"Zniewolony" to adaptacja biografii Solomona Northup zatytułowanej "12 Years a Slave" i już na wstępie powiem Wam, że uważam, iż niezwykle ciężko i dość niezręcznie jest pisać o fabule tej historii i beztrosko oceniać ją, gdyż tu nie chodzi o sam film; fabuła opowiada o losach porwanego człowieka, to była czyjaś historia, jak można więc wypisywać jej plusy, czy minusy? Ja nie będę tego robić i skupię się na aktorach, montażu i tym podobnych aspektach ekranizacji. Drugą stroną medalu jest jednak, że film został zrobiony, aby z wielu dolarów(czy też funtów) zrobić jeszcze więcej dolarów, a do tego zgarnąć za to Oscara, czy też pięć...
OPIS(dystrybutor kina): Ekranizacja wstrząsających wspomnień Salomona Northupa. To wydarzyło się naprawdę. Jest rok 1841. Na północy Stanów Zjednoczonych już od lat czarnoskórzy obywatele cieszą się wolnością. Jednak w stanach południowych wciąż panuje niewolnictwo. Mieszkający w Waszyngtonie Salomon Northup – czarnoskóry wolny i wykształcony człowiek, ojciec dwojga dzieci, szczęśliwy mąż i szanowany obywatel – zostaje podstępem porwany i sprzedany handlarzom niewolników. Tak rozpoczyna się trwająca 12 lat dramatyczna i niezwykła odyseja człowieka, który wbrew otaczającej go brutalnej rzeczywistości próbuje przetrwać i nigdy nie stracić nadziei na wolność. Człowiek raz wolny, pozostanie nim na zawsze.
Przyznam szczerze, że za każdym razem, gdy wybieram się do kina i widzę, że film trwa ponad dwie godziny jestem zaskoczona, ponieważ w pewnym momencie stwierdziłam, że era takich seansów minęła, gdy kolejny raz oglądałam tylko półtora godzinne widowisko, a czasami nawet i na tak długi film nie było wystarczająco materiału. Jak widać jednak wciąż powstają takie tytuły, lecz osobiście nie uważam, żeby wychodziła im taka długość na dobre. "Zniewolony" to kolejny film, który zwyczajnie mnie znużył, a ja nie mogłam już wysiedzieć w fotelu.
Najważniejszą rolę w filmie miał Chiwetel Ejiofor grający Solomona. Obserwowałam go bardzo uważnie, jednak dostrzegłam w nim ułamek sztuczności, coś takiego, gdy widać po prostu, że aktor skupia się na tekście, który ma powiedzieć, próbując go nie zapomnieć. Jest to niesamowicie charakterystyczna mina, która niektórych "aktorów" nie opuszcza od pierwszej sekundy odcinka/filmu aż do ostatniej, jednak tutaj były to tylko chwile, a postać Solomona jest niezwykle dobrze zagrana i przekonująca.
Wybierając się do kina nie kierowałam się jakimiś szlachetnymi pobudkami, lecz faktem, że w "Zniewolonym" gra Benedict Cumberbatch, a ja korzystając z mojego szczególnego zainteresowania jego osobą, które może mi w każdej chwili minąć (choć w tym momencie oczywiście wydaje mi się to niemożliwe, ale już znam siebie z autopsji), nie mogłam sobie odmówić podziwiania jego gry na wielkim ekranie(oraz słuchania jego cudownego akcentu). Niezmiernie żałuję, że pojawił się on tylko w pierwszej części filmu, jednak cieszę się też, że przypadła mu w udziale rola Forda, co z pewnością było lepsze od postaci Edwina Epps'a, choć też uważam, że sprawiłby się w niej równie wspaniale.
"Zniewolony" to film, który wywierałby na widzu o wiele większe i głębsze wrażenie, gdyby - podobnie jak w przypadku American Hustle - nie był tak rozciągnięty w czasie, co odbiera historii dramatyzmu i nie jest ona już tak bardzo wstrząsająca, jak być powinna. Według mnie film ma też dość kiepski montaż. Osobiście nie zamierzam w najbliższym czasie sięgać również po książkę, ponieważ rzadko czytam biografie, choć przypuszczam, że znajduje się tam więcej okropieństw, które wstrząsają czytelnikiem mocniej niż film. Obejrzenia "Zniewolonego" ani nie polecam ani nie odradzam.
Ocena: 6/10.
Ogólne informacje:
Na podstawie: Zniewolony.12 Years a Slave - Solomon Northup
Reżyseria: Steve McQueen
Scenariusz: John Ridley
Główne role:
Chiwetel Ejiofor - Solomon Northup
Michael Fassbender - Edwin Epps
Benedict Cumberbatch - Ford
Paul Dano - Tibeats
Lupita Nyong'o - Patsey
Sarah Paulson - Pani Epps
Brad Pitt - Samuel Bass