nie jest do końca człowiekiem, ale również historia z "intrygą" w tle, która u mnie wywołała serdeczny śmiech. Książka ma około 370 stron, a gdzieś około dwusetnej czytelnik kącikiem oka zauważa, że w tle opowieści poza poznawaniem świata nadnaturalnych istot i problemu z chłopakami(nie dwoma, lecz trzema!) dzieje się coś jeszcze. Jednak nie ma tutaj napięcia, grozy, czy nawet chęci odkrycia zagadki, która dosłownie może doprowadzić do zamknięcia obozu przez rząd/tajniaków. "Intryga" zostaje przedstawiona i wyjaśniona sekundę później, czyli innymi słowy autorka chciała napisać książkę o bohaterce z nadnaturalnymi zdolnościami, ale zdecydowała się, że historia musi mieć jakieś tło i dokładnie to słowo je oddaje: jakieś, ponieważ C.C. Hunter spaprała sprawę. Za późno wprowadzono w ogóle ten wątek, że nie wspominając o jakimś porządnym napięciu. Mamy tutaj za to drugi motyw z tajemnicą, który został przedstawiony już na początku książki, był obiecujący oraz doprawiony lekką nutką grozy, ale okazał się tak naprawdę... banalny i oczywiście nie mogło zabraknąć tutaj powtórzonego żartu.
Chyba mam jakiś dobry okres dla bohaterek książkowych, ponieważ Kylie okazała się być nie dość, że znośna, to jeszcze całkiem sympatyczna. Autorka próbowała usilnie, lecz nieudolnie wykreować z niej szarą myszkę, ale dziewczyna miała w sobie prawdziwą ikrę. Nie była wulgarna, czy chamska, nic z tych rzeczy; potrafiła jednak stanąć w obronie swoich przyjaciół i nie dać sobie w kaszę dmuchać. Możliwe jednak, że część moich pozytywnych wrażeń powstaje też z powodu trzecioosobowej narracji występującej w "Urodzonej o północy". Jak ja tęsknię za taką formą w książkach młodzieżowych! Od razu patrzy się na wszystko inaczej i z większym dystansem, choć też C.C. Hunter nie do końca opanowała trudną sztukę pisania w trzeciej osobie, gdzie przy dwóch rozmawiających osobach tej samej płci, trzeba już zaznaczyć, kto co powiedział, gdy wypowiedź jest wyrwana z kontekstu. Styl też jest jeszcze do dopracowania, ponieważ niestety "Urodzona o północy" jest pełna powtórzeń, które nie są nawet powiedziane innymi słowami, ale dokładnie tak samo. O ile po raz pierwszy żart był zabawny, to za trzecim i czwartym razem to sami wiecie, jak to wygląda. "O udało mi się napisać coś z humorem, to dam to na początku, środku i końcu historii, aby nikt tego nie przeoczył." Tak więc zadowolona jestem z trzecioosobowej narracji, jednak autorka według mnie powinna zdecydowanie więcej pisać, ponieważ jak na razie język jest bardzo prosty, a styl banalny.
Podsumowując, "Urodzona o północy" okazała się zaskakująco przyjemną, niewymagającą oraz lekką lekturą, którą czyta się naprawdę szybko dzięki przystępnemu językowi. Nie jest to literatura górnych lotów, ale sprawdzi się idealnie, jeżeli poszukujecie czegoś do oderwania myśli od rzeczywistości.
Ogólna ocena: 7/10.
Tytuł oryginału: Born at Midnight
Seria: Wodospady Cieni
Tom: 1/5
Liczba stron: 365
Gatunek: Paranormal romance
Wydawca: Feeria
Wodospady cienia:
1. Urodzona o północy
2. Awake at Dawn
3. Taken at Dusk
4. Whispers at Moonrise
5. Chosen at Nightfall
Czasami śmiać mi się chce, gdy czytam takie opisy. Czy bohaterki książkowe muszą a) nie posiadać rodziców, b) posiadać jednego rodzica, c) mieć rozwodzących się rodziców(lub już rozwiedzionych) lub d) jednego z rodzicieli tak absolutnie nie do zniesienia, że woła to o pomstę do nieba? Nie wspominając o umierającej reszcie członków rodziny, zakończonych związkach, tragicznych wypadkach przyjaciół itp. Wszystkie opcje są możliwe i jako mieszankę w najróżniejszym natężeniu znajdziecie to w przynajmniej 90% książek młodzieżowych. Może przy pierwszych kilku razach było to nawet poruszające, ale po raz setny nie robi to już żadnego wrażenia, choć muszę przyznać, że Kylie wyjątkowo nie wzbudza żalu(i to niestety tego negatywnego), lecz jej historia, choć przesadzona, jest do zniesienia i nie wywołuje natychmiastowego wywracania oczami. Inaczej jest za to w przypadku 'fabuły'.
Chyba mam jakiś dobry okres dla bohaterek książkowych, ponieważ Kylie okazała się być nie dość, że znośna, to jeszcze całkiem sympatyczna. Autorka próbowała usilnie, lecz nieudolnie wykreować z niej szarą myszkę, ale dziewczyna miała w sobie prawdziwą ikrę. Nie była wulgarna, czy chamska, nic z tych rzeczy; potrafiła jednak stanąć w obronie swoich przyjaciół i nie dać sobie w kaszę dmuchać. Możliwe jednak, że część moich pozytywnych wrażeń powstaje też z powodu trzecioosobowej narracji występującej w "Urodzonej o północy". Jak ja tęsknię za taką formą w książkach młodzieżowych! Od razu patrzy się na wszystko inaczej i z większym dystansem, choć też C.C. Hunter nie do końca opanowała trudną sztukę pisania w trzeciej osobie, gdzie przy dwóch rozmawiających osobach tej samej płci, trzeba już zaznaczyć, kto co powiedział, gdy wypowiedź jest wyrwana z kontekstu. Styl też jest jeszcze do dopracowania, ponieważ niestety "Urodzona o północy" jest pełna powtórzeń, które nie są nawet powiedziane innymi słowami, ale dokładnie tak samo. O ile po raz pierwszy żart był zabawny, to za trzecim i czwartym razem to sami wiecie, jak to wygląda. "O udało mi się napisać coś z humorem, to dam to na początku, środku i końcu historii, aby nikt tego nie przeoczył." Tak więc zadowolona jestem z trzecioosobowej narracji, jednak autorka według mnie powinna zdecydowanie więcej pisać, ponieważ jak na razie język jest bardzo prosty, a styl banalny.
Podsumowując, "Urodzona o północy" okazała się zaskakująco przyjemną, niewymagającą oraz lekką lekturą, którą czyta się naprawdę szybko dzięki przystępnemu językowi. Nie jest to literatura górnych lotów, ale sprawdzi się idealnie, jeżeli poszukujecie czegoś do oderwania myśli od rzeczywistości.
Ogólna ocena: 7/10.
Tytuł oryginału: Born at Midnight
Seria: Wodospady Cieni
Tom: 1/5
Liczba stron: 365
Gatunek: Paranormal romance
Wydawca: Feeria
Wodospady cienia:
1. Urodzona o północy
2. Awake at Dawn
3. Taken at Dusk
4. Whispers at Moonrise
5. Chosen at Nightfall