Premiera: 19 listopad 2014 r. Tytuł oryginału: Autumn Rose Seria: Mroczna bohaterka Tom: 2/9 Liczba stron: 459 |
Już 19-ego listopada ukaże się w Polsce drugi tom "Mrocznej Bohaterki" (trochę żałuję, że nie jest to Mroczna Heroina, czyżby nie brzmiałoby to elegancko?!) - "Jesienna Róża" opowiada historię nowej postaci o takim właśnie imieniu. Zdziwieni? Poczekajcie, bo jeszcze nie zaczęło nawet być ciekawie!
Jesienna Róża Al-Summers należy do rasy Mędrców, którzy władają pierwszym wymiarem. Mimo tego, że jest dziedziczką książęcego tytułu, zmuszona jest mieszkać w małej, nadmorskiej miejscowości, gdzie mieszkańcy są głęboko uprzedzeni do tego, czym jest. Jakby tego było mało, Róża ma przez dwa lata chronić uczniów z miasteczka przed złymi mocami i czarną magią. Jednak wszystko zmienia się wraz z początkiem drugiego roku... W mieście pojawia się syn króla Mędrców, a ataki Extermino stają się coraz częstsze i okrutniejsze... Jakie jest wyjście z tej sytuacji oraz jaki związek ma Róża z Violet Lee?
Zapewne zastanawiacie się teraz, czym to są Mędrcy lub Extermino, o co chodzi z wymiarami i tytułami książęcymi. Zabawne, bo mnie również bardzo to interesuje. Autorka książki jednak niechętnie dzieli się informacjami, jakby przyjmując, że każdy będzie wiedział, o co chodzi. Jeżeli już pojawiają się jakieś strzępki wiadomości, to naprawdę przypadkiem i mało, a wielka szkoda, ponieważ naprawdę uważam, że jeżeli patrzeć na całokształt fabuły, to jest ona ciekawa oraz posiada ogromny potencjał. Świadczy o tym tylko to, jak bardzo plastyczna jest opowieść, ponieważ bez problemu można sobie wyobrazić, jak wyglądają Mędrcy (gdy już łaskawie ich opisano) oraz jaką potęgą władają. Jednak sama fabuła nie wystarczy, gdy wykonanie jest kiepskie.
Czytając "Jesienną Różę" nie mogłam się odpędzić od myśli, że czytam jakieś szalone fan fiction - nie chodzi tu jednak, o samą akcję powieści, lecz jej styl. Najmilej mówiąc jest on nieciekawy. Mamy tutaj bardzo potępianą przez wielu pisarzy sytuację, zwaną przeze mnie "nagromadzenia czasowników". Świetny styl charakteryzuje to, że nie potrzeba precyzować oczywistych faktów np. gdy ktoś rozmawia, to każda kolejna wypowiedzieć nie musi się kończyć słowami powiedział, mruknął etc. Nie wiem, czy jest to do końca zrozumiałe, ale w praktyce oznacza to, że powieść idzie płynnie do przodu, a tutaj niestety akcja wlecze się strasznie. Po skończonej lekturze książki można powiedzieć, że sporo się tutaj zdarzyło, ale autorka przejawia tendencje do szczegółowego opisywania takich czynności, jak robienie herbaty przez bohaterkę, a gdy dzieją się rzeczy hiper ważne dla fabuły serii, to są one podsumowane na połowie strony. Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, co czytam! Tyle rozdrabniania się nad całkowicie nieważnymi momentami, a te istotne nawet nie zmniejszone do minimum, ale praktycznie pominięte! Ja już w takim razie nie wiem, czy czytam bardzo rozbudowaną serię o dziewięciu bohaterkach, które mają uratować świat, czy samozachwyt autorki nad stworzoną przez nią postacią i każdą wykonywaną przez nią czynnością.
Teraz zajmijmy się samą bohaterką. Pamiętacie ten zalew książek o anemicznych postaciach w stylu Belki ze Zmierzchu, które to nigdy nie kiwnęły palcem i tylko narzekały? Mamy tutaj taki typ postaci; Jesienna Róża jest bohaterką, co do której nie wie się, co się właściwie czuje względem niej - ani to ona ziębi, ani grzeje czytelnika. Jest bardzo młoda, choć wcale nie zachowuje się na swój wiek, ale myślę, że to akurat jest zaletą, ponieważ jeżeli byłoby w tej książce jeszcze marudzenie typowe dla piętnastoletniej dziewczyny, to chybabym nie dała rady przez to przebrnąć. Autorka usilnie przekonuje nas, że Róża cierpi na depresję, choć zapewniam Was, że tak nie jest; dziewczyna łapie od czasu do czasu doła, bo gnębi ją jedna laska w szkole, a do tego jej matka jest terrorystką (serio, choć to aż smutne, że autorka tak przedstawiła jej rodziców), ale poza tym zachowuje się jak typowa nastolatka - uważa, że każdy jest przeciwko niej; interpretuje miny i grymasy przyjaciół na swój sposób i jest dość powierzchowna; wprost uwielbia melodramat z sobą w roli głównej. W pewien sposób również cierpi z powodu śmierci babci, jednak autorka przedstawiła według mnie sprawę w zły sposób - najwidoczniej nie ma pojęcia, czym jest depresja, ani jak bardzo jest to poważne.
Drugim głównym bohaterem "Jesiennej Róży" jest Fallon - książę Mędrców, super przystojny, mądry, bardzo silny (nie tylko fizycznie, ale i magicznie) i w ogóle cool. Nie ma nikt wątpliwości, że ta dwójka będzie miała się ku sobie. Szkoda tylko, że wyskoczyli oni z tym, jak filip z konopi, a ja kolejny raz wytrzeszczałam oczy ze zdumienia. To ON ją kocha? A ONA jego? Kiedy, gdzie, jak?! W tej opowieści brak absolutnie chemii między tą dwójką. Autorce udało się przemycić przypadkiem trochę pożądania fizycznego, ale kwestia romantyczna w tej opowieści leży i kwiczy. Jak się poznali to była jakaś tam wrogość ze strony Róży, a tu nagle big love, kiedy ja W OGÓLE tego nie poczułam, nawet kurczę między wierszami. Autorka próbowała pisać ze strony Fallona - w pierwszej osobie oczywiście - ale co najwyżej było to żenujące, ponieważ polegało tylko na podkreślaniu wspaniałości Róży oraz jej "nieświadomości własnej urody". A do tego uwierzcie lub nie mamy tutaj sceny, w których jest on takim mini tyranem. Coś w stylu Edwarda rozkazującego Belce we wszystkim, co ma robić. Myślałam, że to karygodne zachowanie już zostało wyparte z młodzieżówek i zapomniane, ale widocznie niektórzy nadal myślą, że jest to "seksowne". Skoro już przy tym jesteśmy...
Wątek seksu w tej książce to jeden wielki ubaw. Ja wiem, że "Jesienna Róża" ma wiele wad, jednak z powodu zabawy, której mi dostarczyła, na pewno sięgnę po tom trzeci, jeżeli ktoś mi zaproponuje lekturę. W czasie czytania opowiadałam znajomym, co się tutaj dzieje i wszyscy pokładaliśmy się ze śmiechu, ale przepraszam bardzo - autorka w tej kwestii jest tak nieporadna, jak nie wiem co. Bardzo chce to podkreślić i wspomina się o seksie przynajmniej raz na rozdział, jednak gdy dochodzi co do czego, to dowiadujemy się dopiero po tym, jak bohaterowie leżą rano nadzy w łóżku. Ja naprawdę nie wiem, jakie było zamierzenie autorki, ale wyszło, jak wyszło - żenująco i baaaardzo zabawnie.
"Jesienna Róża" niewiele posunęła akcję serii "Mroczna bohaterka" do przodu. Dużo tutaj gdybania, zachwytów nad główną bohaterką i bezsensownych scen, które nie mają żadnego wpływu na późniejszą akcję - ja rozumiem kilka momentów, które mają nam przedstawić bohaterów, ale bez przegięć, że tworzy to 70 % opowieści, a cała reszta to dopiero akcja właściwa. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do zajęcia się bardziej wartościową lekturą, ponieważ tą można przeczytać tylko w przypadku potrzeby szybkiego odmóżdżenia się.
Ocena: 3/10.
Jesienna Róża Al-Summers należy do rasy Mędrców, którzy władają pierwszym wymiarem. Mimo tego, że jest dziedziczką książęcego tytułu, zmuszona jest mieszkać w małej, nadmorskiej miejscowości, gdzie mieszkańcy są głęboko uprzedzeni do tego, czym jest. Jakby tego było mało, Róża ma przez dwa lata chronić uczniów z miasteczka przed złymi mocami i czarną magią. Jednak wszystko zmienia się wraz z początkiem drugiego roku... W mieście pojawia się syn króla Mędrców, a ataki Extermino stają się coraz częstsze i okrutniejsze... Jakie jest wyjście z tej sytuacji oraz jaki związek ma Róża z Violet Lee?
Zapewne zastanawiacie się teraz, czym to są Mędrcy lub Extermino, o co chodzi z wymiarami i tytułami książęcymi. Zabawne, bo mnie również bardzo to interesuje. Autorka książki jednak niechętnie dzieli się informacjami, jakby przyjmując, że każdy będzie wiedział, o co chodzi. Jeżeli już pojawiają się jakieś strzępki wiadomości, to naprawdę przypadkiem i mało, a wielka szkoda, ponieważ naprawdę uważam, że jeżeli patrzeć na całokształt fabuły, to jest ona ciekawa oraz posiada ogromny potencjał. Świadczy o tym tylko to, jak bardzo plastyczna jest opowieść, ponieważ bez problemu można sobie wyobrazić, jak wyglądają Mędrcy (gdy już łaskawie ich opisano) oraz jaką potęgą władają. Jednak sama fabuła nie wystarczy, gdy wykonanie jest kiepskie.
Czytając "Jesienną Różę" nie mogłam się odpędzić od myśli, że czytam jakieś szalone fan fiction - nie chodzi tu jednak, o samą akcję powieści, lecz jej styl. Najmilej mówiąc jest on nieciekawy. Mamy tutaj bardzo potępianą przez wielu pisarzy sytuację, zwaną przeze mnie "nagromadzenia czasowników". Świetny styl charakteryzuje to, że nie potrzeba precyzować oczywistych faktów np. gdy ktoś rozmawia, to każda kolejna wypowiedzieć nie musi się kończyć słowami powiedział, mruknął etc. Nie wiem, czy jest to do końca zrozumiałe, ale w praktyce oznacza to, że powieść idzie płynnie do przodu, a tutaj niestety akcja wlecze się strasznie. Po skończonej lekturze książki można powiedzieć, że sporo się tutaj zdarzyło, ale autorka przejawia tendencje do szczegółowego opisywania takich czynności, jak robienie herbaty przez bohaterkę, a gdy dzieją się rzeczy hiper ważne dla fabuły serii, to są one podsumowane na połowie strony. Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, co czytam! Tyle rozdrabniania się nad całkowicie nieważnymi momentami, a te istotne nawet nie zmniejszone do minimum, ale praktycznie pominięte! Ja już w takim razie nie wiem, czy czytam bardzo rozbudowaną serię o dziewięciu bohaterkach, które mają uratować świat, czy samozachwyt autorki nad stworzoną przez nią postacią i każdą wykonywaną przez nią czynnością.
Mroczna bohaterka: 1. Kolacja z wampirem - recenzja 2. Jesienna Róża |
Drugim głównym bohaterem "Jesiennej Róży" jest Fallon - książę Mędrców, super przystojny, mądry, bardzo silny (nie tylko fizycznie, ale i magicznie) i w ogóle cool. Nie ma nikt wątpliwości, że ta dwójka będzie miała się ku sobie. Szkoda tylko, że wyskoczyli oni z tym, jak filip z konopi, a ja kolejny raz wytrzeszczałam oczy ze zdumienia. To ON ją kocha? A ONA jego? Kiedy, gdzie, jak?! W tej opowieści brak absolutnie chemii między tą dwójką. Autorce udało się przemycić przypadkiem trochę pożądania fizycznego, ale kwestia romantyczna w tej opowieści leży i kwiczy. Jak się poznali to była jakaś tam wrogość ze strony Róży, a tu nagle big love, kiedy ja W OGÓLE tego nie poczułam, nawet kurczę między wierszami. Autorka próbowała pisać ze strony Fallona - w pierwszej osobie oczywiście - ale co najwyżej było to żenujące, ponieważ polegało tylko na podkreślaniu wspaniałości Róży oraz jej "nieświadomości własnej urody". A do tego uwierzcie lub nie mamy tutaj sceny, w których jest on takim mini tyranem. Coś w stylu Edwarda rozkazującego Belce we wszystkim, co ma robić. Myślałam, że to karygodne zachowanie już zostało wyparte z młodzieżówek i zapomniane, ale widocznie niektórzy nadal myślą, że jest to "seksowne". Skoro już przy tym jesteśmy...
Wątek seksu w tej książce to jeden wielki ubaw. Ja wiem, że "Jesienna Róża" ma wiele wad, jednak z powodu zabawy, której mi dostarczyła, na pewno sięgnę po tom trzeci, jeżeli ktoś mi zaproponuje lekturę. W czasie czytania opowiadałam znajomym, co się tutaj dzieje i wszyscy pokładaliśmy się ze śmiechu, ale przepraszam bardzo - autorka w tej kwestii jest tak nieporadna, jak nie wiem co. Bardzo chce to podkreślić i wspomina się o seksie przynajmniej raz na rozdział, jednak gdy dochodzi co do czego, to dowiadujemy się dopiero po tym, jak bohaterowie leżą rano nadzy w łóżku. Ja naprawdę nie wiem, jakie było zamierzenie autorki, ale wyszło, jak wyszło - żenująco i baaaardzo zabawnie.
"Jesienna Róża" niewiele posunęła akcję serii "Mroczna bohaterka" do przodu. Dużo tutaj gdybania, zachwytów nad główną bohaterką i bezsensownych scen, które nie mają żadnego wpływu na późniejszą akcję - ja rozumiem kilka momentów, które mają nam przedstawić bohaterów, ale bez przegięć, że tworzy to 70 % opowieści, a cała reszta to dopiero akcja właściwa. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do zajęcia się bardziej wartościową lekturą, ponieważ tą można przeczytać tylko w przypadku potrzeby szybkiego odmóżdżenia się.
Ocena: 3/10.