Sophie & Bucherwelt
  • Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca
  • Recenzje
    • Autorami
    • Tytułami
    • Filmów i seriali
  • Przeczytane
    • 2012-2017
    • 2018
  • Kolekcja Ricka Riordana
  • Różne
    • Zdobycze
    • Must have
    • Miesiąc z...
    • Jak zacząć blogować?
    • Oceny
Kilka dni temu na moim blogu pojawił się wywiad z Krzysztofem Królem - znajdziecie go tutaj! Dzisiaj za to możecie spróbować swoich sił w konkursie, gdzie do wygrania są aż trzy książki jego autorstwa "Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu. Wyd. 2". Jest to wspaniałe wydanie w twardej okładce, z zakładką oraz płytą DVD. Zaczynam zazdrościć zwycięzcom! Nie jest to typowa książka, o których możecie poczytać na moim blogu, ale hej!, nie każdy żyje fantastycznymi powieściami, za to każdy potrzebuje czasami trochę motywacji, więc stwierdziłam, że możemy spróbować z książką nie z mojej tematyki, ponieważ może się okazać, że będzie to książka, której właśnie szukacie!

Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga "Książki są zwierciadłem duszy..." znajdującego się pod adresem http://bucherwelt.blogspot.com/.
2. Konkurs trwa od 31 lipca (dzisiaj) do 14 sierpnia 2015 r. do północy. Wszelkie późniejsze zgłoszenia nie będą brane pod uwagę.
3. Wyniki zostaną ogłoszone w przeciągu 7 dni od zakończenia konkursu w tym poście.
4. Sponsorem nagród w konkursie o wartości 134,70 zł (słownie sto trzydzieści cztery złotych siedemdziesiąt groszy) jest wydawnictwo Helion, za co serdecznie dziękuję! Nagrodami są trzy nowe egzemplarze książki "Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu. Wydanie 2" autorstwa Krzysztofa Króla.
5. Zasady konkursu:
a) w czasie wyszczególnionym w punkcie 2 należy napisać w komentarzu (lub wysyłając do mnie E-maila) odpowiedź na podane poniżej zadanie konkursowe;
b) w konkursie mogą brać osoby zamieszkałe na terenie Polski i Niemiec;
c) wraz z zgłoszeniem proszę o napisanie adresu e-mail;
d) jeżeli posiadacie blog/fanpage byłabym wdzięczna za podlinkowanie konkursu;
e) jedna osoba może wygrać jedną książkę.
6. Zadanie konkursowe:
Napisz o tym, co Cię motywuje do czytania książek!
Forma oczywiście dowolna; może to być tylko krótkie zdanie, rysunek, grafika, filmik, origami, co tylko zapragniecie!
7. Prawo do składania reklamacji, w zakresie niezgodności przeprowadzenia konkursu z regulaminem, służy każdemu uczestnikowi w ciągu 7 dni od daty wyłonienia laureata. Można je zgłaszać na mojego maila: nicole.k@poczta.onet.pl.
8. Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu w dowolnym momencie, o czym uczestnicy konkursu zostaną poinformowani.

Chętni do zmotywowania i bycia zmotywowanymi? Powodzenia!

Edit:

WYNIKI KONKURSU!!!
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi i te pod potem i te przesłane mi na maila, Wasze motywacje do czytania są bardzo inspirujące! Jednak książki mam tylko trzy i dlatego otrzymują je...

Ala Bola, Robert Cynkier i SKAHIO!

Gratuluję! ♥ A wszystkich zapraszam na kolejne konkursy już wkrótce!
Podziel się
Tytuł oryginału: Pointless Book
Ocena: 6/10
Ostatnio bardzo modne są na rynku książki, które się kreatywnie współtworzy. Wyszła jedna pozycja, a teraz jest ich już przynajmniej pięć! Dzisiaj przyjrzymy się jednej z takich książek - "Książce bez sensu". Ciekawi?

OPIS: Dzieło niezwykle popularnego, bo subskrybowanego aż przez 3,7 miliona użytkowników angielskiego vlogera Alfiego Deyesa, który na swoim kanale YouTube - Pointless Blog - zamieszcza zabawne wideorelacje z codziennego życia.

Książka to zaproszenie Alfiego, by dołączyć do jego kreatywnych rozrywek. Poobserwuj z tą książką ludzi. Weź ją ze sobą na randkę. Poproś nieznajomego o rysunek. Sprawdź, na ile schodów wejdziesz, zanim spadnie ci z głowy. Alfie rozpoczął tę książkę, ale dokończysz ją ty!
Podziel się
Źródło: Akademia Internetu
Dziś mam dla Was coś specjalnego - wywiad. Jest to raczej rzadkość na moim blogu, jednak postaram się to zmienić. Osobiście uwielbiam czytać wywiady z autorami, ponieważ są one niesamowicie inspirujące, a do tego można dowiedzieć się tak wielu interesujących rzeczy! Ten wywiad jest owocem współpracy z polskim pisarzem, mieszkającym obecnie w Tajlandii - Krzysztofem Królem z okazji premiery jego najnowszej książki "Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu". Nazwisko to mogło Wam się obić o uszy, ponieważ ma on na koncie już dziewięć wydanych książek motywacyjnych, a to na pewno jeszcze nie koniec!


Kiedy zaczął Pan myśleć na poważnie o pisaniu książek? Jak to wszystko się zaczęło?

K.K.: Ogólnie historia jest śmieszna, bo zawsze z języka polskiego miałem dosyć niskie oceny (ale to pewnie przez pechowy dobór nauczycieli, albo po prostu nie wpasowywałem się w system). Fakt ten jednak sprawił, że miałem pewną traumę związaną z pisaniem czegokolwiek. Sytuacja się zmieniła, gdy na końcu prawie 8-letnich studiów musiałem napisać prace magisterską na ok. 80 stron. Temat odwlekałem przez ponad 1,5 roku, jednak w końcu przyszedł ostatni deadline i w ciągu 2 tygodni musiałem skończyć dzieło, albo pożegnać się z trzema literkami przed nazwiskiem. W ciągu 11 dni napisałem 80 stron i dostrzegłem, że jednak umiem pisać - praca obroniła się na 5,5.

Kilka lat później, już z zupełnie innym przekonaniem napisałem swoją pierwszą książkę: “Księgę związków”, która była efektem kilkuletniego doświadczenia w prowadzeniu szkoleń z zakresu rozwoju osobistego i relacji damsko-męskich. Prawie 350 stron stało się w ciągu 7 dni bestsellerem jednego z największych wydawnictw w Polsce - Helion/Sensus i zostało na pierwszym miejscu przez kolejne 3 lata. Książka sprzedała się w nakładzie ponad 10.000 egzemplarzy i była dziesiątki razy (razem ze mną) w telewizjach m.in. z Wojciechem Jagielskim i Dorotą Wellman.

Co było dla Pana inspiracją, do pisania o życiowych, psychologicznych tematach?

K.K.: Potrzeba zapełnienia luki na rynku. Nie widziałem w Polsce żadnych dobrych jakościowo i merytorycznie poradników na temat rozwoju osobistego. Były jedynie tłumaczenia książek z zachodu - jednak wielokrotnie nie przystawały one do polskich realiów. Jako, że mieliśmy z Jankiem Gajosem (który jest współautorem wielu naszych książek i moim najlepszym przyjacielem) bardzo obszerną wiedzę i doświadczenie - chcieliśmy przelać to, czego uczyliśmy indywidualnie na papier, aby miały dostęp do tego nie pojedynczy ludzie lecz dziesiątki tysięcy. Wyszło na to, że nasza forma przekazywania wiedzy podoba się ludziom - właśnie kilka tygodni temu wydałem już 9-tą książkę, która również staje się coraz bardziej popularna.

Jak długo zajmuje Panu praca nad jedną książką? Na pewno wiąże się to z dużą ilością dodatkowych materiałów, gdy pisze się na takie tematy.

K.K.: Przeważnie napisanie jednej książki to kwestia kilku tygodni. Oczywiście mimo, że są to poradniki to również trzeba czekać tutaj na natchnienie. Czasem jest tydzień przerwy i pustka w głowie - następnie przychodzi tydzień, gdzie śpię po 4 godziny o poranku i oprócz jedzenia i treningu cały czas piszę od rana do nocy. Pisanie na te tematy przychodzi mi stosunkowo łatwo, gdyż wszystko, co chcę przekazać jest w mojej głowie, a myśli szybciej przenikają przez umysł niż palce na klawiszach potrafią to zapisać. Po napisaniu wstępnego draftu przeglądam wszystkie książki z mojej biblioteki (ponad 350 sztuk), które dotyczą tego tematu i szukam dodatkowych informacji czy historii, które mogą wzbogacić książkę. Zawsze przy czytaniu innych książek zaznaczam sobie interesujące fragmenty, z których idee mogę potem wykorzystać dla ubarwienia moich pozycji.

Jak traktuje Pan pisanie książek? Jako pracę, karierę, czy może hobby?

Źródło: samdi.nazwa.pl
K.K.: Zdecydowanie jest to moje hobby. Nie może być to praca, gdyż autor dostaje od jednej książki około 3 zł. Nawet przy sprzedaniu 25.000 książek przez 6 lat - wychodzi 75.000 zł, czyli średnio 1050 zł miesięcznie minus podatek - nie da się więc z tego wyżyć :). Oczywiście każda książka przekłada się potem na inne przedsięwzięcia, które podejmuję, gdyż moi czytelnicy lepiej mnie znają po przeczytaniu moich tekstów. Każda książka jest podsumowaniem wielu lat studiowania, praktykowania i doświadczalnego sprawdzania zawartych w niej metod nie tylko na mnie, ale również wspólnie z osobami, z którymi współpracuję.

Przyznam, że poczytałam trochę o Panu w Internecie i znalazłam wiele interesujących informacji, między innymi o Pana muzycznej karierze, organizowaniu imprez oraz  szkole Perfect Dating. Jak znajduje/znajdował Pan na to wszystko czas?

K.K.: Staram się przeżyć to życie na 1000% możliwości. Gdy mam jakiś pomysł - zawsze biorę się od razu za jego realizację. Stworzyłem w sumie 14 firm w życiu, oczywiście nie wszystkie były sukcesem, ale wszystkie dały mi dużo nauki i doświadczenia. Uwielbiam coś robić w życiu. Nie jestem typem człowieka, który zapytany - co by robił, gdyby miał nieograniczoną ilość czasu, kasy i zdrowia - odpowiedziałby, że nic. Myślę, że przez całe swoje życie będę pracować - ale jeśli praca jest pasją, to czy człowiek tak naprawdę kiedykolwiek pracuje…?

Ma Pan jakieś rady dla początkujących pisarzy?

K.K.: Oczywiście - najważniejsza z nich - zacznij pisać. Wielu z moich przyjaciół ma pomysły na książki, deklaruje wielokrotnie, że chcieliby coś napisać - jednak od lat nic nie wychodzi spod ich pióra. Najtrudniej jest zacząć. Gdy masz już napisaną jedną stronę, reszta idzie z górki. Jest tak z resztą ze wszystkim co się w życiu robi. Kolejna porada - to nie przejmować się tym, co mówią inni. Nikt nie mógł uwierzyć w to, gdy na początku mówiłem, że chcę napisać książkę. 

Również ja sam myślałem, że wydanie książki to luksus zarezerwowany jedynie dla znanych osób. Wcale tak nie jest - jeśli napiszesz dobrą książkę, to możesz konkurować z innymi na tych samych zasadach. Musisz jednak wiedzieć, że poszukiwanie wydawnictwa może być dla Ciebie próbą silnej woli. Bądź przygotowany na to, że będziesz musiał kontaktować się z wieloma wydawnictwami, zanim znajdziesz to jedno właściwe. Jeśli i to Ci się nie uda - pomyśl o wydaniu książki samemu - pomoże Ci w tym crowdfunding - ludzie mogą zapłacić Ci za wydanie zanim książka zostanie stworzona. Znam kilka osób, które z powodzeniem stosują tą strategię.

Nie licz również, że ktokolwiek wykona za Ciebie marketing. Empiki i duże sklepy zaproponują Ci miejsce na półce za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wydawnictwa, nawet te największe nie mają dużych budżetów na promocję - a jeśli nikt się nie dowie o Twojej książce… to jaki sens ją pisać. Jeśli jednak podejdziesz do tematu poważnie - napiszesz tysiące maili do gazet, blogerów, telewizji, radiów, będziesz głosił na lewo i prawo wszędzie informacje o swojej książce - masz szanse na duży sukces i przede wszystkim ogromną satysfakcję.

Od trzech lat mieszka Pan w Tajlandii. Wiem, że nie porzucił Pan pisania książek, jak jest z pozostałymi pasjami?

K.K.: Oj jest ich bardzo dużo :). Oprócz kulturystyki, biegania, pływania, tworzenia muzyki, prowadzenia dwóch spółek w Tajlandii i jednej w Anglii, inwestowania zarobionych pieniędzy, podróżowania po Azji, tworzenia projektu wyzwanie90dni.pl, montowania codziennie nowych filmów podróżniczych i rozwojowych na youtube, spotkań z przyjaciółmi, bycia wspaniałym mężem, od czasu do czasu imprezowania i czerpania z życia garściami, zostaje mi jeszcze trochę czasu na pisanie :). Kocham życie i staram się wybierać z niego to, co najlepsze - chcę w momencie śmierci mieć poczucie, że nie zmarnowałem ani minuty tego wspaniałego daru.

Co powiodło Pana aż do Tajlandii? Jak się tam żyje? Na pewno jest to bardzo inspirujące.

K.K.: Tajlandia okazała się moim rajem na ziemi. Urzekł mnie każdy jej fragment - wspaniali uśmiechnięci ludzie, przepiękne kobiety (z których wybrałem tą jedyną), słoneczna pogoda cały rok, doskonałe jedzenie, ocean rozbijający się o skały i palmy kokosowe sprawiły, że w ciągu 3 dni podjąłem decyzję o przeniesieniu się właśnie tutaj. Oczywiście każde miejsce ma swoje wady i zalety (albo zady i walety), ale dla mnie Tajlandia okazała się być wymarzonym rajem. Żyje mi się tutaj cudownie - obecnie większość czasu mieszkam na wyspie Phuket, natomiast bardzo często jestem w Bangkoku i na prowincji kraju.

Czym kieruje się Pan w życiu? Motto, złota myśl, motywacja?

K.K.:  “Miej dzisiaj wspaniały dzień” - każdego dnia o poranku zastanawiam się - jak mogę sprawić, żeby ten dzień był wspaniały i jakie dwie rzeczy mogę zrobić, żebym chociaż delikatnie przesunął się w kierunku moich marzeń. Potem zadaję sobie kilka ważnych pytań: “Kto mnie kocha?, Kogo ja kocham?, Co udało mi się w życiu osiągnąć w tym roku? Co udało mi się osiągnąć przez całe życie? Co mogę dzisiaj zrobić, aby uczynić moje życie lepszym?”. To proste ćwiczenie od razu kieruje mnie na odpowiedni tor działania.

Jaka jest Pana ulubiona książka? 

K.K.:  Nie mam ulubionej. W 99% to, co czytam to poradniki, a jest dziesiątki takich, które lubię i szanuję. Fikcję wolę oglądać na kinowym ekranie :). 

O autorze: Krzysztof Król — wybitny trener rozwoju osobistego, autor 9 książek, twórca 14 firm, podróżnik i pasjonat tematyki motywacyjnej. Założyciel szkoły Perfect Dating i autor bestsellerowej Księgi związków, podrywu i seksu dla mężczyzn. Pomógł tysiącom ludzi w doskonaleniu umiejętności interpersonalnych i seksualnych, a także w osiągnięciu sukcesu życiowego. Obecnie mieszka w Tajlandii, jest prezesem 2 spółek produkujących aplikacje mobilne do nauki języków. (Źródło)

Zainspirowani? W takim razie wpadnijcie koniecznie na bloga w ten piątek, czeka na Was niespodzianka :)
Podziel się
Przedstawiam Wam kolejną nowość na moim książkowym kanale: rankingi! Jako pierwsze zaprezentuję Wam książki, które idealnie nadają się na lato! Macie swoje typy? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzu, może akurat mam coś na półce. :)


PS. Konkurs z "Girl Online" się skończył, ale niedługo startujemy z kolejnym. :)
Podziel się
Tytuł oryginału: Every day
Seria: Każdego dnia
Tom: 1/2
Liczba stron: 256
Cykl: Uwaga młodość
Ocena: 6/10
Robienie planów jest dla każdego z nas czymś naturalnym, nie zastanawiamy się nad tym szczególnie: gdy coś trzeba zrobić, trzeba to również sobie jakoś rozplanować. I tak powstają plany nie tylko na jutrzejszy dzień, lecz na całe tygodnie i lata. Co jednak, gdyby nie można było robić planów, ponieważ nie miałoby to sensu w świecie, w którym rano nie obudzilibyśmy się w swoim ciele, lecz kogoś innego? I tak każdego dnia.

Szesnastoletni A każdego dnia budzi się w innym ciele oraz w innym życiu. Wypracował więc sobie pewne zasady: nie angażować się, nie mieszać i przede wszystkim nie rzucać się w oczy. Jednak pewnego dnia, gdy A budzi się w ciele Justina i poznaje jego dziewczynę Rhiannon sytuacja zaczyna się zmieniać, ponieważ odnalazł on osobę, z którą mógłby spędzić każdy kolejny dzień...

Historia A i Rhiannon bardzo mi się spodobała. Fakt, że może nie jest ona realna z typu "to totalnie mogłoby się stać" - i nie chodzi tutaj o aspekt podróżowania między ciałami - jednak jest na tyle romantyczna i niewinna, że "Każdego dnia" czyta się naprawdę przyjemnie. Oczywiście za szybko padają deklarację, które sprawiają, że kolejny raz zaczynam wątpić w pisarzy książek dla młodzieży. Czy oni naprawdę nie wiedzą, jak to jest? Come on...

Niesamowicie spodobało mi się również tło historii, czyli podróżowanie między ciałami. Jest to tło, ponieważ A - wygodnie - za wiele nie wie na ten temat, ale tworzy to taki fajny dramatyzm i ciekawe było obserwowanie, jak z różnych, czasami dość oddalonych od siebie miejscowości próbował dostać się oraz spotkać się z Rhiannon, każdego dnia w innym ciele - raz dziewczyny, raz chłopaka. Równie ciekawie pokazano wpływ tych podróży między ciałami na ludzi, których ciała "pożyczał" na jeden dzień. Nie we wszystkich przypadkach miało to jakieś konsekwencje, ale w niektórych całkiem spore.

Powieść "Każdego dnia" na pewno ma duży potencjał, ale David Levithan nie skupiał się na 'fizycznych szczegółach', lecz opowiadał historię o miłości oraz emocjach. W tej historii pojawia się kilka intrygujących wątków, jak przykładowo fakt, że istnieją inne osoby, które każdego dnia budzą się w nowym ciele i życiu, ale bardziej nad tym panują niż A. Jednak te pomysły zostały ledwo liźnięte lub nawet zduszone w zarodku, więc skończyło się to tak, że "Każdego dnia" jest pod pewnymi względami niedopracowane.

Zakończenie książki jest ciekawe. "Każdego dnia" nie ma za wiele stron, więc wszystko prowadziło nas do punktu kulminacyjnego, który wiele osób zostawi z drżącymi rękoma i wilgotnymi oczyma.

"Każdego dnia" to była zdecydowanie interesująca książka, choć nie wykorzystała swojego całego potencjału. Na pewno nie żałuję jej lektury i sądzę, że mogę ją polecić zwłaszcza osobom, które czytały powieść "Will Grayson, Will Grayson", której David Levithan jest współautorem (i tworzy już samodzielnie spin off); podobno jego część była ciekawsza (ja jeszcze nie czytałam). Mi na pewno "Każdego dnia" spodobało się bardziej od każdej książki Johna Greena.

PS. Po trzech latach powstaje drugi tom "Każdego dnia"; modnie będzie to ta sama historia opowiedziana z punktu widzenia Rhiannon.
Podziel się
Pierwszą połowę drugiego sezonu nadrobiłam w czasie przerwy między odcinkami i po prostu nagle mocno się wkręciłam w tę historię. To był powiew świeżości po pierwszej serii, którą porzuciłam niedokończoną. Jednak gdy serial powrócił, a ja próbowałam oglądać na bieżąco, to szybko zauważyłam, że to już nie jest to samo... Ba! Nieźle się wynudziłam, więc postanowiłam odłożyć "The Originals" na "po maturze" i choć zdecydowanie jest różnica w stosunku do pierwszej połowy, to jednak i tak mi się podobało. Poniższy tekst zawiera dużo krwi i spoilerów.

Rebekah jest uwięziona w nieswoim ciele w domu, z którego nie da się uciec. Finn nie poddaje się w swoich staraniach, ponieważ wie, o co tak naprawdę toczy się gra: Dahlia może powrócić, aby odebrać to, co jej się należy: pierworodne dziecko w rodzinie Mikaelsonów.

Wszystkie gify z tumblr.com
Do tej pory zastanawiam się, dlaczego właściwie wszyscy w finale pierwszego sezonu uwierzyli, że Hope nie żyje... Ponieważ Klaus tak powiedział? W sumie nikt nie widział jej śmierci, dlatego ten wątek od początku wydawał mi się mocno naciągany i w końcu niektórzy zaczęli dochodzić do tego samego wniosku. Powraca wątek Dahlii, przed którą wszyscy drżą i oglądają się ze strachem za ramię na sam dźwięk tego imienia. Wszystkie powody oraz strony tej historii poznajemy dopiero pod koniec sezonu i jest to naprawdę dobre wytłumaczenie, choć trzeba powiedzieć, że sam wątek już niekoniecznie, a to z powodu Freyi.

Freya to pierworodna Mikaelsonów, starsza siostra, która rzekomo zginęła. Pojawia się w serialu pewnego słonecznego dnia, pełnego jak zawsze trupów, przemocy i garniturów, aby zaproponować swojej rodzinie pomoc. Wszystko pięknie, ale Klaus nie ufa swojemu rodzeństwu, z którym zwiedza świat od setek lat, a co dopiero siostrze, której nigdy nie spotkał. Do tego muszę powiedzieć, że uroda aktorki grającej Freyę jest bardzo rozpraszająca, serio te zęby sprawiały, że nie mogłam się skupić! Jej historia była dramatyczna, smutna i stworzyła świetną okazję dla plenerów rodem ze średniowiecza, co zawsze jest w modzie, jednak jak na taką sprytną dziewczynę uparcie nie widziała całego obrazu sytuacji... A może nie chciała zobaczyć jaka była prawda?

Właściwie najsensowniejszy wątek miała w drugiej połowie drugiego sezonu Davina, która skupiła się na nowej misji. Serio było tak pięknie, ale to w końcu Daniel Sharman, więc wiadomo, czego można się po nim spodziewać... Jednak nadzieja umiera ostatnia! Cały czas liczę na nie-wiem-właściwie-co w "Teen Wolfie". Na cud chyba. Bardzo mi się nie podoba również fakt, że w grę wchodzi powrót Kola w kolejnym sezonie, ale w jego pierwszym ciele. Już wystarczy, że oglądam Nathaniel Buzolic w "Pretty Little Liars" (fajna ciekawostka jest za to taka, że jego postać ma tam na imię Dean! #supernaturaljestsuper). Davina to dziewczyna, która niejednokrotnie mnie zaskakuje, o czym świadczy fakt, że nadal nieźle się trzyma, choć i jej śmierć nie ominęła, a do tego jest niesamowicie silną postacią kobiecą. Mam nadzieję, że uda jej się osiągnąć to, co planuje.

Kolejny dowód na to, że Elijah jest gentlemanem!
Najbardziej po tyłku za to dostał w tej części sezonu  Elijah. Biedny Elijah. Nie wiem, czy pocieszy go fakt, że w końcu nauczyłam się poprawnie pisać jego imię... Ja w każdym razie jestem z siebie niesamowicie dumna.  Elijah zawsze był tym, który starał się trzymać rodzinę razem i hamować mordercze zapędy Klausa, czyli trzeba na wstępie powiedzieć, że ma on pracę 24/7 i to taką, przy której emeryturę dostaje się już po kilkunastu latach, a nie kilku setkach. Serce się kraje, gdy człowiek patrzy na to, co scenarzyści zaserwowali mu w tym sezonie. Hannibal już ostrzy sobie na nich ząbki za bycie tak bardzo niegrzecznymi.

Klaus za to, wydawać by się mogło, że jest w miarę opanowany, ale to dlatego że człowiek nie wie, co Klaus kombinuje... Finał zostawił mnie po prostu w głębokim szoku i respekcie dla tej postaci, z którą od początku mam problem. Wydawało mi się, że go nie lubię. Są momenty, gdy zdecydowanie go nienawidzę, a jednak pojawiają się chwilę, gdy zaczynam się głębiej zastanawiać nad jego postacią, do tego stopnia, aby zacząć tworzyć posta o psychopatycznych uśmiechach Klausa. W każdym razie Klaus załatwił wszystkich na cacy w taki sposób, że finał to się ogląda z szeroko otwartymi oczami, ponieważ można by, zamykając je, uronić jakiś ważny moment. Nie zabrakło i w tym sezonie filozoficznych początków odcinków oraz ich podsumowania, co kojarzy mi się z pierwszymi sezonami "Revenge". Jednak Ems wychodziło to lepiej! Za to Klaus opowiada bajki pierwsza klasa!

Jednym z ważniejszych wątków tego sezonu jest uwięzienie Rebekahi w innym ciele i muszę przyznać, że bardzo tęsknię za Claire Holt, choć też nie powiem, historia Evy była naprawdę ciekawa, ale jak wiele pobocznych wątków tak i ten szybko "wykryto" oraz rozwiązano. To jest chyba jedną ze słabszych stron "The Originals", ponieważ choć oglądałam drugą połowę tego sezonu z ciekawością, to jednak to już nie było to samo. Cały główny wątek nie wydawał mi się tak wciągający, aby go aż tak rozciągnąć. Historia Daviny poszła na dalszy plan i skończyła się właściwie na dramatycznym gadaniu. Mieliśmy kilka powrotów do przyszłości, a jednak nie oglądałam i nie przeżywałam tego tak bardzo, jak pierwszej części drugiego sezonu. To zapewne znowu wina Daniela Sharmana! Bez niego "Teen Wolf" też zaczął się sypać!

Druga połowa drugiego sezonu "The Originlas", a konkretnie odcinki od 10 do 22, nie były tak pasjonujące jak pierwsze 9 epizodów, jednak historia nadal jest na tyle wciągająca (*ekhm* Elijah *ekhm*), że fajnie się to nadrabiało. Na pewno będę śledzić dalszy rozwój tej opowieści, choć wygląda na to, że szykuje nam się tasiemiec... Zobaczymy! Tyle wątków zostało do rozwiązania!

Ocena: 6/10.
Podziel się
Premiera: 29 lipiec 2015 r.
Tytuł oryginału: Fangirl
Powieść w jednym tomie
Cykl: Moondrive
Liczba stron: 464
Ocena: 6/10
"Fangirl" była jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Książkę zaczęłam czytać w oryginale już jakiś czas temu, ale nigdy nie miałam okazji jej dokończyć. Byłam oczywiście nastawiona najbardziej pozytywnie, jak się dało, a to z dwóch powodów: "Eleonora i Park" to jedna z najpiękniejszych książek, jakie czytałam, a do tego "Fangirl" miała być książką, w której każda fanka odnajdzie siebie. Czy jednak tak właśnie było?

Wren i Cath były nie tylko bliźniaczkami - były również najlepszymi przyjaciółkami, które od początku trzymały się razem. To zmieniło się jednak, gdy poszły do college'u. Wren zaczęła żyć pełnią życia, a Cath... pozostała Cath, wierną fanką książek o Simonie Snow, który stał się całym jej życiem. Zamknięta w pokoju w akademiku dalej tworzyła fan fiction mając nadzieję, że nauka nie zmieni jej przyzwyczajeń, gdy zmieniło się już wszystko, co znała...

Po "Eleonorze i Park" spodziewałam się właściwie miłości od samej dedykacji, jednak czytałam "Fangirl" i czytałam, a procenty mozolnie rosły [w czytniku oczywiście!] i... nic. Czekałam na boom, wielki moment, coś, co zmieni "Fangirl" w tę jedyną książkę, którą kocha każda fanka - właściwie czegokolwiek  -chodząca po tym świecie. W końcu zostało niewiele procent, a ja zaczęłam godzić się z tym, że "Fangirl" nie jest taką książka, a przynajmniej nie dla mnie.

Czytając "Fangirl" czułam się właściwie źle ze samą sobą, jakby historia mnie ganiła, ponieważ jestem fanką. Miałam wrażenie, że bycie fanką przedstawione jest jako coś negatywnego. W ogóle nie mogłam odnaleźć się w tej historii, w osobie Cath, która nie przypominała mi żadnej znanej fanki, a tym bardziej mnie samej.

Za to wątek miłosny przedstawiony w "Fangirl" jest bardzo podobny do tego, co znajdziemy w "Eleonorze i Park", co uważam za plus, choć ktoś mógłby powiedzieć, że to schematyczność. Może i tak jest, ale to właśnie oczarowało mnie w pierwszej powieści dla młodzieży Rainbow Rowell. Wszystko w tej historii rozwijało się powoli i naturalnie, był tylko jeden moment, gdy historia wypadała niezręcznie, jednak potem znów wróciła na właściwe tory. Jestem pewna, że każda czytelniczka "Fangirl" na pewno będzie oczarowana Levi'm, ponieważ inaczej się nie da. Może nie wszystko wypadło stuprocentowo realnie, jednak znalazłam tutaj tę magię, która sprawiła, że miałam tak optymistyczne podejście do "Fangirl".

Rainbow Rowell porusza w "Fangirl" wiele problemów i raczej nie można dokończyć tego słowami "typowych dla nastolatków", ponieważ jest tak tylko po części. Bardzo wiele jest tutaj również o rozbitej rodzinie i wszystkich tego konsekwencjach, które ukształtowały Wren i Cath takimi, jakie się dzisiaj stały. To wszystko tutaj również wydawało się naturalne, choć czy realne? Mam wrażenie, że opowieść została otoczona mgiełką pewnej nierzeczywistości, przez co nawet zakręty losu kończyły się jakoś tak... miękko.

"Fangirl" to opowieść przede wszystkim o pisaniu fan fiction, więc pewnie wiele osób, które je tworzy lub/i lubi czytać odnajdzie tutaj coś dla siebie. Może być to też jeden z powodów, dla których książka dla mnie nie trafiła, ponieważ pisanie fan fiction było dla mnie raczej chwilową fazą i choć często mam fazy na różne tematy, jak Cath na Simona Snowa - który jest btw. czymś w rodzaju "Harry'ego Pottera" pod względem nie tylko fabularnym, ale również rozgłosu książek oraz filmów, o którym możemy przeczytać - to jednak wciąż odkrywam coś nowego i oczywiście są rzeczy, które kocham cały czas, ale obecnie przeżywam mocniej coś innego. Do tego zaprezentowane fragmenty powieści o Simonie Snowie, jak również fan fiction Cath i Wren nie były jakieś szczególnie oszałamiające. Nie wiem, czy nie lepiej byłoby już fiksować na punkcie Harry'ego Pottera, choć tu pozostaje kwestia praw autorskich... W każdym razie raz pojawił się sam "Harry Potter" w rozmowie.

"Fangirl" to nie jest książka, w której odnalazłam samą siebie. Właściwie nie byłoby w niej nic odróżniającego ją od innych powieści obyczajowych dla młodzieży, gdyby nie ten wątek miłosny, któremu nie potrafiłam się oprzeć, i który mam nadzieję odnaleźć w kolejnych książkach Rainbow Rowell, ponieważ o ile się nie mylę zostały wykupione prawa do trzech powieści, a jeszcze jest nie-kontynuacja "Fangirl" - "Carry on".

FRAGMENT DLA OSÓB, KTÓRE PRZECZYTAŁY FANGIRL. SPOILERY!!! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ! ZAŻALEŃ NIE PRZYJMUJĘ.

Czytając "Fangirl" mocno się zdenerwowałam, ponieważ jak napisałam wyżej bycie fanką jest przedstawione w tej historii, jako coś negatywnego, a to ponieważ Cath nie była normalną osobą, która po prostu coś lubi i tworzy fan fiction. O nie! Cath była zdrowo kopnięta i miała predyspozycje do chorób psychicznych (z powodu jej ojca z chorobą dwubiegunową) i nie raz nazywała sama siebie wariatką i to wcale nie żartobliwie, ponieważ ona raczej nie należy do osób z wybitnym poczuciem humoru. Kiedy więc angażowała się, siedziała i pisała, żyła opowieścią o Simonie Snowie była kimś złym, wariatką, która nie dostrzega życia, nie ma przyjaciół, nie wychodzi do ludzi, nie chodziła nawet przez miesiąc do stołówki (i głodowała), ponieważ nie wiedziała gdzie ona jest... [Właściwie plan kampusu na pewno jest na internecie, a z niej taka niby obeznana osoba była, tak więc pozdrawiam.] Mogłabym ją już  po prostu diagnozować z psychozy. Szukałam tam samej siebie, serio, a to co znalazłam mi się nie spodobało, ponieważ żadna ze znanych mi osób nie jest taka, choć są fanami, więc absolutnie nie było zgodne z prawdą, którą znam.

PS. Autorka zapowiedziała, że w tym roku w październiku ukaże się książka zatytułowana "Carry on" (jak w "Fangirl" fan fiction Cath "Rób swoje, Simonie"), która jest zakończeniem przygód Simona Snowa, czyli tak jakby tym ósmym tomem, którego własną wersję tworzyła Cath.

PS. 2. Fragment dla osób, które przeczytały książkę, to element, który jest nowością na moim blogu i zobaczę jeszcze, co z tym zrobię, ponieważ nie wszystkie książki mobilizują do wdawania się w szczegóły, a przy innych grzech tego nie robić. 

Podziel się
Tytuł oryginału: Endgame
Seria: Wybrani / Akademia Cimmeria
Cykl: Moondrive
Tom: 5/5
Liczba stron
Czwarty tom serii "Wybrani" zostawił czytelników dosłownie ledwo oddychających. Tyle się zdarzyło, tak wiele sekretów wyszło na jaw. Jak jednak rozwinie się sytuacja oraz... zakończy? Zapraszam do obejrzenia videorecenzji!

OPIS: Nathaniel zdobywa przewagę. Uczniowie Akademii Cimmeria podupadają na duchu. Udręczona Allie martwi się nie tylko o szkołę, ale także o los Cartera. Wie jednak, że musi odnaleźć w sobie siły do walki, dlatego namawia Isabelle do wznowienia treningów w Nocnej Szkole. Uważa, że tylko wtedy uczniowie nie utracą wiary w zwycięstwo.
Czy Nathaniela można pokonać? Jak wiele będą gotowi poświęcić bohaterowie i jakie tajemnice jeszcze skrywają?

Podziel się
Źródło: Facebook
"Once Upon a Time" to serial wyjątkowy. Chociaż już za nami sezon czwarty, a przed nami piąty, to ja nadal chcę to oglądać. Nadal potrafię się wczuć i uwielbiam wprost powroty do przeszłości. Poznawanie genezy kolejnych postaci lub tych, które wydawać by się mogło znamy tak dobrze, to najlepsza część zabawy. Od początku w "Once Upon a Time" mogliśmy obserwować historię i tych dobrych...  i tych złych, a scenarzyści nie raz pokazywali, że nikt nie rodzi się zły, a za tym, kim człowiek jest dzisiaj, stoi mnóstwo zakrętów losu. Ostatnio i Disney wziął się za przedstawianie przeszłości czarnych charakterów w nowym świetle, a ponieważ sezon 4 "Once Upon a Time" przedstawił nam już Disneyowską historię z "Krainą Lodu", to w drugiej połowie skupiono się na trzech Królowych Ciemności - Ursuli, Cruelli de Vil i Maleficent.

Kto ogląda "Once Upon a Time" ten wie: wszystko i wszyscy są ze sobą powiązani. Od razu wiadomo, że gdy pojawia się nowy charakter, któremu poświęca się więcej uwagi, to coś jest na rzeczy i nie można również ukrywać, że w większości przypadków pozostaje widzom po prostu zbierać się z podłogi, ponieważ mimo słabszych wątków, czy nawet pół-sezonów to wciąż są absolutnie genialne momenty w tym serialu, za który tak go uwielbiam. W drugiej części czwartego sezonu "Once Upon a Time" Regina, Henry i Emma wciąż szukają autora, który może napisać Złej Królowej szczęśliwe zakończenie. 

Bardzo mi się podobało obserwowanie tego, jak Emma i Regina stawały się sobie coraz bliższe, jak ta pierwsza starała się i była chętna do pomocy, mimo wszystkich problemów i choć wciąż denerwowało mnie to, jak Jennifer Morrison gra, to odkryłam w czym tkwi sekret! To jej włosy, możecie mi nie wierzyć, ale w momencie, gdy w finale 4-ego sezonu miała zakręcone włosy, to od razu była bardziej wiarygodna, a tak to przypominała mi aż za bardzo "umiejętności aktorskie" Shay Mitchell.

tumblr.com (4 gify)
Lana Parrilla popisała się w tym sezonie. Wiemy już, że Regina może być wcieleniem zła i to takim, że człowiek ma ciarki. Jednak w poszukiwaniu własnego szczęścia, którego los tak długo jej odmawiał, zmieniła się ona nie do poznania; choć ja tam lubię ją w obu wersjach. Teraz jednak, gdy w Storybrooke pojawiają się trzy Królowe Ciemności, to na Reginę spada zadanie dowiedzenia się, co one knują. Jak wygląda więc dobra Regina udająca złą? Ten wątek był po prostu przezabawny!

Do Storybrooke pragną się dostać dwie nowe osoby: Urszula i Cruella. Twierdzą, że przybyły, aby odnaleźć własne szczęśliwe zakończenie. Ich pojawienie sprawia jednak, że rodzice Emmy zaczynają lekko świrować i człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ich przeszłość na pewno jest taka cukierkowa, jak mówiono. Jednak nie wszystkie historie spisano w książce "Once Upon a Time" i tajemnicę odkryjemy dopiero w połowie pół-sezonu.


Urszulę spotkaliśmy już w 3 sezonie i wyszła z tego dziwna sytuacja, ponieważ Urszula jest równocześnie boginią i morską wiedźmą, technicznie rzecz biorąc wygląda bardzo podobnie - macki i te sprawy, nawet stroik na głowie, i nie wiem, czy tutaj się scenarzyści nie zagalopowali trochę, gdy przedstawiali historię Arielki. Urszulę poznajemy właściwie jako drugą (Maleficent pojawiała się już wcześniej), ale za to w całości. Dowiadujemy się, co sprowadziło młodą syrenkę na złą drogę i dość szybko ten wątek zostaje zamknięty. Może nie był oszałamiający, ale mi się spodobał.

Następnie przedstawiono wątek Cruelli de Vil i przyznam się, że takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałam. Gdy pojawiła się po raz pierwszy, to na swój sposób budziła sympatię. Czarne charaktery tak mają w "Once Upon a Time", w końcu Reginę uwielbiałam od dawna, tak samo Rumpela mimo pewnej schematyczności jego zachowań, która wielu tak bardzo irytuje. Zastanawiałam się więc, jak da się przedstawić pozytywnie historię kobiety, która marzyła o przerobieniu szczeniaczków na płaszcz i jak powiedziałam takiego rozwoju sytuacji zdecydowanie się nie spodziewałam... Za to było ciekawie! Choć uważam, że przydałoby się więcej wyjaśnień, ponieważ zabrakło mi tej najważniejszej odpowiedzi: dlaczego tak naprawdę Cruella była się tym, kim była.

Ostatnią Królową Ciemności jest Maleficent, twórcy "Once Upon a Time" widocznie polubili ją równie mocno, co ja po filmie Disneya "Czarownica", ponieważ jest jedyną osobą, która zostaje z nami na dłużej i ma jeszcze sprawy do rozwiązania. Uwielbiam absolutnie styl Maleficent, który prezentuje w Storybrooke. Jej opowieść chyba najbardziej przypadła mi do gustu, choć wątek jej córki, już nie tak bardzo, ponieważ miałam wrażenie, że o ile w przeszłości miało to sens, to w teraźniejszości już nie wyszło tak fajnie.

Ciekawe było również to, jak Emma zareagowała na taki rozwój wydarzeń, ponieważ odsunęła się od najbliższych sobie osób po poznaniu prawdy i była z niej naprawdę zimna... kobieta. Oczywiście dało się to zrozumieć, ale z drugiej strony Emma niejednokrotnie nie mówiła wszystkiego o sobie samej.

Finał "Once Upon a Time" był jednym z najciekawszych w tym serialu i baaardzo mi się spodobał, również to, że gdy zdecydowano się na taki krok, to zrobiono praktycznie półtora godzinny film z mocnym zakończeniem, które zapowiada jakże ciekawy sezon piąty. Może nie czekam z utęsknieniem, ale na pewno będę śledzić kolejne odcinki, gdy "Once Upon a Time" powróci z nową Mroczną - mam nadzieję! - opowieścią.

Druga połowa 4-ego sezonu "Once Upon a Time" spodobała mi się chyba nawet bardziej, niż pierwsza, gdzie mogliśmy poznać nową historię Elsy. Nie zabrakło tutaj moich, ukochanych powrotów do przyszłości i nowych, zaskakujących powiązań między bohaterami, a gdy dodamy do tego świetny finał w Zaczarowanym Lesie, to w ogóle jest już całkiem baśniowo. Polecam, jak zawsze!

Ocena: 7/10.
Podziel się
Tytuł oryginalny: What if
Powieść w jednym tomie
Cykl: Feeria Young
Liczba stron: 391
Ocena: mocne 6/10

Życie każdego człowiek składa się z wielu decyzji. Co dzisiaj zrobimy, co wybierzemy na zakupach, którędy pójdziemy... Większość tych wyborów nie zmienia czyjegoś życia całkowicie, ale niektóre nadają mu nowy kierunek, którego nie można już skorygować i w tym momencie zaczynamy się zastanawiać, co by było gdybyśmy wtedy podjęli zupełnie inną decyzję?

"Tyle razy rozmyślałam o decyzji, którą kiedyś podjęłam, zastanawiając się, co by było, gdybym postąpiła wtedy inaczej? Kim byłabym dzisiaj? Jak wyglądałoby moje życie? A co, jeśli…"

W dzieciństwie Cal miał paczkę najlepszych przyjaciół, która pewnego dnia rozleciała się, gdy jedna dziewczynka przeprowadziła się, a reszta oddaliła się od siebie z dnia na dzień. Dzisiaj Cal jest na drugim roku studiów, jednak nigdy nie zapomniał o Nicole, która po liceum wyjechała na drugi koniec kraju. Pewnego dnia spotyka ją jednak w kawiarni, daleko od miejsca, w którym powinna być. Tylko, że to nie ona... Wygląda zupełnie, jak Nicole, ale zachowuje się inaczej, czym szybko zjednuje sobie uwagę Cala, którego intryguje Nyelle. Co się stało z Nicole? Czy ona... to ona?

Trylogia "Oddechy" autorstwa Rebecci Donovan, to specyficzna seria, która zdobyła swoich fanów oraz antyfanów. Ja jestem gdzieś pomiędzy, ponieważ z jednej strony seria miała w sobie zdecydowanie coś interesującego, a z drugiej strony była pokręcona, jak mało która książka. Do "Co, jeśli..." podeszłam więc z pewną ostrożnością, jednak zanim się zorientowałam, przeczytałam już kilkadziesiąt stron i mocno się wciągnęłam.

"Gwiazdy moją ukoić twój ból, jeśli tylko im pozwolisz. A kiedy wzejdzie słońce, po nagromadzonych smutkach nie będzie śladu."

"Co, jeśli..." to powieść dość 'normalna' w porównaniu do trylogii "Oddechy". Narratorem jest Cal, a autorce bardzo dobrze udało się oddać psychikę młodego mężczyzny, więc wypadło to naturalnie i szybko polubiłam głównego bohatera. Polubiłam równie mocno tajemniczą Nyelle i przyznam szczerze, że kolejny strony sprawiały, że książka podobała mi się coraz bardziej i gdy do końca zostało tylko pięćdziesiąt stron stwierdziłam, że jeżeli "Co, jeśli..." nie będzie miało absolutnie genialnego wytłumaczenia na koniec, to wtedy historia straci cały urok, uleci z niej powietrze, jak z przebitego balona.

Po przeczytaniu zakończenia nie byłam zaskoczona, ponieważ w połowie książki mamy narrację z innego punktu widzenia i można się łatwo domyślić, co jest na rzeczy. Swoją drogą to już opowiadanie ze strony dziewczyn, akurat w tej książce autorce nie wyszło, przez co opowieść momentami wypadała trochę sztucznie. Zauważyłam, że autorka próbowała tworzyć narrację bohaterów w różnych momentach ich rozwoju, co niestety nie wyszło tak dobrze, jak historia z punktu widzenia dorosłego już Cala.

“Nawet jeśli się udaje, że nic się nie stało, wciąż jest to tak samo realne.”

Na pewno problematyka "Co, jeśli..." to nie jest lekki temat, a jednak nie ma zupełnie takiego efektu, jak się człowiek tego spodziewa, ponieważ - jakkolwiek to zabrzmi - wypada to blado w stosunku do całej akcji, którą mogliśmy obserwować od początku aż do wyjaśnienia tajemnicy, zwłaszcza gdy już od dawna wiedzieliśmy, o co może chodzić. I choć jest to niesamowicie smutne, bolesne i przekonujące, gdy się spojrzy na to, co jedna osoba mogła zrobić z życiem tak wielu innych, to poczułam również pewnego rodzaju zawód. Dla mnie nie było tego mocnego zakończenia, którego oczekiwałam po tej całej przygodzie.

Są również elementy w "Co, jeśli...", w które naprawdę było ciężko mi uwierzyć i nie wiem sama dlaczego tak jest, ponieważ trochę podobny wątek, jeżeli chodzi o przyjaciół z dzieciństwa mamy w "Hopeless" i wtedy wszystko 'łykałam', jak leci. Teraz obserwując to, jak niektórzy dorośli już ludzie przeżywali znajomość z czwartej klasy, to byłam zaciekawiona, jednak nie czułam tego, tak jak zdarzało mi się powieści obyczajowe już przeżywać. Byłam raczej dalekim obserwatorem, niż czynnym uczestnikiem emocji. Swoją rolę ma w tym również narracja, o której wspominałam wyżej.

"Co, jeśli..." to intrygująca książka. Jestem pewna, że wielu osobom zdecydowanie trafi do serca, ponieważ nie ma co zaprzeczać, że prawie do samego końca fabuła jest poprowadzona w sposób niesamowicie wciągający, ale nie ma też co ukrywać, że zakończenie nie było dla mnie takie szokujące, jak to było (lub nie) w planach, ponieważ wiedziałam doskonale, co się zdarzy z kontekstu. Myślę, że aby pokochać (lub nie!) "Co, jeśli..." trzeba je po prostu przeczytać. Mogę ją polecić fanom Rebecci Donovan lub książek obyczajowych young adult.

