Inferno - Dan Brown

Premiera "Inferno" w maju (w Polsce 9 października) to była jedna z najbardziej oczekiwanych premier książkowych ostatnich lat. W sumie nie czekaliśmy aż tak długo, ponieważ tylko ponad 2 lata na kolejną powieść o przygodach harwardzkiego profesora Roberta Langdona, a przypominam, że przy "Zaginionym symbolu" były to aż cztery lata. Oczywiście już zapowiedziano film, recenzji pozytywnych było co nie miara, kampania reklamowa godna Ameryki i wreszcie "Inferno" trafiło do Polski. Moim osobistym zdaniem Dan Brown już nie potrzebuje wielkiej reklamy, ponieważ jego książki stały się marką. Jednak, czy to przekłada się na ich treść?

Robert Langdon budzi się w szpitalu z raną postrzałową na głowie. Nic nie pamięta z ostatnich dwóch dni. W sobotę szedł na wykład, który odbywał się w jednej z sal Harvardu, a teraz, dwa dni później, jest we Florencji we Włoszech. Co on tam robi? I kto próbował go zabić? Robert ma niewiele czasu, ściga go bezwzględna zabójczyni oraz wpływowi urzędnicy, którzy ponownie czynią Langdona persona non grata we Włoszech. Profesor musi szybko odzyskać pamięć lub na nowo odkryć tajemnicę, które kryją się w jednej z najsławniejszych powieści wszech czasów...

"Inferno" to thriller apokaliptyczny i ja to odczułam. Przy lekturze niejednokrotnie waliło mi serce z emocji, które aż ocierały się to o strach, ponieważ Dan Brown potrafi przedstawić sytuację tak, że już niemal zaznaczyłam datę końca świata w kalendarzu. Tło historii jest skonstruowane świetnie i nie ma, co tutaj dyskutować. Autor porusza realny problem, który spędza sen z powiek wielu naukowców, wplatając go umiejętnie w akcję i zadając moralne pytanie, czy gdybyś miał ocalić ludzkość byłbyś gotowy poświęcić w tym celu życia jednostek?

Nie jestem jednak zadowolona z subtelnych, acz wyczuwalnych zmian, które zaszły w głównym bohaterze. Robert Langdon jest jakiś inny, to już nie ten sam profesor oraz autor książek o symbolach. Zachowuje się, myśli i wyraża troszeczkę inaczej, co niestety nie wyszło temu bohaterowi na korzyść. Niezwykle inteligentnego Roberta z fotogeniczną pamięcią pokochałam od pierwszych stron "Aniołów i Demonów" i w każdej kolejnej książce zachwycałam się kreacją tego bohatera. W "Inferno" pojawiły się zgrzyty, złośliwości, coś co wpłynęło na obraz całości.

Jeżeli mam być szczera to, ta cała wielka zagadka wyszła najmarniej ze wszystkich części, autor zbyt szybko odsłaniał karty, zdradzając, kto jest prawdziwym przeciwnikiem. Gdy udało mu się zmyślnie wprowadzić czytelnika w pole, zaraz mówił AHA i pokazywał, że to wcale nie było tak! Było to inne zagranie niż w dotychczasowych powieściach i chciałabym powiedzieć, że przez tą zmianę było ciekawiej, ale w sumie wyszło na to, że zaraz po połowie "Inferno" już wiedzieliśmy, kim był ten "zły" i jaki był jego plan. Oczywiście zakończenie było pełne niespodzianek, to się Danowi Brownowi udało, ponieważ jakoś wciąż pozostały mu jakieś karty w rękawie, ale już niestety nie asy.

Jestem równocześnie zachwycona i rozczarowana. To pierwsze, ponieważ jest to naprawdę wybitny thriller, z głównym bohaterem, którego po prostu uwielbiam. Ma on wartką akcję, wiele nagłych zwrotów fabuły, interesujące postacie poboczne oraz świetne opisy, jednak jak na Dana Browna to słabiutko! Stać go zdecydowanie na więcej, ja to wiem, a "Kod Leonarda da Vinci" to świetny dowód. Powiedziałabym, że autor trochę się wypalił. Już w "Zaginionym symbolu" były zgrzyty oraz rozczarowania. "Inferno" czyta się oczywiście świetnie, ale nie ma tego WOW, które bezustannie towarzyszyło czytelnikowi przy lekturze pierwszych powieściach Dana Browna, jest po prostu w porządku, a jeżeli znacie i lubicie tego autora, to wiecie, że kiedyś był wysoko ponad "okej".

Ogólna ocena: 7/10.

Tytuł oryginału: Inferno (Piekło)
Liczba stron:
Data premiery: 9 października
Seria: Robert Langdon
Tom: 4/???

1. Anioły i Demony
2. Kod Leonarda da Vinci
3. Zaginiony Symbol
4. Inferno


Sophie di Angelo

Zobacz również