Ars Dragonia - Joanna Jodełka

Poznań to dość niezwykłe miasto. W dzisiejszych czasach bowiem w typowej metropolii więcej jest wkoło nowoczesności, która aż razi po oczach niż starych budynków, kamienic, czy placów... W Poznaniu za to można natknąć się na nie na każdym kroku, dlatego miasto to ma dla mnie niesamowitą atmosferę. Gdy spojrzycie już na samą okładkę, to można dobrze ją poczuć. A gdyby tak dodać do atmosfery Poznania jeszcze trochę... magii?

Gdy Sebastian Pitt przyjeżdża na pogrzeb dziadka, nie spodziewa się nawet, co może go spotkać. Niewyjaśnione okoliczności śmierci, tajemnicza i piękna dziewczyna, ojciec, z którym nigdy nie układały mu się stosunki, a do tego fakt, że wysłano zawiadomienie o pogrzebie, gdy jego dziadek... jeszcze żył Komu zależało, żeby pojawił się teraz w Poznaniu? I... dlaczego?

Zanim 'wgryzłam' się w klimat powieści, przeczytałam prawie sto stron. "Ars Dragonia" przykuła moją uwagę od początku, ale należy ona do tego typu książek, które nie da się ocenić po pierwszym wrażeniu, choć w tym przypadku jest ono bardzo korzystne! Mamy powieść z tajemniczą okładką, a gdy tylko ją przekartkujemy, to zobaczymy wyróżniające się strony oraz szkice na samym końcu. W trakcie czytania wyszło to jednak trochę chaotycznie, ponieważ wpisy objaśniające, czyli np. raporty sprzed kilkudziesięciu lat przerywały zdanie w połowie; zostały umieszczone w dobrym momencie, ale tak jakby w złym miejscu. Szkice nabierały sensu wraz z lekturą i bardzo żałuję, że są na końcu, zamiast w środku pomiędzy kolejnymi objaśnieniami, ponieważ przejrzałam je przed lekturą, gdy nie za bardzo miały sens i po, gdy doceniłam dopracowanie.

"Ars Dragonię" czyta się bardzo przyjemnie; szybko i bezboleśnie. Autorka ma już wyrobiony styl, więc zdania są w sam raz, płynność jest zachowana, a historia spójna. Spodobał mi się język, ponieważ jest taki... odpowiedni, tak bym to ujęła. Mam już powoli dość udziwnionego stylu, którego nie da się przetrawić i się człowiek tylko męczy; lub przeciwnie prostackiego i wulgarnego. Tutaj było w sam raz; gdy już się wczuło w historię, to płynęła ona gładko.

Powieść ma jednak pewien mankament; w czasie czytania pojawiają się nowe wątki, a co za tym idzie, często wiele pytań bez odpowiedzi lub niejasnych sytuacji. Raporty przedwojenne zawarte w książce rozbudzają ciekawość, a kolejne wydarzenia przykuwają maksymalnie uwagę czytelnika; nie zauważyłam nawet, że to już koniec dopóki nie przeczytałam strony i okazało się, że nie ma ich więcej. Wtedy się trochę zmartwiłam, ponieważ owszem autorka doprowadziła do końca najważniejszy wątek, ale zbyt wiele pytań pozostało bez odpowiedzi. Zapowiedziano rozmowę wyjaśniającą, która miała wszystko wyjaśnić czytelnikowi między innymi czym jest tytułowa Ars Dragonia, jednak... nie pojawiła się ona. Z pewnością w drugim tomie coś będzie, ale nie wiadomo, kiedy ta część się pojawi, a z upływem czasu kolejne niejasności wylecą z głowy... Wielka szkoda, że zabrakło tutaj wyklarowania sytuacji po finale akcji.

Sam pomysł na fabułę bardzo mi się jednak spodobał! Mam wielką słabość do mitologii, a pojawiła się ona tutaj w dość ciekawej formie (oraz zapowiada jeszcze bardziej interesujący rozwój fabuły w kolejnej części), a do tego pomysł z równoległymi światami, gdzie stwory z poznańskich kamienic ożywają, to był strzał w dziesiątkę w moim przypadku! Na początku nie byłam do tego przekonana, ale zostało to naprawdę fajnie przedstawione i co tu dużo mówić, jest to zdecydowanie w moim guście.

Szczerze powiedziawszy, gdy usłyszałam o książce, nie wzbudziła ona mojego zainteresowania i przy pierwszej okazji lektury, nie skorzystałam z niej. Teraz wiem, że zrobiłabym błąd, ponieważ gdy pojawiła się moja ukochana mitologia i to w polskiej powieści młodzieżowej i trzeba to dodać, wątek ten został poprowadzony naprawdę dobrze, to wiedziałam już, że to są moje klimaty. Szukacie nietypowej lektury na wakacje z delikatnym mitologicznym wątkiem? Polecam więc "Ars Dragonię"!

Ocena: 7/10.

Sophie di Angelo

Zobacz również