Hej! Właśnie skończył się listopad, a ja nie mogę w to uwierzyć, jak zwykle zresztą. Już grudzień, a ja pamiętam początek roku, który był ledwo co. Nie ma, jednak co narzekać, ponieważ w tym miesiącu udało mi się przeczytać 13 książek (listę wraz z ocenami znajdziecie tutaj!), co mnie zaskoczyło, ale jestem zadowolona z takiego wyniku. Do końca roku mam zamiar uporać z recenzenckimi i w ferie uczyć się (smutna, maturalna rzeczywistość) oraz czytać książki ze stosiku "do przeczytania natychmiast po recenzenckich". Więc trzymajcie za mnie kciuki! Z lewej możecie zobaczyć moje zdobycze w całości!
Recenzenckie od góry:
Odwet - Robert Muchamore - od wydawnictwa Egmont - recenzja
Rywalki. Książę i gwardzista - Kiera Cass - od wydawnictwa Jaguar - recenzja
Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety - Mark Helprin - od wydawnictwa Otwartego - recenzja
Księga Portali - Laura Gallego Garcia - od wydawnictwa Dreams
Klucz - Mats Strandberg, Sara Bergmark Elfgren - od portalu Upadli.pl
+ e-book Losing Hope - Colleen Hoover - od wydawnictwa Otwartego
Doctor Who and the Crusaders - David Whitaker - od Jarka ♥
Cress - Marissa Meyer
Szczęśliwa siódemka - Janet Evanovich
Wiecznie Żywy - Isaac Marion
Baśnie Braci Grimm dla młodzieży i dla dorosłych. Bez cenzury - Philip Pullman
The Kane Chronicles Survival Guide - Rick Riordan
The Kane Chronicles: The Red Pyramid: The Graphic Novel - Rick Riordan, Orpheus Collar
The Graphic Novels: Percy Jackson and the Olympians: The Sea of Monsters - Rick Riordan
The Titan's Curse: The Graphic Novel - Rick Riordan, Robert Venditti
Percy Jackson and the Olympians - Rick Riordan - nowe, przepiękne wydanie ♥
Przy okazji zapraszam do obejrzenia mojego pierwszego unboxing video.
Znaleźliście coś dla siebie? Polecacie coś? :)
Podziel się
Hej! Zostałam nominowana - już jakiś czas temu - do zrobienia kolejnego tagu książkowego przez Miłosza. Na jego życzenie zrobiłam to w formie filmiku. Zachęcam Was do obejrzenia go oraz wzięcia udziału w tym tagu, jeżeli jeszcze nie mieliście okazji. Jest naprawdę ciekawy. :D
Nie zapomnijcie wziąć udział w konkursie, który znajdziecie tutaj: klik!
Podziel się
Seria: Poznaj Świat Liczba stron: 243
Pojechanie do Australii jest jednym z moich marzeń, którego geneza sięga mojego dzieciństwa. Wbrew pozorom miłości do podróżowania, nie nauczyli mnie rodzice, lecz zupełnie inny człowiek - Alfred Szklarski. Po lekturze "Tomka w krainie kangurów" wiedziałam, że pragnę pewnego dnia odwiedzić to niesamowite miejsce. Gdy więc pojawiła się możliwość przeczytania podróżniczej książki na temat Australii, nie zastanawiałam się ani chwili!
Pozornie jest to historia zwyczajna - dwoje młodych ludzi zbiera na wielką podróż po Australii i wyrusza przez szlak znanych na całym świecie miejsc Sydney, Melbourne, Canberra, Tasmania, Alice Springs... Jednak wyjątkowy w tej historii jest fakt, że robią to w siedemnastoletnim samochodzie, na którego widok wszyscy pytają "tym chcecie jechać w te wszystkie miejsca?".
Historia opisana w Australii rozpoczyna się we wrześniu 2000 roku, gdy Barbara i Paweł podejmują decyzję o wyjeździe do Nowej Zelandii po przeczytaniu artykułu, jednak najpierw chcą popracować chwilę w Australii i po wszystkich przygotowaniach do samej podróży postanawiają tam zostać. Niesamowicie szybko wciągnęłam się w tę historię, ponieważ napisana jest w przyjemny oraz przystępny sposób. Czytało się więc znakomicie, a opowieść była nie tylko chronologiczna, ale również zabawna i pełna ciekawostek.
Palcem na mapie śledziłam podróż naszych bohaterów i zachwycałam się równocześnie marząc o tym, że i ja pewnego dnia wyruszę do Australii. Autorka opowiadała nie tylko anegdotki o zdarzeniach, które się im przytrafiły, ale opisywała wszystkie campingi, niejednokrotnie podawała ceny oraz warunki, jednak nie można powiedzieć, żeby odbyło się to w suchej, przewodnikowej formie. Te informacje pojawiały się mimochodem, a ja uważam, że są naprawdę pożyteczne! Był tylko jeden moment w książce, przy którym odpływałam myślami, a konkretnie dość spory fragment, który objaśniał historię Aborygenów i tutaj straciłam to poczucie czytania książki podróżniczej, lecz artykułu na ten temat. Na szczęście w innych momentach się to nie zdarzało!
"Australia" pełna jest również legend, anegdotek dotyczących odwiedzanych przez bohaterów miejsc oraz trafnych i ciekawych przemyśleń autorki. Znalazły się również ciekawostki, które dotyczą tego, z czego Australia słynie i rzeczy, których czytelnik by się tam zupełnie nie spodziewał. Pochłaniałam więc kolejne strony z niegasnącą ciekawością.
Lekturę urozmaicały zdjęcia, a ponieważ większość pochodzi z okresu 2000/2001 roku, więc do jakości niektórych nie ma się co przyczepiać, tylko ponownie zabrakło mi podpisów i żałowałam, że nie wszystkie opisane w tak obrazowy sposób miejsca się tutaj znalazły, ponieważ niejednokrotnie miałam wrażenie, że załączone zdjęcia niekoniecznie dotyczą przeczytanego fragmentu. Zrobiło mi się też trochę niedobrze, gdy dowiedziałam się, co oznacza zdjęcia na okładce, a przyznam, że nad tym myślałam - czy to farba, ale dlaczego tak? Moment, którego dotyczy zdjęcie wzbudził we mnie mieszane uczucia - ja nie umieściłabym tego na okładce.
Zdecydowanie polecam Wam zapoznanie się z "Australią", jeżeli jak ja od zawsze marzyliście o pojechaniu tam lub po prostu lubicie czytać książki podróżnicze, ponieważ w obu przypadkach zdecydowanie odnajdziecie się w tej historii!
Ocena: 8/10.
Nie zapomnijcie wziąć udział w konkursie, który znajdziecie tutaj: klik!
Podziel się
Na samym początku chciałam prosić o wybaczenie; wiem, że wspominałam o większej ilości konkursów, ale różnie to u mnie bywa z czasem, a co za tym idzie frekwencją. Jednak wreszcie się udało i mam nadzieję na liczny udział! Kolejny konkurs będzie dopiero około rocznicy bloga.
Nagrodę uważam za super fajną, a jest nią wyjątkowo film "Jutro, jak wybuchnie wojna". Jako wielka fanka serii "Jutro" nie mogłam sobie odpuścić jej ekranizacji, która okazała się naprawdę dobra i interesująca, więc chciałam podzielić się z Wami tą radością i być może zachęcić Was do zapoznania się z twórczością Johna Marsdena.
Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga "Książki są zwierciadłem duszy..." znajdującego się pod adresem http://bucherwelt.blogspot.com/.
2. Konkurs trwa od 26 listopada(dzisiaj) do 7 grudnia 2014 r. do północy. Wszelkie późniejsze zgłoszenia nie będą brane pod uwagę.
3. Wyniki zostaną ogłoszone w przeciągu 7 dni od zakończenia konkursu.
4. Sponsorem nagrody w konkursie jestem ja. Nagrodą jest nowe, nieotwarte DVD "Jutro, jak wybuchnie wojna".
5. Zasady konkursu:
a) w czasie wyszczególnionym w punkcie 2 należy napisać w komentarzu (lub wysyłając do mnie E-maila) odpowiedź na podane poniżej zadanie konkursowe;
b) w konkursie mogą brać osoby zamieszkałe na terenie Polski i Niemiec;
c) wraz z zgłoszeniem proszę o napisanie adresu e-mail;
d) jeżeli posiadacie blog/fanpage byłabym wdzięczna za podlinkowanie konkursu.
6. Zadanie konkursowe:
Gdyby jutro wybuchła wojna... Co byłoby pierwszą rzeczą, którą być zrobiła/a? Opisz to w jednym zdaniu!
7. Prawo do składania reklamacji, w zakresie niezgodności przeprowadzenia konkursu z regulaminem, służy każdemu uczestnikowi w ciągu 7 dni od daty wyłonienia laureata. Można je zgłaszać na mojego maila: nicole.k@poczta.onet.pl.
8. Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu w dowolnym momencie, o czym uczestnicy konkursu zostaną poinformowani.
Klawiatury w dłoń i powodzenia! :)
WYNIKI!
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału i świetne odpowiedzi! Niektóre wywołały we mnie zadumę, inne łezkę w oku, parę doprowadziło mnie do śmiechu. Zwycięzcą zostaje więc...
PATRYCJA ECHELON
Gratuluję!
Podziel się
Źródło: FB
"Kosogłos" jest przez wielu najbardziej oczekiwanym filmem tego roku, co może potwierdzić fakt, że film ten miał najlepsze otwarcie w box office na całym świecie. Obawy miałam spore - jednak nie dlatego, że jak wiele osób twierdzi jest to najsłabszy tom trylogii. Zastanawiałam się, w którym momencie to skończą i czy pierwsza, spokojniejsza część książki nie będzie miała po prostu mniejszego oddziaływania na widzów. Tak się jednak nie stało! (Recenzja może zawierać śladowe ilości spoilerów!)
Opis (dystrybutora): Katniss wraz z matką i siostrą mieszka w legendarnym, podziemnym dystrykcie trzynastym, który, wbrew kłamliwej propagandzie, przetrwał zemstę Kapitolu. Z nowymi przywódcami na czele, rebelianci przygotowują się do rozprawy z dyktatorską władzą. Katniss, mimo początkowych wahań, zgadza się wziąć udział w walce. Staje się symbolem oporu przeciw tyranii prezydenta Snowa.
Już od pierwszych sekund filmu wciągnęłam w klimat historii. Katniss ukrywa się gdzieś w ciemności w podziemiach trzynastego dystryktu, a widz nie może jej zobaczyć. Słyszymy tylko jej głos, pełen emocji, przestraszony, łamiący się. Takie wejście przykuwa uwagę maksymalnie, aż wychyliłam się do przodu wstrzymując oddech. Jennifer Lawrence (Katniss Everdeen) w "Kosogłosie" przeszła samą siebie. Widziałam już całkiem sporo filmów z jej udziałem i zawsze uderzało mnie to, że gra w taki sam sposób, czyli moim zdaniem dość beznamiętny i nie miało to związku z tym, że Katniss jest taka na co dzień. Z tego powodu obserwowałam ją dość uważnie i nie mogę ukrywać, że jestem zachwycona. Jennifer Lawrence wreszcie wczuła się w tę rolę maksymalnie i dała z siebie wszystko; nie dało się nie poczuć tej Katniss, tego co przeżywała oraz jej wielkiej miłości do Peety, a równocześnie zagubienia i bólu związanego ze wszystkim, co ją spotkało. Znakomicie oddano fragment, gdzie Katniss miała nagrywać spoty telewizyjne - to była bohaterka, którą znamy i kochamy (bądź nie; ja tam mimo wszystko zawsze kibicowałam Kotnej) z książki. Naprawdę jestem po wielkim wrażeniem!
