Miesiąc z... Upiorem w Operze

Źródło: FB
Często nie lubimy i skreślamy rzeczy, choć nigdy nie mieliśmy z nimi styczności. Gdy słyszę, że ludzie nie lubią musicali/opery/filmów Bollywood (w końcu to według niektórych jedno i to samo), to po prostu wywracam już oczami. Jednak kilka lat temu i ja nie miałam wielkiej ochoty zaczynać z żadną z tych rzeczy swojej przygody; w 2008/9 roku zostałam na swoje szczęście wrobiona w spektakl w związku z wycieczką śladami Szarych Szeregów (patrona mojej ówczesnej szkoły), który to bardziej ekscytował moją mamę niż mnie. Nie byłam nigdy wielką fanką teatru, ponieważ przestawienia, na które ciągała mnie szkoła były zwykle beznadziejne (nadal nie mogę się pozbierać po tej nieszczęsnej Balladynie, choć miałam wtedy z 13 lat?), więc byłam zdolna do słuchania muzyki przez cały spektakl lub grania dyskretnie na komórce (co nadal praktykuję na niemieckich absolutnie nieśmiesznych kabaretach, gdy wybieramy się klasowo). Tak, bywam czasami okropna. Jednak, gdy przyszedł wieczór i wybraliśmy się do najwspanialszego teatru świata Roma, to siedziałam, jak zaczarowana. Oczywiście kupiłam płytę (i nauczyłam się mimowolnie wszystkich piosenek po polsku i angielsku, czym katowałam swoją nieszczęsną rodzinę kolejne lata) i tak zaczęła się moja wielka, trwająca do dzisiaj, przyjaźń z Upiorem z pewnej paryskiej opery. 

W Romie byłam dwa razy i nawet nie wiecie, jak żałuję, że od tamtego czasu nie udało mi się wybrać na ich kolejne musicale (Nędznicy, Deszczowa piosenka, Aladyn; na Mamma Mia - rozpoczęto właśnie przesłuchania - jadę i już!!!). Naprawdę moja mama jest cudownym człowiekiem. Wróciłam do domu z wycieczki, powiedziałam: "Mamusiu, ja muszę to jeszcze raz zobaczyć", a ona otworzyła laptopa i kupiła bilety (nadal je mam gdzieś! Jak znajdę, to pstryknę zdjęcie). Za drugim razem było oczywiście równie cudownie, ponieważ trafiłam na tego samego Upiora, który nagrywał piosenki do płyty oraz najlepiej śpiewającą Christine (ta z płyty brzmi trochę, jak czajnik, gdy śpiewa wysokie tony, choć i tak wymiata). Do dzisiaj z przyjemnością słucham wszystkich piosenek w wielu językach (mam polskie i niemieckie wydanie). Nie tylko jednak zakochałam się bezgranicznie w upiorze, ale również ogólnie w musicalach. 

Jestem człowiekiem, który gdy się czymś interesuje, to poświęca się temu w całości. Tak było i z Upiorzem. Julie z MORE JULIE ma farta, ponieważ "Upiora w operze" (książkę) miała już w domu. Ja musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby w końcu ją zdobyć. Nigdzie nie jest dostępna. Żadne księgarnie, antykwariaty, a na Allegro to nikt nigdy nie widział. Jednak udało się! Zabrałam się do lektury i obecnie przypuszczam, że "Upiora w operze" czytałam już cztery lub pięć razy. Jak ja uwielbiam te hejty, że szkoda marnować czasu na czytanie nawet dwa razy tego samego, jak jest tyle książek. Mam wrażenie, że takie osoby po prostu nigdy nie trafiły na pozycję, przy której jest to zwyczajnie niemożliwe. :) 

Ekranizację widziałam jedną (zdaniem krytyków najlepszą), czyli film muzyczny z 2004 roku z Gerard'em Butler'em oraz Emmy Rossum (miała w filmie tylko 16 lat!) w rolach głównych. Naprawdę w życiu się bym nie spodziewała, że ten oto aktor, za którym zbytnio nie przepadam, ponieważ drażni mnie jego uroda, jest tak genialnym piosenkarzem. Przy niektórych piosenkach to ma się po prostu ciarki. Słowo daję! 

Jeszcze w skrócie, czego możecie spodziewać się w tym miesiącu... Na pewno recenzji książki oraz filmu, ale może napiszę coś o najwspanialszym teatrze świata, mniej o spektaklu, ponieważ aż tak doskonałej pamięci nie mam. ;)

Znacie/oglądaliście/czytaliście/widzieliście Upiora w Operze? :)

Sophie di Angelo

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam, kocham, a nawet więcej! Żałuję, że nie potrafię zdobyć nigdzie książki... :(
    Nie wiem, czy widziałaś, ale chciałabym Ci polecić to wykonanie - 100 razy lepsze niż film, według mnie https://www.youtube.com/watch?v=g9s7RHO_4-Y
    Oraz drugą część - "Love never dies", jeśli nie widziałaś :)
    A jeśli chodzi o utwory... Przecudowne *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomniało mi się, jak jaki czas temu mój tata miał ustawioną na dzwonek uwerturę Upiora z Romy, kiedy dzwoniła teściowa :')

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Upiora w Operze!

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłaś w Romie? Ale Ci zazdraszczam... ja chciałam iść właśnie na Upiora, ale nie wyszło i zanim miałam kasę i się ogarnęłam, to mi zdjęli :(( to samo z Les Miserables. Samego Upiora widziałam w wersji z Gerardem Butlerem. Bardzo mi się podobał, w szczególności piosenka!!!! W ogóle to ścieżkę dźwiękową ten film ma obłędną!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wielką chrapkę na Upiora, ale chciałabym zacząć od książki. Mam nadzieję, że uda mi się gdzieś ją złapać...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham Upiora! Ale moja miłość niestety nie zaczęła się od spektaklu, na który jeszcze mam nadzieję jechać, ale właśnie od filmu a potem od znalezionych na yt filmów z teatru, ale zupełnie zapomniałam z jakiego. A książki podobnie jak na przykład Dzwonnika z Notre Dame nigdzie nie mogę znaleźć więc strasznie Ci zazdroszczę. Ale mogę wspomnieć, że jakiś czas temu byłam na Ale musicale w Romie i był cały jeden utwór z tego konkretnego musicalu to nie mogłam być spokojna go słuchają.
    Pozdrawiam serdecznie, mam nadzieję, że nie przestraszy Cię długość komentarza. Chciałabym tylko wspomnieć, że Twój blog to jedna z najciekawszych rzeczy jakie ostatnio znalazłam w internecie. M :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo