Przedpremierowo: Maybe Someday - Colleen Hoover

Muzyka od zawsze była bardzo ważna w życiu tak wielu osób. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie teraz dnia bez moich ulubionych kawałków i słucham, gdy tylko znajdę chwilę. Nawet teraz, pisząc te słowa. Niejednokrotnie mówi się o tym, że utwór/piosenkarz/zespół zmienił czyjeś życie i jest to naprawdę coś wspaniałego. Nie jest to jednak temat, o którym się łatwo pisze, choć niektórym się to udaje...

"O żadnym „może kiedyś” nie może być mowy. „Może kiedyś” nigdy nie nastąpi."

Ridge gra wspaniale na gitarze i jego utworom brakuje właściwie tylko jednego - tekstów i nie pomaga fakt, że nie może przełamać blokady twórczej. Pewnego dnia zauważa dziewczynę śpiewającą do jego piosenek i postanawia bliżej ją poznać. Sydney wydaje się, że jej życie jest dokładnie takie, jakie być powinno: studiuje wymarzony kierunek, pracuje w bibliotece, mieszka z najlepszą przyjaciółką i ma kochającego chłopaka. Wszystko to rozpada się na kawałki w dniu jej urodzin. Jednak życie daje jej drugą szansę i ma okazję stworzyć coś wyjątkowego wraz z Ridge'm - łącząc melodię ze słowami. Może kiedyś? A może właśnie teraz?
Jeszcze nie spotkałam się z książką, która opisywałaby muzykę w tak piękny sposób, w której muzyka była najważniejszym i najpiękniejszym wątkiem, ponieważ według mnie to ona wybiła się na pierwszy plan i wprowadzała prawdziwą magię, gdy tylko się pojawiała. Nie powiem, żebym się trochę nie bała, ponieważ autorzy, którzy porywają się na pisanie o muzyce balansują między High School Musical, a totalną nudą. Tutaj jednak jest inaczej, cudownie odświeżająco. Z tego właśnie powodu uważam, że "Mayby Someday" trzeba poznać, ponieważ spojrzycie na muzykę w zupełnie inny sposób.

Ważną rolę odgrywają tutaj piosenki tworzone przez Ridge'a i Sydney, które przewijają się na kartach tej powieści. Znajdziecie je tutaj, a już niedługo pojawią się na polskiej wersji strony maybesomeday.pl. Jeżeli tylko się da, to przesłuchajcie sobie utwory, wtedy gdy pojawiają się one w fabule, ich teksty są naprawdę głębokie i przemyślane. Sam gatunek jest niekoniecznie w moim typie, to jednak całość jest profesjonalna i poruszająca.

"W angielskim alfabecie jest tylko dwadzieścia sześć liter. Można by pomyśleć, że z tyloma literami niewiele można zrobić. Można by pomyśleć, że kiedy wymiesza się je i połączy w słowa, mogą one wywołać tylko ograniczoną liczbę uczuć. A jednak tych uczuć może być nieskończenie wiele i ta piosenka jest tego dowodem. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają. Czuję się tak, jakby „może kiedyś” się we „właśnie teraz”."

Tytuł oryginału: Maybe Someday
Powieść w jednym tomie
Liczba stron: 440
Ocena: 6/10
"Maybe Someday" przedstawione jest z dwóch punktów widzenia: Ridge'a i Sydney, co szybko skojarzyło mi się z serią "Hopeless" autorki tym bardziej, że... styl jest właściwie taki sam i tak chyba być nie powinno, ponieważ naszą narratorką nie jest nastoletnia dziewczyna, lecz młoda 22-letnia kobieta. Jeżeli na Sydney da się jeszcze przymknąć oko, to byłam bardzo zaskoczona, gdy okazało się, ile to Ridge ma lat. To powoduje niestety, że książka ma często nieodpowiedni klimat do historii, która przedstawia.

Bohaterowie drugoplanowi również przypominali mi "Hopeless", ponieważ właściwie... są stworzeni na takim samym schemacie, a zwłaszcza przyjaciel Ridge'a. Kropka w kropkę dorosły Daniel, wliczając w to nawet typ dziewczyn, które mu się podobają... I w tym momencie nie wiem, co o tym myśleć...