tumblr.com
Josh Hutcherson (Peeta Mellark) odegrał w "Kosogłosie" małą rolę pod względem czasowym, jednak co to były za fragmenty! Budziły we mnie chyba najwięcej emocji, a to z powodu, że nie obserwowaliśmy tylko Peety, który od zawsze był świetnym mówcą i potrafił, jak nikt inny nawiązać dialog z widzami, czy publicznością, co samo w sobie zostało przedstawione znakomicie, jednak również możliwość obserwacji reakcji tych widzów, a w szczególności Katniss - moment, gdy spot rebeliantów dociera do Kapitolu i reakcja Peety... to łamie serce! Mamy również okazję zobaczyć, jak czuli się mieszkańcy trzynastego dystryktu oraz między innymi Gale (Liam Hemsworth). Od początku miałam wrażenie, że postać Gale'a jest w tej historii ni w kij, ni w oko, a to ze względu na to, że nie wnosi on do niej nic nowego. Był on dla Katniss dobrym przyjacielem, ale chemii między nimi nie było żadnej i w "Igrzyskach Śmierci" doskonale podsumowała ona ich relacje. On ją kochał, a ona wiedziała, że pewnie prędzej, czy później zostaliby parą, ponieważ... innych opcji nie było. Cieszę się, że twórcy nie ingerowali bardziej w tę historię, ponieważ Gale zajmował tylko czas ekranowy i jak Peeta zawsze myślał przede wszystkim o Katniss, tak Gale pierwszy zgłosił się do grupy uderzeniowej w ogóle nie myśląc o dziewczynie, którą rzekomo tak mocno kochał. Żaden z nich nie jest idealny, jednak moim zdaniem tu nigdy nie było 'team'ów', ponieważ nie ma do czego ich tworzyć.
Obsada filmu jest naprawdę gwiazdorska, ale też znakomicie dobrana moim zdaniem. Julianne Moore (Prezydent Alma Coin) wypadła dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażałam i nie będę ukrywać, że ponownie szalenie spodobały mi się fragmenty, o których Katniss nie mogła wiedzieć, czy widzieć, jako pierwszoosobowa narratorka - gdy o niej rozmawiano, czy w związku z nią... Te momenty nadają "Kosogłosowi" smaczku, a twórcy doskonale wykorzystali każdą minutę filmu, ponieważ dzięki podzieleniu filmu na dwie części mogli spokojnie rozwinąć każdy wątek z książki, jak również dopowiedzieć parę historii, a ekranizacja tylko na tym zyskała! Znalazło się tutaj miejsce dla Effie Trinkett (Elizabeth Banks), a jeszcze więcej uwagi poświęcono Finnick'owi (Sam Claflin) - a przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ postanowiłam nie czytać ponownie "Kosogłosa" przed filmem i muszę powiedzieć, że była to świetna decyzja, ponieważ na nowo odkrywałam tę historię, mając w pamięci wiele momentów, ale jak się okazało równie dużo mi umknęło. Finnik w "Kosogłosie" jest mroczniejszy niż pamiętam to z lektury, ale według mnie i tak znakomicie oddano tę rolę. Przy końcówce irytowałam się trochę przerywaniem jego przemowy akcją uderzeniową, gdyż chciano pokazać, że obie te rzeczy trwają równocześnie, jednak akurat ten moment średnio wyszedł. Winę ponosi tutaj również muzyka - w niektórych momentach była ona dość myląca, ponieważ widz oczekiwał jakiegoś wielkiego boom, a tego... nie było. W pozostałych momentach wtapiała się ona w tło - w końcu były to tylko melodie, a w filmie pojawiła się tylko jedna piosenka śpiewana przez Jennifer Lawrence - za to co to był utwór!
Zaskoczyła mnie ta piosenka. Przyzwyczaiłam się zupełnie do innej, fanowskiej wersji, a tutaj lekko blues'owa melodia, a do tego moment, w którym ją umieszczono... SPOILER. Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, co przyszło mieszkańcom dystryktu z wysadzenia tej tamy, skoro sami przy tym zginęli, a przecież o to chodziło przez dobranie tej właśnie piosenki - polecam przeczytanie jej tekstu po polsku. To poświęcenie, rzekomy brak sensu, a jednak tak wielkie znaczenie dla rebelii. Niesamowite. KONIEC Polecam przesłuchanie równie pięknej wersji fanowskiej, która powstała wiele lat temu, ale uważam, że ma równie wielkie oddziaływanie!
Myślę, że warta wspomnienia jest również Natalie Dormer w roli Cressidy. To wątek, który mało poruszył mnie w książce, a tutaj proszę! Tak świetnie to przedstawiono i dobrano aktorów, że wczułam się niesamowicie. Tak samo zresztą, jak w cały film. Nie wiem, kiedy minęły te dwie godziny i choć niektórzy mogliby zarzucić, że jest za mało akcji, za spokojnie... To zapewniam, że tak samo było w książce - słowo daję, ekranizacja trylogii "Igrzysk Śmierci" jest jedną z najlepszych, jakie powstały. Oddanie historii , a momentami dosłownie - jestem pewna, że czytelnicy wychwycili dialogi, czy wypowiedzi wzięte żywcem z książki - wydobyło z niej tylko to, co najlepsze.
"Kosogłos. Część 1" to zaledwie cisza przed burzą zapewniam. W momencie, w którym skończył się film, chciałam obejrzeć go po raz drugi. Ekranizacja wyszła znakomicie, a to dzięki między innymi świetnemu pierwowzorowi, wspaniałej obsadzie, mocnemu początkowi i zakończeniu w momencie, w którym obstawiałam. Choć osobiście pozostawiłabym to bez wyjaśnień i przemowy prezydent Coin - to dopiero by były koniec z przytupem! Zdecydowanie polecam każdemu, kto jeszcze nie wybrał się do kina, warto!
Ocena: 10/10.
Tytuł oryginału: The Hunger Games: Mockingjay Part 1
Czas trwania: 2 godziny 6 minut
Obsada:
Jennifer Lawrence -Katniss Everdeen
Josh Hutcherson- Peeta Mellark
Liam Hemsworth -Gale Hawthorne
Woody Harrelson - Haymitch Abernathy
Donald Sutherland - Prezydent Snow
Philip Seymour Hoffman - Plutarch Heavensbee
Julianne Moore - Prezydent Alma Coin
Sam Claflin - Finnick Odair
Podziel się
Źródło: fbcovers.org
Muzyka w serialach jest bardzo ważna - również ona wpływa na emocje i odczucia widzów i potrafi je wzmocnić w niesamowity sposób, tak, że znana melodia od razu wywołuje dreszczyk emocji lub uśmiech na twarzy. W pierwszej części "Najlepszych serialowych źródeł muzyki" przyjrzeliśmy się Glee, które nadal pozostaje moim faworytem w tej kwestii. Są jednak seriale, które pod tym względem również mają wiele do zaoferowania.
