Gen atlantydzki - A. G. Riddle

Atlantyda to jedna z tych zagadek, czy też mitów przeszłości, która wywołuje w ludziach najwięcej emocji - przynajmniej u mnie (moja ulubiona animacja Disneya! Fajnie by było, jakby zrobili wersję filmową!). Powstało o niej wiele książek oraz filmów fabularnych, a "Gen atlantydzki" wyróżnia się wpośród nich, będąc najczęściej recenzowaną oraz ocenianą książką wśród thrillerów (więcej niż dwie książki Dana Browna razem!), mając na koncie milion sprzedanych egzemplarzy, więc... nie mogłam sobie odpuścić lektury!

70 tysięcy lat temu ludzkość prawie wymarła. Jednak nieliczna grupka przetrwała, zasady się zmieniły, a dzisiaj na ziemi żyje ponad osiem miliardów ludzi. Nikt nie wie , jak udało nam się dotrwać do dzisiaj. Najwyższy czas odkryć zagadkę pochodzenia człowieka. Właśnie rozpoczął się kolejny etap ewolucji, jednak czy ludzkość tym razem również przetrwa?

"Gen atlantydzki" nieźle mnie zaskoczył. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam zapowiedź na stronie wydawnictwa oraz przeczytałam opis, to nieszczególnie zapadł mi w pamięć ten tytuł, jednak im bliżej premiery, tym więcej widziałam na jej temat i po prostu musiałam osobiście dowiedzieć się, o co chodzi z tym zamieszaniem. I po raz drugi (niedawno miałam podobną sytuację z "Łowczynią") udało mi dobrze trafić!

Pierwszy tom serii "Zagadka pochodzenia" jest bardzo złożony. To jedna z tych książek, przy których trzeba się troszkę bardziej skoncentrować na treści, ponieważ pojawia się wiele informacji oraz intrygujących szczegółów z wielu różnych dziedzin - nauki, mitologii, militaryzacji, biologi, historii. A jestem pewna, że nie wymieniłam wszystkiego. 

"Gen atlantydzki" porównywany jest do wspomnianych już książek Dana Browna. Jest coś w tym, że jak się przeczyta opis i wszystkie te rekomendacje na okładce, zobaczy recenzje tu i tam, a coś rzuci się nam w oczy, jakieś wyrażenie, czy też porównanie, to naprawdę trudno wyrzucić je z głowy, ponieważ po prostu czytelnik nieświadomie koncentruje się na tym jednym szczególe. Rzadko mi się to zdarza, ale jak już, to towarzyszy mi to przez całą lekturę, więc oczywiście muszę odnieść się do porównania do Dana Browna. Według mnie "Gen atlantydzki" może spodobać się fanom twórczości autora, zwłaszcza jeżeli spodobała Wam się przegenialna książka "Zwodniczy punkt", która najbardziej mi się skojarzyła, jeżeli chodzi o tematykę. Jednak uważam również, że A. G. Riddle jeszcze brakuje, aby być na tym samym poziomie.

"Gen atlantydzki" to dobra, czy nawet bardzo dobra książka, ale nie mam wrażenia, że będę ją jakoś szczególnie długo przeżywać, czy rozpamiętywać zdarzenia. Mam wrażenie, że bohaterowie są trochę niedopracowani, nie czułam z nimi zbyt wielkiej więzi. Jasne, kibicowałam tym dobrym, ale nie wczuwałam się, nie ściskało mnie w żołądku, gdy byli w niebezpieczeństwie. Choć też przyznam, że jeden moment był naprawdę poruszający. Uwielbiam thrillery, a to jest zarówno apokaliptyczny, jak i spiskowy, widać, że autor nieźle się napracował przy łączeniu kolejnych wątków, ponieważ powieść prowadzona jest z wielu różnych punktów widzenia, które prowadzą do przerażającej konkluzji... 

Tytuł oryginału: The Atlantis Gene
Seria: Zagadka pochodzenia
Tom: 1
Liczba stron: 560
Ocena: 7/10
Dla fanów: Zwodniczego punktu
Nie mogę więc dokładnie określić, gdzie leży mój problem. Mam wrażenie, że autor trochę przedobrzył, że jest to równocześnie bardzo dobra i średnia książka. W pewnym momencie poczułam się nią znużona, choć mnie nie irytowała. Myślę, że powieść jest w pewnych kwestiach przekombinowana, mimo ogromu pracy, widać też rękę debiutanta. 

Jednym z częstych motywów w książkach jest przedstawianie wydarzeń z przeszłości za pomocą pamiętników, notatników, wspomnień, a ja przyznam, że powoli zaczyna mnie to nudzić. Niezbyt porywające na pewno były przerywniki w "Genie atlantydzkim", zwłaszcza, gdy autor opisywał główną akcję, przerywając kolejnymi wpisami z dziennika, a następnie przerywając to wspomnieniami głównych bohaterów, czyli najprościej mówiąc w pewnym momencie akcja przystopowała, a autor rzucił w czytelnika przeszłością Kate, Davida i tytułowego genu atlantydzkiego... Co za dużo, to niezdrowo.

Autor w podziękowaniach, prosi czytelnika o coś niezwykłego. Dosłownie A. G. Riddle napisał, że recenzji "Genu atlantydzkiego" jest tak dużo, że prosi o niepisanie o książce, lecz sięgnięcie po powieść debiutanta i napisanie opinii o jego książce, ponieważ tylko dzięki temu, że ludzie sięgnęli po jego debiutancką powieść, jest teraz w tym punkcie, a nie innym. Uważam, że to bardzo urocze! Jednak swoją opinię i tak napiszę o "Genie atlantydzkim". Właściwie wyszło tego więcej, niż sądziłam, że mam do napisania.

Podsumowując, "Gen atlantydzki" podoba mi się, ale nie jest to pełen zachwyt. Czytało się świetnie, ale książka potrafi przytłoczyć. Bohaterowie są ciekawi, ale zbyt odlegli. A samo założenie, cały sens książki, wydaje mi się nad wyrost. Może mam takie odczucia, ponieważ tak naprawdę nie wiadomo wiele na temat tytułowej zagadki pochodzenia i w kolejnych tomach autor udzieli odpowiedzi i wyjaśni wszystko dokładniej, jeżeli chodzi szczególnie o motywacje tych "złych"... Na chwilę obecną mimo całego mnóstwa wyjaśnień oraz odpowiedzi, ten wątek był zbyt naciągany. Pozostaje mi więc czekać na kolejny tom, który zapowiedziany jest na jesień tego roku!

Sophie di Angelo

2 komentarze:

  1. Jestem zaintrygowana. Chociaż na hasło: co za dużo to niezdrowo, mam uczulenie i trzymam się z dala od rzeczy, które można nim opisać, jednocześnie wydaje mi się, że kategorie, które porusza autor są jak najbardziej moje. Już wiem, że jak dorwę to przeczytam ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie czytam :) Zobaczę, jak ja będę odbierała te "wstawki" w akcji w postaci wpisów z dzienników i pamiętników. Czasem to pomaga, a czasem zwalenia bieg wydarzeń. Jeszcze wrócę do całości recenzji by porównać wrażenia z lektury :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo