Przedpremierowo: Czerwona królowa - Victoria Aveyard

Premiera: 18 luty 2015 r.
Tytuł oryginału: Red Queen
Seria: Czerwona królowa
Tom: 1/3
Liczba stron: 377

"Jestem dziewczyną z Czerwonych w gnieździe srebrnych żmij i nie mogę sobie pozwolić na współczucie wobec nikogo."

Jeszcze kilka dni temu największym zmartwieniem Mare był fakt, że niedługo skończy osiemnaście lat i będzie musiała pójść do wojska - walczyć w krwawej wojnie, która wcale jej nie dotyczy. Próba kradzieży, z którą normalnie nie miałaby problemu kończy się niespodziewanie i wydaje się jej, że wreszcie pojawia się światełko nadziei, jednak gdy dziewczyna przekracza progi pałacu, nie spodziewa się tego, że zwykła praca służącej może całkowicie zmienić jej życie...

"Nie wiem, jak miałoby do tego dojść – mówi cicho – ale mam nadzieję, że pewnego dnia zostaniesz królową. Wyobraź sobie, czego wtedy mogłabyś dokonać. Czerwona królowa."

Mare Barrow jest wyjątkowa. Moje stosunki z głównymi bohaterkami powieści młodzieżowych często były napięte, co jest łagodnym określeniem. Myślałam, że era dobrych, porządnych bohaterem z (czerwonej) krwi i kości już dawno minęła - przynajmniej w przypadku YA. Wiecie, jak to jest... Weźcie dowolną powieść dystopiczną dla młodzieży do ręki i dowiecie się w pierwszym tomie, że bohaterka myśli tylko o sobie; nie ma zamiaru ratować świata, czy się poświęcać. To jej rodzina i JEJ życie są najważniejsze. Przykładów można podać co najmniej kilka. Nasze heroiny ślepe nie są i często zauważają, że ich losy mogą mieć głębsze znaczenie dla przyszłych wydarzeń, ale wolą o tym nie myśleć. Na pewno nie dotyczy to głównej bohaterki "Czerwonej królowej".

"Naprawdę, książę? Rozumiesz, jak to jest zostać oderwanym od wszystkiego, co się kocha, i zmuszonym do bycia kimś innym? Codziennie kłamać, od rana do nocy, przez resztę życia? Wiedzieć, że coś jest z tobą nie tak?"

Postać Mare jest niesamowicie świeża, dla mnie absolutnie niezwykła. Niczym nowy, nieznany gatunek głównych bohaterek powieści młodzieżowych, ponieważ od momentu, w którym Mare została wciągnięta do świata, o którym wcześniej nie miała pojęcia, to zaczęła myśleć szerzej, obserwować, planować, dbać o najmniejszy szczegół. Nie ukrywam, że bardzo polubiłam tę zaradną dziewczynę. Na początku powieści nie zapowiadała się tak świetnie - właśnie typowo, więc dam Wam radę, zamiast od razu przyczepiać jej łatkę z powodu jej, zrozumiałego, jak się potem okazuje, zachowania, to poczekajcie, obserwujcie i zachwyćcie się tą świeżością, gdzie bohaterka nie czeka trzech tomów, aby dojść do wniosku, że będzie walczyć nie tylko o siebie. Nie załamuje się, nie protestuje, nie ucieka od odpowiedzialności. Wie, co trzeba zrobić i podejmuje wszelkie ryzyko.

Gdy wszystko już było, wtedy trzeba opowiedzieć historię na nowo. Czytając "Czerwoną królową" można zauważyć, że mamy tutaj parę schematów i szybko pojawią nam się skojarzenia - a to z "Igrzyskami śmierci", z "Niezgodną", nawet z "Rywalkami", ale autorka stworzyła z tego całkiem nową opowieść. Miałam wrażenie, że wyciągnęła to, co najlepsze z gatunku dystopicznego dla młodzieży - ważne: nie kopiując - i połączyła to w nowatorski sposób, sprawiając, że jej historia posiadała między innymi piękne suknie i luksusy życia w pałacu, jednak na pewno nie była głupiutka, jak wspominana seria Kiery Cass. To było po prostu tak, że gdy już coś wzięłam za pewnik myśląc sobie w duchu, zadowolona z siebie, że jestem taka sprytna, że na pewno akcja będzie szła w tym kierunku, to było BUM i fabuła szła w taką stronę, że przy kolejnym zwrocie akcji czułam po prostu podziw dla autorki. Zadowolenie też. W końcu, choć lubię mieć rację, to wolę się mylić, gdy efekty tego mają być tak dobre i wciągające.

