Sophie & Bucherwelt
  • Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca
  • Recenzje
    • Autorami
    • Tytułami
    • Filmów i seriali
  • Przeczytane
    • 2012-2017
    • 2018
  • Kolekcja Ricka Riordana
  • Różne
    • Zdobycze
    • Must have
    • Miesiąc z...
    • Jak zacząć blogować?
    • Oceny
Tytuł oryginału: El libro de los portales
Liczba stron: 567
Powieść w jednym tomie
"Tam, gdzie śpiewają drzewa" to książka, która naprawdę chwyciła mnie za serce i sprawiła, że od razu zaczęłam szukać innych książek spod pióra Laury Gallego, ponieważ zakochałam się między innymi w sposobie, w jaki autorka kształtuje opowieści; chciałam więcej takich historii. Nie mogłam więc odmówić sobie lektury jej najnowszej powieści - "Księgi portali". Czy jest tak dobra, jak "Tam, gdzie śpiewają drzewa"? Przekonajcie się oglądając recenzję!

OPIS: Mistrzowie Akademii Portali jako jedyni potrafią malować niezwykłe portale służące do podróżowania z miejsca na miejsce i stanowiące wielką sieć komunikacyjną i transportową w państwie Daruzji. 
Dzięki stosowaniu się do sztywnych zasad i swojemu doskonałemu wykształceniu, malarze ci są prawdziwymi profesjonalistami gwarantującymi najwyższą jakość techniczną wykonywanych przez siebie malowideł.
Kiedy Tabit, student ostatniego roku akademii, dostaje zlecenie na namalowanie portalu dla pewnego biednego wieśniaka, nawet nie przypuszcza, że zostanie przez to uwikłany w różnorodne intrygi i odkryje tajemnice, które zagrożą istnieniu Akademii.
Ocena: 8/10.
Podziel się
Źródło: FB
Zapowiedzi czwartego sezonu "Once Upon a Time" zapewniały widzów, że miasteczko Storybrook zamarznie na dobre, ponieważ do tego magicznego miejsca przybędzie Elsa - główna bohaterka "Krainy Lodu", oczywiście niewiele pamiętając oraz szukając swojej siostry Anny. Pierwsza połowa kolejnej serii miała być swoistą kontynuacją kasowej animacji Disneya. Jesteście na to gotowi?

tumblr.com
Twórcy "Once Upon a Time" nie ukrywają, że psychofanią są fanami "Krainy Lodu". Widać to w każdej minucie sezonu, gdy w grę wchodzą losy bohaterów z Arendelle. Wszystkie najważniejsze postacie zostały tutaj przeniesione, a aktorzy dobrani z najwyższą starannością. Anna to prawdziwe mistrzostwo po prostu - irytowała mnie od początku, tak samo, jak w bajce. Głos nawet miała podobny! Elsa, Hans, Kristoff, nawet Sven, choć trochę śmiesznie wyglądał, wyszli naprawdę przekonująco. Nie ukrywam, że mnie to urzekło! Wszystkie najważniejsze, bądź najlepsze sceny z animacji zostały tutaj wplecione, choć jest to kontynuacja losów bohaterów. Nawet ta dziwna scenka z wąchaniem czekolada! Jeżeli uwielbiacie "Krainę Lodu" na pewno nie będziecie zwiedzeni.

jw.
Korzystając z okazji wpleciono w fabułę również klasyczną baśń o Królowej Śniegu. Pamiętacie opowieść o Kaju, którego serce zamarzło, ponieważ wpadła do niego drobinka szkła z magicznego lustra? Jestem zachwycona, jak tę historię tutaj pokazano, a aktorka grająca tytułową rolę była naprawdę fenomenalna. Zaczynając od sposobu, w jaki mówiła, a kończąc na jej niesamowitym samozaparciu. 

W tym sezonie twórcy postawili na sprawdzone wątki: utrata pamięci, poszukiwanie kogoś/czegoś, knucie tych złych, wygrywanie dobrych i karanie biednej Reginy. Tego finału nie wybaczę po tym, jak cały sezon odzyskiwałam nadzieję i ją traciłam. To było po prostu okrutne! Zwłaszcza po tym, jaka zaszła w Reginie zamiana, co można było zaobserwować w "Heroes and Villains". Co jak co, ale finał wyszedł wyjątkowo mocno i nie chodzi tutaj o samą końcówkę sezonu, która miała zachęcić do czekania na kolejny - ta wyszła swoją drogą tak sobie, ale bywało gorzej. Chodzi o to, że to Belle... ocaliła wszystkich. Moje serce pękało w tym odcinku raz za razem i pod względem zupełnie niespodziewanych plot twistów ten odcinek był zdecydowanie najciekawszy.

jw.
Wykorzystanie sprawdzonych zagrań sprowadziło się do tego, że pierwsza połowa czwartego sezonu była dobra. I to właściwie tyle można powiedzieć w tym temacie - ani specjalnie nie nudziła, ani nie rozbudzała w widzach większych emocji. Chociaż jakiś wpływ może mieć również to, że oglądałam serial na bieżąco, a to mi odbierała całkiem sporo przeżywania. Wątki zostały rozwinięte w znany nam sposób, były momenty bardzo dobre, poruszające, ale i też przy których co chwilę stopowało się odcinek, aby zająć się czymś innym. Nie przeszkadza mi to jednak, ponieważ lepiej taki, sprawdzony poziom, niż jakieś eksperymenty, które zepsułyby serial. A tak jest nadal milutko, cieplutko i przyjaźnie. Widz ciągle zostaje zaskakiwany nagłymi powiązaniami między bohaterami i ich przeszłością - ja jednak uwielbiam flashbacki i oczekuję ich z prawdziwą niecierpliwością. Od razu przywołuje to miłe emocje związane z poznawaniem serialu oraz jego bohaterów w pierwszym sezonie.

Nie potrafię powiedzieć, czy podobnie było w poprzednich sezonach, ale zaskoczyło mnie, że tak szybko poruszono w czwartej serii główny wątek jego drugiej połowy. Najlepszy moim zdaniem od samego początku, ponieważ to tajemnicza książka zatytułowana "Dawno, dawno temu" wzbudzała we mnie najwięcej emocji od pierwszej chwili, w której się pojawiała. Wątek więc z szukaniem jej autora od razu przykuł moją uwagę, zwłaszcza że ma on również związek z Reginą, której poświęcało się ostatnio mniej czasu. Zauważyłam też, że twórcy serialu podążają za - można tak powiedzieć - trendami w baśniowym świecie. "Kraina Lodu" odniosła sukces... Pojawia się w serialu. "Czarownica" odkryła drugą stronę "Śpiącej Królewny", w której nie zawsze złoczyńcy byli tyli czarnymi bohaterami historii. Również ten wątek postanowiono zaadaptować do serialu. Mam nadzieję tylko, że się to uda.

jw.
Pierwszą połowę czwartego sezonu "Once Upon a Time" uznaję za udaną. Nie tracę wiary ani sympatii do tego serialu, ponieważ nieustannie sprawia, że człowiekowi robi się ciepło na serduchu. Dodatkowo uważam od dawna baśniowe wątki za najciekawsze w literaturze (obok mitologicznych), więc równie przyjemnie mi się je ogląda.

Ocena: 6/10.
Podziel się
Źródło: weheartit.com
Hej! Od dawna chodził za mną pomysł, żeby napisać o moim uczeniu się języków. Ba! Założyłam nawet specjalnie kanał na Youtube, ponieważ stwierdziłam, że to, czego się nauczyłam o języku niemieckim, może się niektórym przydać. Jednak nigdy nie znalazłam czasu, aby się za to wziąć na porządnie. Jako kompromis postanowiłam napisać więc, dlaczego czytanie i oglądanie w oryginalne jest bardzo użyteczne.

Ostatnio w polskiej blogosferze pojawiła się nowa moda. Ludzie kupują na tony anglojęzyczne książki, więc jeżeli pojawia się post na blogu z obcojęzycznym tytułem, to jest więcej niż możliwe, że przeczytacie w recenzji, że to była pierwsza w całości przeczytana książka po angielsku danej osoby. Uważam, że jest to godne pochwały; jednak czego nie rozumiem, to lansowanie się tym i zamawianie książek, które swoją premierę będą miały zaraz w Polsce i które czyta się wtedy po raz drugi, po polsku. Jednak to temat, który nadaje się bardziej do poradnika o blogowaniu, a teraz skupimy się na czymś innym.

Na swój sposób lubię i nie lubię czytać w oryginale. Z jednej strony potrafię rozkoszować się i wczuwać tak samo mocno w lekturę, jak gdy czytam po polsku, a z drugiej strony takie czytanie idzie mi, jak krew z nosa. Moja bardzo mądra Gosia powiedziała mi, że po prostu po angielsku, czy niemiecku czytam normalnie - nie, jak po polsku, gdzie pożeram przynajmniej pięćdziesiąt stron na godzinę, a tutaj zdarza się tylko paręnaście. Prawda jest taka, że gdy książka jest wciągająca, to w ogóle tego nie odczuwam. Jednak podświadomie, gdy mam do wyboru polską i angielską wersję wybieram tę pierwszą  - z wygody. Nie tędy jednak droga!

jw.
Czytanie po angielsku niesamowicie rozwija. Nie widać tego od razu, ponieważ - jak to bywa w wielu przypadkach - efekty pojawiają się z czasem. Pisząc tekst w obcym języku zaczynamy podświadomie używać sformułowań, które utkwiły nam w pamięci, układamy inaczej zdania, choć kilka miesięcy temu napisalibyśmy je mniej gramatycznie. Zaczynamy też więcej rozumieć - do dzisiaj pamiętam moment, gdy naprawdę zaczęłam rozumieć, co się śpiewa w piosenkach. Byłam upojona tym momentem, chociaż teraz czasami mi smutno, bo gdy wiele lat żyłam w nieświadomości, to nie martwiłam się tym, że tekst utworu jest głupszy, niż niektóre bohaterki książkowe. Taka mała dygresja.

Z oglądaniem jest tak samo. Im więcej oglądamy w oryginale, tym lepiej rozumiemy język. Czasami nawet nie zauważam, że oglądam coś po angielsku, dopóki nie pojawi się słówko, którego nie rozumiem i jest takie szarpnięcie dosłownie i cofanie się do tego momentu. Uwielbiam dlatego oglądać filmy, bądź seriale z napisami w oryginale. Jeżeli nie czujecie się pewni, możecie obejrzeć jeszcze raz odcinek z tłumaczeniem. Warto jednak ponownie wybrać napisy, ponieważ wyłapie się wtedy stwierdzenia, czy słowa, które były niezrozumiałe.

jw.
Z tego powodów z czytania i oglądania w oryginale można wynieść same korzyści. Jest to edukacyjne i pomocne, nawet jeżeli nie kieruje nami sama pasja do nauki, a po prostu pragnienie poznania kolejnego tomu serii, czy niemożność doczekania się tłumaczenia. Trzeba się tylko przełamać na początku, a potem będzie prościej. Z czasem stanie się to równie naturalne, co oddychanie, a efekty będą zachwycające. Sami zauważycie, jak wszystko stało się prostsze, nie tylko na lekcjach w szkole.

Moim małym postanowieniem jest, aby czytać przynajmniej jedną książkę w oryginale miesięcznie, bo w przypadku seriali, gdy oglądam na bieżąco, to zazwyczaj też w oryginale. Do tej pory nie udawało mi się jednak tak robić, więc mam nadzieję, że uda się to w 2015 roku. Pracuję też nad wprowadzeniem w życie zasady, że jeżeli czytam książkę ponownie, to tylko w oryginale. Mam nadzieję, że się uda!

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Podziel się
Seria: Atlanci
Tom: 2/???
Liczba stron: 505
Wydawca: Azyl
"Wyspa sześciu pierścieniu" to długo oczekiwana kontynuacja sagi Atlanci. Zakończenie tajemniczego i pełnego niedopowiedzeń "Kakrachana" zostawiło czytelników z szeroko otwartymi oczami i chęcią, jak najszybszego poznania dalszych losów Dalemy. Wreszcie jest to możliwe!

Dalema dociera do Atlantydy, gdzie - jak sądziła - od zawsze było jej miejsce. Dla ludzi ze swojej koloni jest Wybrańcem, lecz dla mieszkańców Wyspy Sześciu Pierścieni jest tylko prymitywnym intruzem. Jednak rządzący i jego najbliżsi doradcy okazują jej niezwykłe względy. Dalema zanurza się coraz głębiej w świat, który pokazuje jej prawdę o Atlantach. Wcale nie są wszechmocni i mają swoje sekrety - o wiele poważniejsze niż cokolwiek, z czym miała do tej pory do czynienia.

Atlantyda od zawsze niesamowicie mnie intrygowała. Pojawiła się w historii już wiele wieków temu i od tego czasu intrygowała ludzi, co zaowocowało powstaniem tak wielu utopii - wizji zamkniętych wysp, gdzie wszystko było idealne. Inni pisarze zaczęli tworzyć własne historie - próbując odkryć sekrety Atlantydy. Pojawiały się historie lepsze, a i te mniej ciekawe. Na szczęście Polka może się pochwalić opowieścią, która oferuje czytelnikowi naprawdę wiele.

"Kakrachan" nie był najłatwiejszą lekturą. Wkroczyliśmy w tajemniczy świat, który rządził się własnymi prawami, a czytelnik mógł tylko dowiedzieć się jakimi, gdy uważnie obserwował otoczenie. Pojawiło się wiele specyficznych określeń, wydarzeń i otrzymaliśmy wiele trudnych pytań i prawie żadnych odpowiedzi. Ponownie spotkanie ze światem Atlantów przebiegło o wiele łatwiej, choć naprawdę chętnie wspomagałbym się słowniczkiem wyjaśniającym nowe słowa. Książkę czytało mi się wspaniale - mimo tego, że ma niewielki format i jest dzięki temu solidniejsza. Gdy już odnalazłam się w tej historii, przypomniałam sobie najważniejsze wydarzenia, to kolejne strony znikały, jak zaczarowane, a to dla mnie wielka zaleta. Lubię, gdy mogę czytać swoim tempem i nie gubić się w wydarzeniach.

W "Wyspie sześciu pierścieni" akcja się zagęszcza i ciągle idzie w zupełnie niespodziewanym kierunku. Dostajemy odpowiedzi, kojarzymy i łączymy coraz większe elementy układanki. Jedyne, co jest potrzebne, to chęć podjęcia rozgrywki. Dalema to interesująca postać; nie zawsze dawała się lubić, a przynajmniej tak było w moim przypadku. Żałuję tylko, że jej myśli były zaznaczane dokładnie tak samo, jak wypowiedź, więc często było to mylące. Nie zmienia to jednak faktu, że zapałałam do niej prawdziwą sympatią. Nie mogłam wyjść ze zdziwienia, jak bardzo mogła się ona zmienić w tak krótkim czasie. Czytelnik miał możliwość obserwowania tego na kolejnych tomach; to było takie naturalne, a jak wiadomo, to prawdziwość sprawdza się najlepiej, ponieważ wtedy czytelnik nie neguje sytuacji, lecz widzi, że tak właśnie mogłaby potoczyć się ta opowieść.

"Wyspa sześciu pierścieni" jest naprawdę udaną kontynuacją, a ja już nie mogę się doczekać, aby poznać dalsze losy Dalemy, ponieważ zakończenia obu tomów są bardzo mocne oraz emocjonujące i w tym przypadku nie zamyka się po prostu książki po skończonej lekturze i bierze się za kolejną; zamyka się ją z głową pełną przemyśleń i miłym uczuciem, jakie pojawia się po przeczytaniu dobrej powieści i oznacza również nadzieję na kolejną, równie udaną.

Ocena: 7/10.
Podziel się
Źródło: http://covershub.net/
Hej! Do napisania tego tekstu... zainspirował mnie Sheldon z "Teorii wielkiego podrywu". W świątecznym odcinku trzeciego sezonu w czasie ozdabiania choinki wyjmuje on bombkę z popiersiem Issaca Newtona, który jest według niego bardziej bożonarodzeniowy niż inne ozdoby, ponieważ... urodził się 25-ego grudnia, a Jezus latem; następnie jego urodziny przeniesiono, aby pokrywały się z kalendarzem świąt pogańskich, podczas których świętowano przesilenie zimowe paląc ogniska i zabijając kozy (parafrazując jego wypowiedź). Stwierdziłam, że jest to bardzo interesujące. Co nieco na ten temat wiem, ale sięgnęłam głębiej i chętnie podzielę się z Wami moimi odkryciami. Zapraszam!

Boże Narodzenie - święto nieznane pierwszym chrześcijanom
Boże Narodzenie ma upamiętniać narodziny Jezusa Chrystusa i jest uznawane prawie przez każdą religię, uznawaną za chrześcijańską. Na całym świecie ponad dwa miliardy ludzi obchodzi Boże Narodzenie, a co najmniej dwieście milionów świętuje 7 stycznia. Jednak nie obchodzili tego ludzie w czasach, w których żył Jezus Chrystus, ponieważ... w ogóle nie świętowano wtedy urodzin. W Biblii urodziny wspominane są dwa razy i tylko w negatywnym kontekście. Był to zwyczaj pogański i pierwszy raz wspomniano o urodzinach Faraona, a następnie Herolda Antypasa. Obaj urządzili przyjęcie, a w podczas niego... wydali wyrok śmieci. W pierwszym przypadku zginął piekarz, a w drugim Jan Chrzciciel. Nie zmieniło się to przez kolejne trzysta lat - nie świętowana niczyich urodzin, a co za tym idzie również nie Jezusa Chrystusa.

Boże Narodzenie nie ma więc korzeni w chrystianizmie. Potwierdzi to każdy biblista bez względu na wyznawaną religię. Święto te było uznawane w Anglii w XVII wieku za dzień pokuty, a następnie zakazane. Historyk Penne L. Restad mówi, że „duchownym uczącym o Bożym Narodzeniu groziło uwięzienie. Zakrystianie, którzy dekorowali kościół świątecznymi ozdobami, płacili kary pieniężne. Zgodnie z prawem w Boże Narodzenie sklepy miały być otwarte jak w zwykły dzień handlowy”. Uważano, że Kościół nie powinien tworzyć tradycji, które nie mają potwierdzenia w Biblii. To samo działo się w 'świeżo' założonej Ameryce, gdzie Boże Narodzenie zaczęto obchodzić po 130 latach istnienia tam Kościoła. Za to na początku XX-ego wieku bojkot pojawił się w Rosji.

Narodziny Chrystusa
weheartit.com
Prawda jest taka, że dokładnej daty urodzin Jezusa Chrystusa ustalić się nie da. W żadnej ewangelii nie podano ani dnia, ani nawet miesiąca. On sam się o tym nie wypowiada, ani nie zaleca upamiętniania tego dnia. Jak powiedział Sheldon, przesunięto więc tą datę na dzień przesilenia zimowego, które według kalendarza juliańskiego przypada na 25 grudnia, a 6 stycznia według egipskiego. W dniu przesilenia zimowego, pogańscy czciciele Mitry obchodzili dies natalis Solis Invicti (narodziny Słońca Niezwyciężonego), a 25 grudnia 274 roku naszej ery Aurelian - cesarz rzymski, jeden z najwybitniejszych władców drugiej połowy III wieku ogłosił boga-słońce naczelnym patronem cesarstwa rzymskiego i poświęcił mu świątynię na Polu Marsowym. Boże Narodzenie zostało utworzone w czasie, kiedy w Rzymie kult słońca był szczególnie popularny (Źródło: New Catholic Encyclopedia).

Można jednak powiedzieć, że skoro nie znamy żadnej dokładnej daty narodzin Chrystusa, to równie dobrze mógł być to koniec grudnia. Bibliści wskazują jednak październik na podstawie cytatu z ewangelii Łukasza "W tej samej krainie byli też pasterze, przebywający pod gołym niebem i strzegący nocą swych trzód. Nagle stanął przy nich anioł i (...) rzekł do nich: (...) ‚Narodził się wam dzisiaj Wybawca, którym jest Chrystus Pan’” Oznacza to więc najprawdopodobniej początek października, ponieważ w okolicach Betlejem grudzień i styczeń są najchłodniejszymi miesiącami w roku i pasterze nie śpią wtedy na zewnątrz. Aby chronić owce przed zimnem, zaganiali zwierzęta do owczarni. Drugim dowodem ma być zarządzony w tym okresie spis ludności. Każdy musiał udać się do miasta, w którym się urodził, a wtedy taka wędrówka potrafiła trwać kilka tygodni. Wzbudzała ona również duże niezadowolenie, ponieważ tłem spisu był pobór do wojska oraz uiszczenie podatków. Wątpliwe jest więc, aby władca wydał taki nakaz w okresie zimowym.

Zwyczaje (nie)świąteczne
Skąd wzięła się więc cała tradycja hucznego świętowania i obdarowywania się prezentami? Jak podaje Polska Encyklopedia Britannica, zwyczaj ten został zaczerpnięty najprawdopodobniej z innego rzymskiego święta zwanego Saturnaliami. Obchodzono je w połowie grudnia i jednym ze zwyczajów było obdarowywanie się prezentami i palenie świec. Nie robiło się wtedy również żadnych interesów - był to dzień wolny od pracy, dzień równości i pojednania. 

weheartit.com
Właściwie, jak się okazuje prawie każda ze świątecznych tradycji ma pochodzenie przedchrześcijańskie. Lampki? Dawny europejski zwyczaj, który miał na celu odpędzenie złych duchów w dniu przesilenia zimowego. Dekorowano nimi domy i gałązki wiecznie zielonych drzew, co prowadzi nas do pogańskiego kultu związanego z takimi drzewkami. Choinkę ustawiano przy wyjściu lub w środku domu w czasie... zimy. Był to symbol między innymi życia oraz płodności, odrodzenia natury. W tradycji Bożego Narodzenia pojawił się dopiero w XVI wieku, choć same święta obchodzono już od III wieku. Nawet jemioła ma swoje znaczenie! Według dawnych pogańskich mierzeń ma być zwiastunem powracającego słońca, czyli nawiązuje do przesilenia zimowego. Była uważana za dar od bogów i bardzo ceniona przez druidów. Również Święty Mikołaj ani z historycznego, ani z biblijnego punktu widzenia nie ma nic wspólnego z Jezusem Chrystusem.

Jak się okazuje żaden z elementów świąt Bożego Narodzenia nie ma uzasadnienia historycznego, że nie wspominając o biblijnym. Przyznam, że niektóre fakty nieźle mnie zaskoczyły, ponieważ w ogóle nie spodziewałam się, że nawet lampki świąteczne odrywają tutaj jakąś rolę - nie przeszło mi przez głowę, żeby szukać informacji w tym kierunku, ale po drodze pojawiło się samo.

Znacie już te fakty, czy może niektóre z nich są dla Was nowością?
Podziel się
Tytuł oryginału: Rebel Heart
Seria: Kroniki czerwonej pustyni
Tom: 2/3
Liczba stron: 399
Przez dług czas byłam pewna, że nie wezmę się za drugi tom "Kronik czerwonej pustyni". Pierwszy dostarczył mi doświadczeń w większej mierze negatywnych, jednak dość spory czas po premierze postanowiłam spróbować; w końcu między "Mrocznymi umysłami" oraz "Nigdy nie gasną" różnica była kolosalna. Szybko okazało się, że warto było się przemóc. Dlaczego?

OPIS: Saba była pewna, że po tym, jak uratowała brata z rąk porywaczy, jej świat wróci do normy. Że wraz z rodzeństwem będzie prowadzić spokojne życie i że znów spotka ukochanego Jacka. Ale potężny wróg rośnie w siłę. A Jack chyba wcale nie jest tym, za kogo się podaje…
Ocena: 8/10.

Cytaty z "Dzikiego serca" (i innych książek) znajdziecie na moim specjalnym blogu Nicole's quotes.
Podziel się
Źródło: http://www.vseffects.com/
Hej! Są tematy, o których potrafię napisać naprawdę wiele, a w innych przypadkach wystarczy tylko kilka zdań. Na Sophiebooku od czasu do czasu pojawiały się krótkie opinie o filmach, czy obejrzanych odcinkach seriali. Stwierdziłam więc, że mogę spróbować przenieść to na bloga. Filmów wiele nie oglądam i o niektórych nieźle potrafię się rozpisać, ale zawsze znajdzie się coś, co można krótko podsumować. Zapraszam więc do zapoznania się z pierwszym postem z cyklu "Filmy razy x".

Wielka szóstka
Szczerze mówiąc nie miałam zamiaru iść do kina na ten film, ale tak jakoś się złożyło, że byłam z koleżanką w mieście i stwierdziłyśmy, że pójdziemy, jak nic ciekawszego w kinach nie ma. Po pierwsze "Wielka szóstka" spodobała mi się - jak na pierwszy seans - bardziej niż "Kraina lodu" - do niej musiałam się trochę przekonywać. Po drugie jak to bywa z większością nowych animacji, jest fajnie, wciągająco, nawet bywają momenty, gdy wychylamy się rozemocjonowani w fotelu do przodu, ale równocześnie... nie ma takiego szału. Jest po prostu miło. Jak dobra książka, którą jednak szybko zapomnimy, ponieważ była też na swój sposób średnia. Zekranizowanie komiksu Marvela w disnejowski sposób było zabawne, wzruszające i z chęcią obejrzę kolejne części, jednak nie przewróciło to mojego świata do góry nogami, jak to niektóre animacji potrafią.
Ocena: 8/10.

Sierpień w hrabstwie Osage
Moje małe postanowienie, które będę realizować pewnie do końca świata, to obejrzenie wszystkich filmów z moimi ulubionymi aktorami. W tym przypadku z Benedictem Cumberbatchem. Co prawda gra on tutaj małą rolkę, ale jednak dał sobie świetnie radę biorąc pod uwagę, jaką gwiazdorską mamy tutaj obsadę. Jak zwykle prawie cały film upłynął mi nad bycie pod wrażeniem tego, jak genialnie gra Meryl Streep (mówi się, że w Ameryce jest dużo ról dla starszych kobiet, ale wszystkie je zgarnia właśnie Meryl) i rozmyślanie nad tym, jak staro wygląda Julia Roberts. Zakończenie mnie zaskoczyło i to nieźle. Rzadko oglądam takie filmy i to często nie z wyboru.
Ocena: 5/10.
Piąta władza
Kolejny film z listy z Benedictem. Właściwie byłam na nim w kinie, ale niedawno obejrzałam go po raz drugi. Na swój sposób bardzo udany i przemyślany, choć były momenty, gdy wiało nudą lub łatwo było się rozproszyć. Twórcy korzystali z książki napisanej przez uczestnika wydarzeń oraz z innych źródeł. Jest to więc film fabularny o prawdziwych wydarzeniach związanych z osobą Juliana Assange, które słowo daję nawet o uszy mi się nie obiły. Na swój sposób sprawdzanie tego potem było ekscytujące, ale film stracił swój wydźwięk w drugiej połowie, gdy zrobiło się dość chaotycznie. Za to gra aktorska na najwyższym poziomie. Pamiętam, jak dyskutowałyśmy potem z koleżankami, że w ogóle nie było słychać akcentu u Daniela Brühl'a poza jednym razem i że nie pozostawał ani kroku do tyłu za Benedictem Cuberbatchem. To był właściwie film dwóch aktorów, ponieważ reszta postaci przewijała się raczej daleko w tle.
Ocena: 7/10.

Ona
Ona miała być inna, ciekawa, poruszająca. Ona totalnie mnie zniesmaczyła. Taki pojawił się u mnie wniosek po obejrzeniu całego filmu, a uparłam się, żeby to zrobić. Nawet jeżeli ma dwie godziny (a mówiło się o tym, że tam w Hollywood już pomysłów nie mają na długie filmy) i ciągnął się, jak flaki z olejem. Ja rozumiem przesłanie tej historii i to naprawdę mógłby być taki poruszający, inny film, który zwraca uwagę na moralność i to, co robi z nami technologia. Ale to wszystko zostało przyćmione wątkami związanymi z seksem. Nie chodzi tu nawet o pożądanie, a co dopiero miłość. Chodzi tutaj tylko i wyłącznie o zaspokojenie potrzeb, które wysunięto na pierwszy plan, pokazano, jako najważniejsze. Bardzo mnie ten film rozczarował.
Ocena: 2/10.
Podziel się
Seria: The Kane Chronicles
Tom: 1/3
Liczba stron: 192
Od dawna chciałam zapoznać się z pozostałymi komiksami na podstawie powieści Ricka Riordana. Nie zapowiadało się jednak na ich wydanie w Polsce, postanowiłam więc, że spróbuję z powieścią graficzną na podstawie pierwszego tomu "Kronik rodu Kane" - "Czerwonej piramidy" i był to doskonały wybór. Dlaczego? Zapraszam do obejrzenia filmiku!

OPIS: Od śmierci matki Carter i Sadie są sobie niemal obcy. Dziewczyna mieszka z dziadkami w Londynie, jej brat natomiast podróżuje po świecie z ojcem, wybitnym egiptologiem doktorem Juliusem Kane. Pewnej nocy doktor Kane zabiera Cartera i Sadie na „eksperyment naukowy” do British Museum, w nadziei że uda mu się z powrotem połączyć rodzinę. Zamiast tego jednak uwalnia egipskiego boga Seta, który skazuje doktora na wygnanie, a jego dzieci zmusza do ucieczki. Wkrótce Sadie i Carter odkrywają, że budzą się wszyscy bogowie Egiptu, a najgorszy z nich – Set – chce zniszczyć rodzinę Kane. Aby go powstrzymać, muszą podjąć niebezpieczną podróż po całym świecie. Będzie to zadanie, które przybliży ich do prawdy o rodzinie i ujawni jej powiązania z tajnym stowarzyszeniem istniejącym od czasów faraonów.
Ocena: 10/10.
Podziel się
Liczba stron: 345
"Wybór Ireny" - na pierwszy rzut oka, bez znajomości autora oraz kontekstu, można by pomyśleć, że jest to powieść obyczajowa. "Wybór Ireny" to jednak opowieść o kobiecie, która wymazała się z historii i stworzyła sobie całkowicie inne życie. Brzmi trochę niewiarygodnie? Będzie lepiej! Jest to bowiem opowieść o znanej włoskiej poetce, która nie pochodziła z Włoch i spędzała dużo czasu w Polsce, wcale nie tak dawno temu...

"Wybór Ireny" to opowieść przede wszystkim o niezwykle interesującej kobiecie, która na samym początku była łączniczką Żydowskiej Organizacji Bojowej, odegrała niezwykła rolę między innymi w życiu Kazika - żydowskiego działacza ruchu oporu, jedynego, który wciąż żyje, dlatego mało kto o nim nie słyszał. Jednak jej akta praktycznie nie istnieją, nie zachowały się dokumenty dotyczące Ireny Gelblum, później Waniewicz po mężu - uczestniczki powstania i dziennikarki, która w końcu stała się włoską poetką Ireną Conti.

Historia Ireny długo była tajemnicą. Nie tak dawno temu po jej śmieci pojawiło się zainteresowanie oraz pierwsze artykuły, między innymi w "Wysokich obcasach". Ja jednak żyłam w błogiej nieświadomości, tym bardziej wielkie zainteresowanie wzbudziła we mnie ta książka. "Trzy kobiety. Trzy życia. Jedna twarz." Slogan może brzmieć enigmatycznie, jednak to co zawiera w sobie... To jest dopiero opowieść.

Remigiusz Grzela jest polskim prozaikiem, poetą i dramaturgiem, a temat zainteresował go tym bardziej, ponieważ... osobiście znał Irenę Conti di Mauro. Na początku nie miał pojęcia, jaką tajemnicę może skrywać ta charyzmatyczna kobieta, jednak podczas jednego z ostatnich spotkań wiedział już z kim ma do czynienia... Przez ten cały czas zastanawiał się, co skłoniło Irenę, bardzo zasłużoną, dosłownie urodzoną w czepku dziewczynę, wyrzec się tego wszystkiego; zmienić każdy detal życia, zaczynając od roku urodzenia, poprzez religię, a kończąc na głosie. Czemu grała przez te wszystkie lata? To oczywiście nawiązanie do samego tytułu - "Wybór Ireny". Remigiusz Grzela nie zapytał jej dlaczego i szuka wyjaśnień w jej historii, którą układa niczym puzzle. Co chwilę pojawiają się nowe elementy, których jednak nie da się dopasować. Autor zaprasza więc do interpretacji czytelników i nie stawia "diagnozy", która byłaby ostateczna. Jak wiele elementów w historii życia Ireny, również jej wybór jest pełen niedopowiedzeń i przypuszczeń.

"Wybór Ireny" to nie tylko książka o losach polskiej żydówki, która umarła, jako włoska poetka. To także o wiele głębsza opowieść, na którą składają się historie innych osób. Autor pokazuje nam między innymi drugą wojnę światową, jednak z zupełnie innej strony, takiej, której nie poznacie na lekcjach historii. Pewnie; opowiada się tam o prześladowaniach żydów, czasami mogłoby się powiedzieć, że obszernie, jednak rzeczy, które opisano w tej książce, nie znajdziecie w podręczniku. Niejednokrotnie przerywałam czytanie, siadałam do komputera i doczytałam o poszczególnych wydarzeniach, o których nie miałam pojęcia.

Książka zbudowana jest chronologicznie, choć to raczej było moje przypominanie sobie o tym, niż faktyczne spostrzeżenie dokonane w czasie lektury. Autor prowadzi z czytelnikiem dialog, nie jest on bezosobowym narratorem; jest to również opowieść o tym, jak Remigiusz Grzela szukał i odkrywał kolejne tajemnice związane z Ireną. Myślę, że dzięki temu powieść jest na swój sposób bardziej emocjonalna, również dla czytelnika. Choć mi nie do końca spodobało się, jak ta historia była opowiedziana. Książka zbudowana jest z całego mnóstwa króciutkich akapitów, wyraźnie oddzielonych od pozostałej opowieści i często na zupełnie inny temat, niż poprzedni. Czasami nawiązanie jest od razu logiczne, innym razem zupełnie nie. "Wybór Ireny" na pewno nie jest również książką "na jeden wieczór". Czytałam ją całkiem długo, choć zupełnie tego nie odczułam. Nie powstaje tutaj zmęczenie nadmiarem informacji, czy czymś w tym stylu; książka ta zwyczajnie wymaga od czytelnika trochę więcej uwagi, zaprasza do oceny i łączenia puzzli w tej historii.

"Wybór Ireny" to naprawdę fascynująca opowieść; zdecydowanie godna polecania, dla wszystkich, którzy interesują się historią, a szczególnie tą dotyczącą drugiej wojny światowej i jej następstw. Na pewno nie jest to temat prosty i łatwy, jednak satysfakcja z poznania tylu faktów oraz historii, na pewno jest.
Podziel się
Tytuł oryginału: Taken at Dusk
Seria: Wodospady Cienia
Tom: 3/5
Liczba stron: 400
Przychodzi raz na jakiś czas, moment, gdy czuję się przesycona książkami. Czasami jest to zależne od tego, że przeczytam kilka niewypałów pod rząd; innym razem pochłonę za dużo literatury, od której dużo wymagam, a więc tak samo ona oddziałuje na mnie. Wtedy szukam książki, przy której mogę odpocząć; pośmiać się, świetnie bawić mimo wielu niedociągnięć - najczęściej pada na ciekawy paranormal romance i za taką uważałam serię "Wodospady cienia", dlatego cieszyłam się na szybko zapowiedzianą premierę trzeciego tomu - "Zabrana o zmierzchu".

Kylie nie pragnie niczego bardziej, niż poznać prawdy o sobie i wreszcie rozwiązać swoje problemy. Chce wiedzieć, jakie sekrety skrywa jej rodzina, lecz jej uwagę zaprzątają też inne sprawy. Duch z amnezją powtarzający jak mantrę "ktoś żyje i ktoś umiera", jej ukochany, który najwyraźniej nie mówi jej wszystkiego oraz niebezpieczeństwo czające się na każdym kroku. Odkrycie prawdy może odmienić jej życie. Nikt jednak nie powiedział, że na lepsze.

"Zabrana o zmierzchu" zaczyna się, jak pozostałe tomy "Wodospadów cieni": u Kylie pojawia się duch, który potrzebuje pomocy, ona sama nadal nie bardzo wie, kim jest i czego chce... Chodzi tu oczywiście o wybór między dwoma chłopakami. Już się cieszyłam, że "Przebudzonej o świcie" się udało i tym razem druga część nie była najsłabszą, co jest taką niepisaną zasadą wadą dłuższych serii, jednak niestety po prostu przesunęło się to w czasie.

Naprawdę nie przeszkadza mi tak bardzo, gdy pojawia się dwóch ciekawych amantów i bohaterka ma problem, kogo wybrać. Wszystko ma jednak swoje granice, ponieważ książka nie może być tylko o tym, czy wybrać Edwarda, czy Jacoba. Niestety niektórzy nie potrafią tego dobrze wyważyć i trafiają się takie kwiatki, jak "Elita", czy "Zabrana o zmierzchu". Kylie niby wybrała i wszystko jest pięknie, a jednak co chwilę "wspomina", "zastanawia się" i "ma wątpliwości". Można by pomyśleć, że jak Lucas i Derek są na dalszym planie akcji, to nie będzie tak wiele okazji do przeżywania tego wszystkiego. Chciałabym... wystarczy widok krzesła, na którym siedziała, kiedy z jednym z nich rozmawiała i dopiero zaczyna się zabawa w "czy na pewno dobrze wybrałam?"....

Wodospady cienia:
1. Urodzona o północy - recenzja
2. Przebudzona o świcie - recenzja
3. Zabrana o zmierzchu
4. Whispers at Moonrise
5. Chosen at Nightfall
W dwóch pierwszych tomach zaskoczył mnie najbardziej fakt, że cała kumulacja paranormalnego napięcia miała ujście w zupełnie życiowej sytuacji. Właśnie tego oczekiwałam i tutaj; zaczęłam nawet myśleć, że na swój sposób jest to cecha szczególna "Wodospadów cieni" - świat nadnaturalny ma ważne miejsce na podium, ale to prawdziwe, brutalne życie, a nie magiczne intrygi, dają o sobie znać. W jakiś dziwny sposób nawet przypadło mi to do gustu, choć oczywiście nie jest to seria wyższych lotów. Tutaj jednak oczywistości gonią oczywistości... Przewidywania bohaterki okazują się prawdą, a okoliczności w jakich do nich doszło, nie robią wtedy już takiego wrażenia. Byłam więc niesamowicie rozczarowana takim rozwojem sytuacji. "Zabrana o zmierzchu" okazała się taką długą opowieścią właściwie o niczym szczególnym. Zakończenie wydaje się być napisane na siłę, tak aby było po prostu. Teoretycznie czytelnicy dostają to, czego chcieli - na 390 stronie byłam już mocno zirytowana kluczeniem autorki i gdy nagle jednak rozwiązanie się pojawia to... w ogóle nie robi na czytelniku wrażenia. Na ostatniej stronie, bez słowa wyjaśnienia i nie sprawiło to niestety, że zaczęłam przebierać od razu nóżkami, ponieważ chcę się dowiedzieć, co będzie dalej.

"Wodospady cienia" nigdy nie były wybitną serią, jednak kolejne tomy dostarczały mi akurat tego, co potrzebowałam - lekkiej, nieobowiązującej lektury, beż żadnego stresu i głębszych przemyśleń. Uważam jednak, że "Zabrana o zmierzchu" jest najsłabszą częścią, jaka się do tej pory ukazała; zaczynając od faktu, że byłam mocno poirytowana niestałością uczuciową bohaterki wyolbrzymioną do granic wytrzymałości czytelnika, a kończąc na zakończeniu napisanym na odczep się. A szkoda! Mogło być tak przyjemnie...

Ocena: 5/10.
Podziel się
Źródło: myfbcovers.com
Już jakiś czas temu zauważyłam, że o wiele większą przyjemność sprawia mi nadrabianie seriali, niż faktyczne oglądanie ich na bieżąco i ostatnio zaczęłam się nad tym intensywnie zastanawiać; co sprawia, że tak właśnie jest i taki stan rzeczy jest po prostu lepszy, gdy możesz obejrzeć sezon w tydzień, a nie umierać z niecierpliwości chwilę po obejrzeniu najnowszego odcinka... Dlaczego więc nadrabianie jest fajniejsze, niż oglądanie na bieżąco?

Przypuśćmy, że od dawna miałeś/aś ochotę obejrzeć "Hannibala", jednak ostatnio w ogóle nie masz czasu, ponieważ wiadomo, że koniec roku oznacza dużo roboty np. w szkole - wystawianie ocen, nagle wszyscy chcą napisać ostatni sprawdzian, teścik, kontrolę... Jednak niedługo aż dwa tygodnie ferii i wtedy bez wyrzutów sumienia można usiąść i oglądać cały boży dzień (jak moi rodzice). Hej! W końcu po takiej ciężkiej pracy należy nam się trochę przyjemności. Oznacza to, że sami wybieramy odpowiedni czas i miejsce. Nie musimy się przejmować tym, że pół sezonu pojawi się latem, a kolejna część dopiero w styczniu, a im dłuższy serial, tym mniejsza obawa, że zaraz się z tym uporamy.

Niejednokrotnie mam wielki problem z poukładaniem sobie, co właściwie dzieje się w serialach, jakie oglądam, gdy na przykład śledzę ich ze trzy na bieżąco. Wydaje się to mało, jednak czasami następnego dnia trudno mi powiedzieć, o czym właściwie był odcinek, który wczoraj obejrzałam, a co dopiero tydzień później. Właśnie dlatego oglądanie na bieżąco w moim przypadku oznacza całkiem sporą męczarnię; gubię się w wątkach i denerwuje, a ostatecznie rzucam serial w diabły. Nie mam z tego większej przyjemności i mało przeżywam kolejne epizody. Co najwyżej mam ogromną chętkę obejrzeć kolejny odcinek, a to... był finał sezonu i kolejna część dopiero pojawi się w marcu! #jakżyć Do tego czasu zdążę jednak zapomnieć, a i ekscytacja gdzieś ucieknie... W nadrabianiu nie ma takiego problemu! To oczywiste, że nie wskażę, w którym odcinku zdarzyła się dana rzecz (chyba, że szczególnie zapadła mi w pamięć), jednak oglądając zajawki "w poprzednim odcinku" będę wiedziała, na czym stoję. Nadrabiając serial nie ryzykujemy, że zaplątamy się totalnie w fabule. A dzięki temu, że obejrzymy sezon przykładowo w tydzień, zauważymy o wiele więcej nawiązań i wskazówek od twórców, których inteligentne rozwiązania następnie docenimy. Nie wspominając o przeżywaniu! Jak nadrabiam to mogę się naprawdę wczuć przez przejmowania się, że zaraz obejrzę ostatni odcinek... Oczywiście w którymś momencie obejrzymy już wszystko, ale w myśl hedonistycznych zasad warto cieszyć się chwilą!

Kolejną zaletą jest fakt, że czasami niektóre seriale w oryginale, to za wysokie progi na nasze nogi. Mogę obejrzeć Sherlocka, Elementary oraz Doctora Who po angielsku, jednak wiem, że są rzeczy, których nie zrozumiem, dlatego potem czekam na tłumaczenie i czasami dłuży mi się to straszliwie. Oglądam teraz trzeci sezon "Elementary", strasznie się wciągnęłam, a tłumaczenie jest o trzy tygodnie do tyłu. Odcinki czekają, a ja sprawdzam codziennie łudząc się na nagły cud. Nadrabiając serial wiemy, że czeka on już przetłumaczony, zwarty i wystarczy tylko zacząć oglądać!

Źródło: tumblr.com
Nie można też ukrywać, że na swój sposób jest to fajne. Niektóre seriale można oglądać po kilka razy i mimo, że zakończenie, czy rozwiązanie jest nam znane, to ciągle będziemy odkrywać coś nowego. Inne za to można obejrzeć tylko raz, ponieważ po prostu wiadomo, że w innym przypadku będzie to marnotrawstwo czasu. Tym fajniej więc usiąść sobie samemu, czy w towarzystwie i oglądać pół nocy serial. Są maratony książkowe oraz filmowe, więc dlaczego nie i serialowe?

Odkładanie w czasie oglądania wcale nie znaczy, że natkniemy się zaraz na wielki spoiler i totalnie zniszczymy sobie cały sezon. Wystarczy przykładowo odobserwować profil Revenge na Facebooku i już, nie mam żadnych informacji na temat czwartego sezonu, który chcę sobie obejrzeć w całości, ponieważ wolę podejść do tego na spokojnie i mam gwarancję, że będę wiedziała, co się dzieje i dlaczego. Jest to szczególnie polecane w przypadku takich tasiemców, jak "Pretty Little Liars", czy "Pamiętniki wampirów", jeżeli już ktoś chce się z tym męczyć, ponieważ oglądanie ich na bieżąco dostarcza tylko negatywnych emocji.
Jedynym serialem, którego odłożyć sobie na później nie można jest "Gra o Tron". Jak już się zaczęło i ogarnia się, o co chodzi, to spoilery znajdą się wszędzie - na profilu koleżanki, nauczyciele będą o tym rozmawiali (lub pisali spoilery na tablicy szkolnej #truestory), na głównej stronie wiadomości, a co dopiero na kwejku. W tym przypadku, jak już się ogląda, to na bieżąco, bo inaczej i tak się wszystkiego dowiecie z facebookowego walla. Można oczywiście zrezygnować całkowicie z kontaktu ze światem... Jak ktoś woli. 

Z tych właśnie powodów ja nie śpieszę się z nadrabianiem zaległości serialowych i jeżeli jest możliwość, to czekam, aż program się skończy, żeby potem nie było czekania bóg wie na co (chyba, że to Sherlock; wtedy to jest po prostu jedna z zalet i cech serialu). Nie zawsze jest to oczywiście możliwe, ale znajdą się i takie przypadki (Plotkara, House, Merlin).

A Wy wolicie oglądać na bieżąco, czy nadrabiać?
Podziel się
Źródło: hypable.com
Newsy nigdy nie były planowane, jako cykl, jednak jak to bywa w życiu, wszystko się może zdarzyć. Dodatkowo dotyczy to mojego ulubionego autora, więc nie mogę się powstrzymać, aby nie podzielić się z Wami tymi wspaniałymi wiadomościami!

1. Greccy bogowie według Percy'ego Jacksona
percyjacksonbr.com
Już w środę, 17-ego grudnia, polska premiera "Percy Jackson's Greek Gods", czyli zbioru greckich mitów dotyczących tytułowych bogów. Brzmi średnio ciekawie? Opowiada je jednak Percy Jackson w swój sarkastyczny, niepowtarzalny sposób. Książka ma większy format niż normalnie, jednak nie przypuszczam, aby tak duży, jak na obrazku obok. Nie szkodzi; najwyżej kupię sobie wydanie amerykańskie (brytyjskie ma wstrętną okładkę). Ilustracje w środku są autorstwa niezastąpionego Johna Rocco, a poniżej możcie znaleźć kilka przykładów.
Wujku Rick... Skończ to, proszę. camphalfblood.wikia.com
camphalfblood.wikia.com
Prawda, że wygląda świetnie? Książka ma 21 rozdziałów i pojawia się w niej 51 postaci, zaczynając od bogów, poprzez tytanów, kończąc na śmiertelnikach. Już nie mogę się doczekać, jak będę miała "Greckich bogów według Percy'ego Jacksona" w swoich łapkach!