Dzisiaj skupimy się na "Grze o Tron". Jest to najbardziej kosztowny serial świata, który powstał na podstawie sagi "Pieśni Lodu i Ognia" autorstwa George'a R.R. Martina. Sądzę, że nikomu tej serii przedstawiać nie trzeba, ponieważ ten tytuł na pewno obił Wam się o uszy. Warta uwagi jest już melodia, która pojawia się w intro i tworzy oficjalny temat serialu. Dla mnie jest naprawdę niesamowita i dzielnie służy mi za dzwonek SMS od kilku lat. Powstało bardzo wiele wersji tej melodii oraz coverów - nic dziwnego, ponieważ daje ona wiele możliwości.
Wyjątkowo w tym serialu nie zwrócił moją uwagę sam podkład muzyczny w odcinkach, lecz... dobór utworów pod trailery. Słowo daję, co trailer, to perełka, którą męczę potem przez długie miesiące, ponieważ piosenki są tak genialne! Przy czwartym sezonie HBO pokusiło się nawet o cover INXS "Devil Inside" i powiem Wam, że ktokolwiek się tym zajmuje, to ma nie tylko ma świetną pracę, ale i genialne wyczucie. Sami posłuchajcie! Uwaga, wstęp jest długi na ponad minutę.
Kolejna piosenka z traileru czwartego sezonu, którą z przyjemnością słuchałam długo potem. Wybierane utwory są niepokojące; od razu czuje się to niewypowiedziane zagrożenie i dreszczyk emocji. Inaczej się po prostu nie da i nie od dzisiaj zachwyca mnie, jak wiele można przekazać pozornie zwykłą piosenką.
Choć sam sezon czwarty "Gry o Tron" nie był już tak bardzo udany. Kolejne odcinki oglądałam raczej z obawy przed spoilerami, niż z prawdziwej chęci i smuci mnie to, ponieważ przed sezonem trzecim nie mogłam usiedzieć z emocji.
Ostatnia piosenka była tematem przewodnim sezonu trzeciego (teraz będzie działać!). Już od pierwszych dźwięków, poczułam te wszystkie emocje i zaczęłam śpiewać wraz z wokalistką. Ten utwór po prostu wymiata, a ja wyobrażałam sobie, że śpiewa go sama Daenerys, a co! I już nie mogę się doczekać, jakie smakowite kąski zaserwują mi trailery piątego sezonu!
Znacie już te piosenki?
Podziel się
Tytuł oryginału: The Blood of Olympus Seria: Olimpijscy Herosi Tom: 5/5 Liczba stron: 495 ze słownikiem
"Krew Olimpu" jest prawdopodobnie książką, na którą czekałam najmocniej w tym roku, a jednocześnie im bliżej było października, tym większe miałam obawy. Nie dotyczyły one w najmniejszym stopniu treści; nie miałam wątpliwości, że Rick Riordan kolejny raz mnie zachwyci i jedyną kwestią było, w jaki sposób to zrobi. Ja jednak nie chciałam żegnać się z tą serią, tymi bohaterami, którzy towarzyszyli mi przez ostatnie pięć lat! Odkładałam więc lekturę, jak długo dałam radę... Dowiedzcie się już dzisiaj, z jak wielu powodów "Krew Olimpu" jest idealna oraz między innymi czemu Rick Riordan jest najlepszym pisarzem świata.
OPIS (uwaga spoilery z poprzednich części!): Nico ich ostrzegał. Przejście przez Dom Hadesa obudzi najgorsze wspomnienia herosów. Związane z nimi duchy staną się niespokojne. Jeszcze jeden skok przez cienie z Reyną i trenerem Hedge’em, a Nico sam stanie się duchem. Druga możliwość wydaje się jeszcze gorsza: pozwolić, by umarł ktoś inny, zgodnie z zapowiedzią Hadesa.
Jasona nawiedza duch matki, która porzuciła go w dzieciństwie. Jason nie jest pewny, jak sprawdzi się jako przywódca, ale wie, że nie będzie łamał obietnic jak ona. Wypełni dotyczący go fragment przepowiedni: Pastwą ognia lub burz świat się stanie.
Reyna boi się duchów swoich przodków, od których emanuje gniew. Musi jednak skupić wszystkie siły na tym, by dostarczyć Atenę Partenos do Obozu Herosów, zanim wybuchnie wojna między Rzymianami a Grekami. Czy starczy jej siły, żeby tego dokonać, zwłaszcza że po piętach depcze jej przerażający myśliwy?
Leo martwi się, że jego plan nie wypali: że mogą mu przeszkodzić przyjaciele. Nie ma jednak innej drogi. Wszyscy wiedzą, że jedno z Siedmiorga musi umrzeć, żeby pokonać Gaję, Matkę Ziemię.
Piper musi nauczyć się poddawać strachowi. Tylko wtedy zdoła wykonać w końcu swoje zadanie: wypowiedzieć jedno jedyne słowo.
Herosi, bogowie i potwory – wszyscy mają rolę do odegrania w ostatecznym wypełnieniu przepowiedni w Krwi Olimpu, niezwykłym zakończeniu bestsellerowej serii „Olimpijscy Herosi”.
Ocena: 11/10.
Podziel się
Tytuł oryginału: Memoir from Antproof Case Liczba stron: 541 Powieść w jednym tomie
"Śmierć stąpa lekko, lecz jeśli się wsłuchać, można usłyszeć ją z daleka."
Oscar Progresso jest u schyłku życia, gdy postanawia spisać swoje wspomnienia. Jak na swoje lata, jest w świetnym stanie - codzienne wycieczki pod stromą górę to nie lada wyzwanie; dodatkowo ma wyjątkową historię do opowiedzenia. Kolejne zapisane strony odkłada do zakupionej wiele lat temu kasety i nie możecie zapomnieć o tym, żeby odłożyć je potem na miejsce. Nie chcemy przecież, aby opowieść o człowieku, który ma za sobą zabójstwo w obronie własnej, obrabowanie największego banku na świecie, oświadczyny po pięciu minutach znajomości i ślub z trzykrotnie młodszą Brazylijką, poszły w zapomnienie...
Oscar Progresso nie znosi kawy. I to w naprawdę zdumiewający sposób, więc im dalej w las, tym bardziej byłam zdziwiona pomysłem na okładkę oraz tym fragmentem w opisie: "O tym jak kawa - „siła nieczysta” - ma wpływ na życie ekscentrycznego Amerykanina." Nie mogę powiedzieć, żeby tak było. Kawa przewija się przez opowieść wiele razy i nie raz prowokuje bohatera do takiego, a nie innego zachowania, jednak w równie dużej ilości przypadków tak nie jest. Sama kawy nie piję i nigdy nie miałam takiej potrzeby, ale spojrzenie bohatera na ten napój oraz powodowane tym wyolbrzymienia opowiadanych fragmentów niesamowicie mnie zaintrygowały; sama nie wiem, czy bardziej mi się to spodobało, czy nie, ponieważ w niektórych momentach była to czysta przesada, a w innych myślę, że Oscar dogadałby się z moją mamą - stojącą na straży zdrowego odżywiania. "Podczas pocałunku […] zamykamy oczy, jak gdybyśmy chcieli, żeby trwał wiecznie. Gdy się kogoś naprawdę kocha, całuje się go tak, jakby miała to być ostatnia rzecz w naszych życiu, po której znikniemy w nieskończonej ciemności. Może właśnie dlatego na mgnienie oka lub nawet dłużej wstrzymuje się wtedy oddech." Nie można ukrywać, że historia Oscara jest fascynująca, a najbardziej chyba urzekło mnie jego podejście do miłości; jak bardzo była gwałtowna i potężna. Opisano to w piękny, oddziałujący na czytelnika sposób - tego nie można było nie poczuć! Jednak jest to tylko ułamek opowieści i złożonej psychiki bohatera. Ma on do zaoferowania o wiele więcej i można powiedzieć, że dla każdego znajdzie się coś dobrego. W "Pamiętniku z mrówkoszczelnej kasety" znajdziemy wiele ciekawostek, które dotyczą lotnictwa, drugiej wojny światowej, okradania banków w sposób idealny; przedstawiają również jak wygląda praca w olbrzymiej korporacji i jak taka firma może wpłynąć na życie pracownika... Zaraz po fragmentach dotyczących miłości, najbardziej spodobał mi się wielki rozdział o tym, jak Oscar obrobił bank. Autor opisał to tak detalicznie, a równocześnie ciekawie, że siedzi się, jak na szpilkach - mimo kolejnych stron dotyczących czysto samych szczegółów przekrętu - i czeka na wielki finał akcji. Nie wszystkie jednak części tej opowieści spodobały mi się tak mocno. "Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety" porusza też wiele tematów, które interesują mnie naprawdę mało; nie znam się na lataniu, więc dokładne opisy nie robiły na mnie wrażenia, lecz nudziły i przeciągały lekturę. Z jednej strony dowodzi to wielkiego przygotowania autora, a z drugiej naprawdę chętnie poczytałabym o czymś innym. Z tego powodu czytanie tej pozycji szło mi, jak krew z nosa. Każdego dnia zasiadałam przed książką, obiecując sobie, że dzisiaj ją przeczytam i udawało mi się przebić tylko przez kilka-kilkadziesiąt stron... Choć mogę powiedzieć, że niekoniecznie miał z tym związek brak chronologii - autor poprowadził opowieść tak zręcznie, że wszystko spójnie łączyło się w całość, której jednak... czegoś zabrakło. To właśnie jest mój największy zarzut względem tej pozycji - mimo jej rozległości tematycznej, jest to właściwie książka o niczym, pod tym względem, że nie znalazłam tutaj głębszego sensu, konkluzji, która wprawiłaby mnie w zadumę i zapewniła wiele tematów do przemyśleń w trakcie i po skończonej lekturze, jak to było w przypadku "Zimowej opowieści", którą autor zręcznie grał na strunach mojej duszy. Teraz przeczytałam zaiste interesującą opowieść o życiu pewnego mężczyzny - niezwykłym, bo niezwykłym, ale to mi nie wystarczyło. Drugie moje spotkanie z twórczością Marka Helprina nie było już tak udane, jak pierwsze. "Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety" ma w sobie wiele uroku oraz świetnych momentów, jednak ja oczekiwałam czegoś zupełnie innego i nie znalazłam tego w tej opowieści. Decyzję więc, czy zapoznacie się z tą historią, pozostawiam Wam.
Ocena: 5/10.
Podziel się
Źródło: FB
Czekałam na ten odcinek! Niesamowicie mnie smuci, że to już prawie koniec, a do tego nie udało mi się obejrzeć tego epizodu na streamie. Mówi się jednak trudno i płynie się dalej. Czo te BBC, że nie ma covera z tego odcinka? :o W każdym razie mam nadzieję, że wyjdzie super: kojarzy mi się z jednymi z moich ulubionych odcinków z czwartego sezonu, a do tego nawiązuje do czerwonego kapturka! Od kolejnego akapitu strzeżcie się spoilerów.
Kocham to zamykanie drzwi przez Doctora komuś przed nosem. xD Dlaczego potrzebuje Doctora? Skąd go zna?! Głosy w głowie? Dziwna dziewczynka, ale urocza. Jaki grzeczny Doctor idzie za rączkę z małą dziewczynką. Ten widoczek! W sumie taki Londyn nie byłby zły. :D Czemu moja klasa nie jest taka malutka? Życie byłoby o wiele prostsze. Bosz, co za nauczyciel; nie policzył uczniów przed wyjściem z muzeum. Mówi, że dzieci są priorytetem, a idą kilka metrów za nim... Ojoj, nie świeci przykładem, jako pedagog.
Źródło: tumblr.com
Czerwona obwódka słoja drzewa... Orzechy i kwiaty... Ciekawe, jaka jest tajemnica tych drzew! Nie ogarniam... Chociaż to zabawne jest, gdy Clara taka jest: Wow Doctor wow. Taki mądry, sam zobacz, uwielbiaj go. Danny: ... Wiecie co, po jakimś czasie polubiłam Micky'ego od Rose, ale tego to się po prostu nie da, choć są na podobnym schemacie zbudowani... O wiele bardziej podobał mi się astronauta z "Listen". Swoją drogą, jak już przy tym jesteśmy, to zgadnijcie, co mówili w wiadomościach! Ameryka nie ma już swoich rakiet zdatnych do wysyłania ludzi w kosmos, jest w tym coraz mniej interesu, ponieważ jest to za drogie... Zupełnie, jak w odcinku "Kill the Moon" mówili! Wycieczka w TARDIS! Dlaczego moja szkoła tego nie organizuje? :C To ciekawe... Słyszenie głosów, to nastawienie się na inny kanał. :D Podoba mi się to wyjaśnienie! "Jesteś z dziwnie zniewalającym mężczyzną..." Och Doctorze... Wait what? Sześć odcinków baliśmy się ciemności i tego, co jest pod łóżkiem, a teraz boimy się lasu? Boże, jak my w ogóle funkcjonujemy?! :P A może małej jest ciężko tak biegać po lesie z pełnym plecakiem? I w ogóle od czego ona się odgarnia tymi rękami? Okej... Leci w stronę ziemi ogromna wiązka energii - rozbłysk słoneczny, który zniszczył bank... Tylko, jak te drzewa potrafią pochłaniać ogień, to może pochłoną również ten promień? O boże umarłabym chyba ze strachu. Mała ja w lesie i wilki. O mamuniu... On stał obok tego tygrysa...
O i jeszcze pajęczyny, jak na "Kill the Moon".Boże... Jak bardzo jest to creepy!
jw.
Tak bardzo marne wytłumaczenie Claro, ale przynajmniej nie powiedziałaś, bo Danny. Srsly. Teraz to jego ziemia, a w Kill the Moon powiedziała to Clara i zaprzeczał. Nie rozumiem, co tu się dzieje.
Nie powiem, ale rozczarował mnie ten epizod... Zapowiadał się świetnie, a im dalej w las tym więcej nieścisłości i nudy... Doctor przeczył sobie, scenariusz średni, a choć zakończenie słodkie, to też takie nie wiadomo skąd. Chyba najsłabszy odcinek ten sezonu. Nawet tytuł nie pasuje!
Podziel się
Tytuł oryginału: The Prince and The Guard Seria: Rywalki Tom: 0.5 oraz 2.5 Liczba stron: 224
Wszyscy mieli wielkie nadzieje, jednak wydawnictwo Jaguar szybko ostudziło zapały czytelników: nie jest to opowieść o relacji księcia i gwardzisty. Tylko o ich stosunku do pewnej rudowłosej dziewczyny z niebywałym charakterkiem... Nie ma co ukrywać, że czytając książkę w pierwszoosobowej narracji, często myślimy, co takiego chodzi w głowach innym bohaterom: co naprawdę sądzą o danej sytuacji, co zaprząta im myśli, jak się czują? Teraz mamy okazję to odkryć i zobaczyć Eliminacje "zza kulis" - z punktu widzenia dwóch głównych męskich postaci: Maxona oraz Aspena. Oprócz tego w książce znalazły się inne dodatki... Ale o tym później! "Wszystkie dziewczęta marzą o tym, jak by to było, gdyby zostały księżniczką. […] Zakochać się bez pamięci i nosić koronę… tylko o tym potrafiłam myśleć na tydzień przed losowaniem. Nie rozumiałam wtedy, że tu chodzi o znacznie więcej. […] Nie umiałam przewidzieć presji, jakiej będę poddana, ani tego, jak niewiele prywatności mi pozostanie."
"Książę" jak wskazuje tytuł, przedstawia początek historii, a nawet więcej z punktu widzenia Maxona. Poznajemy go kilka tygodni przed Eliminacjami i obserwujemy jego codzienne pałacowe życie oraz jego relację z rodzicami. Dowiadujemy się wielu ciekawostek, których America nie miałaby możliwości odkryć - można nawet śmiało powiedzieć: prawdy. Przyznam, że nowelkę tę miałam już za sobą po angielsku i mi się nie spodobała - Maxon wyszedł, jak wiele chłopaków przed nim, gdy autorki próbowały nową narrację - takie smutne alter ego głównej bohaterki. Byłam więc nie lada zaskoczona tym, że po polsku historię odebrałam zupełnie inaczej. Jasne, były pewne zgrzyty i oparcie całego opowiadania na postaci Daphne uważam za wyjątkowo nietrafiony pomysł, jednak Maxon był taki sam, jak w pierwszym tomie - czarujący, szarmancki, nieporadny, ale uroczy równocześnie. To był ten bohater, który zdobył moje serce w "Rywalkach", a którego postać zamazała się gdzieś po drodze i jego rozwój przez serię nie był już taki pozytywny. W "Księciu" odnalazłam jednak ten klimat i z tego powodu znów poczułam wielką sympatię do tej historii, mimo tak wielu jej wad. "Wiem, że jesteś silny, ale przyjęcie pomocy też na swój sposób wymaga siły." Druga nowelka opowiada historię Aspena, który jest już gwardzistą w pałacu - jest to postać, która moim zdaniem mogłaby się w ogóle nie pojawić w tej serii. Wiele nowego do niej też nie wniosła, ani gdy narratorem była America, ani teraz. Plus dla autorki, że nie czułam się, jakbym czytała tę samą narrację, ponieważ Aspen myślał inaczej niż Maxon i to naprawdę można było odczuć; nie spodobało mi się jednak wrażenie, jakie po sobie pozostawił. Patrzenie na Americę jego oczami, było najprościej mówiąc specyficznym i dość niepokojącym momentem opowieści. Historia ich miłości od początku była sztuczna, a tutaj powróciły dodatkowo najgorsze momenty z "Elity", która według mnie była wyjątkowo nieudanym tomem. Zastanawiałam się, jak on może tak postępować! Tak narażać nie tylko siebie, ale i swoją rzekomo 'wielką miłość'. Po tym wszystkim, co się stało... Dodatkiem do tej książki jest: wywiad z autorką, lista wylosowanych dziewcząt oraz rozpiska klas, drzewa genealogiczne głównych postaci oraz playlisty do dwóch pierwszych tomów. O ile sam wywiad był ciekawy i dał mi nowy wgląd na tę serię, tak pozostałe rzeczy mniej mnie wzruszyły, choć na swój sposób były ciekawe, ponieważ mogliśmy poznać historię bohaterów z zupełnie innej strony; miałam wrażenie, że wglądam w notatki autorki, którymi posługiwała się tworząc książkę. Najmniej porwała mnie jednak playlista - nijak pasowało mi większość tekstów piosenek, do podanych fragmentów, ale każdy ma swoje skojarzenia i zwyczajnie tak było w tym przypadku - ja miałam zupełnie inne.
