Źródło: tumblr.com |
Doctor Who jest moim najukochańszym serialem (w chwili obecnej, trwającej już rok z hakiem). Nic więc dziwnego, że na kolejny, już ósmy sezon New Who czekałam z prawdziwą niecierpliwością. Nowy Doctor, niestety Clara oraz świetne efekty. Co mogło pójść źle?!
To już dwunasta regeneracja Doctora, więc dla ułatwienia nazywa się go Dwunastym. Towarzyszką jego nadal jest Clara i spotykamy się z nimi ponownie w wiktoriańskim Londynie. Zadymionym, szarym, pełnym śpieszących się ludzi... i z dinozaurem w Tamizie. Tak rozpoczął się pierwszy odcinek ósmego sezonu zatytułowany "Głęboki oddech". Puszczano go w kinach na całym świecie i wnikliwi fani mogli od razu zauważyć liczne, niedyskretne nawet nawiązania do poprzednich serii oraz główny wątek serialu - ziemię obiecaną. Długo się zastanawiałam, jak odebrać ten odcinek i ostatecznie stwierdzam, że nie był on ani szczególnie dobry, ani szczególnie zły. Po prostu średni, jak na Doctora Who. Jak się okazało był to zwiastun jakości całego sezonu.
Ósma sezon wyjątkowo ma odcinków dwanaście i pierwszy raz od ponad dwóch lat (dla mnie tylko rok, ponieważ całego Doctora Who nadrabiałam w grudniu 2013 roku) pojawia się w nim łączona historia, którą zarezerwowano na finał. Przyzwyczaiłam się już, że Doctor Who jest serialem, który zmienia się nieustannie i ewoluuje. Każdy sezon jest zupełnie inny i nie chodzi tu tylko o to, że technologia jest na wyższym poziomie, a więc i komfort oglądania, choć na swój sposób jest to również zaleta. Pod względem wizualnym Doctor Who jest na bardzo dobrym poziomie. Nie można powiedzieć, że najlepszym, ponieważ bywa, że zielone tło razi po oczach, jednak osobiście w ogóle nie umniejsza mi to przyjemności oglądania - to serial, a nie wysokobudżetowy film. Inne rzeczy za to umniejszają radość, jak najbardziej.
headoverfeels.com |
Zacznijmy od Clary Oswald. Powiem Wam, że starałam się ją polubić. I gdy już myślałam, że pojawiło się ciepełko w moim serduchu, to Clara skutecznie je niszczyła. Sezon ósmy miał się skupiać na jej osobie. Dlaczego? Clara jest dla mnie najmniej interesującą towarzyszką zaraz po Marthcie, ponieważ właśnie nic sobą nie wnosi do tego serialu. Ona nie potrzebuje Doctora, jako człowieka - ona korzysta z możliwości podróżowania i przeżywania przygód. Nawet jeżeli robi się poważnie - a tak właśnie robi się prawie zawsze, to i tak wraca. Czasami nie wystarcza tylko ładna buzia, towarzysz Doctora musi mieć w sobie to coś, a Clara mimo wszystko jest dość nijaka. Próbowano w tym sezonie pokazać związek towarzysza z kimś, kogo Doctor nie pociągał (nie fizycznie oczywiście). Wyszło to naprawdę miernie - nawet nie chodzi o fakt, że Danny'ego nie polubiłam od pierwszej chwili, gdy się pojawił. Jeżeli miał być to faktycznie pierwszy sezon Clara Who, to tragicznie pominięto jej życie poza Doctorem. Związek został upchnięty w kilku minutach, streszczony, stłamszony i raczej ani to widzów ziębił, ani ogrzewał.
jw. |
Na swój sposób związek Clary i Doctora był jednak naprawdę inny i interesujący. Jak powiedziałam, to nie ona potrzebowała Doctora i traktowała go naprawdę źle w tym sezonie. Kłamstwa, krzyki, oskarżenia. On jednak jej potrzebował oraz kochał na swój sposób, co dowodzi jedenasty odcinek sezonu. Bywał opryskliwy, ciągle jej dogryzał, często nawet nie zdając sobie sprawy z faktu, że to co robi jest niewłaściwie. Sprawdzał się za to z najtrudniejszych momentach i choć samej Clary nie polubiłam, to ich relacja potrafiła być naprawdę ciekawa.
jw. |
Co zaś się ma do samego Doctora... Miałam wiele momentów zwątpienia w tym sezonie. Pamiętając o tym, że każdy sezon to zupełnie inny kosmos, zapominałam, że tak samo jest z Doctorami. Stąd tak wiele momentów zaskoczenia i nie zawsze niestety pozytywnych. Kocham postać Doctora za całą tą jego złożoność - zaczynając od wrodzonej ciekawości, a kończąc na jego mrocznej stronie. Tutaj starano się to pokazać i właśnie to "staranie" jest dobrym słowem, ponieważ przy Dziesiątym wyszło to idealnie. Widz czuł ciarki i wewnętrzny niepokój, ale to rozumiał i nadal kochał Doctora. A tutaj to było jak kubeł zimnej wody. Były momenty, gdy czułam, że jest to mój Doctor, mimo zmiany i wyglądu i częściowo charakteru, jednak nie mogę powiedzieć, żeby się mi kierunek tej zmiany spodobał. Doskonale zdaję sobie sprawę, że Doctor nie jest idealny i ma o wiele więcej na sumieniu niż jakikolwiek człowiek. Nie jest bohaterem, nie jest złoczyńcą - jest szaleńcem w niebieskiej budce podróżującym przez czas i przestrzeń. Jednak w sezonie ósmym nie można było tego czasami dostrzec...
jw. |
Sezon ósmy Doctora Who oglądałam powoli. Dałam sobie czas na zauważenie szczegółów, nawiązań, ochłonięcie. Nadrabiałam powoli, pisałam recapy. Ekscytowały mnie liczne nawiązania do poprzednich sezonów - również klasycznych, co wywnioskowałam z dyskusji z innymi fanami oraz sam wątek ziemi obiecanej i związanej z nią osoby - Missy. Po obejrzeniu finału muszę powiedzieć, że wyszło to średnio i nie ukrywam, że jestem rozczarowana. Cała ta misternie budowana fabuła miała rozwiązanie takie, jak przewidzieli fani. Nawiązania miały malutką rolkę w całej tej historii i nie poczułam tego wow, tych wspaniałych emocji, które towarzyszyły mi tak długo, a przy ósmym sezonie były co najwyższej średnie. W tej serii pojawiły się dwa bardzo udane odcinki - Mumia w Orient Expressie i Robot z Sherwood, które zdecydowanie mnie zachwyciły i dołączają do mojej listy ulubionych odcinków Doctora Who. Były odcinki dobre, jak Posłuchaj oraz Zabić Księżyc. Jednak pojawiły się też odcinki dość nudnawe lub bezsensowne - W lesie nocy zapowiadało się wspaniale, a było strasznie poplątane. Jest mi strasznie przykro z tego powodu!
Sezon ósmy jest bardzo chwalony przez krytyków i uważany za praktycznie najlepszy z New Who, a dla mnie jest chyba najsłabszy, ponieważ słowo, którym bym go określiła jest po prostu: średni! Czułam się tak, jakbym oglądała późniejsze sezonu House'a - on był dalej sobą, ale wkradła się tam rutyna i serial się wypalił. Naprawdę nie chcę, żeby to spotkało Doctora Who. Rutyna mu nie grozi, ale spadek jakości... jak najbardziej.
Ocena: 6/10.