![]() |
Tytuł oryginału: Paper towns Liczba stron: za dużo Ekranizacja: 31 lipca 2015 Ocena: 4/10 |
Dwa lata temu bardzo się cieszyłam, gdy na Dzień Książki dostałam od rodziców "Gwiazd naszych wina". Wtedy był wielki boom na Johna Greena w Polsce, co blog, to recenzja jakieś jego powieści, oczywiście entuzjastyczna. To się człowiek nastawił na coś super ekstra. Nie było tak niestety ani za pierwszym razem, ani za drugim... A może za trzecim? Pobożne życzenia. Uwaga: recenzja można zawierać śladowe ilości spoilerów i zdrową dawkę sceptycyzmu. Czytacie na własną odpowiedzialność.
Quentin od dawna podkochuje się w Margo, z którą przyjaźnił się w dzieciństwie. Kiedy więc ona pewnej nocy staje pod jego oknem prosząc o podwózkę, chłopak nie potrafi jej odmówić i spędza z nią nos robiąc psikusy osobom, które ostro zdenerwowały Margo. Następnego dnia dziewczyna nie pojawia się w szkole i okazuje się, że kolejny raz zniknęła. Q odkrywa jednak, że zostawiła wskazówki, specjalnie dla niego...
"Papierowe miasta" to książka bardzo podobna do "Gwiazd naszych wina" oraz "19 razy Katherine", żeby nie powiedzieć praktycznie taka sama. John Green stworzył schemat i jest on w każdej jego książce, każdy jego element, co sprawia, że jego powieści robią się nużące, ile razy można czytać o tym samym pod płaszczykiem kolejnego problemu, który poza tym z rakiem wcale poważny nie jest? A przynajmniej nie tak bardzo dramatyczny, jak Pan Zielony chciałby, żeby był...
Quentin Jacobsen to typowy męski bohater powieści Johna Greena. Z jednej strony normalny i niczym się nie wyróżniający. Ot zwykły chłopaczek, który ma milutkich rodziców, przyjaciół na każde zawołanie, a do tego nikt go w szkole nie dręczy. Żyć nie umierać. Ale równocześnie oczywiście inny, lepszy, ciekawszy. Tylko właściwie zastanawiam, co go czyniło tym specjalnym, lotny to on tak bardzo nie był, jak myślał. Cały czas pod nosem miał encyklopedię internetową i ani razu nie wpisał tam hasła "papierowe miasta". O czymś to świadczy, prawda? Chociaż może chodzi o to, że nic a nic się nie uczył, a mimo to chyba zdał egzaminy i skończył szkołę? Kurczę pewna nie jestem, bo zwiał z własnego rozdania świadectw. Byłoby śmiesznie, gdyby zawalił.
Margo Roth Spiegelman to druga najważniejsza bohaterka "Papierowych miast", nie główna, ponieważ niewiele jej w tej opowieści jest. Pojawia się na początku oraz na końcu, a poza tym jak mówi opis znika i nie daje znaku życia. Ona oczywiście też jest inna i wyjątkowa, ale tak naprawdę nie możemy jej poznać, chyba że liczą się wyobrażenia Q na jej temat i to, co ludzie sądzili, że o niej wiedzą. Gdy mamy kontakt z nią samą to nie prezentuje w sumie nic godnego uwagi. Jej rodzice nie są już tak cudowni, ponieważ u Greena albo jest cool albo nie. Margo nie miała szczęścia i zachowuje się, jak na rozpuszczoną nastolatkę przystało. Pełną gębą. Kto może tak wiele zmalować i nie mieć problemów z innymi? I jeszcze osoby, którym zostawia śmierdzącą rybę rozpłaszczoną pod fotelem w aucie pytają się, czy ją czymś zdenerwowały? Nie mówiąc o niszczeniu mienia... Jeżeli to miało być cool, to nie było. Właściwie według mnie trudno Margo polubić. Na początku już wydaje się dość dziwna, po nocnej akcji w jakimś stopniu ciekawa, a na końcu naprawdę okropna. I to melodramatyczne zakończenie, ha!

Również w innych aspektach ta książka jest niepoważna. Margo to nastolatka, która notorycznie ucieka z domu, kiedy dzieje się tak kolejny raz, a ona jest już pełnoletnia, to policja nie reaguje, bo mogła jako dorosła opuścić dom, jeżeli miała takie życzenie. Szczękę zbierałam z podłogi kawał czasu. Dziewczyna znika, nie daje śladu życia przez TYGODNIE i nikt się tym nie interesuje? Na czym ten świat stoi? Lepiej, jej rodzice zmieniają zamki w domu, że nawet nie ma gdzie wrócić. Haha, jak widzicie absurd goni tutaj absurd.
Sytuację w tej książce ratują właściwie tylko troszeczkę drugoplanowe postacie, które są dla Q prawdziwymi przyjaciółmi, chociaż on niewdzięcznik tego nie dostrzega. Irytuje mnie czasami to, jak główni bohaterowie lekceważąco obchodzą się ze swoimi znajomymi, uważając ich za coś oczywistego, bo teoretycznie te postacie są w historii tylko po to, aby Q nie wyszedł na samotnego dziwaka, ale jednak tłukli się wraz z nim przez pół świata w pogoni za mrzonką, która do tego ich okropnie potraktowała, a i tak zaczekali na niego. Ja bym wsiadła i ruszyła bez tego douchebagu w powrotną drogę. Okropieństwo.
Zielony do trzech razy sztuka i nadal nieciekawie wypada... Czy to znak, że najwyższa pora się poddać? Nie tykać jego książek? O nie, "Szukając Alaski" już czeka na czytniku (chociaż po pierwszym zdaniu spanikowałam, nie jestem jeszcze gotowa na kolejny nawał absurdów), a poza tym mamy też Willa razy dwa, więc na pewno jeszcze czekają mnie dwie schematyczne powieści. Can't wait!
Najciekawsze cytaty z "Papierowych miast" znajdziecie tutaj: Nicole's quotes.
Najciekawsze cytaty z "Papierowych miast" znajdziecie tutaj: Nicole's quotes.