"The Kiss of Deception" to książka, o której mogliście już dawno usłyszeć lub kojarzycie dość znaną okładkę z dziewczyną w białej sukni stojącą bokiem na tle pochmurnego nieba. Choć została wydana ponad trzy lata temu, to do dziś robi zamieszanie na anglojęzycznym rynku książkowym. I w końcu doczekaliśmy się polskiej premiery! Warto było czekać?
OPIS: Księżniczka Lia jest pierwszą córką domu Morrighan, królestwa przesiąkniętego tradycją, poczuciem obowiązku i opowieściami o minionym świecie. W dniu swojego ślubu ucieka, uchylając się od obowiązków - pragnie wyjść za mąż z miłości, a nie w celu zapewnienia sojuszu politycznego. Ścigana przez licznych łowców, znajduje schronienie w odległej wsi, gdzie rozpoczyna nowe życie. Gdy do wioski przybywa dwóch przystojnych nieznajomych, w Lii rozbudza się nadzieja. Nie wie, że jeden z nich jest odtrąconym księciem, a drugi to zabójca, który ma za zadanie ją zamordować. Wszędzie czai się podstęp. Lia jest bliska odkrycia niebezpiecznych tajemnic - i jednocześnie odkrywa, że się zakochuje.
Kim jest książę, a kim zabójca? Dwaj przystojniacy odnajdują naszą uciekającą pannę młodą praktycznie równocześnie. Odtrącony książę i niezawodny skrytobójca. Jednak który jest który? To gra, w którą musicie zagrać z autorką. Praktycznie do najważniejszego punktu zwrotnego w książce nie jest powiedziane to wprost, a Mary E. Pearson raz nazywa ich rozdziały imionami, a raz "profesją" dodatkowo myląc i zwodząc. Ja się dałam złapać w sidła, a potem kartkowałam książkę szukając momentów, w których mnie wyprowadzono w pole i sprawdzając, czy słusznie. Chyba dałam się za bardzo ponieść fantazji!
Lia to przyjemna bohaterka, co przeczytacie o żeńskich charakterach raczej rzadko na tym blogu. Autorce udało się jednak stworzyć aż cztery interesujące kobiece postacie, każda była inna, a choć też nie miały niewiadomo jakiej głębi, to dobrze się czytało o tym, jak ich losy się splotły. Lia to dziewczyna, która jest raczej przeciwieństwem księżniczki przygotowywanej całe życie do rządzenia. Zbuntowana niedoszła panna młoda, która porzuciła swój obowiązek i wybrała proste życie. Gdy pozna się ją bliżej, trudno jej nie polubić.
"Kroniki Ocalałych" to jednak coś więcej niż opowieść o ukrywającej się księżniczce. W tle czai się historia o magii, którą na ten moment raczej ciężko ocenić, ponieważ jeszcze tak mało wiemy o tym wszystkim! Jednak te skrawki informacji, te pozornie nieważne fragmenty przed kolejnymi rozdziałami... To wszystko łączy się w interesujący sposób, choć tak wiele zostało jeszcze do opowiedzenia. Jestem ciekawa, jakie odpowiedzi zaserwuje nam autorka w kolejnych tomach.
Można powiedzieć całkiem wiele ciepłych słów o "Fałszywym pocałunku", ale nie mogę nie wspomnieć o cesze, która może być odebrana przez niektóre osoby za wadę. Wizja autorki na temat świata, który opisuje jest, łagodnie mówiąc, naiwna. Jak już sugeruje okładka, akcja "Kronik Ocalałych" ma miejsce mniej więcej w średniowieczu (plus magiczne dary). Jednak autorka albo ma totalnie w nosie konwenanse, albo się w ogóle nie przygotowała do pisania o życiu w tym czasie, ale w myśl zasady in dubio pro reo (w razie wątpliwości - na korzyść oskarżonego) przyjmijmy, że dostosowała średniowiecze do swojej opowieści, dlatego jest, jak jest. Czyli z jednej strony dość brutalnie i poważnie, a z drugiej naiwność i cukierkowość niektórych wydarzeń razi po oczach. W przypadku drugiej opcji wiele momentów byłoby po prostu czystym nonsensem i na pewno nie mogłoby się zdarzyć naprawdę.
Ciekawostką jest, że osoby, które miały przyjemność czytać "Fałszywy pocałunek" po angielsku, wspominają, że polska wersja jest pełna specyficznego języka, który ma jeszcze podkreślić "średniowieczność" tytułu. Nie czytałam tej książki po angielsku, a jedyne, co rzuciło mi się w oczy to "mej komnaty", a że niedługo po "Fałszywym pocałunku" czytałam "Białą księżniczkę", która jest naprawdę takowym językiem napisana, to chcę Was uspokoić. Polskie tłumaczenie jest bardzo przystępne i przyjemne, a nie staropolskie, czy wręcz średniowieczne.
"Fałszywy pocałunek" to książka, którą po prostu dobrze się czyta. Całość nie jest ani wybitna, nie jest też jednak wcale nieprzyjemna. Gdy kolejne tomy pojawią się w Polsce, chętnie się z nimi zapoznam. Pierwszy tom "Kronik Ocalałych" zakończył się w dobrym, pobudzającym apetyt na więcej momencie! Jest to historia dla osób, które mają ochotę na coś lżejszego, ale wciągającego.
Tytuł oryginału: The Kiss of Deception Seria: Kroniki Ocalałych Tom: 1/3 Liczba stron: Ocena: 6/10 Dla fanów: Próby ognia, Porwanej pieśniarki,