P.S. Na blogu trwa konkurs. Zapraszam do wzięcia w nim udziału!
Podziel się
Czerwiec to miesiąc, który spędziłam głównie na nauce historii, dlatego moje wyniki są bardzo słabe, jeżeli chodzi o przeczytane książki, choć nie można tego powiedzieć o pozycjach, które do mnie dotarły i czekają na swoją kolej, ponieważ na to nie ma, co narzekać. Zaszalałam w tym miesiącu, co zresztą sami zaraz zobaczycie... Tradycyjnie na zdjęciach, a jeżeli ktoś ma ochotę, to przygotowałam również filmik. :)

Perfekcyjna kobieta to suka. Powrót - Anne-Sophie Girard, Marie-Aldine Girard - od wydawnictwa Feeria - recenzja
Co, jeśli... - Rebecca Donovan - jw. - recenzja jutro!
Szarlotka - Agata Machczyńska - do autorki - recenzja
Nethergrim - Matthew Jobin - od wydawnictwa Jaguar - właśnie czytam :)
Następczyni - Kiera Cass - jw. - recenzja
Niezłomni - C.J. Daugherty
7 razy dziś - Lauren Oliver - recenzja
Delirium. Opowiadania - Lauren Oliver
Królowie przeklęci. Tom 1 - Maurice Druon
Każdego dnia - David Levithan - od grupy wydawniczej Publicat - recenzja w piątek EDIT: jednak nie; z powodu zakończenia szkoły miałam za dużo roboty :)
Czerwona królowa - Philippa Gregory - jw.

Koty - Jon Stroud
Triki psychiki -
Monster High. Przyjaciółki na zabój - Gitty Daneshvari
Monster High. Przyjaciółki i niezła heca - Gitty Daneshvari
Pułapka uczuć - Colleen Hoover
W sieci - Gemma Malley
Jutro - Gemma Malley
Królestwa Nashiry. Miecze buntowników - Licia Troisi
Matt Hidalf i Klątwa cierni - Christophe Mauri
Supernatural: The Official Companion: Season 1 - Nicholas Knight ♥ - wiecie, co to oznacza, prawda? Po wakacjach czeka nas Miesiąc z... Supernatural.

Zapraszam też do obejrzenia filmiku :)

Znaleźliście coś ciekawego? :)

Dwie nowiutkie książki do wygrania w konkursie! Sprawdźcie sami!
Podziel się
Tytuł oryginału: Teardrop
Seria: Łza
Tom: 1
Liczba stron: 406
Ocena: 6.5/10
Czasami nie potrzebuję wiele, aby zainteresować się książką. Czasami wystarczy naprawdę jedno słowo, a jest nim mitologia. Uwielbiam wątki mitologiczne w powieściach fabularnych. Jest to chyba mój najukochańszy temat. Nie umknęła więc mojej uwadze "Łza", choć poprzednie książki autorki wzbudziły we mnie pewną obawę, to jednak postanowiłam dać tej historii szansę. Cóż.. To na pewno było ciekawe.

OPIS: „Nigdy, przenigdy nie płacz” – tego przed laty nauczyła Eurekę Boudreaux jej mama. Ale teraz nie żyje, a dziewczyna na każdym kroku natyka się na Andera – wysokiego, bladego, jasnowłosego chłopca, który wydaje się wiedzieć rzeczy, jakich wiedzieć nie ma prawa, i który ostrzega Eurekę, że jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ander nie zna jednak najmroczniejszej tajemnicy Eureki... Obecnie niewiele jej w życiu pozostało, jedynie stary przyjaciel Brooks i dziwny spadek: medalion, list, tajemny kamień i starożytna księga, której nikt nie rozumie...

Muszę się do czegoś przyznać. Swoją rolę w tym, że książkę zdobyłam, miała jej okładka. Kupuj ładne książki, mówili. Będzie fajnie, mówili... Zabawna sprawa, że najpiękniejszy wygląd, często maskuje niedoskonałości fabuły. Grzecznie mówiąc. Jednak na szczęście w przypadku "Łzy" ostatecznie tak źle nie było. Jest parę niezłych baboli, jednak ogólnie to była w miarę ciekawa i bardzo dziwna książka. Tak, myślę, że to odpowiedni opis. Ciekawa, powiedziała z lekko uniesioną brwią.

"Od kiedy Eureka poznała idee greckiego stoicyzmu, starała się panować nad emocjami. Podobała jej się wizja wolności, jaką zyskiwała, przejmując kontrolę nad uczuciami, powstrzymując je tak, że tylko ona je widziała, jak karty w grze."

Zacznijmy od głównej bohaterki. Po pierwsze... tak jak dzisiaj współczuję biednym dzieciom, które rodzice postanowili pokarać na całe życie dziwacznym imieniem, tak samo często czuję to w przypadku bohaterów fikcyjnych. Eureko, jest mi bardzo przykro, że Cię pokarało takim imieniem. Po drugie... to dziwna bohaterka, ale to ekstremalnie. Nie znaczy to jednak, że Eureki nie lubię. Posiada ona jakiś charakterek. Może to nie przyjaźń, ale jestem zaintrygowana. Jest ona okropnie samolubna i egoistyczna, a do tego motyw z samobójstwem... Szczerze mówiąc wyszło to wszystko sztucznie; nie mnie oceniać motywy bohaterki i uczucia, których nie miałam okazji odczuć, jednak to było taaak naciągane, że to aż przykre. W ogóle "Łza" jest taka w sobie cała dziwna. Przez to chyba nie bierze się niczego na poważnie, jakbyśmy 'oglądali' to wszystko zza mgiełki. Wali po oczach nierealnością. Nie ma co się silić na uprzejmości w tym przypadku. 

"-Co to, średniowieczny marsjański? - Cat zmrużyła oczy i odwróciła księgę do góry nogami. - Wygląda to tak, jakby moja cioteczna babcia Dessie, która jest analfabetką, w końcu napisała ten romans, o którym ciągle gada."

Dziwactwo prowadzi nas do szeregu niedorzeczności. Zaczynając od tego, jak Eureka po raz pierwszy spotykała Andera, który doprowadził ją do łez - i tego co się wtedy stało (czy mówiłam już, że jest to dziwna książka?). Wiele momentów sprawia, że człowiek po prostu siedzi i się zastawia nad logiką i back story. Chyba dlatego "Łza" dość mocno mnie bawiła i moje emocje po jej skończeniu nie są złe, chociaż trochę się wahałam, zwłaszcza na początku. Właściwie nawet rozważam kupienie kolejnego tomu, tak jestem zaintrygowana w swój pokrętny sposób.

Są i dobre rzeczy. Autorka przemyciła do książki trochę mroku, a przynajmniej coś na jego kształt, ponieważ brak realności sprawia, że i odczuwa się wszystko mniej intensywnie. Bardzo dobrze zostały oddane otaczające Eurekę realia - szkoła, okolica, po prostu zwyczajne życie. Jeszcze nie "wylądowałam" nad żadnym bayou i to było naprawdę interesujące i w miarę świeże doświadczenie. A najbardziej chyba spodobało mi się, jak przyjaciel głównej bohaterki wygarnął jej, co o niej sądzi: jaka jest naprawdę. I tu pojawia się myśl... Skoro autorka to napisała, to znaczy, że widzi, że bohaterka jest rozwydrzona i okropna (czasami zaś mam wrażenie, że jednak niektórzy pisarze są ślepi), to czemu nie zrobiła jej przyjemniejszą, gładszą? Nie przeszkadza mi, gdy bohaterowie przechodzą przemianę, gdy dorastają, ale nawet po tym kuble zimnej wody w pierwszej połowie książki, Eureka nie zmieniła się ani trochę.

Jest i w tej historii mitologia. Oczywiście. W końcu od tego się zaczęło... To ciekawy i dziwny motyw, ale w sumie mi się podoba. Szkoda tylko, że opis zdradza na czym polega haczyk w tej historii, więc zaskoczenia tutaj nie znajdziecie, jeżeli już znacie fabułę "Łzy". Finał pierwszego tomu doprowadził do przewidywalnej, acz ciekawej na swój sposób akcji, która dowiodła również, że nasza bohaterka nie opanowała stoicyzmu tak dobrze, jak jej się wydawało.

"Łza" nie jest specjalnie skomplikowaną opowieścią, ale trzyma w napięciu całkiem przyzwoicie. Rozdziały są kończone w taki sposób, że po prostu czyta się dalej, płynnie i to mi się podoba. Tłumaczenie starożytnej księgi również podtrzymuje ten dreszczyk emocji, chociaż ostatecznie jest to dość płytka historyjka. O tak, to również dobrze opisuje "Łzę" według mnie. Tej historii, praktycznie wszystkim jej elementom brakuje głębi, a do tego niektóre wątki zakończenia... To nie było fair play! To było okrutne, brzydkie i naprawdę mną wstrząsnęło, bo na miejscu tej osoby też rzuciłabym się w kierunku dzieci... Kompletnie mi się to nie podoba, jestem tym dosłownie rozczarowana.

"To się nazywa praca domowa. Mówią, że silnie uzależnia, ale chyba sobie poradzę, jeśli będę jej używać wyłącznie na imprezach."

"Łza" to nie jest najlepsza książka o mitologii, chociaż i tak niebo i ziemia w porównaniu do nieszczęsnego "Domu nocy". Jeżeli szukacie ciekawych mitologicznych powieści, to radzę szukać dalej, pod tym względem nie jest to tak ciekawy adres. Jest to książka, którą można przeczytać, bo jest dziwna i ciekawa równocześnie, a więc jest nawet zabawnie. Nie musicie mi nawet mówić, jak to brzmi...

Najciekawsze cytaty z książki znajdziecie tutaj: Nicole's quotes.

Szukacie lekkiej lektury na wakacje? Możecie ją zdobyć w konkursie!
Podziel się
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O mnie

Blogerka. Studentka. Mieszkanka Berlina. Whovian. Slytherin. Cheerleaderka Riordana.
Dowiedz się więcej

“Reading is one of the joys of life, and once you begin, you can't stop, and you've got so many stories to look forward to.”

Benedict Cumberbatch

Znajdź mnie

  • Facebook
  • Instagram
  • Tumblr
  • Youtube

Kontakt

Dowiedz się więcej

Niedługo na blogu

Moja kolekcja Funko popów
Moja przygoda ze Skupszopem
Unboxing ostatniego World of Wizardry
Rick Riordan prezentuje
King of Scars

Polecane

  • Streszczenie: Złodziej Pioruna - Rick Riordan
    Cześć, tu Percy. Zostałem przekupiony niebieskimi pączkami, więc oto przybywam, aby powrócić do korzeni i opowiedzieć Wam o początkach mo...
  • W jakiej kolejności czytać książki Ricka Riordana?
    Książki Ricka Riordana są obecne w moim życiu od ponad siedmiu lat. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby tego bloga. Zaczęłam czytać se...
  • Najciekawsze wydania Harry'ego Pottera
    Wygląd książki jest bardzo ważny, choć zapytani o to, mówimy, że nie można oceniać książki po okładce, zwłaszcza gdy bronimy ulubionej powi...
  • W jakiej kolejności czytać książki Philippy Gregory?
    Philippa Gregory to obecnie jedna z najpopularniejszych autorek beletrystyki historycznej (choć pisze również książki czysto historyczn...
  • Szkoła w Niemczech
    Budynek A Dzisiaj będzie trochę inaczej, bardziej prywatnie(?), ponieważ na Waszą prośbę opowiem Wam trochę o mojej szkole, jak to wszys...
  • Streszczenie "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka" 1/2
    Witam! Wasze piękne oczka Was nie mylą. Poniżej znajdziecie streszczenie pierwszej części scenariusza fan fiction zatytułowanego "...
  • Morze Potworów - Rick Riordan
    Było tak blisko! W dniu zakończenia roku szkolnego, po dziesięciu miesiącach względnego spokoju, kiedy Percy ANI razu nie został wyrzuco...
  • Trudno dostępne książki i ich wznowienia
    Cześć! Życie jest piękne i proste, gdy czyta się głównie świeżutkie premiery książkowe - są dostępne na wyciągnięcie ręki i to w wielu f...
  • Książka, a film - trylogia "Więzień labiryntu"
    Ekranizacja „Więźnia labiryntu” ma swoich fanów i przeciwników. Mi oraz mojej siostrze filmy się podobały (jej chyba jeszcze bardziej niż...
  • Pajączek na rowerze - Ewa Nowak
    Liczba stron : 216 Z Oli jest niezłe ziółko. Nie znosi szkoły, a tym bardziej nauki i jest wulkanem energii. Łukasz jest jej przeciwień...

Archiwum

  • ►  2019 (3)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2018 (17)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2017 (42)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (8)
  • ►  2016 (120)
    • ►  grudnia (9)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (6)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (8)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (11)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (17)
  • ▼  2015 (161)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (5)
    • ▼  lipca (13)
      • Konkurs motywacyjny
      • Książka bez sensu - Alfie Deyes
      • Wywiad z Krzysztofem Królem
      • Najlepsze książki na lato
      • Każdego dnia - David Levithan
      • The Originals (Ordżinalsi) - sezon 2 B
      • Przedpremierowo: Fangirl - Rainbow Rowell
      • Niezłomni - C. J. Daugherty
      • Once upon a time (Dawno, dawno temu) - sezon 4 B
      • Co, jeśli... - Rebecca Donovan
      • Zdobycze książkowe - czerwiec 2015 r.
      • Łza - Lauren Kate
      • iZombie - sezon 1
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (18)
    • ►  kwietnia (18)
    • ►  marca (18)
    • ►  lutego (18)
    • ►  stycznia (20)
  • ►  2014 (266)
    • ►  grudnia (19)
    • ►  listopada (23)
    • ►  października (26)
    • ►  września (17)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (23)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (23)
    • ►  marca (26)
    • ►  lutego (28)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2013 (270)
    • ►  grudnia (23)
    • ►  listopada (19)
    • ►  października (23)
    • ►  września (21)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (22)
    • ►  maja (29)
    • ►  kwietnia (22)
    • ►  marca (31)
    • ►  lutego (20)
    • ►  stycznia (19)
  • ►  2012 (135)
    • ►  grudnia (11)
    • ►  listopada (12)
    • ►  października (15)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (12)
    • ►  lipca (11)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (12)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (3)

Ulubione

  • Mirabelka
    Wszystko, o co chciałam zapytać tłumaczkę [wywiad Aleksandra Woźniak-Marchewka]
    1 dzień temu
  • Patrycja W.
    Recenzja: "Ostatni olimpijczyk" - Rick Riordan
    3 tygodnie temu
  • Gosiarella
    Pech, Słowiańskie demony i inne stwory, czyli Licencja na czarowanie Aleksandy Okońskiej!
    8 miesięcy temu
  • eM
    Zagraniczne zapowiedzi: czerwiec, lipiec 2022
    2 lata temu
  • Patrycja
    Nieugięta bohaterka - "Wojna Makowa" Rebecca
    5 lat temu
  • Blair Blake
    Na skraju złowrogiego Boru, albo Wybrana Naomi Novik
    5 lat temu
  • Korvo
    Recenzja: Karpie bijem - Andrzej Pilipiuk
    5 lat temu
  • Harry Potter Kolekcja
    Regulamin konkursu "Twój Simon"
    6 lat temu
  • Abigail
    Bieg do gwiazd, Dominika Smoleń
    7 lat temu
  • Julia
    Małe rzeczy, bez których sobie nie radzę
    8 lat temu
  • Alicja
    Lair of Dreams
    9 lat temu
  • Wydawnictwo Jaguar
    Kuchnia Entego, chaos i "Jewel"
    10 lat temu
Pokaż 5 Pokaż wszystko

Deviantart

Dziękuję za zrobienie pięknego logo!
Wszystkie komentarze zawierające linki są moderowane.

Obsługiwane przez usługę Blogger.

WAŻNE

Wszystkie opinie i recenzje zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa i nie wyrażam zgody nakopiowanie całości lub ich fragmentów bez mojej wiedzy i zgody (na podstawie Dz.U.1994 nr 24 poz. 83, Ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

Licznik odwiedzin

Obserwatorzy

Copyright © 2012 Sophie & Bucherwelt