Źródło: kinomovie.pl |
O "Mieście 44" słyszał już chyba każdy. W siedemdziesiątą rocznicę powstania warszawskiego wypuszczono na rynek nie tylko wiele książek. Na ekranach kin pojawiło się lub niedługo się pojawi parę filmów tematycznych, jednak "Miasto 44" ma się od nich różnić z powodu tego, że opierając się na wydarzeniach historycznych przedstawi historie młodych kobiet, a do tego zrobiony jest z ogromnym rozmachem, co zdaje się potwierdzać trailer filmu, który wchodzi do kin już w przyszły piątek.
"Miasto 44" jest powieścią napisaną na podstawie scenariusza, co mi się natychmiastowo skojarzyło z książkami, które na półce ma moja siostra, gdzie wydarzenia z odcinków Disnejowskich seriali zostały przeniesione na papier i wspomnień z ich lektury za dobrych nie mam. Starałam się tym jednak nie inspirować i zaczęłam lekturę, a dopiero gdzieś w połowie spojrzałam na opis i tutaj pierwsze zaskoczenie. Jest to opowieść o młodych warszawiankach, które wchodząc w dorosłość w czasie drugiej wojny światowej, działają w konspiracji i postanawiają wziąć udział w powstaniu, które ma trwać tylko dwa-trzy dni...
Wszystko pięknie, tylko wyraźnie, to nie kobiety brylowały w tej opowieści, a Stefan, który je tak jakby łączył. Zaczynając od jego matki, a kończąc na przypadkowo spotkanych dziewczynach. Ten właśnie chłopak w książce był według mnie głównym bohaterem, ponieważ tak na oko powiedziałabym, że 70 % powieści to z jego punktu widzenia przedstawiona była sytuacja. Nie można też zaprzeczyć, że to Stefan pojawił się na większości załączonych zdjęć. Był on jednak postacią, która przynajmniej na mnie, nie wywarła większego wrażenia. Był on bardzo papierowy, ale o tym jeszcze potem. Ważniejsze jest teraz, co się stało z tymi kobietami?
Gdy już narracja była przedstawiana z punktu widzenia dziewczyny, to albo była bardzo krótka albo była powtórzeniem wydarzeń, które dotyczyły Stefana z myślami i uczuciami owej kobiety. Wyszło to trochę komicznie, a chyba nie taki był zamiar. Można między słowami przekazać, że dana postać ma się ku innej lub nawet opisać to zgrabnie wprost, ale tutaj się to nie udało. Autor był bardzo dosłowny w oddawaniu tych rzeczy, które czytelnik sam powinien odczuć.
Gdy już jesteśmy przy autorze, to muszę powiedzieć, że właśnie styl i sposób pisania jest dla mnie największym minusem "Miasta 44". Sprawdziłam, czy był to debiut, ale Marcin Mastalerz znany jest właśnie z książek na podstawie, jak na przykład "M jak miłość". Nie mogłam się wczuć w tą historię, choć fabuła mi się podobała; powieść mnie nużyła i często ją odkładałam, a ponieważ czytałam ją w czasie długiej jazdy do Grecji, to po prostu lulała mnie do snu. Jest napisana dość sztucznie, jak naprawdę typowy scenariusz przerobiony na książkę: niepewnie, zbyt dosłownie i niewprawnie. Nie miałam uczucia, że po prostu czytam książkę, ale produkt wtórny.
Zdecydowanie za to samo wydanie jest na plus. Powieść jest solidna; wydana w twardej okładce; większym formacie; na śliskim, białym papierze oraz uzupełniona świetnej jakości zdjęciami. Co mi się podobało, to fakt, że były one umieszczone we właściwych miejscach, ponieważ niektóre momenty opisane były w taki sposób, że aż czytelnik widział je oczami wyobraźni i otrzymał do tego zdjęcia, które mu pomagały w wizualizacji. Na zdjęciu obok jest wgląd na wnętrze samej okładki. Wygląda na to, że do książki dołączona jest również płyta z tzn. materiałem making off"filmu, co odkryłam szukając daty premiery, ponieważ w moim wydaniu się nie znalazła.
Po lekturze "Miasta 44" nie wiem, czy wybiorę się na sam film, ponieważ z jednej strony zdjęcia są świetnym dodatkiem, a z drugiej utożsamiałam bohaterów z ich filmowym wyglądem, więc teraz całą historię widzę przez ten sztuczny, papierowy pryzmat. Samej książki raczej nie polecam. Z filmem jeszcze zobaczymy.
Ocena: 5/10.