Kiedy zaczęłam przeglądać edycje opublikowanych książek autorstwa Leigh Bardugo, szybko zauważyłam, że zdecydowana większość międzynarodowych wydawców pozostała przy oryginalnych, amerykańskich okładkach - w końcu po co poprawiać coś ślicznego, więc post ten okazał się właściwie zbiorem praktycznie każdego wydania trylogii Grisza oraz dylogii "Szóstka wron", które różnią się od oryginalnych, a to że są one przy okazji naprawdę ciekawe, to już mi się po prostu poszczęściło!
Na pierwszy ogień pójdzie pierwsze wydanie pierwszego tomu trylogii Grisza zanim w ogóle zaczęła się ona tak nazywać. "The Gathering Dark" ukazało się w czerwcu 2012 roku i mam niestety wrażenie, że książka nie przykuwa uwagi ani tytułem ani okładką - wygląda po prostu jak kolejny paranormal, których pełno było wszędzie te kilka lat temu. Dobrze, że wydawca i/lub autorka zdecydowali się na zmianę.
Znaczący postęp od powyższej okładki do ostatecznego wydania, prawda? Bardzo mi się podoba, jak każdy z tomów nawiązuje do swojego najważniejszego wątku. Uwielbiam takie smaczki, które stają się widoczne dopiero po przeczytaniu.
Mała dygresja: chyba już zawsze (lub do momentu, gdy będzie mnie stać xD) będę zazdrościć amerykańskim czytelnikom ich hardbacków, twardych opraw książek, ponieważ są one po prostu oszałamiające. Przypadkowo sama jestem szczęśliwą posiadaczką hardbacku "Siege and Strom". ♥ Dzięki -A. ♥
Źródło |
Źródło |
Przed premierą "Cienia i kości", gdy książka była wysyłana recenzentom tak właśnie wyglądała okładka.
A to jeden z projektów, który ogólnie się wszystkim podobał, jednak to nadal nie było to.
Na tym etapie do ręcznego wykaligrafowania tytułów tomów trylogii zatrudniono Jen Wang, która stworzyła kilka projektów okładki "Cienia i kości".
Jak widać zdecydowano się na ostatnią propozycję! W artykule pokazano również parę projektów okładki "Szturmu i gromu".
Nie zabrakło i "Ruiny i rewolty"!
Na końcu artykułu zamieszczono ilutrację autorstwa Elsy Kroese, która była na obwolucie limitowanego wydania "Ruiny i rewolty".
Interesujące jest to, jak inny styl mają okładki trzech towarzyszących historyjek ludowych Ravki. A mogłoby wyjść z tego coś pięknego, gdyby zrobili je w klimacie okładek trylogii! Ale kto co lubi... Na szczęście są obecnie dostępne tylko w e-booku. A już wkrótce opowiem Wam trochę więcej o ich treści!
Prawdziwe cuda wyczarował za to holenderski wydawca publikując nowelki! Jestem w nich totalnie zakochana. I tym razem naprawdę żałuję, że to tylko e-booki *o*
Edycja brytyjska trylogii różni się niewiele od amerykańskiej, jednak postanowiłam ją pokazać, ponieważ kolorystyka podoba mi się bardziej niż przy oryginalnym wydaniu, co samo w sobie jest godne uwagi, gdyż zazwyczaj Brytyjczycy tworzą prawdziwe potworki okładkowe. Mocno im nieraz współczuję. A tutaj proszę... Kupili mnie tym diamentowym tłem.
Mag w przypadku "Szóstki wron" i "Królestwa kanciarzy" pozostał przy oryginalnych, twardych okładkach i nawet pokolorowanych brzegach stron (bless them), ale wydawnictwo Papierowy Księżyc pokusiło się już o własne okładki trylogii Grisza, które osobiście lubię. Choć na pierwszy rzut oka mogą nie przykuć uwagi, to na żywo wyglądają naprawdę ładnie. Intrygującym zagraniem jest tak mocne podkreślenie wschodniego klimatu trylogii.
Niemieckie wydania może i wyglądają ładnie oraz enigmatycznie, ale jako osoba, która średnio raz w tygodniu ląduje w niemieckiej księgarni, muszę powiedzieć, że niestety jest to tutaj bardzo typowy wygląd jakiejkolwiek serii young adult. Rozumiem zamiłowanie do jasnych okładek i minimalizmu (choć twarzy już nie), ale bez przesady, żeby połowa książek tak wyglądała.
Za to prostota okładek nowelek zdecydowanie skradła moje serce!
Szwedzka wersja trylogii jest niepokojąco pospolita. Co by nie powiedzieć dość szkaradna. Dziewczyna z okładki zdecydowanie nie pasuje mi do Aliny, ale nie można im odmówić tego, że starali się nawiązać do oryginalnych okładek.
Francuskie wydania książek Leigh Bardugo pozytywnie mnie zaskoczyły. Choć kolorystyka "Cienia i kości" jest jakaś taka zbyt żywa, to jednak przykuwa wzrok oraz nawiązuje niezwykle subtelnie do treści.
A okładka "Szóstki wron" jest doprawdy ciekawa. Nie wszystko mi co prawda pasuje w postaciach, ale rysunki są zdecydowanie lepsze niż zdjęcia.
Nie mam pojęcia, jak zinterpretować włoską okładkę "Cienia i kości". Czemu są tu elementy, które nawiązują do drugiego oraz trzeciego tomu, ale nie ma rogów z pierwszego? Czy te ślaczki na ciele nie pomyliły się komuś z tatuażami Ganiaczów Cieni? Jest jeszcze białe afro oraz tajemniczego pochodzenia miecz. I'm like confused. Wzięłabym to za jakąś mangę.
Rumunia postawiła za to na prostotę.
Wydanie w języku hebrajskim "Cienia i kości" jest jednym z moich ulubionych. Jest unikatowe, intrygujące w swoich szczegółach oraz z klasą dopasowane do odbiorcy.
Japońskich standardów za to chyba nigdy nie zrozumiem. Wygląda to po prostu jak kolejna manga.
Tajskie wydanie trylogii bardzo mi się spodobało. Kolorystyka jest świetna - ciemniejsza i mroczniejsza niż oryginalna. Dopasowana do standardów odbiorcy, podobnie jak hebrajskie wydanie. Rogi, wąż, ptak również zostały zawarte.
Jakże mi się podoba subtelna gra z symboliką na obu wietnamskich okładkach. Szczególnie "Cień i kość" to małe mistrzostwo. Trochę szkoda, że druga okładka jest zupełnie z innej parafii (czcionka wyszła po prostu okropnie). Jestem ciekawa, jak "Szturm i grom" wyglądałoby, gdyby trzymano się pierwszego pomysłu.
Totalny minimalizm w wersji duńskiej! Subtelne nawiązania do treści, ładna, delikatna, szlachetna kolorystyka. Zdecydowanie na plus!
W Czechach pojawił się tylko pierwszy tom trylogii, a okładka niestety nie powala. Choć wyjątkowo modelka jest naprawdę ładna.
Greckie wydanie "Cienia i kości" jest nawet gorsze niż typowa brytyjska okładka. Jestem autentycznie pod wrażeniem. Zastanawiałam się, czy zawrzeć tutaj to wydanie, ale chyba do ciekawych ostatecznie się zalicza.
Indonezyjska edycja "Cienia i kość" ma cudowny, bajkowy klimat. Dosłownie, gdybym ja zobaczyła tę książkę w księgarni, to wyszłabym z założenia, że to jakaś rosyjska baśń. Pragnę zobaczyć ją na żywo! :o
Ogólnie osobiście uważam, że "Szóstka wron" nie powala swoim wyglądem. Gdy znalazłam tę portugalską edycję, to pomysł bardziej rysunkowego, niż zdjęciowego kruka zdecydowanie przypadł mi do gustu. To po prostu wygląda lepiej.
Serbskie wydanie dylogii mnie zagięło. O ile jeszcze przyklasnęłabym okładce "Szóstki wron" nawiązującej do Kaza, to "Królestwo kanciarzy" wyszło źle. Bardzo źle.
Tak tylko powiem, że potrzebuję perskiego wydania "Szóstki wron"... Natychmiast w swoich łapkach!
Post ukazał się w cyklu Miesiąc z... Leigh Bardugo.
Które wydanie szczególnie Wam się spodobało? Co sądzicie o polskich okładkach trylogii Grisza?