Nie ma, co ukrywać, że "Książę i gwardzista" jest obowiązkową pozycją dla fanów Rywalek i wyjątkową samą w sobie. Naprawdę jest to ewenement w Polsce - wydawanie dodatków. Choć osobiście nie wszystkie aspekty tej książki mnie zachwyciły, to zdecydowanie spędziłam przy niej miło czas i z pewnością sięgnę po nadchodzące premiery autorstwa Kiery Cass. Kolejny dodatek ma być już w styczniu! Ocena: 6/10.
Przy okazji zapraszam na nowego tumblr'a, gdzie pojawiają się cytaty z książek, które wpadły mi w oko (chodzi o cytaty oczywiście), a w tym również z "Księcia i gwardzisty"!
Podziel się
Cześć! Od dłuższego czasu myślałam nad takim rankingiem, ponieważ nie raz już zachwycałam się, jak wspaniałe intra mają niektóre seriale (lub jak bardzo są skopane). W dzisiejszym wpisie skupię się na tej pierwszej grupie i postaram się dodać kiedyś podobny ranking, ale z negatywnymi przykładami (jeżeli pojawi się wystarczająco). Nie jestem pewna, czy taki temat w TOP10 się pojawił, jednak zamierzam się podpiąć pod zabawę.
1. Gra o Tron
Co do tego nie ma chyba wątpliwości - opening GoT jest jedyny w swoim rodzaju. Bardzo długi, niezwykle kosztowny, ale nie oszukujmy się - nikt nie uważa tego za przerwę na toaletę lub czas na zrobienie herbaty. Wszyscy nucimy pod nosem tę melodię - ja mam więcej ku temu okazji, ponieważ taki mam sygnał wiadomości tekstowej.
2. Pretty Little Liars
Kiedyś naprawdę uwielbiałam PLL, jednak jedno nadal pozostało dobre - intro. Cieszę się, że nie zmieniono go przez te wszystkie lata, ponieważ jest ono takie idealnie creepy, a muzyka to majstersztyk. Jakby pisana pod ten serial, choć pojawiła się już dużo wcześniej. Piosenkę tę mogliśmy usłyszeć np. w pierwszym sezonie "Plotkary".
3. House M.D.
Ta melodia, te tkanki! Jak tu się nie zachwycać? Według mnie najlepsze intro, jakie spotkałam w serialach medycznych - pasuje, bo i House jako jedyny naprawdę mi się spodobał, a inne programy porzuciłam po pierwszych sezonach.
4. Lie to me
Muszę się w końcu wziąć za siebie i dokończyć ten serial. Jest on po prostu cudowny i dostarcza tak wielu informacji o emocjach, że z pewnością do niego wrócę, gdy się wezmę za pisanie. Tym bardziej podoba mi się ta czołówka - dobrze dobrana melodia i wyjątkowe wprowadzenie w tematykę serialu. Czego chcieć więcej?
5. Teen Wolf - mieszanka openingów
Sprawa nie jest taka prosta, ponieważ mi podoba się moja własna wersja. Z tej wrzuciłabym zombie rąsie, Scotta na początku i to dziwne macanie po umazanym czymś ciele.
Za to tutaj ten moment z udarzenia w Scotta jest taki perfekcyjny. To creepy latanie w trzecim sezonie, co to ma niby być? Minus tego intro: Jackson oraz brak krzyczącej Lydii. Sam moment z nazwiskiem aktorki jest średni, ale to jakby pękające szkło i wyraz przerażenia na jej twarzy potem... Idealne to było!
Tutaj mamy lepiej ze Scottem, jednak wciąż podoba mi się wersja z Lacrosse. DYLAN za to ma idealny moment i żałuję, że wprowadzono go tak późno. Lepiej niech Scott sobie więcej tatuaży nie robi, bo zabraknie miejsca w intro. :P Co się nie zmieniło za to przez cały czas? Wszyscy wiedzą, że shirtless Derek to idealny wybór i tak zostało. Chwała im za to!
6. Doctor Who
Jakże mi się podobają te kolory! (Moja słabość do niebieskiego jest chyba nieuleczalna). To intro pierwszego sezonu New Who, jednak kolejnych trzech podoba mi się bardziej.
Jest bardziej dopracowany i wyrazisty! Te melodia, która nie może się nie kojarzyć z lekko alienowskim klimatem... Powiem Wam, ze nie zauważy się momentu, w którym zaczynacie nucić. ;)
W piątym sezonie zmieniono koncept i jak dla mnie zbyt ogniście, a melodyjka brzmi z deczka, jak ultradźwięki, które słyszą psy.
Intro siódmego sezonu trochę przeraża. W poprzednich seriach pozostawało to wrażenie takiego zamknięcia, a tutaj nie dość, że nieustannie kojarzyło mi się to z House'm, to jeszcze jest różowe. :P
W ósmym sezonie powróciliśmy do wirów czasowych. Trybiki jednak średnio się prezentują, a do jeszcze melodii nie da się już podśpiewywać. Toż to jest skandal! Królowa Wiktoria jest jednak fanką serialu, więc mam nadzieję, że zainterweniuje w tej kwestii. ;)
Na dokładkę wszystkie intra Doctora Who od 1963 do 2013. Filmik trwa co prawda dziesięć minut, ale dla fana nie będą to chwile stracone!
