Przedpremierowo: Wybacz mi, Leonardzie - Matthew Quick

Czytanie książek wiąże się z różnymi rodzajami zaskoczeń; jesteśmy zaskoczeni tym, co autor przedstawił, jako zakończenie powieści lub faktem, jak potoczyła się historia miłosna; jak bardzo wszystko jest pomieszane lub jak klarownie przedstawione. Czasami zaś zaskakuje już pierwsza strona, a uczucie przylega do nas niczym ciepły koc i zostaje do ostatniej strony opowieści...

Leonarda Peacock'a poznajemy w dniu, który wyznaczył na własne samobójstwo. Ma on przygotowany pistolet oraz prezenty, które chce wręczyć najbliższym mu osobom, jako swoiste pożegnanie. Stopniowo wraz z upływającymi godzinami, poznajemy jego życie, które doprowadziło go do takiej, a nie innej decyzji...

"Wybacz mi, Leonardzie" ujęło mnie przede wszystkim swoją prawdziwością. Bohater był realny do szpiku kości: jego pragnienia, smutki, radości, marzenia oraz krzywdy, których doznawał. Czy to z powodu obojętności matki, czy nieobecności ojca oraz nieprzystosowania społecznego, a co za tym idzie brakiem prawdziwych przyjaciół... Wyjątkowo rozwiązaniem okazała się nie być, no cóż... dziewczyna, czy kobieta, lecz inny rodzaj troski... Spodobało mi się to, ponieważ powieści z gatunku YA są naprawdę schematyczne: zranieni, odstający od innych bohaterowie, którzy dzięki swojemu uczuciu potrafią naprawić świat. Jak jednak jest w prawdziwym życiu? Matthew Quick oddał to zwyczajnie doskonale.

Tytuł oryginału: Forgive Me, Leonard Peacock
Liczba stron: 408
Wydawca: Otwarte
Leonard jest bohaterem, który budzi w czytelniku mieszane uczucia. Współczuje mu się oraz towarzyszy w dniu jego planowanego samobójstwa, a dzięki pierwszoosobowej narracji mamy wgląd w jego psychikę, jednak jest on tak bardzo ludzki, że nie da się go ot tak po prostu zaszufladkować. Ma swoje wady, dziwactwa oraz zalety. Bywa odrzucający, czy budzący wątpliwości; można nawet powiedzieć, że jest typem bohatera negatywno-pozytywnego. Nie sprawia to jednak, że jego opowieść jest mniej poruszająca.

Spodobał mi się bardzo motyw listów, których jednak treści nie mogę zdradzić ze względu na ich ogromny wpływ na rozwój fabuły. Na początku nie mogłam ich sprecyzować: dlaczego się tutaj znalazły, jaką odgrywają rolę i jaki mają związek z tytułem... Spodobał mi się pokrętny oraz bardzo specyficzny humor autor i jego naprawdę widoczny wpływ na akcję powieści.

Zakończenie książki "Wybacz mi, Leonardzie" jest moim zdaniem również naprawdę nietypowe, jak na powieść z gatunku young adult; gdy już pominie się niepojawiający się (na co absolutnie nie ma co narzekać) wątek miłosny, to zostaje nam stały element, czyli zakończenie, które jest zwyczajnie klarowne oraz pełne nadziei. Zastanawiałam się, jak autor ujmie to wszystko na końcu; jak ją podsumuje oraz przedstawi sytuację Leonarda w przyszłości. Miałam wiele scenariuszy oraz obaw, ale autor umiejętnie je rozwiał.

Historia przedstawiona w powieści Wybacz mi, Leonardzie zaskakiwała mnie na każdym kroku. Kiedy już myślałam, że wiem, co wydarzy się na następnej stronie, autor skutecznie mnie mylił, tworząc coś znacznie lepszego, niż sobie wyobrażałam. Książka porusza do głębi prostotą oraz prawdziwością. Jest to historia pełna kontrastów: rozdzierająca, a przez to bolesna, ale i niebezpiecznie piękna. Polecam z całego serca!

Ocena: 9/10.

Sophie di Angelo

Zobacz również