Sherlock - Sezon 3 - Odcinek 1 - The Empty Hearse [spoilery]

Premiera pierwszego odcinka trzeciego sezonu "Sherlocka" odbyła się pierwszego stycznia. Oczywiście nie mogłam sobie odmówić obejrzenia transmisji na żywo, choć zaczęła się ona dopiero o godz. 22. Przed ekranami telewizora zasiadło miliony osób, a emocje były wręcz miażdżące. Kilka dni później obejrzałam również ten epizod z napisami, aby nie uronić ani jednego słowa, a na dokładkę w dniu premiery polskiej - 12 stycznia o godz. 22 - zaraz po zakończeniu finału na BBC One dokończyłam oglądanie "The Empty Hearse" z lektorem. Muszę więc Was wszystkich ostrzec. To nie jest recenzja, tylko zbiór luźnych myśli, fangirlingu i tym podobnych, więc pojawią się tutaj spoilery nie tylko w tekście, ale również w obrazkach. Jeżeli jeszcze nie doszliście tak daleko z serialem odsyłam do przeczytania bezspoilerowych recenzji sezonu pierwszego i drugiego oraz jak najszybsze rozpoczęcie swojej przygody z "Sherlockiem", ponieważ (przepraszam za słownictwo) cholera warto.

Oczywiście wszyscy najbardziej czekali na wyjaśnienie, jak Sherlock przeżył skok z dachu szpitala. Teorii pojawiło się wiele, tumblr wariował pełne dwa lata szukając odpowiedzi, niecierpliwiąc się oraz zastanawiając się, co trolle wymyśliły i czy ktokolwiek rozwiązał zagadkę. Była to wysokość, zorganizowana akcja, a może ciało podobne do Sherlocka? Wystarczyło, że ktoś napisał HOW(jak), a wszyscy wiedzieli, że chodzi o fandom Sherlocka. Potem pojawiło się przerażenie po wypuszczeniu do sieci trailera, w którym John ze złością w głosie twierdził, że "Nie obchodzi mnie, jak to zrobiłeś. Chcę wiedzieć dlaczego". Oczywiście wszyscy prawie zeszli na zawał. A co zrobiły trolle? Dały nam nie jedną odpowiedź, a trzy.

Odcinek zaczyna się od prezentacji pierwszego 'wytłumaczenia', jak Sherlock przeżył. Moje brwi podnosiły się coraz wyżej, wczuwałam się w cudowną melodię i zastanawiałam się, czy to tak na serio. Przyznam się, że wizja z hipnotyzerem i pocałunkiem była trochę przesadzona, ale do przełknięcia. Jednak, czy John nie zauważyłby zbitego okna? Nie chce mi się w to wierzyć. Okazuje się zaraz, że jest to jedna z teorii spiskowych Andersona, który stracił pracę, założył fandom Sherlocka spotykający się prawdopodobnie w jego mieszkaniu niczym Anonimowi Sherlockolicy. Zauważyliście, że biedny Anderson, który swego czasu był najbardziej znienawidzoną postacią w serialu, teraz jest kochany i uwielbiany, a do tego nosi swetry Johna? Poza tym padło zdanie, którym żył cały fandom "I believe in Sherlock Holmes". Jest to jeden z pierwszych w tym odcinku ukłonów w stronę fanów.

Jedną z kolejnych równie emocjonujących scen jest spotkanie po latach. Ta scena jest przekomiczna. Siedziałam, jak na szpilkach szepcząc: spójrz John, Jawn spóóóóójrz na niego! Zaraz potem miałam ochotę położyć się na podłodze i płakać. Wystarczyła tylko ta dramatyczna melodia i oczy biednego doktora Watsona, który za mgiełką mordu starał się ukryć ten ogromny ból wypisany na każdej zmarszczce jego zasłoniętej wąsami twarzy. Jak myślicie, co było pierwszą rzeczą, jaką powiedział Sherlocka poza no cóż "not dead"? "Naprawdę zamierzasz zatrzymać te wąsy?" Skończyło się to wyrzuceniem z restauracji. Nie z jednej, a z trzech. Najprościej mówiąc w czasie tego spotkania można się śmiać przez łzy. Zrobiono to absolutnie genialnie, choć fani oczywiście spekulowali, jak do tego dojdzie. Czy Sherlock wreszcie kupi mleko? Czy wyskoczy z tortu? Czy może wlezie z butami na romantyczną kolację, kiedy John będzie się próbował oświadczyć?

Mamy w odcinku jakiś tam kryminalny wątek, ale powiedzmy sobie szczerze, że zamachowcy, bomba, Londyn to nic nowego i nie jest to specjalnie nowatorski temat, który zresztą służył za tło dla ponownego spotkania ze wszystkimi bohaterami serii, wielu puszczonych oczek w kierunku fanów oraz oczywiście wyjaśnień, jak ten Sherlock to zrobił, że nadal stąpa po ziemi cały i zdrowy. Kolejna propozycja pochodzi od fanki. Dosłownie na spotkaniu Anonimowych Sherlockolików dostajemy wizję, przez którą prawie mi wypadły oczy z orbit i łzy śmiechu ocieram za każdym razem, gdy tylko o tym pomyślę. Ostatnia wizja pochodzi o Sherlocka. Stosowna muzyczka, która ma załagodzić tak gwałtowne przeskoczenie z jednego wątku na drugi oraz racjonalne, rzeczowe, matematyczne wyjaśnienie. Oczywiście tego nie kupiłam. Byłam święcie przekonana, że trolle zrobiły coś w stylu quizu:

Jak przeżył Sherlock?
a) Wyjaśnienie Andersona
b) Wyjaśnienie Fanki
c) Wyjaśnienie Sherlock
d) Trolle zostają trollami, żadna z powyższych. 

Na wspomnienie przy okazji tego postu zasługują dwie żeńskie postacie, ponieważ, co miałam do powiedzenia o Andersonie, to powiedziałam. Miałam wrażenie, że był zwyczajnie serialowym popychadłem, którego można oskarżać o posiadanie zerowej inteligencji, choć ja widziałam w nim zazdrość, że Sherlock był tak inteligentny i potrafił znaleźć to, czego Anderson nie zauważył lub nawet zlekceważył. Wszyscy wiemy, że ludzie nie są doskonali i bywają dość zawistni. Nie, żebym ja nienawidziła Andersona, ale nie darzyłam go też jakąś sympatią. W trzecim sezonie podobała mi się oczywiście jego niezachwiana wiara w Sherlocka, choć trochę spóźniona i wynikając z poczucia winy, ale hej! Lepiej późno, niż wcale.

Wracając do naszych dwóch pań. Spokojnie nie martwcie się, że pominę żadnego bohatera. Po prostu gdybym omawiała każdego po kolei, to ten post wyszedłby dziesięć razy dłuższy, a tego chyba nie chcemy, prawda?

Pierwszą z nich jest moja biedna Molly, którą zawsze uosabiałam z fankami Sherlocka. Skrycie(jak jej się wydaje) do niego wzdycha, a on nawet tego nie zauważa, a do tego traktuje ją po prostu okropnie. Myślę, że to ona została najbardziej "zjechana" przez niego w całych dwóch pierwszych sezonach, a tutaj proszę; okazała się być najważniejszą osobą dla Sherlocka, gdy musiał zniknąć na dwa lata, choć Moriarty całkowicie ją zlekceważył. Osamotniony Sherlock postanawia wraz z nią pobawić się w detektywa i spędzają ze sobą uroczy dzień. Nic nie mogę poradzić, że lubię Molly, która w kolejnych odcinkach sezonu trzeciego odegra jeszcze mniejszą, ale na pewno niebagatelną rolę.

Nie można też zapomnieć o Pani Hudson, bez której Anglia przestałaby istnieć. Szkoda, że nie zdzieliła go tą patelnią; na pewno byłoby to ciekawe. Jej postać kojarzy mi się z taką starą ciotką, która bardziej przejmuje się dziećmi swojego rodzeństwa, niż swoimi. Troszczy się o nie, zna się na nich lepiej, niż im samym się wydaje oraz jest taką ciepłą ostoją w tym zimnym, mokrym Londynie. Może czasami zachowuje się dość... nietypowo, choć nie zdaje sobie z tego nawet sprawy, a jednak nie da się nie kochać poczciwej Pani Hudson.

Podsumowując; ten odcinek to istny rollercoaster emocjonalny skierowany przede wszystkim do tych wszystkich szalonych fanów, którzy spędzili ostatnie dwa lata snując teorie oraz robiąc gify z każdej sekundy serialu. Trolle spisały się na medal i choć ten odcinek nie porywa akcją(można nawet uznać go za jeden z nudniejszych pod tym względem), to był dla mnie po prostu idealny.

Ocena: 10/10.

Sophie di Angelo

6 komentarzy:

  1. Zgadzam się z tobą w 100% Drugi odcinek też był wspaniały a przede mną niestety ( niestety dlatego, że kocham ten serial) 3. Szkoda, że tak mało odcinków :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedługo mam ferie, wiec chcę przez ten czas zapoznać się właśnie z Sherlock'iem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiaaaaaaaaaaaaam ten serial!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo Sherlock zawsze jest idealny! Co by się nie działo :) Obejrzałam cały sezon i skończyło się po raz kolejny wielkim wow :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sherlock :3 U siebie pisałam recenzję wszystkich odcinków sezonu, który był skądinąd świetny!

    Pozdrawiam serdecznie i bedę obsewować! :)
    W.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam ten odcinek ;3
    Cóż, jak w końcu mogłam go obejrzeć to reagowałam mniej więcej jak Anderson :D
    Najbardziej mnie zmartwiło to, że w tym sezonie nie było Moriartego (moja ulubiona postać), ale mimo to i tak boski.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo