|
Tytuł oryginału: Harry Potter and
the Goblet of Fire
Seria: Harry Potter
Tom: 4/7
Liczba stron: 765 |
"Czara Ognia" to tom, w którym wszystko się zmieniło i rozpoczęła się zupełnie nowa era nie tylko w życiu Harry'ego... Dotyczy ona całego czarodziejskiego świata! Jak do tego doszło? Zaraz się temu przyjrzymy, tymczasem uwaga na spoilery!
"Czarę Ognia" czytałam - jak pozostałe tomy - tylko dwa razy. Po raz pierwszy na początku czwartej klasy, choć właściwie niewiele z tego pamiętam poza tym, że grubość książki robiła ją trudną do ukrycia. Po raz drugi we wrześniu zeszłego roku.
Uwielbiam grubość "Czary Ognia". Normalnie ten tom w porównaniu do poprzednich trzech, to jak niebo i ziemia. Jest o wiele bardziej rozbudowany, a jednocześnie przecież opowiada o tym samym okresie czasowym. Czy to jednak znaczy, że poprzednie tomy są mniej dopracowane? Moim zdaniem tak nie jest i uważam, że po prostu w niektórych przypadkach jest więcej do opowiedzenia, a w innych mniej. Do tego "Kamień filozoficzny" był debiutem autorki, więc rozwijała ona swoje umiejętności z każdym tomem i dlatego stron do przeczytania jest coraz więcej, lecz na szczęście ich jakość pozostaje taka sama: na niesamowicie dobrym poziomie.
Pora się do czegoś przyznać... Właściwie to nie przepadam za quidditchem. Nie mam nic specjalnie przeciwko, ale po prostu nie jest to jeden z lubianych przez mnie wątków, jest, bo jest. Jakoś nigdy nie skupiałam się na wizualizacjach opisanych fragmentów, bo nie to mnie interesowało w książce. Nie ogrywało to też dla mnie jakieś znaczącej roli w fabule (poza "Zakonem Feniksa", ale o tym za tydzień). Z tego powodu początek "Czary Ognia" wydaje mi się średnio ciekawy, choć równocześnie otwiera nas na całkiem nowy świat.
|
Wydanie brytyjskie dla dorosłych |
Jedną z rzeczy, które J. K. Rowling żałuje jest to, że nie rozwinęła bardziej wątku czarodziei poza Wielką Brytanią. W "Czarze Ognia" poznajemy z nazwy aż trzy czarodziejskie szkoły oraz dowiadujemy się całkiem sporo na temat drużyn quidditcha z różnych krajów (w tym z Polski!), jednak ogólnie akcja jest "zamknięta" na wyspy brytyjskie. Jednak, czy to naprawdę jest złe? Myślę, że w tej serii pisanie też o innych krajach zupełnie by się nie wpasowało w fabułę. Oczywiście ciekawi mnie to, więc jak już to wolałabym o tym osobną opowieść, a nie wciskanie na siłę kolejnych wątków. Jest dobrze, jak jest. W każdym razie ja nie narzekam!
"-A ty z kim idziesz?
- Z Angeliną - odpowiedział Fred bez najmniejszego śladu zakłopotania.
- Co? - Ron był naprawdę wstrząśnięty. - Już ją zaprosiłeś?
- Dobry pomysł - rzekł Fred. Odwrócił się i zawołał przez cały pokój wspólny. - Hej, Angelino!
Angelina, która plotkowała z Alicją Spinnet przy kominku, podniosła głowę.
- Co? - zawołała.
- Chcesz iść ze mną na bal?
Angelina zmierzyła go taksującym spojrzeniem.
- No dobra - powiedziała i wróciła do plotkowania, tyle że teraz miała na twarzy lekki uśmiech.
- Tak się to robi - oświadczył spokojnie Fred Harry'emu i Ronowi. - Pestka."
|
Wydanie amerykańskie dla dzieci |
"Czara Ognia" wprowadza do świata Harry'ego Pottera odwieczny problem relacji z płcią przeciwną (choć w filmie już tak delikatnie go pokazywano, nawet nienaumyślnie np. gdy Hermiona w końcówce "Komnaty Tajemnic" biegnie się przywitać z Harrym i Ronem i przytula pierwszego, a z drugim podaje sobie rękę [choć tak naprawdę Emma Watson po prostu się wstydziła. Rupert ją onieśmielał? :P] Lub w drugiej połowie "Więźnia Azkabanu", gdy zostaje ścięty Hardodziob), co wprowadza do książki lekkie napięcie między bohaterami oraz nowe problemy. W ogóle, jak to jest z tym balem bożonarodzeniowym? Dumbledore mówi, że tradycja Turnieju Trójmagicznego, a gdzie indziej jest napisane, że to po prostu przywilej zarezerwowany dla uczniów czwartego roku i wzwyż. Tylko nie pamiętam, żeby w ogóle o tym wspominano w poprzednich tomach... Szukanie partnerek to ciekawy wątek w "Czarze Ognia", co też pokazuje wyraźnie wiele słabości Rona, który wyjątkowo denerwował mnie w tym tomie. Naprawdę, można odczuć jego podatność na działanie Harry'ego jako horkruksa, ponieważ wyłamał się jako pierwszy. To jest dopiero foch!
"– Musi coÅ› być – mruknęła Hermiona, przysuwajÄ…c bliżej Å›wiecÄ™. Oczy miaÅ‚a już tak zmÄ™czone, że Å›lÄ™czaÅ‚a nad Dawnymi i w ludzkiej niepamiÄ™ci pogrążonymi zaklÄ™ciami i urokami z nosem tuż nad drobnym tekstem. – Nigdy by nie postawili przed wami zadania niemożliwego do wykonania.
– Ale to zrobili – rzekÅ‚ Ron. – Harry, po prostu wleź do tego jeziora, wsadź gÅ‚owÄ™ pod wodÄ™, ryknij na te trytony, żeby ci oddaÅ‚y to, co zwÄ™dziÅ‚y, i czekaj. To najlepsze, co możesz zrobić, stary."
|
Harry wygląda na okładce dobrze, ale biedne są za to postacie w tle! |
Drugie zadanie według mnie kolejny raz udowadnia, że Harry Potter to prawdziwy bohater. Naprawdę lubię ten moment, gdy Harry nawet tego nie przemyślał, tylko wiedział, że musi uratować pozostałych. Dla czytelnika jest oczywiste, że tym osobom nic nie groziło, ale pod wpływem tych wszystkich emocji Harry nie musiał dojść do takiego samego wniosku i po prostu nie chciał, aby komuś się coś stało. Bardzo pozytywny moment.
Z drugiej strony wybór Wiktora i Cedrica uznaję za dość dziwny. Młodsza siostrzyczka Fleur pasuje idealnie do najbardziej cennej "rzeczy", a Ron tak samo w przypadku Harry'ego, co jest naprawdę fajne, ponieważ podkreśla ich przyjaźń. Jednak jak wskazuje książka, a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, to znajomość Cedrica i Cho dopiero zaczęła się rozwijać, a Wiktor ledwo co znał Hermionę... Choć to oczywiście zauważyłam z czasem, bo będąc dzieckiem uznawałam to za rzecz oczywistą, bo przecież kto inny mógłby to być i to Gabrielle wydawała się nie wiadomo skąd wyciągnięta... Podsumowując uważam, że zarówno relacja Cedrica z Cho, jak i Hermiony z Wiktorem była w tym momencie zbyt płytka, aby to te właśnie osoby były dla nich najcenniejsze.
|
Wydanie brytyjskie prezentowe |
Moody jest według mnie najlepszym nauczycielem Obrony przed czarną magią. Cóż za ironia prawda? Za pierwszym razem oczywiście nie wiedziałam, że to nie Moody, jednak za drugim razem i tak doszłam do takiego samego wniosku, że on nauczył Harry'ego najwięcej, choć w dość pokrętny sposób. Harry miał z nim wyjątkowo dobre stosunki, a Moody dbał o niego - jakkolwiek to brzmi. Nie chodziło tylko o zaskarbianie sobie jego zaufania, bo właściwie nie był zobligowany do opieki nad nim z bliska. Do tego dał nauczkę Malfoy'owi, gdy ten próbował zrzucić zaklęcie w plecy Harry'emu. Mam wrażenie, że gdy czytelnik nie wie, że ten Moody jest zły, to naprawdę go lubi za to, co robi. Do pewnego punktu oczywiście...
Trzecie zadanie podoba mi się o wiele bardziej to w książce, ponieważ jest dobrze rozwinięte i przedstawione. Przed Harry'm postawiono więcej wyzwań i trudności, a niektóre z nich były naprawdę cwane. Jednak chyba nikt się nie spodziewał takiego rozwoju sytuacji...
|
Okładka wydania hiszpańskiego |
Kulminacyjna część "Czary Ognia" jest dość przerażająca. Choć w tym przypadku, wydaje mi się, że nie miałam trudności z czytaniem książki wieczorem haha, jak to było w przypadku "Komnaty Tajemnic". Po raz pierwszy w książce pojawia się prawdziwy mrok, pierwsza śmierć. To było wstrząsające i według mnie naprawdę straszne, nie potrzebny był nawet cmentarz za tło. Tylko jedna rzecz... Czy 'złoczyńcy' muszą zawsze prowadzić tak długie monologi, zamiast po prostu zrobić swoje?
Bez sprawdzania... Jak myślicie, w którym roku została opublikowana "Czara Ognia"? Dawno, dawno temu, ponieważ aż czternaście lat temu. Czasami się zastanawiam, jak to jest w ogóle możliwe. Za dwa lata będziemy obchodzić dwudziestolecie serii, wyobrażacie to sobie? Powód równie dobry jak inne, aby ponownie zagłębić się w świecie Harry'ego Pottera!