Selfie - serial

Źródło: facebook.com

O "Selfie" dowiedziałam się w dniu premiery pilota i serial ten nie przeszedł niezauważony przeze mnie, a to z powodu Karen Gillan, którą znam i bardzo lubię z "Doctora Who". Tytuł zapisałam sobie do obejrzenia, a pozytywne komentarze bardzo kusiły i wtedy pojawiła się wiadomość: serial został anulowany i to po miesiącu emisji. Przemknęło mi przez myśl, że pewnie nieciekawy... Sprawdziłam sobie oglądalność, zanim zaczęłam oglądać, pierwszy odcinek przyciągnął przed ekrany 5 milionów osób, a kolejne ponad 3 miliony. To wyjaśnia wiele, jednak gdy obejrzałam świetny pilot, to już wiedziałam, jak to się skończy...

Gify z tumblr.com
Eliza Dooley to dziewczyna, która jest popularna w internecie. Pewnego dnia dowiaduje się jednak, że wcale tak nie jest w jej prawdziwym życiu, więc postanawia to zmienić z pomocą swojego współpracownika Henry'ego Higgs'a, który ma za zadanie zmienić ją, tak aby miała również przyjaciół w prawdziwym życiu.

Pierwszy odcinek serialu jest bardzo ważny. W wielu przypadkach decydujący, ponieważ po nim widzowie decydują, czy sięgną po kolejny, czy zaczną oglądać coś innego. Zazwyczaj pierwszy epizod jest pilotem i może wypaść łagodnie mówiąc dziwnie i dopiero od drugiego "robi się normalnie" i fabuła się stabilizuje. Pomyśleć, że prawie porzuciłabym "Doctora Who" (a zabawną rzeczą jest fakt, że do dalszego oglądania zachęciła mnie koleżanka, która sama zna serial tylko na wyrywki). Jednak pilot "Selfie" jest naprawdę zabawny i po obejrzeniu byłam zachwycona i pomysłem i wykonaniem.

W dzisiejszych czasach spotkanie ze znajomymi wygląda tak: każdy siedzi z nosem w swoim telefonie, a jeżeli nie każdy to znajdzie się jedna osoba na grupę, która nie może odłożyć swojego aparatu, ponieważ jest on przedłużeniem jej ręki. Jest to trochę przerażające dla osób, które telefonu praktycznie nie używają, a do tego dość zabójcze dla znajomości, gdy ktoś siedzi ze wzrokiem wlepionym w komórkę pisząc z kimś innym, gdy podobno teraz 'rozmawiacie'. I nagle pewnego dnia Eliza zauważyła, że nie ma przyjaciół, którzy przyjechaliby do niej z piwem imbirowym, gdy ma doła i potrzebuje kogoś bliskiego.

Nie jest jednak łatwo zmienić taką osobę, o czym przekonał się Henry, który wziął się za "wychowanie" Elizy. Od dzisiaj zamiast mówić tylko o sobie, dziewczyna musi zapytać innych o to, co u nich, utrzymywać kontakt wzrokowy i w czasie spotkań w pracy odłożyć telefon. A to tylko przykłady z pierwszego odcinka.

"Selfie" składa się w sumie z trzynastu epizodów, a ponieważ jest to serial komediowy mają one po dwadzieścia minut z haczykiem (pilot ma około 27). Ostatnio o wiele bardziej wolę oglądać seriale, które nie dość, że mają mniej epizodów na sezon, to jeszcze mają krótkie odcinki. Wygląda to jakoś wtedy... mniej przerażająco, niż gdy się widzi 5 sezonów po 24 odcinki 43 minuty każdy. #nołlajf Podoba mi się, jak zbudowane są odcinki, ponieważ np. w przeciwieństwie do "Teorii wielkiego podrywu" nie mamy tutaj tak jakby dwóch wątków do "załatwienia" na epizod, a jedną sprawę. To właśnie jest cechą komediowych seriali w USA, że zazwyczaj poboczne wątki zamyka się w jednym odcinku i rzaaadko ciągnie się jakiś większy motyw przez cały serial. W tym przypadku jednak tym motywem jest zmiana Elizy z popularnej dziewczyny w internecie w popularną dziewczynę w prawdziwym życiu, która nawiązuje realne kontakty z realnymi ludźmi, co jest o wiele ważniejsze niż przyjaciele na Facebooku, nawet jeżeli wszystkich obserwujących ma się ponad 300 tysięcy.

Pozornie "Selfie" mogłoby się wydawać dość płytkim serialem i jest naprawdę wiele scen, które może to potwierdzać, jednak czy podobnie nie jest w innych, amerykańskich serialach komediowych? Parę mam już na koncie, niekoniecznie w całości, więc wiem jak to wygląda i uważam, że nie ma tu nic bardziej "ogłupiającego", niż to co znajdziemy w innych programach. Właściwie "Selfie" jest nawet dość grzeczne w porównaniu do przykładowo "Dwóch spłukanych dziewczyn". Eliza jest osobą uzależnioną od mediów społecznościowych i śledzenia życia celebrytów. Twórczyni serialu bardzo zręcznie komentowała bieżące (jesienią 2014 roku) tematy, to co jest modne można było zobaczyć na ekranie, co naprawdę mi się spodobało, ponieważ nawet ja osoba, która dowiaduje się czegoś o gwiazdach przypadkowo, orientowała się w tym, co poruszano w serialu. Serio, takie detale jak pidżamy, które nosiła bohaterka, czy elementy wystroju, wszystko to było takie na topie i pewnym sensie swojskie, gdy się to obserwuje chcąc nie chcąc i zna.

"Selfie" to serial, który bawi, ale również daje do myślenia, ponieważ Eliza nie miała prostej przeszłości, a ta nie przestaje jej o sobie zapomnieć, dlatego w tych kilku odcinkach można znaleźć głębokie tematy, nad którymi warto się zastanowić choć przez chwilę. Jednak to był dopiero początek! Tak wiele zostało jeszcze do przedstawienia i tematów do poruszenia. Już zadomowiłam się w świecie Elizy, której częścią była firma farmaceutyczna i jej pracownicy. Postacie drugoplanowe są przezabawne. Totalnie również uwielbiam to, jak zrobiono jej mieszkanie, ponieważ jest oszałamiające.

Przewidziałam oczywiście już w pierwszym odcinku, że "Selfie" to serial, który na pewno przypadnie mi do gustu i właściwie nie wątpiłam w to ani przez chwilę, ponieważ według mnie pierwszy sezon, czy też jego pierwsza połowa została poprowadzona bardzo fajnie i wiedziałam w głębi duszy, że widzowie nie zobaczą jeszcze na ekranie tego, co najbardziej chcą zobaczyć, ponieważ jeszcze na to za wcześnie. I w tym przypadku miałam rację... Wprowadziłoby to niezręczny klimat, gdyby coś nie wyszło, a do tego Tedowi zabrało to 8 sezonów (głupie, głupie zakończenie "Jak poznałem Waszą matkę"). Serial skończył się oczywiście w takim momencie, że z pewną desperacją spojrzało się na spis odcinków, aby sprawdzić, czy to przypadkiem nie był jednak przedostatni, a nie ostatni epizod...

"Selfie" bardzo mi się spodobało, więc teraz przez jakiś czas się posmucę, że anulowano serial z takim potencjałem, a inne lecą i lecą, choć dawno ktoś je powinien zdjąć z anteny. Historię Elizy i Henry'ego od dzisiaj zaliczam do swoich ulubionych seriali.

Sophie di Angelo

10 komentarzy:

  1. Ja też bardzo polubiłam ten serial i bez wahania mogę stwierdzić, że to jeden z lepszych w swoim gatunku. Więc dlaczego został anulowany? Serial, który naprawdę śmieszył widza został zastąpiony przez inne, które potrafią zanudzić na śmierć. Nie potrafię tego pojąć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze. zaciekawiłaś mnie, już kolejny serial do mojej listy biegnie . ;) Mam pytanie, czy ogladałaś Once Upon a Time ? Jeśli nie, serdecznie polecam. Niby troche dziecinne, ale w rzeczywistosci wciagajace. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądałam :) I nawet nie raz na blogu o tym pisałam. ;)

      Usuń
  3. Muszę po niego sięgnąć, bo zapowiada się naprawdę świetnie i zgadzam się, co do tych ilości. Gdy zaczynałam Supernatural i zobaczyłam 10 sezonów po 22-23-24 odcinki to myślałam, że padnę i nie obejrzę tego. Więc to też ma jakiś wpływ na to, czy się obejrzy ;)
    Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo fajnych seriali za wcześnie zdejmują z anteny :(. W zasadzie, lwia część moich ulubionych poza pierwszy sezon nie wyszła...

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi nieźle! Tematyka bardzo na czasie i z chęcią bym obejrzała taki serial. Niech no tylko skończy się sesja i przyjdą wakacje ;) mnie też denerwuje to, jak kończą emisję po jednym sezonie. Tak też zrobili z ''Eye Candy'', które było świetne i skończyło się tak, że aż prosiło się o drugi sezon.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz słyszę o tym serialu, ale dodaję go do swojej listy MUST WATCH, teraz mam wakacje, to na pewno znajdę czas :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam o nim gdy miał premierę, zapisałam sobie żeby obejrzeć i .. zupełnie o nim zapomniałam, choć w międzyczasie przeczytam niezbyt pochlebne opinie. Dobrze, że przypomniałaś, czas wyrobić sobie własne zdanie ^^

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo