Harry Potter i Zakon Feniksa - film

rebloggy.com
"Zakon Feniksa" to ekranizacja najdłużej książki J. K. Rowling będąca równocześnie najkrótszym filmem. To początek nowej, mrocznej ery. Dlaczego? Zapraszam do przekonania się na własnej skórze (nie zapomnijcie również przeczytać poniedziałkowego postu o książce!). Tekst jest pełen mrocznych spoilerów.

Pierwszy raz oglądałam "Zakon Feniksa" lata temu, oczywiście na TVN-ie, jednak nie mogę sobie przypomnieć nic szczególnego w związku z tym. Drugi raz film widziałam w grudniu, a trzeci w tę majówkę, ponieważ mocno się nakręciłam i nie mogłam sobie odmówić takiej okazji.

tumblr.com
Najdłuższa książka stała się najkrótszym filmem, a do tego podobno posiadającym najwięcej "błędów", czyli coś w stylu w jednej scenie kitka Ginny jest z lewej, a w drugiej z prawej strony. I jeszcze Amerykanie wręczają sobie za takie coś nagrody. Siriusly! Zawsze mnie to zastanawiało, ponieważ szukając informacji i ciekawostek o filmie omijałam szerokim łukiem czytanie o błędach i wpadkach, ponieważ mi to absolutnie do życia nie jest potrzebne. Nawet jeżeli coś zauważę - co się rzadko zdarza, bo jestem skoncentrowana na czymś innym - to reaguję na to raczej pozytywnie, bo każdemu się zdarza i według mnie w ogóle nie wpływa to na jakość filmu, bo widoki i efekty i tak są fenomenalne, że nie wspominając o fabule, ale to już wiemy! Więc po co rozdrabiać się nad takim czymś? 
rebloggy.com
Filmy o Harrym Potterze dzielę sobie na jasne i ciemne, czy też mroczne i widać to wyraźnie. Nie wiem, czy stoi za tym reżyser David Yates, ale na pewno jest tak po części, ponieważ od piątego filmu jest naprawdę mrocznie. Gdy oglądam z siostrą dodatki, zawsze słyszałam "jejku, oni to kręcili w słoneczny dzień", a z odpowiednią obróbką na ekranie widzimy coś zupełnie innego. W poprzednich częściach takiego mroku nie widzieliśmy, dopiero scena na cmentarzu w "Czarze Ognia" była nim przesiąknięta do szpiku kości. Teraz chłodne barwy i zupełnie odmienna muzyka towarzyszą nam aż do samego końca. Swoją drogą zmiana kompozytora wyszła filmowi na dobre, choć to wciąż nie to samo, co przy pierwszych trzech częściach, to i tak zdecydowanie lepiej niż w czwartej.

jw.
Jednak na mrok w "Zakonie Feniksa" wpłynęła nie tylko obróbka graficzna, ale również aktorzy. Jaki oni się zmienili! Nie pierwszy raz i nie ostatni, ale różnica w porównaniu z "Czarą Ognia" jest drastyczna (i nie podoba mi się teraz tak bardzo fryzura Harry'ego). W tej części możemy obserwować świetną grę Daniela Radcliffe'a, to "opętanie". Znaczy się niby w książce też są opisane te rozterki, ale mam wrażenie, że w tym przypadku mają mniejsze oddziaływanie niż to, co widzimy na ekranie, a dodanie kilku scen było doskonałym posunięciem. Te ruchy, przewidzenia, szepty... Okej, możemy się czepiać, że Harry zachowuje się dość "bitchy" w tym filmie, jednak kurczę, nikt mu nie wierzy, prasa go obsmarowuje, koledzy wytykają palcami i jeszcze Voldemort miesza mu w głowie. Ma chłopak święte prawo czuć się przytłoczony!

jw.
What, what, whaaat
Syriusz też wypada w filmie lepiej niż w książce, ponieważ jest sympatyczniejszy, nie boczy się i nie focha i choć za wiele nie możemy obserwować Harry'ego i Syriusza razem, to panują miedzy nimi ciepłe relacje, niczym syna z ojcem. Przyjemnie było na to patrzeć, na Syriusza, który wygląda przyzwoicie i można powiedzieć szczęśliwie. Jest i sprawa obietnic... Och, to boli.

jw.
Wiecie, że pierwotnie Bellę miała zagrać Helen McCrory, która gra Narcyzę Malfoy w kolejnej części? A Helena Bonham Carter nie była taka chętna do zagrania w tym filmie, jednak zmieniła zdanie po rozmowie z autorką. Nie wyobrażam sobie nikogo innego w roli Bellatrix. Co prawda moją siostrę szalenie irytował jej śmiech, ale cóż... ona była szalona, prawda? Jestem też bardzo ciekawa, jak się nazywa ten sposób podróżowania, jakim posługują się Śmierciożercy (oraz w tej części członkowie Zakonu Feniksa), bo mamy w magicznym świecie latanie miotłami, magicznymi samochodami, świstokliki, kominki, toalety, teleportację, budki telefoniczne, nawet latające dywany (choć tylko na Wschodzie), a Lord Voldemort potrafił latać. Jednak patrząc po "Insygniach Śmierci część 1" wygląda na to, że wszyscy potrafią. Hmm, trapi mnie to, jednak muszę przyznać, że wygląda szalenie efektownie i bardzo mrocznie.
jw.
wszystkie poniżej również
Bardzo spodobało mi się w jaki sposób poprowadzono narrację w "Zakonie Feniksa". Użycie do tego "Proroka Codziennego" było strzałem w dziesiątkę (choć użyto dwukrotnie tej samej sekwencji, gdy pojawiał się Korneliusz Knot, ale to szczegół). Dodanie odpowiedniej muzyki i magia gotowa. W podobny sposób zrobiono w przypadku Umbridge, gdy pokazywano, jak rządzi się w szkole. Fajnie wszystkie sceny przycięto i pokazano naprawdę najważniejsze rzeczy wciąż tworząc spójną fabułę. Co prawda w dodatkach znajdziemy kilka ciekawych usuniętych scen (dłuższą wersję lekcji wróżbiarstwa przykładowo), jednak uważam, że świetnie obrobiono ten fragment i dużo bólu oszczędzono.

Umbridge to ciekawa postać i choć samego charakteru nie lubię, to uważam, że Imelda Staunton była absolutnie obłędna w tej roli. Taka niewinna w tym swoim różu i ze słodkimi koteczkami w gabinecie, z psotną melodią nazwaną na jej cześć, a równocześnie do szpiku kości zła. To naprawdę interesujący charakter, choć czasami zastanawiało mnie, czemu nie wyciągnęła różdżki w pewnych sytuacjach, gdy w innych tak świetnie sobie z nią radziła. W filmie zwłaszcza zwróciłam na to uwagę. Ciekawi mnie również, co się z nią działo, gdy ją porwały centaury...

W "Zakonie Feniksa" również podobały mi się nowe miejsca. Ministerstwo. Magii. jest. obłędne. Chyba jest to jeden z powodów, dla których w ogóle uwielbiam tak mocno cały ten wątek. To miejsce z wyglądu jest zachwycające i tak cudownie wpasowuje się swoją barwą do klimatu tej części. Oglądając chłonęłam kolejne detale i tak samo było, gdy oglądałam dodatki. Aż mi się smutno zrobiło, gdy w końcu rozwalano ten plan, jednak mimo wszystko jest to chyba moje ulubione miejsce po Hogwarcie w magicznym świecie.

Ciekawostka dnia: podpisy Harry'ego, Rona i Hermiony są dokładnie takie same, jak w książce. Czy takie detale nie są cudowne? Niby nie zwraca się na to uwagi, ale gdy się człowiek o tym dowie, to jakoś tak przyjemniej się wszystko wspomina. Zastanawiałam się nad wątkiem, że to Cho Chang "zdradziła" Umbridge prawdę o Armii Dumbledore'a, co było właściwie niegłupim pomysłem, choć zabrakło mi fałszywych galeonów i pryszczy, których Marietta długo się nie pozbyła, jednak przez zrobienie Cho główną winowajczynią rozpad "związku" z Harrym był nawet bardziej no cóż realny.

Kolejna ciekawostka. Emma Watson sama wybierała swojego patronusa i jest to jej ulubione zwierzątko. Choć ogólnie ten akurat wątek wyszedł w filmie trochę nierealistycznie, ponieważ z "Więźnia Azkabanu" wiemy, jak trudne jest wyczarowanie całego patronusa, a tutaj większość za pierwszym razem dała radę. Okej, okej czepiam się, ale mogli to zrobić inaczej. Choć też tutaj ciekawie to "podsumowali", w pewien sposób skracając akcje i przeplatając ją komediowymi wstawkami, skoczna melodyjka i jesteśmy w domu. Mimo tego całego mroku "Zakon Feniksa" ma wiele naprawdę zabawnych scen i to lubię w tych filmach.

Dodatki do "Zakonu Feniksa" są najkrótsze i w nich również widać koniec pewnej ery oraz to, że widzowie dorośli. Zniknęły zadania i gry, są tylko cztery filmy, choć bardzo ciekawe! Szczególnie podobał mi się zwiastun filmowy, który szybko przekształcił się w analizę wydarzeń ze wszystkich części przez obsadę i osoby zajmujące się tym zawodowo. Można było dowiedzieć się całkiem wielu ciekawostek, a to właśnie lubię. Śladem Tonks to prawie dwudziestominutowy filmik, który nie po raz pierwszy oprowadza widzów po studio Leavesden. Fajnie, że wybrali do tego zadania właśnie Natalię Tenę, ponieważ jest ona bardzo pozytywną osobą i nawet zaśpiewała jeden ze swoich kawałków.

Od premiery filmu minęło osiem lat. Osiem! Gdzie, kiedy, jak?!

A Wy kiedy ostatni raz oglądaliście "Zakon Feniksa"? :)

Sophie di Angelo

Zobacz również