Elita - Kiera Cass

Tytuł oryginału: The Elite
Seria: Rywalki
Tom: 2/3
Liczba stron: 326
Wydawca: Jaguar
"Rywalki" pochłonęłam w kilka godzin i gdy zapomniało się o Aspenie oraz "wątku" z rewolucjonistami, to wyszła z tego całkiem sympatyczna i urzekająca historia miłosna. Kolejne części chciało się przeczytać z marszu. Postanowiłam jednak poczekać do premiery trzeciego tomu (w oryginale), żeby faktycznie móc to zrobić, jednak nie jestem już taka pewna, czy tego chcę...

W pałacu pozostało sześć dziewcząt. Wszystkie wiedzą, że Maxon darzy szczególna sympatią Americę, która jednak nie wie, czy na pewno czuje to samo w stosunku do niego... Czy chce zostać Jedyną? Zwłaszcza teraz, gdy w pałacu pojawił się Aspen, z którym łączy ją długoletnia historia...

Normalnie miałam ochotę dorzucić w opisie hasztag (o dziwo istnieje spolszczenie) "jak żyć". Niestety wbrew wszystkim oczekiwaniom właściwie o to chodzi w tej książce, Ami - tak właśnie na nią wołają w polskiej wersji, chociaż kompletnie nie rozumiem tego skrótu - na zmianę widzi Aspena i Maxona i zależnie od tego, który to jest, wtedy ma absolutną pewność, że to z nim powinna być. Nie wmówicie mi, że wygląd nie ma tutaj nic do rzeczy.  O ile za pierwszym razem przeszło to bez echa, za drugim razem (jakąś stronę później) już zrobiło się dziwne, to przy ostatnim liczyłam, że Aspen wyzionie w końcu ducha, co byłby spokój (choć po siódmym straciłam rachubę, kiedy i kogo już ona chce). 

Właściwie jest tutaj nie wiele więcej poza opisami sukienek, jedzenia, przyjęć i fragmentami pamiętnika założyciela państwa, w którym żyje America. Jednak w ogóle nie przeszkadzało mi to w pierwszym tomie, więc w "Elicie" też nie oczekiwałam niczego więcej. Miało być tylko lekko i romantycznie. Lekko to było, ponieważ autorka absolutnie nie umie kreować intryg, choć dzielnie się stara - rebelianci szukający książek pewnie - ani nie rozumie idei miłości, jednak nie jest źle. Czyta się to szybko, a i powiem Wam, że America naprawdę mnie nie drażni. Chyba nawet budzi we mnie jakąś sympatię.

Skupmy się jednak na jej sympatiach. Gdy mamy okazję poznać bliżej Aspena, to trzeba przyznać, że doskonały z niego... przyjaciel. Taki, który powinien do końca świata pozostać w friendzone, ale autorka wykreowała sobie historię miłosną, która co najwyżej zmusza czytelnika do leciutkiego uniesienia brwi z niedowierzaniem. Przypomina mi on Adama z "Dotyku Julii" poza tym, że Adam był idealnie przesłodzony, a Aspen jest nijaki, nudny, bez wyrazu. Istnieje tylko po to, żeby był w tej książce trójkącik, a America wygląda na atrakcyjniejszą. Dodatkowo autorka wykazała się wyjątkową głupotą, ponieważ gdy w "Rywalkach" okazało się, że Aspen pojawił się w pałacu, o ile pamiętam, nie całował się wtedy z Americą. Kiedy jeden z wartowników zostaje przyłapani na obłapianiu jednej z kandydatek, oboje zostają skazali na śmierć. A co robi America? Pomyślała, że to mogła być ona - oni, po czym zaczyna całować się z Aspenem (na kolejnym spotkaniu). Też uważacie to za świetny pomysł?

Co do Maxona, to nadal uważam go za cudownego gościa. Mieć cierpliwość do takiej Americi, to jest cud. Fakt, że ona jest naiwna, a on wie, że nie wszystko jest w tym kraju piękne, ale nie może zbyt wiele działać, nie popsuło mi jego uroku (choć America przeżywała to powoli i dobitnie). Całkowicie rozumiem każdą jego reakcję na jej zachowanie oraz działanie w eliminacjach. Choć nie rozumiem, dlaczego wybrał wszystkie te dziewczyny; tak, tak jest to wyjaśnione prze autorkę, ale jak prawie każda rzecz w tej serii jest to mocno naciągane i przerysowane, ponieważ autorka na siłę stara się podkreślić, jakie to bohaterki są nieidealne w stosunku do Americi, bo ona urodziła się Piątką i wie, co to true life.

Zdecydowanie uważam, że można by wrzucić całych tych rebeliantów oraz Aspena, a ja totalnie kupiłabym tą historię, ponieważ podobnie, jak America uwielbiam piękne sukienki, dobre jedzenie, a i książę nie zaszkodzi od czasu do czasu. Wiadomo, że po takiej lekturze nie można by spodziewać się intelektualnej uczty, ale przynajmniej byłoby uroczo. To by mi wystarczyło w tej historii.

"Elita" jest gorsza od "Rywalek" i nie ma co się oszukiwać odnośnie tego faktu. Jednak nie znaczy to, że nie lubię tej serii. Nadal w pewien sposób jest dla mnie urocza i czarująca, choć już zdecydowanie mniej. "Jedyną" przeczytam w swoim czasie, ponieważ specjalnie mi się teraz do tego nie śpieszy, choć też na pewno nie porzucę tej historii. 

Ocena: 4/10.

PS. Uważam, że ta seria ma zbyt piękne okładki do takiej treści. Plus pierwszy tom bardziej mi się spodobał. Ta suknia jest trochę dziwna i z zakrytą twarzą jakoś tak fajniej wygląda.


Seria "The Selection"/"Rywalki":
1. Rywalki - recenzja
2.  Elita
3. Jedyna - premiera we wrześniu
+ The Selection Stories 0,4 The Queen; 0,5 The Prince; 2,5 The Guard
- premiera listopad/grudzień

Sophie di Angelo

9 komentarzy:

  1. Ejj. Mnie tam się podobało, choć może dlatego, że osobiście traktuję "Selekcję" jako prostą serię, czytaną dla umilenia wolnych chwil. Drugi tom przypadł mi do gustu bardziej niż pierwszy, bo w "Rywalkach" mogłam całą fabułę odgadnąć od razu, natomiast w "Elicie" parę scen i rozwiązań mnie zdziwiło. Nie jakoś bardzo, ale zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś chyba jedną z niewielu osób, które America nie denerwuje. Ja nie byłam w stanie jej znieść w darmowym fragmencie i serię sobie odpuściłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jeszcze nie przeczytałam "Rywalek", ale na pewno to zrobię, bo chcę się przekonać na własnej skórze, czy jest warta uwagi :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama dopiero jestem w trakcie czytania ''Elity'' i prawdę mówiąc America (jakoś wolę oryginalne imię ;)) zaczyna mnie lekko irytować swoim skakaniem z kwiatka na kwiatek. Mam nadzieję, że w końcu się ostatecznie zdecyduje, bo według mnie książka na tym dużo traci.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzecia część dużo lepsza niż druga, więc polecam zakończyć trylogię ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W anglojęzycznej wersji skracają Americę do Mer. Jakoś bardziej podchodzi mi ten skrót niż ,,Ami". Według mnie, jeśli chodzi o całą trylogię, to Kiera Cass w ogóle nie wykorzystała potencjału - zamiast tego mamy powieści pisane na kolanie i wszystko kręci się przez dwa i pół tomu wokół niezdecydowania Americii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieeem. Czytałam pierwszy tom w oryginale. Mer brzmi lepiej i w polskiej Aspen tak do niej mówi. :) Czy ja wiem, czy tu był potencjał?

      Usuń
  7. Tak! Okładki są piękne i to właśnie dlatego chodzi za mną ta seria. Pewnie prędzej czy później kupię ją całą na wypadek, gdybym miała ochotę na coś lekkiego i delikatnie odmóżdżającego. Czasem się trzeba wyluzować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można też ją kupić, bo jest śliczna. Czai się na promocje, to nawet dużo za śliczność nie zapłacisz :)

      Usuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo