Opis: Film "Wielki Gatsby" przedstawia losy niedoszłego pisarza, Nicka Carrawaya (Tobey Maguire), który opuszcza Środkowy Zachód i przybywa do Nowego Jorku wiosną 1922 roku, w epoce upadającej moralności, połyskliwego jazzu, królów przemytu alkoholowego i szybujących w górę akcji. Podążając za swoim amerykańskim snem, Nick zamieszkuje w sąsiedztwie tajemniczego, urządzającego liczne przyjęcia milionera, Jaya Gatsby'ego (Leonardo DiCaprio). Nicka pochłania czarujący świat zamożnych ludzi, iluzji, miłości i kłamstw. Obserwując go od środka i z zewnątrz, Nick pisze opowieść o niemożliwej miłości, snach nie na sprzedaż oraz wysokooktanowej tragedii. Stawia przed nami lustro, w którym widzimy odbicie naszej współczesności. (Dystrybutor kina)
Największym niewypałem filmu była muzyka. Gratuluję osobie, która wpadała na taki "świetny" pomysł, jakim było umieszczenie nowoczesnej muzyki w filmie opowiadającym o latach dwudziestych XX wieku. Na pewno słuchali tam rapu w stylu Jay-Z lub piosenek Beyoncé. Nie żebym się jakoś szczególnie na tym znała, ale te lata kojarzą mi się z Nowym Orleanem i jazzem. Choć absolutnie uwielbiam "A Little Party Never Killed Nobody" Fergie to nijak ta piosenka pasowała do tamtych przyjęć. To aż raziło uszy, a ja nie byłam pewna, czy to nie jest jakiś jeden wielki żart. Wiedziałam, że te piosenki wchodzą w skład soundtracku, ale myślałam, że są one czysto promocyjne, a nie faktycznie użyte w filmie. Wyszło to szczerze mówiąc po prostu komicznie. Jedyna piosenka, która mi świetnie pasowała do klimatów i czasów to "Young and Beautiful" Lany Del Rey. Niestety fakt, że przez 60 % filmu leciała w tle wersja instrumentalna trochę ten efekt osłabiło.
Według mnie jest to jednak jedyny, choć spory minus. Za to o wiele więcej jest pozytywnych elementów fabuły! Zaczynając od świetnego doboru aktorów. Nie muszę omawiać chyba doskonałej gry Leonardo DiCaprio, który w takich rolach sprawdza się świetnie, lecz nie tylko. Znakomicie pasowały do niego tamte czasy, po prostu idealny Gatsby. Zraniony, zdeterminowany i zakochany do szaleństwa. Carey Mulligan znam i lubię. Pasowała do roli Daisy, zepsutej wielkiej pani, której łatwiej było wymazać problemy z głowy, niż spróbować coś zrobić. Wybrała ucieczkę zamiast walki, bo było to wygodniejsze. Tobey Maguire, jako Nick był dla mnie sporym zaskoczeniem, ponieważ widziałam w tej roli Josepha Gordon-Levitt(Arthur z Incepcji). Jednak niepozorny Tobey i ten jego głosik idealnie oddały tą postać i emocje, które przeżywała. Kolejnym zdziwieniem była Elizabeth Debicki w roli Jordan. Zabawnie wyglądała, taka wysoka i dystyngowana przy malutkim Nicku, ale ostatecznie dobrze to wyszło. W "Wielkim Gatsby" spotkamy jeszcze Amitabh'a Bachchan'a, znaną supergwiazdę z Bollywood w roli
Meyera Wolfsheim'a. Naprawdę na obsadę narzekać nie można.
Widać, że "Wielki Gatsby" miał wysoki budżet. Film zrobiono z ogromnym przepychem, nie wiedziałam na czym mam skupić wzrok, ale spodobało mi się to. Pasowało do tych zepsutych ludzi. Przyjęcia Gatsby'ego to powinny dostać jakąś osobną nagrodę. Tak samo, jak scena "I am Gatsby". Twórcy nie mogli lepiej tego przedstawić. Co tam się działo, to szaleństwo, jak to wszystko wyglądało! Uczta dla oczu! Trzeba przyznać, że mocno trzymano się książki. Jest naprawdę tylko kilka momentów, kiedy fabuła odbiegła minimalnie od treści pierwowzoru i żałuję, że wśród nich było kilka elementów zakończenia, które w powieście były dla mnie szczególnie ważne, jednak cóż zrobić, gdy i tak naprawdę podziwiam twórców za to, że nijaką książką przerobiono na interesujący dla widza film. Choć to oczywiście tylko moje zdanie.
