Sophie & Bucherwelt
  • Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca
  • Recenzje
    • Autorami
    • Tytułami
    • Filmów i seriali
  • Przeczytane
    • 2012-2017
    • 2018
  • Kolekcja Ricka Riordana
  • Różne
    • Zdobycze
    • Must have
    • Miesiąc z...
    • Jak zacząć blogować?
    • Oceny
Cześć! W sobotę przychodzę z samymi wspaniałymi wieściami :) Na pewno fani twórczości Ricka Riordana nie będą zawiedzeni, gdy zobaczą ile dat szybciutko trzeba wpisać do kalendarza, aby nie przegapić zbliżających się premier! Przygotowałam dla Was również małą niespodziankę, tłumaczenie pierwszego rozdziału "Młota Thora", drugiego tomu trylogii "Magnus Chase i bogowie Asgardu".


"Ukryta wyrocznia" nadchodzi!

Pierwszy tom serii "Apollo i boskie próby" ma swoją międzynarodową premierę już w przyszłym tygodniu, 4-ego maja, a w Polsce tylko dwa tygodnie później - 18-ego maja! Co jest równie dobrą wiadomością - książka ma mieć 500 stron! Jupi!

Oficjalny opis:
Jak ukarać nieśmiertelnego? Czyniąc go śmiertelnikiem.

Apollo rozgniewał swojego ojca Zeusa i za karę został strącony z Olimpu. Słaby i zdezorientowany ląduje w Nowym Jorku jako zwykły nastolatek. Pozbawiony nadprzyrodzonych mocy liczący cztery tysiące lat bóg musi nauczyć się, jak przeżyć we współczesnym świecie, dopóki nie zdoła jakoś odzyskać przychylności Zeusa.

Niestety Apollo ma wielu wrogów: bogów, potwory i ludzi, którzy chcieliby jego ostatecznej zagłady. Potrzebuje pomocy, a do głowy przychodzi mu tylko jedno miejsce, w którym może jej szukać – enklawa współczesnych półbogów znana jako Obóz Herosów.

Fragment powieści przeczytacie tutaj.

A na deser dwa trailery (co prawda o wątpliwym poczuciu humoru, ale cóż) "Ukrytej wyroczni"! :)



Pierwszy tom serii Tres Navarre już w czerwcu!

Wydawnictwo Galeria Książki nie próżnuje! Kilka dni temu pojawiła się zapowiedź pierwszego tomu siedmioczęściowej serii Ricka Riordana dla dorosłych czytelników (choć moim zdaniem żaden młodszy fan również nie przepuści okazji, aby poznać autora z innej strony). Książka zatytułowana jest "Big Red Tequila", a premierę zaplanowano na 2-ego czerwca!

Oficjalny opis: W Teksasie wszystko jest większe… nawet morderstwo.

Przedstawiamy Tresa Navarre: amatora tequili, mistrza tai-chi, nielicencjonowanego prywatnego detektywa ze skłonnością do wpadania w tarapaty wielkości Teksasu.

Jackson „Tres” Navarre i jego zajadający się enchiladami kot Robert Johnson zajeżdżają do San Antonio, gdzie czekają na nich same kłopoty. Dziesięć lat wcześniej Navarre opuścił rodzinne miasto, aby zapomnieć o morderstwie, którego ofiarą padł jego ojciec. Teraz wraca w poszukiwaniu odpowiedzi, ale im bardziej zagłębia się w sprawę, próbując ustalić winnych, tym bardziej zbrodnia sprzed dekady zaczyna się wydawać aktualna. Mafia, wręczająca łapówki firma budowlana i toczący nieczyste gierki politycy sprzysięgają się, żeby zepsuć Tresowi powrót do domu.

Nie ulega wątpliwości, że Tres wsadził kij w mrowisko. Zostaje napadnięty, ostrzelany, przejechany przez wielkiego niebieskiego thunderbirda, a jego była dziewczyna, którą chciałby odzyskać, znika bez śladu. Navarre musi uratować kobietę, dorwać mordercę ojca i wziąć nogi za pas, zanim dosięgnie go mafijna teksańska sprawiedliwość. Chyba nawet obrońcy Alamo mieli większe szanse na przeżycie.

"Młot Thora" nadchodzi!
Najświeższa wiadomość, ponieważ częściowo z wczoraj i dzisiaj (teraz wczoraj i przedwczoraj, zaczęłam pisać post w piątek, ale nie wyrobiłam się), to odkrycie okładki do drugiego tomu trylogii "Magnus Chase i bogowie Asgardu", która prezentuje się następująco ---> 
Wspaniała kolorystyka! Choć twarze (prawdopodobnie) Lokiego oraz Thora trochę pasują efekt. 
Wydawnictwo Galeria Książki ogłosiło już datę premiery, a będzie to 26 październik 2016 roku!

Jak wskazuje tytuł, drugi tom serii będzie się skupiał na niedokończonym wątku z "Miecz lata", którym jest (ponowne) zaginięcie Mjølner - młota Thora.  Blitzen oraz Hearthstone dosłownie rozpłynęli się w powietrzu, a Samirah ledwo daje sobie radę z natłokiem obowiązków, więc wygląda na to, że Magnus zagadkę będzie musiał rozwiązać w pojedynkę.

Riordan zdradził w wywiadzie, że akcja obu tomów koncentruje się na mistycznych broniach (najpierw miecz lata, teraz Mjølner), ponieważ jest to jednym z głównych tematów mitologi nordyckiej - często mity ograniczają się do "kto gwizdnął moją własność". Drugi tom Magnusa Chase'a opiera się na popularnym micie, w którym młot Thora został skradziony. 

Autor zdradza, że akcja "Młota Thora" ma miejsce sześć tygodni po finale "Miecza lata". Magnus miał więc okazję trochę odsapnąć i przyzwyczaić się do swojego nowego życia (po śmierci hehe) oraz umiejętności. Jednak kłopoty cały czas czają się tuż za rogiem. Loki wciąż knuje, Ragnarok wciąż (tak jakby) nadchodzi, a najlepsi przyjaciele Magnusa nie dawali znaku życia od tygodni. Wygląda na to, że nowe umiejętności bardzo mu się przydadzą w nadchodzącej powieści.

Źródło: klik. 

Specjalnie dla Was przetłumaczyłam również pierwszy fragment drugiego tomu serii "Magnus Chase oraz bogowie Asgardu"! Miłego czytania :)
 ***
Rozdział pierwszy: Czy mógłbyś proszę przestać zabijać moją kozę?

Lekcja pierwsza: gdy zabierasz Walkirię na kawę, możesz zostać na lodzie nie tylko z niezapłaconym rachunkiem, ale również martwym ciałem.

Nie widziałem Samiry al-Abbas blisko półtora miesiąca, więc gdy nagle pojawiła się twierdząc, że musimy pilnie porozmawiać, że to kwestia życia i śmierci, to od razu się zgodziłem. (Technicznie już nie żyję, więc kwestia życia i śmierci niekoniecznie mnie dotyczy, jednak Sam brzmiała poważnie).

Jeszcze jej nie było gdy dotarłem do kawiarni Thinking Cup (Myślący kubeczek :D) znajdującej się przy ulicy Newbury. Miejsce, jak zwykle było zatłoczone, więc stanąłem w kolejce do lady. Po chwili Sam wleciała do środka. Dosłownie przeleciała nad głowami klientów kawiarni. Nikt tego nie zauważył. Zazwyczaj śmiertelnicy nie dostrzegają magii, co jest bardzo dogodne, ponieważ w innym przypadku, mieszkańcy Bostona przez większość czasu biegaliby po mieście w panice na widok trolli, ogrów, czy nieumarłych wojowników z toporkiem w jednej dłoni i kubkiem latte w drugiej. 