2. Greccy Herosi według Percy'ego Jacksona
"Greccy bogowie" odnieśli w Ameryce sukces i nie neguję tego, ponieważ z pewnością jest, jak najbardziej zasłużony, a Rick... właśnie skończył pracę nad al'a kontynuacją, czyli kolejnym dodatkiem, który przedstawia tym razem mitologiczne opowieści dotyczące greckich herosów. I książka ma aż 500 stron! Premiera w Ameryce jest zaplanowana na 18-ego sierpienia 2015 roku, czyli ukaże się w urodziny Percy'ego Jacksona. Polska... obstawiam co najmniej koniec roku przyszłego roku (akurat na kolejny odcinek Sherlocka), jeżeli oczywiście "Greccy bogowie" się sprzedadzą! Jednak, co do tego nie mam wątpliwości, tą książkę będzie się polecać uczniom gimnazjum, gdy pojawi się mitologia na lekcjach. ;)

Tak brzmi oficjalny opis: Who cut off Medusa's head? Who was raised by a she-bear? Who tamed Pegasus? It takes a demigod to know, and Percy Jackson can fill you in on the all the daring deeds of Perseus, Atalanta, Bellerophon, and the rest of the major Greek heroes. Told in the funny, irreverent style readers have come to expect from Percy, ( I've had some bad experiences in my time, but the heroes I'm going to tell you about were the original old school hard luck cases. They boldly screwed up where no one had screwed up before. . .) and enhanced with vibrant artwork by Caldecott Honoree John Rocco, this story collection will become the new must-have classic for Rick Riordan's legions of devoted fans--and for anyone who needs a hero. So get your flaming spear. Put on your lion skin cape. Polish your shield and make sure you've got arrows in your quiver. We're going back about four thousand years to decapitate monsters, save some kingdoms, shoot a few gods in the butt, raid the Underworld, and steal loot from evil people. Then, for dessert, we'll die painful tragic deaths. Ready? Sweet. Let's do this.

3. Rekord Goodreads
goodreads.com
W tegorocznym głosowaniu na portalu Goodreads wzięło udział ponad trzy miliony osób, a Rick Riordan po raz czwarty pod rząd, co czyni to rekordem, zwyciężył z książka z serii "Olimpijscy Herosi" w kategorii "Middle Grade & Children's", czyli dla młodszych czytelników (choć oczywiście książki są idealne dla osoby w każdym wieku!). W tym roku głosowano na "Krew Olimpu".


4. Magnus Chase i bogowie Asgardu
Każdy, kto zobaczył nazwisko oraz czytał przynajmniej jedną część o przygodach Percy'ego doda dwa do dwóch i będzie wiedział, że Magnus ma jakiś związek z Annabeth. Jest on jej kuzynem oraz głównym bohaterem nowej trylogii, która poruszy mitologię nordycką. Braki w edukacji? Spokojnie, wujek Rick się o Was troszczy i dowiecie się wiele na ten temat. Tytuł pierwszego tomu brzmi "The Sword of Summer" (Oręż/miecz lata). Okładka pojawi się 10-ego czerwca 2015 roku, a sama książka już 6-ego października.

5. Percy Jackson and Kane Chronicles Crossover
Greccy herosi po raz trzeci spotkają się z rodzeństwem Kane bohaterami egipskiej trylogii "Kroniki rodu Kane". Opowiadanie nosi tytuł "The Crown of Ptolemy" i zapowiedziane jest na maj 2015-ego roku. Pierwszy e-book z serii został przetłumaczony i wydany w Polsce, ale za drugi się wydawnictwo chyba nie zabierze... Zamierzam jednak napisać w tej sprawie i może jest jeszcze nadzieja! Takie opowiadania to nie jest przypadek i troll Rick na pewno planuje coś epickiego. Musimy być przygotowani!

Rick Riordan jest dla mnie bardzo ważny, więc postanowiłam powiększyć swoją kolekcję jego książek, ale o tym w poniższym wideo...
Ostatnia rzecz... Jeżeli chcecie spróbować swoich sił, to aż do 17-ego grudnia trwa tutaj konkurs, w którym można wygrać "Greckich bogów według Percy'ego Jacksona".

I co powiecie na te wszystkie rewelacje?!
Podziel się
Seria: Felix, Net i Nika
Tom: 13/???
Liczba stron: 398
"- Killwitch istnieje w tym miejscu od przeszło pięciuset lat - powiedziała Nika. - Przeczytałam to w jednej z książek w bibliotece. Tyle że kiedyś nazwę pisało się oddzielnie – Kill Witch. To znaczy „zabić czarownicę”. 
Net wzdrygnął się i spojrzał na nią z rozdrażnieniem. 
- Wiesz, co znaczyło kiedyś „Radom”? 
- Co? 
- Nie wiem, ale pewnie coś równie strasznego."

Wakacje Felixa, Neta i Niki zapowiadały się naprawdę wspaniale. Tydzień w Szkocji, a następnie w Anglii, w Londynie. Wszystko pięknie, gdyby nie fakt, że dowiedzieli się dzień przed wyjazdem, że muszą być tam już... jutro. A jak to już bywa w przypadku tej trójki przyjaciół, to dopiero początek ich problemów...

"Klątwa domu McKillianów" to trzynasty już tom serii o przygodach trójki przyjaciół, a oni dopiero skończyli drugą klasę gimnazjum. Nie ma co - pobiliśmy J.K. Rowling dwukrotnie, ponieważ czternasty tom już "się pisze", a ja po lekturze tej części już nie mogę się już doczekać, ponieważ wreszcie świetnie bawiłam się przy czytaniu, więc wygląda na to, że pojawiła się nadzieja dla mnie i tej serii. Jak to ja, jeżeli chodzi o 'wielotomowce' czytam część, jaką mam pod ręką, dlatego takie serie, jak "CHERUB", "Stephanie Plum", czy właśnie "Felix, Net i Nika" potrafię czytać bardzo nie po kolei, ale hej! Tak jest według mnie o wiele ciekawiej.

"-Tak pamięć będzie lepiej działała podczas zaniesypiania. Widzę i pamiętam każdy przedmiot osobno. Nigdy ci się nie śniło, że zaglądasz do plecaka, a tam nie ma nic z potrzebnych rzeczy? 
- Ja to miewam na jawie."

W trzynastym tomie nasi bohaterowie będą musieli zmierzyć z klątwą, która od stuleci daje się we znaki pewnemu szkockiemu rodowi. Gdy więc Felix, Net i Nika pojawiają się w Szkocji u swojego przyjaciela, nie ma szans, żeby ominęła ich zabawa z tym związana i to jakże zresztą ciekawa! Napięcie w powieści jest naprawdę przednie; niesny, których doświadczają bohaterowie oraz ich próby znalezienia rozwiązania zagadki... Nie wiem, czy to po prostu brytyjski klimat, czy całkowicie celowy zabieg, ale książka ma klimat iście sherlockowy i dlatego wraz z naszą trójką próbowałam połączyć wskazówki w całość. Jednak nie udało mi się odkryć, co może skrywać list aż do samego końca... Według mnie to wielka zaleta, ponieważ umiejętnie budowane napięcie oraz stopniowe podrzucanie kolejnych tropów sprawiło, że książka bezustannie przykuwa uwagę czytelnika.