Jedyne, co specjalne w "Czerwonej królowej" nie jest, to styl. Nie, nie jest on zły, ale wyjątkowy też nie jest - po prostu dobry i to był ten smaczek, którego brakowało mi do podkręcenia tej historii stuprocentowo. Jednak nie można zapominać o tym, że jest to debiut, choć moim zdaniem styl nie ulegnie drastycznej zmianie w kolejnych częściach. Mamy tu narracje pierwszoosobową, co jednak mi nie przeszkadza przy tak ciekawej bohaterce. Styl mógłby być jednak bardziej specyficzny, wyróżniający się na tle innych, ale w tym przypadku tak niestety nie jest.

"Jego usta przywierają do moich, twarde, ciepłe, natarczywe. Ich dotyk elektryzuje mnie, jednak w inny sposób, niż przywykłam. Iskra, która przebiega po moim ciele, nie jest iskrą zniszczenia, ale iskrą życia."

W "Czerwonej królowej" i romans odgrywa swoją rolę. Nie jest to najważniejszy wątek, ale swoje oddziaływanie ma i trzeba powiedzieć, że dałam się niesamowicie wciągnąć. Mamy tutaj trójkącik, ale mam i drugą radę: nie patrzcie przez pryzmat typowego wielokąta w powieściach młodzieżowych, bo tutaj tego nie znajdziecie. Gdybym grała w rosyjską ruletkę obstawiając, jak się rozwinie ten wątek, to już bym dosłownie stygła i dlatego "Czerwona królowa" trafiła do mnie tak mocno.

Już w czasie lektury zwariowałam na jej punkcie. Nie miałam oczekiwań, byłam po prostu ciekawa tej historii, która pozornie z opisu nie zapowiada się na aż tak wyjątkową, a tutaj pochłaniałam kolejne strony z szeroko otwartymi oczami, aby nie uronić ani słówka. Przez te kilka godzin żyłam tą historią, która mną zawładnęła. Niespodziewanie, gwałtownie, całkowicie. 

"W szkole uczyliśmy się o świecie, który istniał przed naszym światem, o aniołach i bogach mieszkających w niebie i sprawujących na ziemi mądre rządy łagodną ręką. Niektórzy twierdzą, że to zwykłe bajania, ale ja im nie wierzę. Bogowie nadal nami rządzą. Przybyli z gwiazd. I nie są już łagodni."

Gdyby mocnych wątków w tej powieści brakowało, to autorka zaserwowała nam też powalające zakończenie. Znaczy się gwoli ścisłości ostatnie kilka stron zaskakujące nie jest – tego się można było spodziewać, ale wydarzenia je poprzedzające…. Pozostawało mi tylko dyskretnie ocierać łzy płynące ciurkiem z szeroko otwartych oczu z powodu szoku.

"Czerwoną królową" już zaliczyłam do najlepszych książek zeszłego roku, ponieważ to w grudniu miałam przyjemność ją przeczytać, a Wam mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie będziecie mieli okazję przeczytać - nie tylko w 2015 roku, ale również w gatunku dystopicznym. Polecam z całego, mojego, czerwonego serduszka - "Czerwona królowa" nie da Wam zasnąć, będziecie zbyt zajęci pożeraniem kolejnych stron. 

Ocena: 9/10.

PS. Jest to pierwsza 'rzecz', która na moim blogu dostaje oficjalną "pieczątkę" gwarantującą najlepszą jakość. Produkty oznaczone tym znaczkiem można brać w ciemno!

PS. 2. Nie zapomnijcie wziąć udziału w konkursie!

Sophie di Angelo

Zobacz również