7. Once Upon a Time
Nie jest to długie, ale ponownie moja wielka słabość do niebieskiego; umiejętnie dobrana melodia oraz stale zmieniający się element, który jest wskazówką, jakie znaczenie ma tytuł. Szalenie mi się podoba ta prostota. Tutaj możecie obejrzeć wszystkie intra od początku serialu.
8. Jak poznałem waszą matkę - wersja Barney'a
To jest po prostu idealne. Gdybym znalazła dobrą wersję dźwiękową, to słowo daję miałabym to na dzwonku telefonu. ♥
9. Elementary
Bardzo zacny pomysł, połączony z melodyjką sprawił, że intro bardzo mi się spodobało. Właśnie zaczął się trzeci sezon i mam nadzieję, że uda mi się go nadrobić, gdy skończy się cały maturalny cyrk. 10. Hannibal
Nie wiem, jak Wy, ale ja już się boję oglądając intro Hannibala. Wiadomo, że to nie krew (prawda? :o) - wygląda raczej jak wino, ale może to być iluzja z powodu białego tła. Ciężko powiedzieć! W każdym razie trzeci sezon Hannibala się kręci!
Wyróżnienie: Sherlock
Staniki może nie latają, ale intro ma w sobie to coś, więc nie jest najlepsze z najlepszych, ale za to bardzo ciekawe.
A jakie są Wasze typy? :)
Podziel się
W Polsce rzadkością jest wydawanie dodatków do serii, często więc fani muszą obchodzić się ze smakiem, jednak wydawnictwo Otwarte jest jednym z wyjątków w tej dziedzinie. Opowiadania lub nowelki są tłumaczone oraz wydawane... ale nie tylko! Powstał również kalendarz. Dzięki temu zawsze można mieć ulubioną serię przy sobie! Dla mnie bomba, tym bardziej, że wnętrze "Niezbędnika" jest, jak najbardziej udane! Sprawdźcie, dlaczego jest on niezbędny dla każdego fana "Wybranych"!
Ocena: 9/10.
Podziel się
Przyznam, że zapowiedź odcinka mało mnie poruszyła, ale to jeszcze sprawy nie przesądza. Udało mi się obejrzeć "Flatline" na streamie, a potem umierałam ze śmiechu czytając polskie propozycje tłumaczenie tytułu odcinka - Płaszczaki rządzą! Od kolejnego akapitu spoilery. Mocny początek! Ta słuchawka lecąca w powolnym tempie, ten krzyk... Aż się człowiek mimowolnie wzdryga! Och Claro... Kłamiesz Doctorowi i Danny'emu. Ten drugi obiecał, że cię rzuci, ale pierwszy może przejść nad tym do porządku dziennego, jeżeli oczywiście sprawa nie zajdzie za daleko. O jaka słodka mniejsza TARDIS! Biedaczki przy kręceniu oboje musieli wcisnąć się do tej malutkiej repliki. :D Co oni później z nią zrobią? Bo ja chętnie przygarnę! Tardis jest interesująca, a Clara irytująca. :D Dokładnie tak samo, ja myślę! Mam nadzieję, że finał sezonu to będzie w końcu pożegnanie z nią, jako towarzyszką. Doctor chce się cieszyć z niewiedzenia czegoś? HELOŁ?! Doctor nienawidzi czegoś nie wiedzieć!!! Chyba, że wyjątkiem jest zachowanie TARDIS.
Źródło: tumblr.com
Też uważam, że mini TARDIS jest słodziutka! Nie chcę, żeby to Clara odgrywała Doctora w tym odcinku. Jeżeli to ma być wariacja Moffata na temat Lady Time Lord, to ja się totalnie nie zgadzam. Nagle Doctor wie, jak obchodzić się z nastolatkami zauroczonymi dziewczyną, a Clara nie. xD Hahahahaha. Wyciąganie młotka z torebki! Okej... Powiedziała, że są w ścianach, to nie rozwala się tak po prostu tych ścian... Tu są całe procedury, jak to zrobić i w ogóle... Amatorzy! Biedna, mała policjantka. :C Ten dźwięk, jak roje owadów... Strasznie się robi, ale w przyjemny sposób. Oboje równocześnie: coooo? Ten facet sam w sobie wygląda, jak jakiś potwór. Brrr! "Zapomnij o nim. Już nie żyje." I ten głos bez emocji... Naprawdę do mnie to nie trafia. To byłoby miłe, gdyby te istoty nie próbowały zagrozić ludziom, lecz byłby na swój sposób... ciekawe nas. Nie podoba mi się za bardzo ten szkocki akcent... Zbyt sepleniący. Płaszczaki wyglądają trochę, jak zombie. Nieładnie tak rzucać TARDIS!!! Okej nadjeżdża pociąg, ale one przecież mają pod sobą przestrzeń, więc nie raz udawało się komuś przeżyć, gdy przejechał nad nim pociąg... W takim razie to przełażenie Doctora, choć urocze i kojarzące się z Rodziną Adamsów było zupełnie niepotrzebne. Och! Jednak dosłowne nawiązanie; nie wyłapałam tego wcześniej. I Doctor wiedział, o co chodzi? :P Ten taniec radości... xD Ej, Doctor spadł przy tym zejściu i nagle jest wiele metrów dalej i to na torach... Ta jasne! Czy tylko dla mnie TARDIS wygląda, jak Pandorica? Nieeee... Naprawdę Moffat ja się tak nie bawię. Wcale nie! Zasada pierwsza brzmi: Doctor kłamie! Trochę House'em zalatuje, nie?
jw.
Zostały trzy odcinki i proszę o genialne wyjaśnienie nawiązań! Piękna przemowa, ale samo rozwiązanie takie nijakie. Clara według mnie totalnie do niego zarywała... Ogólnie rzecz biorąc był to naprawdę znakomity odcinek; świetny dreszczyk emocji, wspaniała tematyka, nawet na wariację Clary-Doctora da się przymknąć oko, jednak samo rozwiązanie było rozczarowujące - zbyt zwyczajne na taką historię.