Największym minusem jest według mnie zakończenie - i nie chodzi tu o jego treść, ale o jego nagłość. Obserwowałam procenty, które pozostały mi do końca książki i byłam zaskoczona, ponieważ po takich zgrabnych zagraniach i kluczeniach, nagle jest bum i koniec opowieści, a epilog naprawdę krótki i można powiedzieć zwięzły w słowach. Wygląda to, jakby było pisane na szybko, ale pewnie winę ponosi też fakt, że kumulacja napięcia znalazła swoje ujście tak nagle, że czytelnik nie miał czasu tego przeanalizować, ponieważ było to już zakończenie. Szkoda! Chociaż kto wie... Może czternasty tom będzie swoistą kontynuacją wakacji?

"Przyszedł do kuchni i poprosił o butelkę czegoś mocniejszego.
- I… - Net zawiesił głos - dostał? 
Pokojówka przytaknęła. 
- Trochę na to jednak za wcześnie. 
- No, ma piętnaście lat. 
- Mam na myśli porę dnia. Jest przedpołudnie. 
- Wieczorem nadal będzie miał piętnaście.”

"Felix, Net i Nika oraz klątwa domu McKillianów" to na chwilę obecną mój ulubiony tom serii, choć kilka jeszcze przede mną, ale sami rozumiecie, że po prostu inteligentne zagadki, dobry humor i Wielka Brytania to dla mnie idealne połączenie. Polecam, jeżeli również lubicie taką wariację w książkach, a dla fanów to z pewnością jest MUST HAVE.

Ocena: 8/10.
Podziel się
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O mnie

Blogerka. Studentka. Mieszkanka Berlina. Whovian. Slytherin. Cheerleaderka Riordana.
Dowiedz się więcej

“Reading is one of the joys of life, and once you begin, you can't stop, and you've got so many stories to look forward to.”

Benedict Cumberbatch

Znajdź mnie

  • Facebook
  • Instagram
  • Tumblr
  • Youtube

Kontakt

Dowiedz się więcej

Niedługo na blogu

Moja kolekcja Funko popów
Moja przygoda ze Skupszopem
Unboxing ostatniego World of Wizardry
Rick Riordan prezentuje
King of Scars

Polecane

  • W jakiej kolejności czytać książki Ricka Riordana?
    Książki Ricka Riordana są obecne w moim życiu od ponad siedmiu lat. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby tego bloga. Zaczęłam czytać se...
  • Streszczenie: Złodziej Pioruna - Rick Riordan
    Cześć, tu Percy. Zostałem przekupiony niebieskimi pączkami, więc oto przybywam, aby powrócić do korzeni i opowiedzieć Wam o początkach mo...
  • Najciekawsze wydania Harry'ego Pottera
    Wygląd książki jest bardzo ważny, choć zapytani o to, mówimy, że nie można oceniać książki po okładce, zwłaszcza gdy bronimy ulubionej powi...
  • Streszczenie "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka" 1/2
    Witam! Wasze piękne oczka Was nie mylą. Poniżej znajdziecie streszczenie pierwszej części scenariusza fan fiction zatytułowanego "...
  • Trudno dostępne książki i ich wznowienia
    Cześć! Życie jest piękne i proste, gdy czyta się głównie świeżutkie premiery książkowe - są dostępne na wyciągnięcie ręki i to w wielu f...
  • W jakiej kolejności czytać książki Philippy Gregory?
    Philippa Gregory to obecnie jedna z najpopularniejszych autorek beletrystyki historycznej (choć pisze również książki czysto historyczn...
  • Szkoła w Niemczech
    Budynek A Dzisiaj będzie trochę inaczej, bardziej prywatnie(?), ponieważ na Waszą prośbę opowiem Wam trochę o mojej szkole, jak to wszys...
  • Książka, a film - trylogia "Więzień labiryntu"
    Ekranizacja „Więźnia labiryntu” ma swoich fanów i przeciwników. Mi oraz mojej siostrze filmy się podobały (jej chyba jeszcze bardziej niż...
  • Pajączek na rowerze - Ewa Nowak
    Liczba stron : 216 Z Oli jest niezłe ziółko. Nie znosi szkoły, a tym bardziej nauki i jest wulkanem energii. Łukasz jest jej przeciwień...
  • Trylogia Grisza - nowelki oraz dodatki
    Amerykańscy autorzy uwielbiają pisać nowelki, czy półtomy do swoich serii - to najlepszy sposób, aby pokazać historię z nowej strony,...

Archiwum

  • ►  2019 (3)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2018 (17)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2017 (42)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (8)
  • ►  2016 (120)
    • ►  grudnia (9)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (6)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (8)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (11)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (17)
  • ►  2015 (161)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (13)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (18)
    • ►  kwietnia (18)
    • ►  marca (18)
    • ►  lutego (18)
    • ►  stycznia (20)
  • ▼  2014 (266)
    • ▼  grudnia (19)
      • Księga Portali - Laura Gallego Garcia
      • Once Upon a Time - sezon 4 A
      • Warto czytać i oglądać w oryginale!
      • Wyspa sześciu pierścieni - Olis Nari Lang
      • Geneza świąt Bożego Narodzenia
      • Dzikie serce - Moira Young
      • Filmy razy cztery
      • The Red Pyramid: The Graphic Novel - Rick Riordan,...
      • Wybór Ireny - Remigiusz Grzela
      • Zabrana o zmierzchu - C.C. Hunter
      • Dlaczego lepiej nadrabiać serial, niż oglądać na b...
      • Newsy ze świata Percy'ego Jacksona #2
      • Felix, Net i Nika oraz klątwa domu McKillianów - R...
      • Łupieżcy niebios - Brandon Mull
      • Klucz - Sara Bergmark Elfgren, Mats Strandberg
      • Nawyki książkowe - tag
      • Jedwabnik - Robert Galbraith
      • Premierowo: "Niebezpieczne istoty" - Kami Garcia, ...
      • Gwiazd naszych wina - John Green
    • ►  listopada (23)
    • ►  października (26)
    • ►  września (17)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (23)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (23)
    • ►  marca (26)
    • ►  lutego (28)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2013 (270)
    • ►  grudnia (23)
    • ►  listopada (19)
    • ►  października (23)
    • ►  września (21)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (22)
    • ►  maja (29)
    • ►  kwietnia (22)
    • ►  marca (31)
    • ►  lutego (20)
    • ►  stycznia (19)
  • ►  2012 (135)
    • ►  grudnia (11)
    • ►  listopada (12)
    • ►  października (15)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (12)
    • ►  lipca (11)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (12)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (3)

Ulubione

  • Mirabelka
    Rzeczy, których wciąż nie rozumiem w k-popie
    3 dni temu
  • Gosiarella
    Horrory dla nastolatków
    1 tydzień temu
  • Patrycja W.
    Wyzwanie filmowe na 2023
    2 miesiące temu
  • eM
    Zagraniczne zapowiedzi: czerwiec, lipiec 2022
    8 miesięcy temu
  • Korvo
    Premiera: Mindf*ck - Christopher Wylie
    2 lata temu
  • Patrycja
    Tajemnice "Lasu na granicy światów" Holly Black [Premiera]
    2 lata temu
  • Blair Blake
    Na skraju złowrogiego Boru, albo Wybrana Naomi Novik
    3 lata temu
  • Abigail
    Kryminał kulinarno-muzyczny
    3 lata temu
  • Harry Potter Kolekcja
    Regulamin konkursu "Twój Simon"
    4 lata temu
  • Julia
    Małe rzeczy, bez których sobie nie radzę
    6 lat temu
  • Alicja
    Lair of Dreams
    7 lat temu
  • Wydawnictwo Jaguar
    Cena sztywna jak trup
    7 lat temu
Pokaż 5 Pokaż wszystko

Deviantart

Dziękuję za zrobienie pięknego logo!
Wszystkie komentarze zawierające linki są moderowane.

Obsługiwane przez usługę Blogger.

WAŻNE

Wszystkie opinie i recenzje zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa i nie wyrażam zgody nakopiowanie całości lub ich fragmentów bez mojej wiedzy i zgody (na podstawie Dz.U.1994 nr 24 poz. 83, Ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

Licznik odwiedzin

Obserwatorzy

Copyright © 2012 Sophie & Bucherwelt