Sam wylądowała obok mnie, wciąż ubrana w szkolny mundurek. Miała na sobie białe adidasy, spodnie khaki oraz bluzkę z długimi rękawami oraz logiem King Academy (Królewskiej Akademii). Jej włosy zakrywał zielony hidżab. U pasa zwisał jej topór, choć byłem prawie pewny, że nie jest to typowy element szkolnego stroju. Jakkolwiek bardzo się ucieszyłem na jej widok, to od razu zauważyłem, że miała większe niż zazwyczaj cienie pod oczami oraz ledwo stała na nogach.

- Cześć - powiedziałem. - Wyglądasz okropnie. 
- Ciebie też miło widzieć Magnus. 
- Nie to miałem na myśli... Nie, że bardziej niż zwykle okropnie. Chodzi mi o to, że wyglądasz na okropnie wykończoną.
-Czy mam Ci podać łopatę, abyś mógł pogrążyć się jeszcze bardziej?
Podniosłem ręce poddając się.
-Gdzie byłaś przez te sześć tygodni?
Zadrżała.
-Mój plan zajęć w tym semestrze powoli mnie dobija. Udzielam dodatkowo po szkole korepetycji, a potem jeżeli pamiętasz, mam pracę na niepełny etap, gdzie wyszukuję dusze zmarłych bohaterów oraz wypełniam tajne misje dla Odyna.
-Dzisiejsze nastolatki i ich plany zajęć...
-Jest jeszcze coś... Szkoła lotnicza.
-Szkoła lotnicza? - Przesunęliśmy się kawałek do przodu z kolejką. - Taka z samolotami?
Wiedziałem, że celem życiowym Sam jest zostanie profesjonalnym pilotem, jednak nie zdawałem sobie, że już bierze lekcje.
-Można uczyć się latania w wieku szesnastu lat?
Jej oczy zalśniły z ekscytacji.
-Moi dziadkowie nigdy nie mogliby sobie na to pozwolić, ale Fadhlanowie mają przyjaciela, który jest właścicielem szkoły lotniczej i w końcu przekonali Jib i Bibiego...
-Ach - Uśmiechnąłem się szeroko. - To prezent od Amira. 
Sam zarumieniła się. Była jedyną nastoletnią, zaręczoną osobą, którą znałem i uważałem za naprawdę słodkie to, jak bardzo się peszy, gdy mówi o Amirze Fadhlandzie.
-Te lekcje były najbardziej przemyślanym, najbardziej odpowiednim... - westchnęła tęsknie. - Tyle o mnie. Nie spotkałam się z Tobą, aby rozmawiać o moim planie zajęć. Mamy się spotkać z informatorem.
-Z informatorem?
-To może być przełom, na który czekałam. Jeżeli oczywiście informacja okaże się użyteczna... -Telefon Sam zawibrował. Wyłowiła go z torby, spojrzała na ekran i zaklęła. - Muszę lecieć.
-Dopiero przyleciałaś tutaj.
-Obowiązki walkirii wzywają. Prawdopodobnie kod trzy-osiem-jeden. Ktoś właśnie umiera bohaterską śmiercią.
-Zmyślasz.
-Wcale nie.
-Więc co... Gdy ktoś sądzi, że zaraz umrze, wysyła Ci wiadomość: "Umieram! Potrzebna mi jest natychmiastowo walkiria", zakończoną kilkoma smutnymi emotikonami?
-O ile dobrze pamiętam, zabrałam twoją duszę do Walhalli. I ty do mnie nie napisałeś.
-Nie, ale ja jestem szczególny.
-Po prostu usiądź przed kawiarnią - powiedziała. - Spotkaj się z moim informatorem. Wrócę, gdy tylko będę mogła.
-Nawet nie wiem, jak wygląda twój informator.
-Rozpoznasz go od razu - obiecała. - Bądź dzielny. I weź mi babeczkę na ciepło.
Następnie wyleciała ze sklepu, niczym Super Muzułmanka*, zostawiając mnie z rachunkiem do zapłacenia. Wziąłem więc dwie duże kawy, dwie babeczki oraz usiadłem przy stoliku na zewnątrz.

Wiosna zawitała do Bostonu wcześniej w tym roku. Gdzieniegdzie na krawężnikach wciąż dzielnie trzymały się płaty brudnego śniegu, niczym próchnica zębów, ale na drzewach wiśniowych pełno było biało-czerwonych pąków. W oknach eleganckich butików zagościła już kwiecista odzież. Turyści przechadzali się, ciesząc się słońcem.

Siedząc wygodnie na zewnątrz, w moich świeżo wypranych dżinsach, T-shircie i jeansowej kurtce, zdałem sobie, że to była chyba pierwsza wiosna od trzech lat, gdy nie byłem bezdomny. W marcu zeszłego roku żebrałem oraz szukałem jedzenia po śmietnikach. Spałem pod mostem w Public Garten (ogrodzie publicznym), szwendałem się po mieście z Hearthem i Blitzem, unikając policji i po prostu starając się przeżyć kolejny dzień.

Dwa miesiące temu zginąłem walcząc z ognistym olbrzymem. Obudziłem się w hotelu Walhalla i okazało się, że jestem einherjarem, wojownikiem Odyna. Teraz miałem czyste ubrania. Brałem prysznic każdego dnia. Spałem w wygodnym łóżku każdej nocy. Mogłem siedzieć przy stoliku w kawiarni, jedząc babeczkę, za którą zapłaciłem i nie musząc się martwić tym, kiedy obsługa mnie przegoni.

Od momentu rozpoczęcia tego nowego życia, przywykłem do wielu dziwnych rzeczy. Podróżowałem przez dziewięć światów, spotykając nordyckich bogów, elfy, krasnoludów oraz kilka potworów, których imion nie potrafię nawet wymówić. Zdobyłem magiczny miecz, który obecnie wisiał na mojej szyi w formie runicznego medalionu. Odbyłem również nietypową rozmowę z moją kuzynką, Annabeth o greckich bogach, którzy panoszą się w Nowym Jorku i skutecznie utrudniają jej życie. Wychodzi na to, że Ameryka Północna pełna jest starożytnych bogów. Mamy tutaj pełnowymiarową boską inwazję.
Do tego wszystkiego już się przyzwyczaiłem.

Jednak siedzenie w Bostonie, pięknego dnia wiosny, niczym typowy śmiertelny nastolatek? 
To dopiero było dziwne uczucie.

Skupiłem swoją uwagę na przepływającym przed kawiarnią tłumem ludzi. Wypatrywałem informatora Sam, która zapewniła, że od razu go rozpoznam. Zastanawiałem się, jakiego typu to informator, skoro Sam mówiła, że to kwestia życia i śmierci.

Zabłądziłem spojrzeniem na sklepik przy końcu ulicy. Przez drzwi, lśniła dumnie zrobiona ze srebra i mosiądzu nazwa Blitzen’s Best, jednak sklep był zamknięty na głucho. Okno wystawowe było zasłonięte tapetą, na której ktoś pośpiesznie nabazgrał czerwonym markerem: "Zamknięte z powodu przebudowy. Wkrótce ponowne otwarcie"!

Właśnie o to chciałem zapytać Sam. Nie miałem pojęcia, dlaczego mój przyjaciel Blitz nagle zniknął. Pewnego dnia, parę tygodni temu przechodząc niedaleko zauważyłem, że sklep jest zamknięty. Od tego czasu ani  Blitzen ani Hearthstone nie dawali znaku życia, co zupełnie nie było w ich stylu.

Rozmyślanie o tym tak mnie pochłonęło, że prawie nie zauważyłem naszego informatora, dopóki ten nie stanął przede mną. Sam miała rację: wyróżniał się z tłumu. Niecodziennie w końcu widzisz kozę ubraną w trencz. Na głowie miał kapelusz z szerokim rondem, wciśnięty pomiędzy zakręcone rogi. Na nosie okulary przeciwsłoneczne. Jego płaszcz ciągle zaplątywał się w tylne kopyta. Pomimo tej sprytnej przykrywki, rozpoznałem go. W innym świecie zabiłem i jadłem tę właśnie kozę, co jest tego rodzaju doświadczeniem, którego się nie zapomina.

-Otis - powiedziałem.
-Ciii... Jestem tutaj incognito. Nazywaj mnie... Otis.
-Nie jestem pewien, czy tak właśnie działa bycie incognito, ale w porządku.

Otis aka Otis, wspiął się na krzesło, które czekało na Sam. Usiadł na tyłku, a przednie kopyta położył na stoliku. 
-Gdzie jest Walkiria? Czy również jest incognito?
Spojrzał na zapakowaną w papier babeczkę, jakby Sam mogła ukryć się w środku.
-Samira musiała zająć się pewną duszą - wyjaśniłem. - Niedługo wróci.
-To miłe mieć cel w życiu - Otis westchnął. - W każdym razie dziękuję za jedzenie.
-Czekaj, to nie dla... 
Otis chwycił zapakowaną babeczkę Sam i zaczął ją wcinać. Papier i wszystko. Para siedząca przy sąsiednim stosiku, spojrzała na mojego koziego przyjaciela z uśmiechem. Może dla nich wyglądał, jak słodkie dziecko lub zabawny, domowy zwierzaczek.

-Więc... - Z pewnym bólem obserwowałem jedzącego Otisa, rozpryskującego okruszki na klapie płaszcza - Słyszałem, że masz nam coś do powiedzenia.
Otis beknął.
-Chodzi o mojego pana. 
-Thora.
Koza wzdrygnęła się.
-Tak.
Gdybym to ja pracował dla boga burz, również wzdrygałbym się słysząc jego imię. Otis i jego brat Marvin, ciągnęli rydwan Thor. Zapewniali mu również niewyczerpane źródło koziego mięsa. Każdego wieczoru, Thor zabijał ich i zjadał na kolację. Każdego poranka, wskrzeszał ich. Właśnie dlatego powinniście iść na studia, drodzy czytelnicy - aby gdy dorośniecie, nie musieć pracować, jako magiczna koza.

-W końcu mam jakiś trop - powiedział Otis. - W związku z pewną rzeczą, która zaginęła mojemu panu.
-Masz na myśli jego mł...
-Nie mów tego na głos! - ostrzegł mnie Otis. - Tak, jego mł.

Przypomniał mi się styczeń, gdy po raz pierwszy spotkałem boga burz i piorunów. Stare dobre czasy. Siedzenie przy ognisku, słuchanie bąków Thora, dyskutowanie o jego ulubionych serialach, narzekania na to, że jego młot zaginął, którego to używał do zabijania olbrzymów, oglądania ulubionych seriali i pierdzenia.

-Nadal go nie znalazł? - zapytałem.
Otis zaklekotał przednimi kopytami, kładąc je na na stoliku. 
-Oficjalnie tak, oczywiście. Gdyby olbrzymy wiedziały, że Thor nie ma swojego-wiesz-czego, najechaliby na świat śmiertelników, niszcząc wszystko na swojej drodze, przez co pochorowałbym się ze strachu*. Jednak nieoficjalnie... nie. Szukamy od miesięcy bez powodzenia. Wrogowie Thora robią się coraz bardziej odważniejsi. Wyczuwają słabość. Powiedziałem swojemu psychiatrze, że to przypomina mi czasy, gdy byłem w koziej zagrodzie, a dręczyciele mierzyli mnie wzrokiem. - Otis spoglądał w dal zamglonym wzrokiem. - Sądzę, że to były początki mojego stresu pourazowego.

To była wskazówka, że następne kilka godzin mogę spędzić na rozmawianiu z Otisem o jego uczuciach. Jednak jak na okropną osobę przystało, przerwałem to.

-Otis - zagadnąłem. - Ostatnim razem, gdy się widzieliśmy, znaleźliśmy Thorowi solidny kawałek żelaza jako zastępczą broń. Nie jest więc do końca bezbronny.
-Nie, ale to nie jest tak dobre, jak jego mł. Nie wywołuje takiego strachu w olbrzymach. A także, Thor robi się marudny, gdy musi oglądać na tym seriale. Ekran jest mały, a rozdzielczość po prostu okropna. Nie lubię, gdy Thor świruje. Trudno mi wtedy odnaleźć wewnętrzny spokój.

Coś się tutaj bardzo nie zgadzało. Dlaczego Thor miałby mieć taki problem z odnalezieniem swojego młota? Jakim cudem mógłby ukrywać ten fakt tak długo przed olbrzymami? Jak to możliwe, że koza może odnaleźć wewnętrzny spokój?

-Thor chce, abyśmy mu pomogli - Wniosek był oczywisty.
-Nieoficjalnie. 
-Oczywiście. Będziemy musieli nosić trencz i okulary przeciwsłoneczne.
-To doskonały pomysł - stwierdził Otis. - W każdym razie, powiedziałem Walkirii, że muszę przekazać jej to osobiście, ponieważ jak wiesz wykonuje specjalne misje... dla Odyna. To jest pierwszy obiecujący trop na temat miejsca położenia zaginionego obiektu. Moje źródło jest wiarygodne. To inna koza, która spotyka się z tym samym psychiatrą. Usłyszał rozmowę na swoim podwórku.
-Jak rozumiem, chcesz, żebyśmy zbadali wskazówkę usłyszaną na podwórku, którą przekazano ci w poczekalni u psychiatry.
-Byłoby wspaniale - Otis przytaknął tak mocno, że obawiałem się, że spadnie z krzesła. - Musicie być jednak bardzo ostrożni.

Dużo mnie kosztowało, aby się nie zaśmiać. Grałem już w złap-piłkę-z-lawy z ognistymi olbrzymami, przelatywałem ponad dachami bostońskich budynków, wyciągnąłem Jormunganda z jeziorka Massachusetts oraz pokonałem wilka Fenrira kulą przędzy. A teraz koza mówi mi, że mam być ostrożny.

-A więc gdzie jest mł? - zapytałem. - Jötunnheim? Niflheim? Thorfartheim?
-Drażnisz się ze mną. - Okulary Otisa zsunęły się na jego pyszczek. - Mł jest w równie niebezpiecznym miejscu. W Provincetown.
-Provincetown - powtórzyłem. - Na końcu przylądku Dorsza.

Miałem niejasne wspomnienia z tego miejsca. Mama zabrała mnie tam na weekend latem, kiedy miałem około ośmiu lat. Pamiętałem plaże, słone ciągutki, homary oraz mnóstwo galerii sztuki. Najbardziej niebezpieczną rzeczą tam, była mewa z syndromem jelita drażliwego.

Otis zniżył głos:
-W Provincetown jest kopiec. Upiora kurhanów.
-Co, jak duszek Kacperek?
-Nie, to zupełnie coś innego. Upiór... - Otis wzdrygnął się. - Cóż, upiór to potężna nieumarła istota, która kolekcjonuje magiczny oręż. A jego nora nazywa się właśnie kopcem. Przepraszam, ciężko mi mówić o upiorach. Przypominają mi o moim ojcu.

To sprawiło, że pojawiło się całe mnóstwo nowych pytań o dzieciństwo Otisa, jednak postanowiłem zostawić to jego psychiatrze.

-Czy w Provincetown jest dużo takich legowisk nieumarłych wikingów? - zapytałem. 
-Tylko jeden, o którym wiem. To i tak o jednego za dużo. Jeżeli wspomniany obiekt tam jest, to będzie bardzo trudno go odzyskać - byłby pod ziemią oraz chroniony przez potężną magię. Będziesz potrzebował pomocy swoich przyjaciół - krasnoluda i elfa.

Byłoby wspaniale, gdybym tylko wiedział, gdzie owi przyjaciele obecnie są. Miałem nadzieję, że Sam będzie wiedziała więcej ode mnie.

-Dlaczego Thor nie pójdzie do kopca i sam tego nie sprawdzi? - spytałem. - Czekaj, daj mi zgadnąć... Nie chce zwracać na siebie uwagi? Albo chce nam dać szansę, aby wykazać się bohaterstwem. A może to niełatwe zadanie, a ma parę seriali do nadrobienia?
-Będąc całkowicie szczerym, właśnie zaczęli stremować pierwszy sezon Jessici Jones. 
"To nie wina kozy" powiedziałem sobie. "Nie możesz go uderzyć".
-W porządku - zgodziłem się. - Gdy Sam wróci, obmyślimy strategię.
-Nie sądzę, aby to dobry pomysł, żeby czekał z Tobą na jej powrót. - Otis zlizał okruchy z klapy płaszcza. - Powinienem wspomnieć o tym wcześniej, ponieważ sądzę, że ktoś... albo coś... mnie śledziło.
Zaswędziały mnie włoski na karku.
-Czy ten ktoś śledził cię aż tutaj?
-Nie jestem pewien - powiedział Otis. - Mam nadzieję, że moje przebranie ich zmyliło.
Świetnie, pomyślałem. Rozejrzałem się po ulicy, jednak nie zauważyłem, aby ktoś przysłuchiwał się naszej rozmowie.
-Czy przyjrzałeś się dobrze temu komuś/czemuś?
-Nie - przyznał Otis. - Jednak Thor na pewno ma całe mnóstwo wrogów, którzy z radością powstrzymaliby nas od zdobycia jego mł. Nie chcieliby na pewno, abym dzielił się z tobą takimi informacjami, szczególnie ostatnią częścią. Musisz ostrzec Samirę, że...

ŁUP.

Żyjąc w Walhalli przywykłem do śmiercionośnej broni pojawiającej się znikąd, jednak na pewno zaskoczyło mnie, kiedy topór wyskoczył z owłosionej piersi Otisa. Rzuciłem się w jego stronę, aby mu pomóc. Jako syn Freja, boga płodności i zdrowia, potrafiłem używać magii pierwszej pomocy, gdy tylko starczyło czasu. Jednak gdy dotknąłem Otisa, wiedziałem, że było za późno. Topór przebił jego serce. 

-O, bogowie - Otis kaszlnął krwią. - Teraz... po prostu... umrę.

Jego głowa opadła do tyłu, a kapelusz potoczył się po chodniku. Kobieta za nami zaczęła krzyczeć, jakby nagle zauważyła, że Otis nie był słodkim pieskiem, ale że był cóż... martwą kozą.

Spojrzałem na dachy budynków naprzeciwko. Patrząc na kąt topora, musiał on być rzucony gdzieś z tamtego miejsca... tak. Zauważyłem ruch, gdy ktoś ukrył się przed moim wzrokiem - sylwetka obleczona w czerń, z dziwnym metalowym hełmem.

To tyle jeżeli chodzi o spokojne wypicie kawy. Ściągnąłem magiczną przywieszkę z łańcuszka na mojej szyi i popędziłem śladem koziego zabójcy.

* Nawiązanie do Supermana, ale i tak trochę słabo to wyszło.
2* w oryginale bardzo ciekawe "send me into a very deep funk".

 ***

Na którą powieść najbardziej czekacie? Jak Wam się podoba fragment "Mł(ota) Thora"? :D
Podziel się
Czas kłamstw się skończył, a przynajmniej tak twierdzi DRESZCZ. Ostatnim etapem jest przywrócenie pamięci uczestnikom eksperymentu, aby wspólnie doprowadzić do stworzenia leku. Jednak Thomas oraz jego przyjaciele nie biorą już żadnych zapewnień bez zastrzeżeń. Nikt również nie wie, że chłopak przypomniał sobie znacznie więcej niż powinien, a prawda jest śmiertelnie niebezpieczna i bardziej przerażająca, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Czy mimo wszystko uda się odnaleźć lek na śmierć?

Po przeczytaniu wszystkim książek z serii "Więzień labiryntu" zaczęłam dostrzegać, dlaczego nie każdemu przypadła do gustu twórczość Jamesa Dashnera, ponieważ nie ma co ukrywać, że ma ona kilka wad. Wiem, że moim ulubionym tomem jest "Więzień Labiryntu", jednak im dalej w trylogię, tym bardziej kręciłam nosem na niektóre pomysły. Thomas zachowuje się momentami bardzo dziecinnie i samolubnie. Niektóre zwroty akcji są naciągane i to dość mocno, choć akurat bardziej w drugim tomie. W trzecim jest więcej mocnych, ale równocześnie dobrych zagrań. Książki mimo wszystko baardzo mi się podobały - choć "Lek na śmierć", jednak bardziej niż "Próby ognia", a dałam im taką samą ocenę. 

"Nie wydaję mi się, żeby jeszcze istniało to, co słuszne i niesłuszne. Tylko straszne i nie-aż-tak-straszne."

"Lek na śmierć" złamał mi serce. Właściwie już na początku poznajemy najgorszą wiadomość z możliwych, ale nadzieja umiera ostatnia, więc liczyłam na cud. Oj, do ostatniej sekundy, ponieważ dobrze wiem, jak silna jest więź pomiędzy bohaterami w tej serii. Jednak nie doczekałam się "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie". To byłoby zbyt proste. To byłoby zbyt piękne. Serce nadal mnie boli.

Równocześnie samo zakończenie nie powala na kolana. Z jednej strony - cholera zasłużyli. A z drugiej... Po tej całej szopce, która trwała dosłownie do ostatniej sekundy, bo Littlefinger, znaczy się, Jensen się nie poddawał, DRESZCZ zdecydował się na coś takiego?! Naprawdę nie chce mi się w to wierzyć. Według mnie to był najbardziej naciągany moment w "Leku na śmierć", choć jak powiedziałam Thomas, Streferzy i inni, którzy po drodze do nich dołączyli zasłużyli na taką końcówkę. Ach... Książki potrafią być skomplikowane, czy też emocje towarzyszące przy ich czytaniu. A może to moje niestrudzone poszukiwanie logiki w rozwoju fabuły, której nie można by z żadnej strony podważyć.

Tytuł oryginału: The Death Cure
Seria: Więzień labiryntu
Tom: 3
Finał
Liczna stron
: 440
Ocena: 8/10
Przyznam nieśmiało, że w "Więźniu labiryntu" zabrakło mi jakiegoś porządnego wątku miłosnego, bo teoretycznie mamy trójkącik, a w praktyce Thomas jak na dzieciaka przystało, nie rozumie, że czasami trzeba poświęcić ważne rzeczy, aby ocalić coś większego, a tak poza tym jest to trójkącik z nazwy, bo do niczego nie dochodzi w żadnym układzie. A potem autor po prostu wybiera za Thomasa. Mam nadzieję, że będzie go dręczyło to, że nie umiał wybaczyć. Ich obojga, a co.

"Minho popatrzył na Thomasa z poważnym wyrazem twarzy. 
- Jeśli się nie zobaczymy po drugiej stronie – obwieścił teatralnym głosem – pamiętaj, że cię kocham."

Choć gdyby spojrzeć na to z innej strony, to mamy tutaj przepiękny wątek miłosny, ale w kwestii przyjaźni. Zazwyczaj, gdy mamy kilku, a nawet kilkunastu bohaterów, to są oni raczej tłem dla głównej postaci - w tym przypadku Thomasa - i jego problemów miłosnych (=romantycznych, ale tego tutaj nie ma). A w "Więźniu labiryntu" chodzi o przyjaźń. Między Thomasem, Newtem i Minho przede wszystkim. I jest to piękne, bez żadnych podtekstów, po prostu ludzie, którzy ufają sobie bezgranicznie. Chętnie widziałabym więcej takich wątków w innych książkach. Może nawet kosztem romansu, którego lekko mi brakowało w tej trylogii (choć trzeba autorowi oddać sprawiedliwość, że próbował to wynagrodzić "Rozkazem zagłady". Słowo klucz: próbował). 

Ze smutkiem zakończyłam swoją przygodę z trylogią "Więzień labiryntu". Były to bowiem trzy bardzo dobre książki, a "Lek na śmierć" okazał się dynamicznym, łamiącym serce - nie wiem, jak ja przeżyję te scenę w kinie, gdy rozkleiłam się na widok zwykłego fan arta - oraz godnym zakończeniem, dającej do myślenia historii.
Podziel się
Ekranizacja „Więźnia labiryntu” ma swoich fanów i przeciwników. Mi oraz mojej siostrze filmy się podobały (jej chyba jeszcze bardziej niż mi). Moim rodzicom już nie tak bardzo - „co to za brzydkie potwory w tej drugiej części, masakra”. Pozdrawiam Cię mamo, już wiem po kim mam takie wymagania estetyczne. Także żyję pod jednym dachem z przedstawicielami obu frakcji fanów. Przyjrzyjmy się więc bliżej powodom tych odczuć!
Spoilers are coming
„Książka, a film” to nowa seria postów na moim blogu. Już dawno chciałam napisać coś takiego o serii „Pretty Little Liars”, ponieważ słowo daję serial wzbudza we mnie już agresję, ale na razie więcej mam dobrych chęci, niż czasu na wprowadzenie ich w życie. Jednak, jeżeli temat Miesiąca z… na to pozwoli, to oczywiście będę pisać takie posty. Zaczniemy od ekranizacji serii „Więzień labiryntu”!

Można powiedzieć, że film na podstawie pierwszego tomu – „Więźnia labiryntu” - w większości przypadków trzymał się fabuły książki. Jasne było kilka kosmetycznych zmian, jak np. to, że Teresa nie jest kilka tygodni w śpiączce i pojawia się kilka dni po Thomasie, a nie od razu dzień później; czy może trochę większych, jak  odkrycie zagadki labiryntu oraz umieszczenie go na powierzchni, jednak wiecie, moim zdaniem nic co mogłoby powodować żądze mordu u fanów – no może poza brwiami Gally'ego.

Wszystkie gify z rebloggy
Za to druga część, tutaj sobie trochę pojechali z fabułą. I cholerka, bardzo dobrze! Za przeproszeniem, uważam, że pomysł autora... nie jest najlepszy. Obdziera wszystko z tajemnicy. Akcja „Prób ognia” zaczyna się od razu po zakończeniu „Więźnia labiryntu”, który delikatnie sugerował, że zabawa dopiero się rozpoczęła, a nie skończyła. I w książce kurczę przychodzi Littlefinger, przepraszam Jensen i mówi, że hehe zaraziliśmy Was chorobą, a teraz wyrzucimy Was na środku najbardziej zniszczonej części świata i macie dwa tygodnie, aby przejść z punktu A do punktu B, albo wszyscy umrzecie. SERIOUSLY??? To jest takie… głupie! Scenarzysta obmyślił to o wiele lepiej: bunt, ucieczka oraz szukanie organizacji przeciwnej DRESZCZowi (choć pojawia się ona dopiero w "Leku na śmierć", ale co tam). To prawdziwie nakręcało fabułę i miało no cóż... sens. W końcu Thomas od początku robił wszystko na opak. Było napięcie, było to co znaliśmy z pierwszej części, a nie kurczę dosłowne oświadczenie „hej, oszukaliśmy Was, a teraz jesteście w jeszcze większym klumpie”. Nie no super. (y)

Czy to oznacza, że ekranizacja „Prób ognia” jest lepsza od swojego pierwowzoru? I tak i nie. W książce genialne zrobiono wątek ze zdradą Teresy. W sensie da się ją dalej lubić, ponieważ rozumie się jej motywy. A w filmie… cóż po filmie moja siostra z koleżankami wycinała twarz Teresy z ulotek filmowych. Zachowałam aż jedną na pamiątkę. Swoją drogą książkowy Thomas potrafi być baaardzo dziecinny. Obraża się, jak dziecko, choć wszystko się potem wyjaśniło. I jak to się skończyło Tommy w „Leku na śmierć”? No właśnie.

Ach. Jest i Brenda. Bredna, która w filmie ma polotu tyle, co wiatr na pustyni w najgorętszy dzień roku. Do tego moja wewnętrzna estetyka uważa, że mogłaby wypaść lepiej wizualnie – w końcu w książce dość dokładnie ją opisano. W sumie w pierwowzorze też jest jakaś dziwna, ale widać w niej potencjał na takiego kobiecego bad assa. Nie to co w filmie...

Jak już jesteśmy przy Brendzie, to chciałabym koniecznie dodać pochwalny akapit na temat castingu… no cóż wszystkich innych bohaterów w historii. Nie dobrałabym lepiej Newta, Minho, Chucka, Littlefingera, Teresy, czy Thomasa! Dylan O'Brien to niepoważny śmieszek, ale potrafi dobrze grać postacie z angstem (dlatego sezon 3 B Teen Wolfa jest najlepszy na świecie, gdybyście jeszcze się zastanawiali!). 

Na koniec parę słów o pracach nad ekranizacją „Leku na śmierć”. Rozpoczęły się nie tak dawno zdjęcia na planie filmowym, premiera była planowana na styczeń 2017 roku. Jednak ze względu na wypadek Dylan O'Briena, który został na planie potrącony przez samochód, co zaowocowało złamaniem kości policzkowej – słodka niewinności, nawet nie chcę wiedzieć, jak to boli – prace przedłużą się o kilka miesięcy. Ciekawe, czy tak samo będzie z Teen Wolfem. Osobiście uważam to za błogosławieństwo, muszę się pogodzić ze świadomością, kto umrze w „Leku na śmierć”. Mam głupią nadzieję, że go nie uśmiercą. W końcu "Próby ognia" skończyły się inaczej niż książka... Proszę, proszę, proszę *ugly sobbing*. Miejcie więcej litości niż James Dashner! Ach, jeszcze jedno. O ile dobrze zrozumiałam, to na przekór podejściu „podzielmy ostatni tom na dwie części=więcej zielonych”, to „Lek na śmierć” ma być zamknięty w jednym filmie. I w ogóle obrażę się bardzo, jeżeli nie będzie sceny, w której Minho mówi Thomasowi, że go kocha – przyjacielsko oczywiście. Według mnie to Newt bujał się w Albym, ale to tylko moje przypuszczenia. O nie... Właśnie wyczytałam, że James Dashner zapowiedział, że "Lek na śmierć" powraca do korzeni i trzyma się książkowego pierwowzoru. Why ;_;

Podsumowując, moim zdaniem ekranizacje książek z trylogii „Więźnia labiryntu” są jednymi z lepszych prób z ostatnich lat z przeniesieniem popularnych serii na wielki ekran. Naprawdę zasługują na określenie słowem „ekranizacja” (no może przy "Próbach ognia" to kwestia sporna). Mają swoje plusy i minusy, są również wątki, które różnią się drastycznie od pierwowzoru, jednak to wyszło historii tylko na lepsze. Osobiście nie czekam więc na „Lek na śmierć”. Tylko nie on…. 

Dajcie mi znać, co Wy sądzicie o ekranizacjach „Więźnia labiryntu”!
Podziel się
Kiera Cass to nazwisko już dobrze znane w Polsce – jest ona autorką serii Rywalki/The Selection (jeżeli mimo wszystko nie kojarzycie, to chodzi o tę serię, co ma okładki, za które można zabić). Jednak nie o tym będzie ten wpis, choć możecie już oczekiwać czegoś specjalnego, pewnego pięknego dnia na temat tej autorki. Dzisiaj przyjrzymy się bliżej jej debiutowi pt. „Syrena”. Ostatnio w Ameryce wyszło zrewidowane wydanie i wydaje mi się, że ono właśnie trafiło do polskich czytelników (po okładce). W tym momencie ciekawość, która w ogóle doprowadziła mnie do tej książki bardzo chce się dowiedzieć, w jaki sposób książka została zrewidowana… 

Kahlen jest syreną. Silną, niezniszczalną kobietą, która spłaca ocalenie życia służbą u Matki Ocean. Jej głos jest śmiertelnie niebezpieczną bronią. Odbiera on rozsądek i powoduje, że ludzie z lubością rzucają się w morskie odmęty. Akinli jest zwykłym chłopakiem, takim o jakim Kahlen od zawsze marzyła. Dziewczyna doskonale wie, że powinna trzymać się od niego z daleka, jednak pragnienie ujrzenia go ponownie jest zbyt silne… 

Kiedy wzięłam się za „Syrenę”, szybko zaczęłam kwestionować swoją decyzję i rozważać po nocach, kto jest większym masochistą - ja czy Edward Cullen. To, że z Kiery Cass żadna pisarka nie jest, wiedziałam od dawna. Jak się okazało research też ją boli i nie przejmowała się, że według niej samej akcja rozpoczęła się około 1920, a bohaterki książki już niedługo potem pomykały w jeansach, nie wspominając o tym, że narratorka to panienka wychowana na początku dwudziestego wieku, która myślała bardzo współcześnie. Dbanie o zachowanie realności historycznej, to nie dla niej! Tak więc początek był dla mnie ciężkim przeżyciem.

A potem się wciągnęłam. „Syrena” po przyzwyczajeniu się do paru irytujących cech okazała się idealna jako moja 'guilty pleasure', bo uwielbiam syrenki, bo podoba mi się założenie, że Ocean jest żyjącą istotą, która dba o zachowanie równowagi na ziemi (i jest rodzaju żeńskiego). Choooć przekształcenie mitu o syrenach, które wabiły żeglarzy swoim pięknym głosem, aby się pożywić wersją, że Matka Ocean potrzebuje no cóż jeść, wyszło jakoś tak dziwnie. Nie wiem, czy to to określenie „musi jeść”, czy sposób, jak autorka to wyjaśniła. Czy nie można by było to przekształcić w ofiary, jak za starych, dobrych, greckich czasów? Musi jeść. To brzmi tak płytko.

Tytuł oryginału: The Siren
Powieść w jednym tomie
Liczba stron
: 391
Ocena: 7/10
Główna bohaterka książki nie powala swoją aparycją. Wszystkie syrenki mają szczególną cechę, która je wyróżnia. Jedna jest artystką, inna jest głodna życia w taki sposób, że jest gotowa zaryzykować wszystko. Kahlen na pewno jest świetna w jęczeniu i użalaniu się nad sobą. Autorka próbowała wcisnąć mi bardziej romantyczna wersję, ale ja wiem swoje. Przeczytałam te czterysta stron dość uważnie.

Nie mogłoby zabraknąć wątku romantycznego, który ma swoje plusy i minusy. Zacznijmy od tych drugich. Bardzo zafrasowało mnie, że chłopak nazywa się Akinli (choć ona nie lepsza, co to za imię Kahlen, powie mi ktoś, gdzie niby w Ameryce nazywano tak ludzi na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku?) – a mieszka sobie w Maine, jego rodzina ma co prawda niemieckie nazwisko, ale jego kuzyn nazywa się Ben. Jego rodzice też mają typowe amerykańskie imienia. A tutaj co, Eskimos? Czasami wewnętrzna potrzeba autorów, aby ich bohaterowie byli tacy-fajni-tacy-wyróżniający-się bardzo mnie śmieszy. Lub irytuje. Tutaj było to jednak bardziej zabawne.

Druga sprawa to wiek bohaterów, który nie są już nastolatkami. Kahlen ma 19 lat, Akinli ponad 20, rozmawiają o planowanym małżeństwie jego kuzyna, o jego relacjach z kobietami, również tych fizycznych. Wiecie, jak dorośli ludzie. A równocześnie czytelnik ma uwierzyć, że osoba, z którą spędziło się niecały tydzień może być miłością Twego życia. Nie ukochanym, nie chłopakiem, który Ci się spodoba. Miłością tak wielką, że wyniszczającą. Jakie to nieprawdziwe. Osobiście uważam, że w czytaniu książek nie chodzi tylko o rozrywkę. Nawet w fantastycznych historiach szukamy prawdy, realnych uczuć i wydarzeń, może odpowiedzi na pytania, których boimy się zadać. Niewinne zauroczenie rodem z „Małej syrenki”, które potrzebuje czasu, aby przekształcić się w prawdziwe, silne uczucie, a zostało skrócone do tygodnia?  Niekoniecznie.

Są oczywiście plusy, a właściwie plus, ponieważ spodziewałam się, że wątek miłosny będzie najważniejszym w tej książce i wypłynie szybko w fabule. Jednak najpierw autorka skupiła się na innych rzeczach. Na relacjach bohaterki z innymi syrenami, Matką Ocean, na odkrywaniu i rozwijaniu  siebie (no w jakimś małym stopniu, nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo czego). Autorce nawet zgrabnie udało się poprowadzić i połączyć kolejne wątki, które doprowadziły do spotkania tej dwójki.

Końcówka książki jest na pewno przewidywalna, ale jak mówiłam, „Syrena” jest moim „guilty pleasure”, dlatego nawet mi to nie przeszkadza. Autorka pokusiła się nawet na przedstawienie sytuacji z punktu widzenia Akinliego, przez co Kahlen wyszła bardziej dojrzale niż przed te 90 % książki, które było z jej punktu widzenia. 

„Syrena” to na pewno książka, która może zainteresować fanki twórczości Kiery Cass. Myślę, że dla ciekawskich, którzy za nią nie przepadają – jak ja – może okazać się całkiem przyjemna, gdy już się człowiek wczuje w akcję i popłynie z historią, którą autorka zaczerpnęła z mitologii, uzupełniła o swoje pomysły i starała się załagodzić w stylu „Małej syrenki” i taką mieszankę nawet fajnie się czytało!

Najciekawsze cytaty z "Syreny" znajdziecie na moim tumblr'ze: Nicole's quotes. Jeden jest szczególnie piękny. ♥
Podziel się
Dzień, w którym wzięłam się za czytanie "Prób ognia" był dla mnie bardzo ważny - tyle czekałam, a właściwie tyle czekała na mnie ta książka na półce. W końcu nadszedł jej czas! Na wstępie mogę powiedzieć, że mimo obejrzenia ekranizacji, powieść nieźle mnie zaskoczyła...

Wydostanie się z labiryntu miało oznaczać koniec - walki o życie, wyścigu z czasem, niebezpieczeństwa. Jednak pozostała jeszcze jedna próba przed dotarciem do bezpiecznego schronienia, a jest ona najgorsza z możliwych. Świat nie przypomina zupełnie tego, co Streferzy zachowali w pamięci. Ziemia jest spalona przez słońce, a zamieszkują ją poparzeńcy, chorujący na zaraźliwego, morderczego wirusa Pożogę... I w ciągu dwóch tygodni Thomas wraz ze swoimi przyjaciółmi muszą przejść przez najbardziej zniszczoną część świata, aby uniknąć zarażenia chorobą lub znacznie gorszego losu...

Drugi tom "Więźnia labiryntu" zaskoczył mnie chyba najbardziej pod względem tego, jak autor obmyślił sobie zasadę nakręcającą fabułę, zakładającą pokonanie ostatniej przeszkody, przejścia tytułowej próby i dotarcia do bezpiecznej przystani. I uważam niestety, że pomysł ten wcale nie był najlepszy. Mam wrażenie, że z pewnych względów, całość wypadła trochę lub bardzo naciąganie (zależy na które sceny spojrzymy) - jednak były to tylko założenia, podstawy tej historii, ponieważ cała reszta książki bardzo mi się spodobała.

Najbardziej uwielbiam w jakich relacjach są miedzy sobą Streferzy. Często brakuje mi tej naturalności w książkach - inni bohaterowie są koniecznym tłem, aby nie wyszła z tego historia jednego bohatera. Uwielbiam jak Newt nazywa Thomasa "Tommy'm"; jak Minho w szorstki sposób troszczy się o wszystkich i jak świetnym jest dowódcą; jak Teresa jest silną kobiecą postacią, którą mimo wszystkich wad, bardzo podziwiam; jak wszyscy inni bohaterowie trzymają się razem na dobre i na złe - niektórych nawet nie mamy okazji poznać z imienia, ale to też raczej dobrze, ich śmierć tak bardzo nie boli... A trup ścieli się w tej serii gęsto.

Uderzające są skrajności tego świata - niesamowity postęp techniczny, który doprowadził do powstania tak inteligentnej maszynerii, a często niestety broni. Z drugiej strony mamy świat pełen poparzeńców, których można też nazywać zombie, 'żyjących' w ruinach miast. Są skazani na powolne umieranie, choć są miejsca na świecie, które dalej - jakby nie było - normalnie funkcjonują. Trudno to ogarnąć umysłem.

"– Zabiłem tego gościa – wyszeptał. 
– Owszem, zabiłeś. Inaczej on by zabił ciebie. Mam wrażenie, że to się nazywa postąpić słusznie."

Tytuł oryginału: The Scorch Trails
Seria: Więzień Labiryntu
Tom: 2/3
Liczba stron: 404
Ocena: 8/10
Dla fanów: GONE. Zniknęli
Końcówka "Prób ognia" jest naprawdę dobra. W pewnych kwestiach naciągana, a w innych przedstawiono sytuację tak realistycznie, że sama nie wiedziałam już w co mam wierzyć i kto mówi prawdę. James Dashner nieźle potrafi mącić czytelnikowi w głowie.

"Próby ognia" czytało mi się doskonale. Akcja gna do przodu, bohaterowie wystawiani są ciągle na nowe ryzyko, jednak fabuła nie polega tylko i wyłącznie na przejściu z punktu A do B. Dużo dowiadujemy się o głównych postaciach oraz ich relacjach; pytań z każdą wskazówką przybywa. Na szczęście odpowiedzi są na wyciągnięcie ręki! Czytanie serii, gdy wyszyły już wszystkie tomy jest naprawdę przyjemne.

Najciekawsze cytaty z "Prób ognia" znajdziecie na moim tumblr'ze: Nicole's quotes.

Wpadnijcie koniecznie w weekend na bloga. Wypowiem się bardziej spoilerowo na temat "Prób ognia" w porównaniu do filmu, który pod pewnymi względami spodobał mi się bardziej. Napisałabym w tej recenzji o wieeele więcej, ale nie chcę spoilerować!
Podziel się
Hej! Tyle się zabierałam za sklejenie tego filmiku, że tu już minęła połowa kwietnia :) W końcu się jednak udało i filmik już czeka na Was na kanale! Dużo książek, dużo pięknych książek przybyło do mnie w marcu. I nie ukrywam, że nieźle sobie zaszalałam. Zresztą... sami zobaczcie!
Mam dla Was zdjęcie. Jedno. Z Instagrama. Chyba cierpię na brak pamięci krótkotrwałej, bo albo zapominam zrobić zdjęcia do filmików albo rozłożę książki na półkę, zanim cyknę im fotę do wpisu... Tak jak teraz... Coś tam jednak widać!
Czytaliście jakąś z tych książek? Ja na razie tylko trzy. :) 
A którą chcielibyście przeczytać?
Podziel się
Często po przeczytaniu serii, zwłaszcza gdy autor uraczy nas otwartym zakończeniem, mamy całe mnóstwo pytań. Na pewno finał daje wiele odpowiedzi, ale są sprawy, które nas poruszyły, a nigdy nie zostały odpowiednio wyjaśnione. I zastanawiamy się: co dalej; jak w ogóle doszło do niektórych rzeczy? Czasami nawet pytamy samych autorów, ale bądźmy szczerzy: poza J. K. Rowling mało kto wyjawia kolejne ciekawostki na temat swoich książek, najczęściej usłyszymy: jest tak, jak wymyśliłaś tę historię dalej (dzięki Michael Grant). Z tego powodu bardzo lubimy dodatkowe opowiadania - jeżeli są wydawane w Polsce. A dodatkowy tom? Poproszę w ciemno! James Dashner przygotował dla swoich czytelników aż dwie takie niespodzianki! Czas przyjrzeć się pierwszej z nich - "Rozkazowi zagłady".

Trzynaście lat temu niespodziewany wybuch słoneczny o olbrzymiej sile zmienił wszystko. Ludzkość zabijało stopniowo gorąco, katastrofy naturalne, a następnie nieobliczany, sztucznie stworzony wirus, który wydostał się spod kontroli, a sprawiał, że ludzie wpadają w morderczy szał. Mark i Trina przeżyli, gdy rozbłyski słoneczne spaliły ziemię, a teraz szukają ucieczki przed wyniszczającą zarazą, jeżeli taka istnieje... Wydaje im się jednak, że jest sposób, aby ocalić przyszłość, jeżeli uda im się uchronić przed śmiercią jedno życie. Nie jest to jednak takie proste, gdy dla niektórych bardziej cenny jesteś martwy, niż żywy.

Nie będę ukrywać - "Rozkaz zagłady" niesamowicie mną wstrząsnął. Choć była to mniej zasługa głównych bohaterów opowieści, a bardziej okrycie tego wszystkiego, co wydarzyło się zanim powstał DRESZCZ oraz Labirynt. Jedną sprawą jest moment, w którym ziemię uderzyły rozbłyski słoneczne - bardzo przekonująca i wcale nie tak niemożliwa wizja przyszłości, ponieważ czytając "Więźnia labiryntu" ciężko pamiętać, że kiedyś istniał świat, który znamy dzisiaj, a według "Rozkazu zagłady" miało to miejsce niespełna 13 lat temu... Przerażające.

Nie mniej okropne są informacje o wirusie. To... to się po prostu nie mieściło w głowie. I równocześnie również nie wydaje się aż taką niemożliwą wizją przyszłości. Myślę, że coś takiego mogłoby się się zdarzyć... I to chyba jest w tym najgorsze.

"Boisz się. To dobrze. To znaczy, że jesteś normalny. Liczy się to, jak sobie radzisz ze swoim strachem."

Na początku książki mamy kilku głównych bohaterów, ale ta liczba szybko się kurczy do Marka, Triny i Aleca, którzy ze wszystkich sił walczą o przetrwanie, walczą z chorobą, wierząc, że mają w tej nierównej rozgrywce realną szansę. Choć "Rozkaz zagłady" czytało się naprawdę dobrze, to sami bohaterowie szczególnie mnie nie porwali. Akcja książki jest o wiele bardziej pasjonująca. Czytanie o tym nowym, okrutnym świecie również jest bardziej interesujące. Na pewno bohaterowie książki podejmują ostatecznie niesamowicie istotną decyzję, a jednak jako czytelnik, nie miałam szczególnej potrzeby się z nimi zżywać.

Tytuł oryginału: The Kill OrderSeria: Więzień labiryntu
Tom: 0,5
Liczba stron: 411
Ocena: 6,5/10
Dla fanów: GONE. Zniknęli
Mam wrażenie, że "Rozkaz zagłady" jest pod pewnymi względami najbardziej brutalną książką z serii, choć znajdziemy tu trochę okropieństw kojarzących się szczególnie z wydarzeniami z "Prób ognia". Jest tutaj wiele gwałtownej przemocy, mnóstwo zwrotów akcji, a ja nie jestem szczególną fanką, gdy się ludzie za często tłuką, czy to w książkach, czy w serialach. Już w pewnym momencie nie skupiałam się na tym, kto kogo właśnie leje.

"Jak mogłaby się wzdrygnąć przed poświęceniem kilku istnień, żeby ocalić tyle innych? Jak ktokolwiek mógłby? Nie miała czasu na litość, smutek ani marzenia. Co się stało, już się nie odstanie; zrobiono to, co zrobiono; a co będzie… to będzie."

Epilog ma za to miejsce kilka chwil przed rozpoczęciem się "Więźnia labiryntu", a ja niczym sławny detektyw dodałam dwa do dwóch i zrozumiałam, kim była to niezwykle ważna osoba, które odegrała tak wielką rolę w tej historii. 

"Rozkaz zagłady" to jeden z dwóch prequeli do trylogii "Więzień labiryntu" (kolejna książka, skupiająca się bardziej na DRESZCZu i tworzeniu labiryntu zostanie opublikowana dopiero w tym roku). Dla mnie jest to, mimo wielu zalet, najsłabszy tom w serii, ale na pewno dla wielbicieli historii, jest to opowieść, której nie można sobie odpuścić, gdy daje światła na tyle interesujących, a równocześnie okropnie przerażających tajemnic przeszłości.
Podziel się
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O mnie

Blogerka. Studentka. Mieszkanka Berlina. Whovian. Slytherin. Cheerleaderka Riordana.
Dowiedz się więcej

“Reading is one of the joys of life, and once you begin, you can't stop, and you've got so many stories to look forward to.”

Benedict Cumberbatch

Znajdź mnie

  • Facebook
  • Instagram
  • Tumblr
  • Youtube

Kontakt

Dowiedz się więcej

Niedługo na blogu

Moja kolekcja Funko popów
Moja przygoda ze Skupszopem
Unboxing ostatniego World of Wizardry
Rick Riordan prezentuje
King of Scars

Polecane

  • W jakiej kolejności czytać książki Ricka Riordana?
    Książki Ricka Riordana są obecne w moim życiu od ponad siedmiu lat. Bez nich prawdopodobnie nie byłoby tego bloga. Zaczęłam czytać se...
  • Streszczenie: Złodziej Pioruna - Rick Riordan
    Cześć, tu Percy. Zostałem przekupiony niebieskimi pączkami, więc oto przybywam, aby powrócić do korzeni i opowiedzieć Wam o początkach mo...
  • Najciekawsze wydania Harry'ego Pottera
    Wygląd książki jest bardzo ważny, choć zapytani o to, mówimy, że nie można oceniać książki po okładce, zwłaszcza gdy bronimy ulubionej powi...
  • Streszczenie "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka" 1/2
    Witam! Wasze piękne oczka Was nie mylą. Poniżej znajdziecie streszczenie pierwszej części scenariusza fan fiction zatytułowanego "...
  • Trudno dostępne książki i ich wznowienia
    Cześć! Życie jest piękne i proste, gdy czyta się głównie świeżutkie premiery książkowe - są dostępne na wyciągnięcie ręki i to w wielu f...
  • W jakiej kolejności czytać książki Philippy Gregory?
    Philippa Gregory to obecnie jedna z najpopularniejszych autorek beletrystyki historycznej (choć pisze również książki czysto historyczn...
  • Szkoła w Niemczech
    Budynek A Dzisiaj będzie trochę inaczej, bardziej prywatnie(?), ponieważ na Waszą prośbę opowiem Wam trochę o mojej szkole, jak to wszys...
  • Książka, a film - trylogia "Więzień labiryntu"
    Ekranizacja „Więźnia labiryntu” ma swoich fanów i przeciwników. Mi oraz mojej siostrze filmy się podobały (jej chyba jeszcze bardziej niż...
  • Trylogia Grisza - nowelki oraz dodatki
    Amerykańscy autorzy uwielbiają pisać nowelki, czy półtomy do swoich serii - to najlepszy sposób, aby pokazać historię z nowej strony,...
  • Rewatch Gry o Tron przed premierą ostatniego sezonu!
    2019 rok. Luty. Zostały tylko dwa miesiące do premiery ósmego, ostatniego sezonu Gry o Tron. Napięcie powoli wzrasta, a do sieci przecie...

Archiwum

  • ►  2019 (3)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2018 (17)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2017 (42)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (8)
    • ►  stycznia (8)
  • ▼  2016 (120)
    • ►  grudnia (9)
    • ►  listopada (9)
    • ►  października (6)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (8)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (12)
    • ▼  kwietnia (11)
      • Newsy ze świata Percy'ego Jacksona #5
      • Lek na śmierć - James Dashner
      • Książka, a film - trylogia "Więzień labiryntu"
      • Syrena - Kiera Cass
      • Próby ognia - James Dashner
      • Marcowy book haul!
      • Rozkaz zagłady - James Dashner
      • Długo i szczęśliwie - Soman Chainani
      • Miesiąc z... Jamesem Dashnerem!
      • DIMILY. Czy wspomniałem, że Cię potrzebuję? - Este...
      • Warto czytać... książki Eriki Johansen!
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (13)
    • ►  stycznia (17)
  • ►  2015 (161)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (11)
    • ►  października (10)
    • ►  września (9)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (13)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (18)
    • ►  kwietnia (18)
    • ►  marca (18)
    • ►  lutego (18)
    • ►  stycznia (20)
  • ►  2014 (266)
    • ►  grudnia (19)
    • ►  listopada (23)
    • ►  października (26)
    • ►  września (17)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (23)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (23)
    • ►  marca (26)
    • ►  lutego (28)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2013 (270)
    • ►  grudnia (23)
    • ►  listopada (19)
    • ►  października (23)
    • ►  września (21)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (20)
    • ►  czerwca (22)
    • ►  maja (29)
    • ►  kwietnia (22)
    • ►  marca (31)
    • ►  lutego (20)
    • ►  stycznia (19)
  • ►  2012 (135)
    • ►  grudnia (11)
    • ►  listopada (12)
    • ►  października (15)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (12)
    • ►  lipca (11)
    • ►  czerwca (15)
    • ►  maja (12)
    • ►  kwietnia (12)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (3)

Ulubione

  • Mirabelka
    Moje ulubione programy sezonu 2022/2023
    1 dzień temu
  • Gosiarella
    Horrory dla nastolatków
    2 tygodnie temu
  • Patrycja W.
    Wyzwanie filmowe na 2023
    2 miesiące temu
  • eM
    Zagraniczne zapowiedzi: czerwiec, lipiec 2022
    8 miesięcy temu
  • Korvo
    Premiera: Mindf*ck - Christopher Wylie
    2 lata temu
  • Patrycja
    Tajemnice "Lasu na granicy światów" Holly Black [Premiera]
    2 lata temu
  • Blair Blake
    Na skraju złowrogiego Boru, albo Wybrana Naomi Novik
    3 lata temu
  • Abigail
    Kryminał kulinarno-muzyczny
    3 lata temu
  • Harry Potter Kolekcja
    Regulamin konkursu "Twój Simon"
    4 lata temu
  • Julia
    Małe rzeczy, bez których sobie nie radzę
    6 lat temu
  • Alicja
    Lair of Dreams
    7 lat temu
  • Wydawnictwo Jaguar
    Cena sztywna jak trup
    7 lat temu
Pokaż 5 Pokaż wszystko

Deviantart

Dziękuję za zrobienie pięknego logo!
Wszystkie komentarze zawierające linki są moderowane.

Obsługiwane przez usługę Blogger.

WAŻNE

Wszystkie opinie i recenzje zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa i nie wyrażam zgody nakopiowanie całości lub ich fragmentów bez mojej wiedzy i zgody (na podstawie Dz.U.1994 nr 24 poz. 83, Ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

Licznik odwiedzin

Obserwatorzy

Copyright © 2012 Sophie & Bucherwelt