Przedpremierowo: Parszywa Dwunastka - Janet Evanovich

Przychodzi moment, gdy nawet najlepszy serial kryminalny zaczyna być nużący, ponieważ widz zaczyna się zastanawiać: ile można? Wciąż to samo i to samo. Podobny schemat, kolejne zabójstwo - lub ewentualnie cała fala morderstw; nie może też zabraknąć tajemniczego lub przerażającego prześladowcy. Spodziewaliście się, że tak samo będzie w przypadku serii autorstwa Janet Evanovich? To się pomyliście!

Życie nie daje spokoju Stephanie Plum, która rozwiązując kolejną sprawę dowiaduje się, że tajemnicza i piękna kobieta chce ją znaleźć, a do tego... ma to związek z Komandosem. Gdyby tylko nie zapadł się on właśnie pod ziemię. Gdy sytuacja zaczyna się zagęszczać, Stephanie musi zdecydować, czy zaryzykuje własnym życiem, aby dotrzeć do sedna sprawy i doprowadzić ją do końca...

Przeczytałam "Parszywą Dwunastkę" zaraz po "Najlepszej Jedenastce" i niestety zauważyłam kilka nieścisłości. Doskonale zdaję sobie sprawę, że kolejne tomy można czytać osobno i zacząć serię nawet od końca, ponieważ Stephanie (tj. autorka za pośrednictwem naszej wspaniałej pierwszoosobowej narratorki) zawsze się przedstawia i wyjaśnia, co trzeba, ale takie sytuacje, jak wysadzone auto w poprzednim tomie, którym Morelli dalej jeździ lub sprawa z rzuconą pracą, którą jednak Stephanie nadal wykonuje są może detalami, ale dość istotnymi. Rozczarowało mnie to trochę, ponieważ wyglądało to, jakby autorka nie wiedziała, co dokładnie zdarzyło się w poprzednim tomie i zastanowiło, czy autorzy mogą ogarnąć tak długą serię. Na szczęście jednak jest to jedyny minus "Parszywej Dwunastki".

We wszystkich poprzednich częściach z serii "Łowczyni nagród" mieliśmy wgląd w życie Stephanie Plum, ale to sprawa była najważniejsza, więc mimo faktu, że sądziliśmy, że znamy doskonale naszą miłośniczkę słodyczy (oraz przystojnych mężczyzn) to tak naprawdę relacja ta nie była bardzo głęboka. Nasza narratorka poruszała tematy swobodnie i delikatnie, więc książki owszem były kryminałami, ale daleko miały do ich psychologicznych aspektów. Tym razem jednak autorka z humorem zapewniała nam głębszy wgląd w życie naszych bohaterów, co najbardziej dotyczy tym razem Komandosa. Dzięki temu "Parszywa Dwunastka" stała się najbardziej życiowym i intymnym tomem. A wspominałam już, że uwielbiam Komandosa?

Zawsze w powieściach Janet Evanovich brakowało mi konkluzji. Akcja toczyła się stale bardzo dynamicznie, kolejne wątki pędziły do przodu, a napięcie było odczuwalne do bólu, a potem BAM i w ostatnim rozdziale dochodziło do kulminacyjnego punktu i... koniec. Stephanie spotykaliśmy kilka miesięcy/tygodni potem w kolejnym tomie, a jeżeli już wspomniano o wydarzeniach z poprzedniego, to przelotnie i bez wchodzenia w szczegóły, a ja bardzo, ale to bardzo lubię mieć wyłożoną kawę na ławę i otrzymać wszystkie odpowiedzi. W "Parszywej Dwunastce" wreszcie się tego doczekałam. Autorka co prawda praktycznie do ostatniej minuty grała z czytelnikiem, ale pojawił się ten długo oczekiwany rozdział PO punkcie kulminacyjnym, a mimo że kolejne książki o przygodach Stephanie Plum nie zostawiają czytelnika w nieznośnym zawieszeniu, to i tak nie mogę się doczekać "Złośliwej Trzynastki"!

"Parszywa Dwunastka" okazała się według mnie najlepszym tomem. Może to dzięki Komandosowi, który jest tak gorący, że podpala kartki w czasie czytania o nim, a może dzięki świetnie wyważonemu humorowi oraz doskonale poprowadzonej akcji. Wszystko to sprowadza się do tego, że Stephanie Plum kolejny raz przeszła samą siebie.

Ocena: 9/10.

Tytuł oryginału: Twelve Sharp
Premiera: 27 czerwiec 2014 r.
Seria: Łowczyni nagród Stephanie Plum
Tom: 12
Liczba stron: 359
Gatunek: Kryminał
Wydawca: Fabryka Słów

Sophie di Angelo

Zobacz również