Źródło: FB |
"Kosogłos" jest przez wielu najbardziej oczekiwanym filmem tego roku, co może potwierdzić fakt, że film ten miał najlepsze otwarcie w box office na całym świecie. Obawy miałam spore - jednak nie dlatego, że jak wiele osób twierdzi jest to najsłabszy tom trylogii. Zastanawiałam się, w którym momencie to skończą i czy pierwsza, spokojniejsza część książki nie będzie miała po prostu mniejszego oddziaływania na widzów. Tak się jednak nie stało! (Recenzja może zawierać śladowe ilości spoilerów!)
Opis (dystrybutora): Katniss wraz z matką i siostrą mieszka w legendarnym, podziemnym dystrykcie trzynastym, który, wbrew kłamliwej propagandzie, przetrwał zemstę Kapitolu. Z nowymi przywódcami na czele, rebelianci przygotowują się do rozprawy z dyktatorską władzą. Katniss, mimo początkowych wahań, zgadza się wziąć udział w walce. Staje się symbolem oporu przeciw tyranii prezydenta Snowa.
Sophiegram |
Już od pierwszych sekund filmu wciągnęłam w klimat historii. Katniss ukrywa się gdzieś w ciemności w podziemiach trzynastego dystryktu, a widz nie może jej zobaczyć. Słyszymy tylko jej głos, pełen emocji, przestraszony, łamiący się. Takie wejście przykuwa uwagę maksymalnie, aż wychyliłam się do przodu wstrzymując oddech. Jennifer Lawrence (Katniss Everdeen) w "Kosogłosie" przeszła samą siebie. Widziałam już całkiem sporo filmów z jej udziałem i zawsze uderzało mnie to, że gra w taki sam sposób, czyli moim zdaniem dość beznamiętny i nie miało to związku z tym, że Katniss jest taka na co dzień. Z tego powodu obserwowałam ją dość uważnie i nie mogę ukrywać, że jestem zachwycona. Jennifer Lawrence wreszcie wczuła się w tę rolę maksymalnie i dała z siebie wszystko; nie dało się nie poczuć tej Katniss, tego co przeżywała oraz jej wielkiej miłości do Peety, a równocześnie zagubienia i bólu związanego ze wszystkim, co ją spotkało. Znakomicie oddano fragment, gdzie Katniss miała nagrywać spoty telewizyjne - to była bohaterka, którą znamy i kochamy (bądź nie; ja tam mimo wszystko zawsze kibicowałam Kotnej) z książki. Naprawdę jestem po wielkim wrażeniem!
tumblr.com |
Josh Hutcherson (Peeta Mellark) odegrał w "Kosogłosie" małą rolę pod względem czasowym, jednak co to były za fragmenty! Budziły we mnie chyba najwięcej emocji, a to z powodu, że nie obserwowaliśmy tylko Peety, który od zawsze był świetnym mówcą i potrafił, jak nikt inny nawiązać dialog z widzami, czy publicznością, co samo w sobie zostało przedstawione znakomicie, jednak również możliwość obserwacji reakcji tych widzów, a w szczególności Katniss - moment, gdy spot rebeliantów dociera do Kapitolu i reakcja Peety... to łamie serce! Mamy również okazję zobaczyć, jak czuli się mieszkańcy trzynastego dystryktu oraz między innymi Gale (Liam Hemsworth). Od początku miałam wrażenie, że postać Gale'a jest w tej historii ni w kij, ni w oko, a to ze względu na to, że nie wnosi on do niej nic nowego. Był on dla Katniss dobrym przyjacielem, ale chemii między nimi nie było żadnej i w "Igrzyskach Śmierci" doskonale podsumowała ona ich relacje. On ją kochał, a ona wiedziała, że pewnie prędzej, czy później zostaliby parą, ponieważ... innych opcji nie było. Cieszę się, że twórcy nie ingerowali bardziej w tę historię, ponieważ Gale zajmował tylko czas ekranowy i jak Peeta zawsze myślał przede wszystkim o Katniss, tak Gale pierwszy zgłosił się do grupy uderzeniowej w ogóle nie myśląc o dziewczynie, którą rzekomo tak mocno kochał. Żaden z nich nie jest idealny, jednak moim zdaniem tu nigdy nie było 'team'ów', ponieważ nie ma do czego ich tworzyć.
Obsada filmu jest naprawdę gwiazdorska, ale też znakomicie dobrana moim zdaniem. Julianne Moore (Prezydent Alma Coin) wypadła dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażałam i nie będę ukrywać, że ponownie szalenie spodobały mi się fragmenty, o których Katniss nie mogła wiedzieć, czy widzieć, jako pierwszoosobowa narratorka - gdy o niej rozmawiano, czy w związku z nią... Te momenty nadają "Kosogłosowi" smaczku, a twórcy doskonale wykorzystali każdą minutę filmu, ponieważ dzięki podzieleniu filmu na dwie części mogli spokojnie rozwinąć każdy wątek z książki, jak również dopowiedzieć parę historii, a ekranizacja tylko na tym zyskała! Znalazło się tutaj miejsce dla Effie Trinkett (Elizabeth Banks), a jeszcze więcej uwagi poświęcono Finnick'owi (Sam Claflin) - a przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ postanowiłam nie czytać ponownie "Kosogłosa" przed filmem i muszę powiedzieć, że była to świetna decyzja, ponieważ na nowo odkrywałam tę historię, mając w pamięci wiele momentów, ale jak się okazało równie dużo mi umknęło. Finnik w "Kosogłosie" jest mroczniejszy niż pamiętam to z lektury, ale według mnie i tak znakomicie oddano tę rolę. Przy końcówce irytowałam się trochę przerywaniem jego przemowy akcją uderzeniową, gdyż chciano pokazać, że obie te rzeczy trwają równocześnie, jednak akurat ten moment średnio wyszedł. Winę ponosi tutaj również muzyka - w niektórych momentach była ona dość myląca, ponieważ widz oczekiwał jakiegoś wielkiego boom, a tego... nie było. W pozostałych momentach wtapiała się ona w tło - w końcu były to tylko melodie, a w filmie pojawiła się tylko jedna piosenka śpiewana przez Jennifer Lawrence - za to co to był utwór!
Zaskoczyła mnie ta piosenka. Przyzwyczaiłam się zupełnie do innej, fanowskiej wersji, a tutaj lekko blues'owa melodia, a do tego moment, w którym ją umieszczono... SPOILER. Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, co przyszło mieszkańcom dystryktu z wysadzenia tej tamy, skoro sami przy tym zginęli, a przecież o to chodziło przez dobranie tej właśnie piosenki - polecam przeczytanie jej tekstu po polsku. To poświęcenie, rzekomy brak sensu, a jednak tak wielkie znaczenie dla rebelii. Niesamowite. KONIEC Polecam przesłuchanie równie pięknej wersji fanowskiej, która powstała wiele lat temu, ale uważam, że ma równie wielkie oddziaływanie!
Myślę, że warta wspomnienia jest również Natalie Dormer w roli Cressidy. To wątek, który mało poruszył mnie w książce, a tutaj proszę! Tak świetnie to przedstawiono i dobrano aktorów, że wczułam się niesamowicie. Tak samo zresztą, jak w cały film. Nie wiem, kiedy minęły te dwie godziny i choć niektórzy mogliby zarzucić, że jest za mało akcji, za spokojnie... To zapewniam, że tak samo było w książce - słowo daję, ekranizacja trylogii "Igrzysk Śmierci" jest jedną z najlepszych, jakie powstały. Oddanie historii , a momentami dosłownie - jestem pewna, że czytelnicy wychwycili dialogi, czy wypowiedzi wzięte żywcem z książki - wydobyło z niej tylko to, co najlepsze.
"Kosogłos. Część 1" to zaledwie cisza przed burzą zapewniam. W momencie, w którym skończył się film, chciałam obejrzeć go po raz drugi. Ekranizacja wyszła znakomicie, a to dzięki między innymi świetnemu pierwowzorowi, wspaniałej obsadzie, mocnemu początkowi i zakończeniu w momencie, w którym obstawiałam. Choć osobiście pozostawiłabym to bez wyjaśnień i przemowy prezydent Coin - to dopiero by były koniec z przytupem! Zdecydowanie polecam każdemu, kto jeszcze nie wybrał się do kina, warto!
Ocena: 10/10.
Tytuł oryginału: The Hunger Games: Mockingjay Part 1
Czas trwania: 2 godziny 6 minut
Obsada:
Jennifer Lawrence -Katniss Everdeen
Josh Hutcherson- Peeta Mellark
Liam Hemsworth -Gale Hawthorne
Woody Harrelson - Haymitch Abernathy
Donald Sutherland - Prezydent Snow
Philip Seymour Hoffman - Plutarch Heavensbee
Julianne Moore - Prezydent Alma Coin
Sam Claflin - Finnick Odair
Ja troszkę filmem się zawiodłam, ale może dlatego, ze byłam już trochę zmęczona albo że zawsze nie za bardzo lubiłam "Kosogłosa". Mimo to mam bardzo podobne przemyślenia do Twoich. Wszystko, co powiedziałaś o Peecie, Katniss, nawet Effie mogłoby być moją opinią. Też denerwowało mnie przerywanie opowieści Finnicka- cała historia straciła wydźwięk i emocje. Natomiast końcówka wymiata i warto iść do kina, żeby zobaczyć chociaż to. Wielką fanką "Igrzysk" nie jestem, ale na pewno wybiorę się na ostatnią część (głupio byłoby skończyć w takim momencie), obejrzę filmy jeszcze raz, a jak będę miała szansę, to przeczytam książki, z których niewiele pamiętam.
OdpowiedzUsuńZgadzam się ze wszystkim co napisałaś! Świetna ekranizacja, pojechałam na nią świeżo po skończeniu książki, a i tak byłam nią zachwycona! Już nie mogę doczekać się części drugiej. :) A piosenka "Drzewo wisielców" i moment, w którym jest ona puszczona cały czas chodzi mi po głowie. To było mocne...
OdpowiedzUsuńPS. Oddaj mi choć jedną ulotkę, bo moje kino zostało ze wszystkich już okradzione. ;D
Ile chcesz? xD
UsuńJedna spokojnie by mi wystarczyła. :D Po prostu lubię chować ulotki dotyczące ekranizacji razem z biletami na seans do lubianych przeze mnie książek. ;) Czy tylko ja tak mam? :P
UsuńJa zbieram ulotki, jako "wspomnienia". :D
UsuńTak, to coś w tym stylu, co ja. ;)
UsuńAleż mi podniosłaś ciśnienie i spowodowałaś wielką chęć natychmiastowej wycieczki do kina. Pewnie teraz się narażę, ale mi Igrzyska śmierci niezbyt się podobały i inaczej wyobrażałam sobie zarówno postaci jak i wydarzenia, a tymczasem kolejne części zbierają same pozytywne recenzje. A to znaczy, że albo jestem dziwna, ale zbyt słabo się wczułam ;)
OdpowiedzUsuńKomu się zarazisz? ;) Każdy ma prawo do własnego zdania. :)
UsuńSzkoda, że Twoje wyobrażenia mijały się z ekranizacją. :(
To ja chyba też jestem dziwna, bo moim zdaniem film porównaniu z książka wypadł słabo. Nie podobało mi się to, że pozmieniali pewne kwestie :/
UsuńCzytałam parę recenzji i bałam się, że będę jedyną osobą, która filmowego Kosogłosa pokochała bezgranicznie i nie ma mu nic do zarzucenia :) Kiedy wróciłam z kina od razu znalazłam The Hanging Tree i już od dwóch dni słucham tylko tego. Ten utwór bez muzyki, sam głos Jennifer, a potem chór - ciągle nie mam dość. Poza tym od razu po powrocie przeczytałam po raz trzeci Kosogłosa i teraz już kompletnie nie mam pojęcia, jak przeczekać cały rok na zakończenie.
OdpowiedzUsuńNie jestem wielką fanką serii książek, a Jennifer w filmach mnie tylko irytuje, ale i tak mi się podobają. Do tej pory z resztą czytałam raczej same pochlebne recenzje filmu więc już nie mogę się doczekać kiedy pójdę do kina ;)
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie jutro wybieram się na ten film, a emocje siedza we mnie od dnia premiery! Lubie się cięszyć z tego typu rzeczy, a co do tej piosenki to już od dawna ją znam i jest mi ona bardzo bliska. Wzruszająca i piękna zarazem :)
OdpowiedzUsuńJa jestem trochę zirytowana, bo w moim mieście film w kinach pojawi się dopiero... od 5 grudnia. Nie jestem wielką fanką "Igrzysk", to fakt, ale co każdą pozywaną recenzję mam na tę ekranizację coraz większą chęć.
OdpowiedzUsuńPS A piosenka śpiewana przez Lawrence jest świetna. *_*
Za niedługo pójdę na Kosogłosa i jestem taka podekscytowana xhhsjsjs ♥
OdpowiedzUsuńTeż byłem !!! :)
OdpowiedzUsuńDla mnie też ten film był idealny i nic nie mogę mu zarzucić :) Obejrzałabym jeszcze raz :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, naczytane.blog.pl
Tekst był wystarczająco łatwy, żebym sobie zaczęła podśpiewywać Drzewo Wisielców, na co Ema (Nasz Papierowy Świat) tylko mnie szturchała "Zamknij się, wiochę robisz" :D
OdpowiedzUsuńFilm mi się podobał, ja w swoim poście wymieniłam wady, bo zalet mnóstwo :) Zgadzam się przede wszystkim co do poziomu aktorstwa - świetny!
OdpowiedzUsuńPiosenka robi furorę! Też ją uwielbiam i nie może mi wyjść z głowy odkąd tylko ją usłyszałam! :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że film wywarł an tobie duże wrażenie :) To dobrze, aczkolwiek opinie na jego temat są dość różne. Kiedyś sama obejrzę i się przekonam, jednak z wielu powodów do kina teraz nie mogę się wybrać :)
OdpowiedzUsuń