Zakończenie "Maybe Someday" budzi sporo emocji, jednak nie tyle ile by mogło, gdyż niestety fabuła książki jest dość przewidywalna. Kilka pierwszych stron mówi nam wszystko i właściwie nie można się pomylić, jednak ja liczyłam po cichu na inne wyjście z sytuacji równocześnie chcąc tego samego, co autorka napisała. Skomplikowane, jednak jest po prostu tak, że zakończenie tej opowieści mogłoby być zupełnie inne, cudownie poruszające jak np. w "I wciąż ją kocham", ale jest przewidywalne.

"Hej, serce. Słyszysz mnie? Wypowiadam ci wojnę."

Padłam - jak przypuszczam - ofiarą własnego nastawienia. Staram się nie patrzeć przez pryzmat tego, co widziałam lub słyszałam, jednak "Maybe Someday" jest teraz wszędzie. Na Instagramie, na mailu, na Facebooku, a pod każdym zdjęciem przynajmniej piętnaście komentarzy osób, które książkę już czytały i ją absolutnie polecają. I jak tutaj ma się człowiek nie nakręcić? Nie mówiąc już o "Hopeless", które nawet teraz gęsto wspominam. Z tego powodu dałam "Maybe Someday" za wysoką poprzeczkę i oczekiwałam nie wiadomo czego. Oczywiście nie było źle, ale idealnie również nie. Jest to książka, do której pasuje słowo okej
"Maybe Someday" to powieść, która w piękny sposób opowiada o muzyce i jej wpływie na życie, jednak według mnie nie może się równać z serią "Hopeless", która skradła moje serce całkowicie swoją opowieścią o miłości. Mogę jednak polecić "Mayby Someday", choćby ze względu na to, co połączyło Ridge'a i Sydney - muzykę.

PS. Okładka jest obłędna, prawda?

Najciekawsze cytaty z "Maybe Someday" znajdziecie na moim cytatowym tumblr'ze: Nicole's quotes.

Sophie di Angelo

11 komentarzy:

  1. Naprawdę wiele słyszałam o tej książce. Mój apetyt na nią rośnie z każdą zapowiedzią, bądź recenzją. I bardzo dobrze pamiętam, że podobnie było z "Hopeless". Oczywiście jak w przypadku tamtej książki - muszę się w nią zaopatrzyć! :)

    http://mianigralibro.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta autorka jest teraz wszędzie. A raczej jej książki. Jestem tym zmęczona i szczerze - trochę odczuwam presję. Dalej nie jestem przekonana. Rozum zdecydowanie mówi mi: "może kiedyś".

    http://jeslikultura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka wydaję się ciekawa, jednak ciekawe kiedy po nią sięgnę.
    Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  4. O a ja akurat tej książki tak wszędzie nie widzę, chociaż faktycznie dużo jej. Ale tam gdzie ja zaglądam utrzymują się jeszcze "Rywalki" i reszta ;)

    Rozumiem Twoje nastawienie do zakończeń ^^ Często mam tak samo. A generalnie wydaje się, że to takie dobre, proste i przyjemne czytadło.

    OdpowiedzUsuń
  5. W takim razie muszę zacząć przygodę z tą autorką od tej książki. Spodoba mi się, a ,,Hopeless" będę zachwycona :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To prawda, ze okładka jest obłędna. \Książkę już mam i zamierzam na dniach ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Póki co, tej autorki chciałabym przeczytać Hopeless, które mam w planach na czerwiec, a czy sięgnę po "Maybe Someday" to zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Póki co mam w planach "Hopeless" ale i na tę książkę przyjdzie czas :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hoover jest niesamowita, mało kto potrafi tak czarować słowami jak ona. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak dla mnie to zakończenie niepotrzebnie tak długo się ciągnęło... I zgadzam się, że nie może się równać z "Hopeless" :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie świetna ksiazka słuchając Griffina nie mogłam dlugo opuścić jej świata :) napewno jeszcze do niej wrócę:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo