Choć w Krakowie wylądowałam już w czwartkowym poranek (wciąż jest dla mnie cudem to, jak dałam radę to zrobić xD), jednak ten dzień poświęciłam mojej Jul ❤ Dopiero w piątek około południa wybrałam się na Targi, bez żadnej kolejki weszłam do środka (wejście dla VIP-ów, autorów i blogerów hehe) i właściwie odwiedziłam tylko dwa stoiska - wybrałam się po swój egzemplarz drugiego tomu Magnusa Chase'a do Galerii Książki oraz odwiedziłam Otwarte/Moondrive. Następnie szybko musiałam jechać po przyjeżdżające towarzyszki.
W sobotę wraz z Adą oraz eM dotarłyśmy na Targi przed godziną jedenastą. Na warsztaty dla blogerów oczywiście spóźnione, więc nawet nie weszłyśmy. Zaczęło się zwiedzanie, powolne i bolesne. Ja to lubię sobie spokojnie przejść wszystko, zobaczyć każde stoisko, pogrzebać w pudłach z przecenami, podotykać książek, pogadać z wystawcami, z którymi współpracuję. Niestety w sobotę ludzie chodzą po ludziach, do niektórych miejsc w ogóle nie da się dojść, jeżeli akurat jest tam ktoś sławny. Jest gorąco, głośno, duszno. Ludzie się przepychają, wciskają w każdą lukę.
W ogóle dojście na halę EXPO, w których odbywają się targi jest dość męczące oraz nieatrakcyjne. Daleko od przystanku, brak wskaźników, idziesz i idziesz, a tu nagle kończy się chodnik. Trzeba uważać na przejścia dla pieszych, ponieważ później ich nie ma. Ach, najlepsze jest zamknięcie nagle najbliższej bramy, którą elegancko dało się podejść do wejścia zamiast krążyć między samochodami. W środku stoiska pościskane jak sardynki, a ludzie tak samo między nimi. Na warszawskich targach to przynajmniej jest parę metrów między przeciwległymi stoiskami, trochę przestrzeni, miejsce na murawie, aby odetchnąć, a tutaj jak wyjdziesz, to już nie wejdziesz. Nie jesteś w końcu autorem/wystawcą/VIP-em. Na przyszłość dla siebie: idź w czwartek.
Nie miałam za bardzo weny do robienia zdjęć, czy stania po autografy. Przejrzałam dwa razy punkt po punkcie plan spotkań. Więcej autorów rozpoznałam jako tych, za którymi nie przepadam. Zapisałam co prawda parę nazwisk (Mróż, Bonda, Catton) , ale raczej z ciekawości niż konieczności. W końcu nic od nich nie czytałam. Ostatecznie nie stałam w żadnej kolejce po autografy, nie miałam książek tych autorów ani weny do kupienia ich - jak się potem dowiedziałam na Mroza czekało się trzy godziny.
Czas trochę przyjrzeć się cenom książek... A te nie zachwycają. Wcale. Zabolało mnie bardzo kupienie "Młota Thora" za 35 zł. Bardzo. Mogłabym go w końcu kupić za połowę ceny po pewnym czasie. Jednak głupio byłoby nie kupić nic... Więc zaglądałam na kolejne stoiska i mina coraz bardziej mi rzedła. Media Rodzina tylko - 20 %, papa piękne nowe wydanie Harry'ego Pottera. Szukałam "Szóstki wron", nie znalazłam. Wyprzedały się jak gorące bułeczki. W końcu kupiłam "Świat Gry i Ognia", za cenę podobną co jest na internecie, ale online trzeba zawsze doliczyć koszty wysyłki. Opłacało się (wczoraj jednak znalazłam na grupie na FB za tylko 20 zł, boli!). Następnie padłam ofiarą własnego książkowego pożądania, a właściwie komiksowego - kupiłam pierwszy tom Doctora Strange'a oraz oba tomy Jessici Jones. Nawet o kilkadziesiąt złoty taniej. Wolałam nie sprawdzać, czy gdzieś online jest taniej. Jedyne, co naprawdę się opłacało to -50 % na twarde wydanie "Światła, którego nie widać". Zostałam aż zaczepiona z pytaniem, gdzie je wyhaczyłam (nie było nawet miejsca, aby zatrzymać się i schować książkę do plecaka). I to by było na tyle. Potem w Empiku kupiłam jeszcze mangę Sherlocka. Nie czytam mang, ale tej nie mogłam sobie odmówić. Sama oddałam pięć dość nowych książek dla dzieci i młodzieży w akcji Publio Książka za książkę, gdzie w zamian dostałam kod na dowolnego (tak mi się wydaje przynajmniej) E-booka oraz piękną torbę płócienną. Książki zostaną przekazane do bibliotek.
W ogóle dojście na halę EXPO, w których odbywają się targi jest dość męczące oraz nieatrakcyjne. Daleko od przystanku, brak wskaźników, idziesz i idziesz, a tu nagle kończy się chodnik. Trzeba uważać na przejścia dla pieszych, ponieważ później ich nie ma. Ach, najlepsze jest zamknięcie nagle najbliższej bramy, którą elegancko dało się podejść do wejścia zamiast krążyć między samochodami. W środku stoiska pościskane jak sardynki, a ludzie tak samo między nimi. Na warszawskich targach to przynajmniej jest parę metrów między przeciwległymi stoiskami, trochę przestrzeni, miejsce na murawie, aby odetchnąć, a tutaj jak wyjdziesz, to już nie wejdziesz. Nie jesteś w końcu autorem/wystawcą/VIP-em. Na przyszłość dla siebie: idź w czwartek.
Zostawiliście karteczkę? |
Kalendarz od wydawnictwa Otwartego dodawany przy zakupie dwóch książek. Ten cytat "najlepszy" :D |
Darmowa kawa na stoisku Matrasa z serduszkiem ❤ |
Ścianka HP od Media Rodzina |
Ostatnim punktem targów w moim przypadku była niedzielna wymiana książek Z półki na półkę organizowana przez Lubimyczytać.pl. Wiedziałyśmy z eM, że musimy być tam najlepiej jeszcze przed rozpoczęciem targów. Byłyśmy oczywiście lekko po dziesiątej. Dokładnie 10:26. Spojrzałam na zegarek. Nie byłyśmy jednak pierwsze, a na chwilę obecną trzecie. Kiedy się rozsiadłyśmy okazało się, że jednak czwarte, ponieważ jest jeszcze jakaś pani przed nami. To nie tak źle, prawda? Siedziałyśmy więc tam przez te prawie cztery godziny (z jakimiś przerwami na rozprostowanie nóg, ale jedna z nas zawsze była na miejscu). I już przed godziną czternastą okazało się, że nie jesteśmy czwarte, a dziesiąte i jedenaste. Pani przed nami trzymała kolejkę pięciu osobom, a w tym pewnej blogerce, która przyszła parę minut przed rozpoczęciem wymiany, po tym jak przez pierwsze cztery godziny elegancko sobie krążyła po targach, napisała na swoim blogu (parafrazując), że przyniosła beznadziejne książki, ale zgarnęła dziesięć nowych od wydawnictw. Taka to pożyje, prawda? Mam wrażenie, że tylko my z eM faktycznie zastosowałyśmy się do prośby, aby przynieść książki, które same chciałybyśmy przeczytać i ja wzięłam książki, które czytałam w ciągu dwóch ostatnich lat, podobały mi się, choć wiem, że ponownie ich nie przeczytam, więc wzięłam je z myślą podarowania im nowego życia.
Weszłyśmy więc jako dziesiąte. Okrążyłam stół i... nic. Absolutnie nic dla mnie. Widziałam nowe książki, ale nie wzięłam przykładowo nowiutkich, wspaniałych książek Sylwii Kubryńskiej, skoro już je mam. W końcu chwyciłam jakieś książki, między innymi dwie Remigiusza Mroza, po czym odłożyłam jedną skoro była czwartym już tomem. Gdy zobaczyłam "Pana Mercedesa" to zdążyłam go ledwo musnąć. Nie wiem ile razy obkrążyłam stół czując coraz większe rozczarowanie tym, co ludzie donosili - komiksy W.I.T.C.H., czy całe mnóstwo książek P.C. Cast.
Wymiana odbyła się w małym, ciasnym pomieszczeniu. Trzy, cztery stoły. Zapchane do niemożliwości, książki trzeba było ustawiać grzbietami do góry. Najciekawsze nowości praktycznie zniknęły zanim my z eM w ogóle doszłyśmy do stołu. Wspomniana pani przed nami, między innymi z dzieckiem do towarzystwa, zabrała wszystko, co się dało [przykładowo nowości od Otwartego, pełna trylogia Bondy]. Widziałyśmy rozkładane nowości przez uchylone drzwi, ale niektóre ostatecznie nawet nie dotarły na stół - jak na warszawskich upatrzone sobie przez wolontariuszy.
Nie trudno zauważyć, że jestem rozczarowana swoją pierwszą wymianą. Wydawnictwa też się nie popisały, ale hej nie samymi nowościami człowiek żyje, była ta nadzieja, że ludzie przyniosą coś ciekawego, zawsze znajdzie się książką, którą wiele lat temu chciało się przeczytać, ale nigdy nie miało okazji. Jak jednak się okazało, lepiej wnieść beznadziejne książki i wyjść z nowościami. ;) Sama nie wpuściłabym nikogo do kolejki, ponieważ to nieuczciwe dla osób, które siedziały tam od samego otwarcia, spędzając nawet cztery godziny na podłodze zamiast chodzić po stoiskach.
Podsumowując, nie były to moje najlepsze targi. Na szczęście towarzystwo zdecydowanie nadrabiało. Kiedy książki kosztują tyle, co w księgarni, gdzie nie ma obniżek, to nawet nie ma co udawać, że jedzie się tam polować na nowe lektury. Jedzie się dla towarzystwa. I przynajmniej tym się nie rozczarowałam.
A Wy, byliście na Targach? Co upolowaliście? ;)
Wymiana odbyła się w małym, ciasnym pomieszczeniu. Trzy, cztery stoły. Zapchane do niemożliwości, książki trzeba było ustawiać grzbietami do góry. Najciekawsze nowości praktycznie zniknęły zanim my z eM w ogóle doszłyśmy do stołu. Wspomniana pani przed nami, między innymi z dzieckiem do towarzystwa, zabrała wszystko, co się dało [przykładowo nowości od Otwartego, pełna trylogia Bondy]. Widziałyśmy rozkładane nowości przez uchylone drzwi, ale niektóre ostatecznie nawet nie dotarły na stół - jak na warszawskich upatrzone sobie przez wolontariuszy.
Nie trudno zauważyć, że jestem rozczarowana swoją pierwszą wymianą. Wydawnictwa też się nie popisały, ale hej nie samymi nowościami człowiek żyje, była ta nadzieja, że ludzie przyniosą coś ciekawego, zawsze znajdzie się książką, którą wiele lat temu chciało się przeczytać, ale nigdy nie miało okazji. Jak jednak się okazało, lepiej wnieść beznadziejne książki i wyjść z nowościami. ;) Sama nie wpuściłabym nikogo do kolejki, ponieważ to nieuczciwe dla osób, które siedziały tam od samego otwarcia, spędzając nawet cztery godziny na podłodze zamiast chodzić po stoiskach.
Podsumowując, nie były to moje najlepsze targi. Na szczęście towarzystwo zdecydowanie nadrabiało. Kiedy książki kosztują tyle, co w księgarni, gdzie nie ma obniżek, to nawet nie ma co udawać, że jedzie się tam polować na nowe lektury. Jedzie się dla towarzystwa. I przynajmniej tym się nie rozczarowałam.
A Wy, byliście na Targach? Co upolowaliście? ;)