"Wielki Gatsby" to jedna z ekranizacji, która okazała się być lepsza od swojego pierwowzoru. Piszę to z przykrością, ponieważ naprawdę rzadko się to zdarza, ale mimo wszystko taka jest prawda. O ile książkę odebrałam neutralnie, czyli średnio, to z filmem spędziłam miło czas i żałuję, że nie obejrzałam tego na dużym ekranie, ponieważ musiał robić olbrzymie wrażenie. Ekranizację mogę Wam zdecydowanie polecić!
Ogólna ocena: 8/10.
Ogólne informacje:
Tytuł oryginału: The Great Gatsby
Czas trwania: 2 godz. 22 min
Rok produkcji: 2013
Reżyser: Baz Luhrmann
Główne role:
Leonardo DiCaprio - Jay Gatsby
Tobey Maguire - Nick Carraway
Carey Mulligan - Daisy Buchanan
Joel Edgerton - Tom Buchanan
Isla Fisher - Myrtle Wilson
Elizabeth Debicki - Jordan Baker
Kocham ten film.
OdpowiedzUsuńKocham Leo.
Uwielbiam Daisy.
Muszę chyba znowu przeczytać książkę i obejrzeć film ♥
Oglądałam ten film dosyć dawno temu i niestety nie padłam z wrażenia. Padłam, ale raczej z zawodu. Dobrze, że nie wybrałam się na niego do kina (a miałam taki zamiar), bo byłaby to jedynie strata kasy. Jak dla mnie przekombinowany, nie lubię takich eksperymentów. Książka jest zachwycająca, ale akurat ta ekranizacja to kompletny niewypał. DiCaprio oczywiście jak zwykle pokazuje klasę, Carey Mulligan pamiętam z występu w jednym odcinku Doctora Who - wypadła świetnie. Zgadzam się jednak w 100% co do muzyki, chociaż film ten też jakoś wybitnie nie kreowano na lata 20. XX wieku - i nie ma to związku z tym, że nie cierpię takiej muzyki jak Beyonce, Florence + The Machine, Jay-Z czy Lana Del Rey - po prostu uważam to za bardzo kiepskie, wręcz tragiczne połączenie. Niestety filmem tym jestem bardzo zawiedziona i oceniłam go 4/10.
OdpowiedzUsuńMyślę, że przeboleję warstwę muzyczną i z przyjemnością zapoznam się z filmem :-) Nieczęsto zdarzają się ekranizacje lepsze od pierwowzoru :-)
OdpowiedzUsuńFilm szalenie mi się podobał, jednakże muzyka to totalna kicha... :(
OdpowiedzUsuńPrzeraża mnie to, co napisałaś o muzyce, ale i tak mam ochotę na ten film.
OdpowiedzUsuńJestem właśnie w trakcie czytania książki i jak tylko ją skończę zabieram się do obejrzenia filmu! :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam ochoty na ten film :( Nie zwracam na niego szczególnej uwagi, może obejrzę w przypływie nudy. A z muzyką to faktycznie wtopa :)
OdpowiedzUsuńMuszę zabrać się za ten film, bo książka bardzo mi się podobała :) Słyszałam jednak złe opinie. Cóż, twoja mnie przekonała :)
OdpowiedzUsuńNajpierw książka, potem film :) Bardzo przyjemna recenzja, świetnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńChyba obejrze film, a co do ksiażki nie jestem przekonana.
OdpowiedzUsuńNo nie wiem... według mnie najlepszą częścią filmu była muzyka. Tzn. totalnie nie pasuje ona do epoki, ale sama w sobie była świetna. Według mnie - chociaż film mi się podobał - coś tam nie zagrało. Póki co "Wielki Gatsby" (choć może wielką książką nie jest) nie doczekał się wielkiej ekranizacji - a przynajmniej na miarę pierwowzoru, takie jest moje zdanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
W.
Jak dla mnie to najpiękniejszy film, jaki do tej pory obejrzałam. Widziałam go 7 razy i za każdym razem płaczę. Mam książkę, DVD i soundtrack z filmu, bo uwielbiam w nim dosłownie wszystko. ♥
OdpowiedzUsuńMuzyka była genialna. Rapu nie było, a nowoczesna muzyka tylko podkreślała przepych i popularność "przyjęć" Jaya. Z resztą film cieszył się nagrodami właśnie za tą kategorie :)
OdpowiedzUsuńNatomiast -przekornie Tobie- muzyka była perełką, ale film poza tym miał dużo innych wad. Efekty specjalne? Ha. Ha. Ha. Moment kiedy przejeżdżają Fisher, a ta sobie lata kojarzy mi się z piosenką "I believe I can fly", powinni jeszcze ją dodać. W ogóle rozwalające się perły. Film jest kojarzony teraz jako kasowy, a nie jako ekranizacja światowego klasyku.
Gra aktorska również pozostawia wiele do życzenia. Nie mówię tu o Leosiu, a o Tobeyu. Z resztą mogłam się spodziewać, on wszystko knoci.