Z deszczu pod rynnę - Kerstin Gier

Tytuł oryginału: Für jede Lösung ein Problem
Cykl: Kolorowy uśmiech [Sonia Draga]
Powieść w jednym tomie
Liczba stron: 334
Ocena: 6/10
"Z deszczu pod rynnę" chciałam przeczytać już dawno temu, gdy byłam na fali zachwytów nad "Trylogii czasu". Jednak nie udało mi się przez długi czas książki zdobyć, a gdy już wpadła w moje ręce, to i swoje odczekała. W końcu przyszedł i czas na książkę, która na każde rozwiązanie, wynajduje nowy problem.

Gerri jako jedyna ze swoich czterech sióstr nie ma męża, skończonych studiów, stałej pracy ani nawet własnego mieszkania. Ma za to trzydziestkę na karku i przed sobą żadnych perspektyw. Postanawia więc zakończyć swoje bezsensowne życie. Zdobywa odpowiednią ilość środków nasennych, pozbywa się praktycznie wszystkiego z domu, robi sobie nową fryzurę oraz kupuję wystrzałową kieckę za ostatnie pieniądze. Pisze również listy, które w dniu samobójstwa wysyła. Jednak tego dnia nic nie idzie, jak było w planie, a listy już ruszyły w świat...

Życie, moje dziecko, jest jedną wielką przygodą, a problemy które w nim napotykamy to nic innego jak okazje pozwalające nam się sprawdzić i udowodnić, czego tak naprawdę potrafimy dokonać.

Samobójstwo to nie jest łatwy, ani tym bardziej lekki temat, a jednak "Z deszczu pod rynnę" to książka, której głównym zadaniem jest rozbawienie czytelnika. Przyznam też, że nie zastawiałam się wiele sama nad kwestią tego, że bohaterka chce zakończyć swoje życie, bo choć jest to głównym powodem powstania tej książki, to i tak pozostaje daleko w tle masy innych wątków. Na plan wysuwają się problemy, które do niego doprowadziły, to owszem. Gerii zdecydowała, że nie ma już sensu, żeby dalej ciągnęła życie, które zaczęło jej się walić. Logicznym wyjściem jest dla niej się jego pozbawienie, co jest tragiczne, a równocześnie jakieś takie nie do końca poważne w tej opowieści. Trzeba spojrzeć na to z lekkim przymrużeniem oka w przypadku "Z deszczu pod rynnę".

Gerri to przezabawna bohaterka, która swoimi przemyśleniami potrafi doprowadzić do śmiechu, jednak i tak najciekawsze są jej listy, w których z grubej rury postawiła wygarnąć wszystkim, co naprawdę o nich sądzi i co dusiła w sobie przez tyle lat. Listy zawarte w tej książce nie są długie i poza oczywiście elementem komicznym, to dają również do myślenia na temat bycia szczerym ze samym sobą i ludźmi, którzy nas otaczają. Jedyne, co mnie naprawdę zdumiało, to jak okropną osobą jest matka Gerii, normalnie się człowiek gotuje czytając o tym, jak traktuje ona wszystkich dookoła.

Niezwykle ciekawy jest dla mnie za to wątek pracy Gerii, która jest pisarką i pisze w miesiącu dwa krótkie romanse medyczne, tak bym to nazwała. To było naprawdę interesujące, Gerii zdradziła kilka informacji na temat pracy dla wydawnictwa oraz jego funkcjonowania. Co prawda uważam, że jak wszystko w tej książce było to trochę przekoloryzowane, a jednak zabawne i na swój sposób zastanawiające.

"Z deszczu pod rynnę" to książka skierowana do starszych czytelników, nasza bohaterka właśnie skończyła trzydzieści lat, jak również jej znajomi, którzy pożenili się i dorobili już dzieci. Wiadomo, że nie każdego taki klimat może zainteresować, ja byłam ciekawa i dobrze nastawiona głównie z powodu nazwiska oraz ciepłych słów na temat twórczości autorki dla dorosłych czytelników. Mi jednak bardziej podoba się "Trylogia czasu". W "Z deszczu pod rynnę" jest zabawnie, a do tego Gerii sypała tekstami, które kojarzyły mi się z Gwen, a jednak nie było też nadzwyczaj dowcipnie i w sumie jest to książka raczej średnia, niż szczególnie warta uwagi, mimo faktu, że dobrze się bawiłam ją czytając. Nie ukrywam, że oczekiwałam więcej, jednak zawiedziona też nie jestem.

"Z deszczu pod rynnę" można przeczytać, gdy szukamy lekkiej i szybkiej lektury, której właściwie jedynym zadaniem jest nas rozbawić. Myślę, że dla fanów Kerstin Gier może to być ciekawe porównanie, poza tym według mnie nie ma tutaj nic tak szczególnego, co by czyniło lekturę tej książki konieczną.

Najciekawsze cytaty z "Z deszczu pod rynnę" znajdziecie tutaj: Nicole's quotes.

Sophie di Angelo

6 komentarzy:

  1. Jest to kolejna pozytywna recenzja tej książki, w ogóle twórczości tej autorki, którą czytam. Będę musiała w końcu zapoznać się z jakąś powieścią jej :)
    Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przeczytałam nigdy "Trylogii...", ale "Z deszczu..." stoi u mnie na półce odkąd tylko trylogii usłyszałam :) Nieprzeczytane... Może to głupie, ale ta okładka działa na mnie bardzo ptymistycznie ;) uszę się w końcu zabrać za tą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię książki w których są listy, ale akurat ta to zupełnie nie mój typ ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na razie przeczytałam tylko pierwszy tom jej trylogii. Najpierw ją dokończę, a później zobaczymy :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpadła mi w oko. Bardzo chętnie bym przeczytała, ale LC donosi, że brak egzemplarzy w księgarniach. :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś mnie w ogóle nie przekonuje.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo