Newsy ze świata Percy'ego Jacksona #6

Witajcie półbogowie! Najwyższy czas na kolejny post z newsami ze świata Percy'ego Jacksona. Już niedługo szykuje się kolejny, gdzie opowiem Wam więcej o mojej Kolekcji Ricka Riordana. Tymczasem przedstawię Wam zbliżające się premiery związane z twórczością autora oraz drugi rozdział z "Młota Thora", drugiego tomu trylogii "Magnus Chase i bogowie Asgardu". 

Oficjalny dodatek do serii "Magnus Chase i bogowie Asgardu" już w Polsce!
31 sierpnia miał premierę "Hotel Walhalla. Przewodnik po światach nordyckich"! Już niedługo będziecie mogli kupić go w promocji -50 % na stronie wydawnictwa (klik!). O ile się nie mylę wydawnictwo zapowiedziało kolejną taką promocję na 16-ego września :)

Opis: Gratulacje! Zostałeś wybrany na jednego z dzielnych wojowników Odyna i znalazłeś się w hotelu Walhalla. I co teraz?

Ten niezbędny przewodnik po świecie bogów i bogiń, mitycznych istot i fantastycznych stworzeń dziewięciu nordyckich światów został przygotowany specjalnie dla ciebie, znakomity gościu. Zawiera najważniejsze informacje, wywiady, opowieści i osobiste uwagi, żebyś mógł uniknąć niezręcznych sytuacji i zacząć natychmiast i ze wszystkich sił trenować do Ragnaröku. Ratatosk już nigdy nie wyda ci się słodką wiewiórką i nigdy więcej nie pomylisz krasnoluda z elfem!

Mam nadzieję, że Przewodnik po światach nordyckich hotelu Walhalla zapewni ci zarówno oświecenie, jak i rozrywkę podczas twojego wiecznego pobytu w naszej wspaniałej instytucji.

Fragment książki przeczytacie tutaj: rickriordan.pl

Oficjalna kolorowanka do Percy'ego Jacksona

Kiedy znalazłam tę zapowiedź na oficjalnej stronie Ricka Riordana byłam równocześnie zaskoczona i niezaskoczona. W obecnym czasie boomu na kolorowanki, można się tego było spodziewać. ;)

Opis: Półbogowie, przygotujcie kredki!

W ciągu ostatniej dekady miliony młodych czytelników, rodziców oraz nauczycieli pokochało klasyczną serię Ricka Riordana - "Percy'ego Jacksona i bogów olimpijskich", która uczyniła mitologię grecką dla czytelników współczesną, znaczącą i przede wszystkim zachęcającą do czytania. Teraz fani mogą dosłownie pokolorować świat Percy'ego przedstawiony na niesamowitych portretach, dramatycznych scenach oraz skomplikowanych wzorach, które znajdą się na stronach tej wysokoformatowej kolorowanki. To świetny sposób, aby zapoznać młodych czytelników z serią, przywołać wspomnienia starszych fanów oraz podnieś jakość lekcji o greckiej mitologii. 

Fani Percy'ego Jacksona, uczniowie oraz studenci uczący się właśnie o greckiej mitologii oraz dorośli szukający rozrywki, nie zawiodą się, gdy będą dodawać życia półbogom, bogom i potworom, swoimi zdolnościami oraz kredkami, w książce, która zawiera ponad sto wzorów do wypełnienia. 

Kolorowanka będzie miała zapewne format A4, a autorem grafik jest Keith Robinson.

Wydanie w Polsce nie jest potwierdzone. W tej chwili nie ma nawet ustalonej premiery amerykańskiej :) 

Obóz herosów. Ściśle tajne! Twój (prawdziwy) przewodnik po obozie treningowym dla herosów

Opis: W odpowiedzi na okropne wideo wprowadzające autorstwa boga Apollina, Percy Jackson oraz inni mieszkańcy obozu herosów odpowiedzieli na takie pytania, jak "co to za miejsce?" oraz "czy mogę zatrzymać koszulkę?". Nowi obozowicze mogą sprawdzić plan domków, przeczytać o magicznych punktach orientacyjnych oraz zapoznać się z rozdziałem o arenach treningowych.  Na szczęście książka zawiera o wiele więcej niż informacje o budynkach i terenie. Znajdziecie tu również wskazówki od mieszkających tu osób.

Przykładowo, obozowicze nie zawsze żyją w spokoju i harmonii. Obóz nie jest prowadzony z najwyższą wydajnością, a proroctwa nie pojawiają się regularnie. Książka doprawiona jest przemyśleniami osób, które nazwały obóz herosów swoim domem lub tylko zatrzymały się tutaj przez chwilę w drodze do nieznanych miejsc. Chejron osobiście napisał wprowadzenie do książki, przedstawiające krótką historię szkolenia opracowanego na podstawie jego tysiącletniego doświadczenia. I oczywiście nie mogło zabraknąć boskich słów mądrości od boga Apollina w własnej osobie, ponieważ... cóż ponieważ półbogowie-autorzy nie chcieliby zostać przez niego przeklęci, ot co!

W sprzedaży w Ameryce od 15-ego sierpnia 2017 roku.

EDIT: Książka magicznie zmieniła datę premiery na 2-ego marca 2017 r. W Polsce zostanie wydana w lipcu pt. "Tajne akta Obozu Herosów". Jest ŚWIETNA.


Oficjalny opis "Młota Thora"


Młot Thora znów zaginął. Bóg piorunów ma niepokojący zwyczaj gubienia swojej broni – najpotężniejszego oręża w dziewięciu światach. Tym razem jednak stało się coś poważniejszego: młot wpadł w ręce wroga.
Jeśli Magnus Chase i jego przyjaciele nie odnajdą szybko młota, światy żywych pozostaną bez ochrony przed inwazją olbrzymów. Rozpocznie się Ragnarök i dziewięć światów stanie w płomieniach. Niestety jedyną osobą, która może wynegocjować zwrot broni, jest najstraszliwszy wróg bogów – Loki. A cena, jakiej za to żąda, jest bardzo wysoka.

Premiera: 26 października

Przeczytaj pierwszy rozdział drugiej części "Magnusa Chase'a i bogów Asgardu": klik

A oto przed Wami drugi rozdział! :) Enjoy!

***


Rodział drugi: Typowa scena na dachu z Chase'm, gadającymi mieczami i ninja

Powinienem przedstawić swój miecz. Jack, czytelnicy. Czytelnicy, Jack.
Jego prawdziwe imię to Sumarbrander, Miecz Lata, ale Jack preferuje nazywanie go Jackiem z nieznanych mi bliżej powodów. Kiedy Jack ma ochotę na drzemkę - na co ma ochotę większość czasu - wtedy wisi mi na szyi w formie wisiorka, oznaczonego fehu, runą Freya:
Kiedy zaś potrzebuję pomocy, zamienia się w miecz i zabija różne rzeczy. Czasami robi to, gdy dzierżę go w dłoni. Innym razem samodzielnie lata po okolicy, śpiewając równocześnie denerwujące popowe piosenki. Jest po prostu magiczny.

Gdy biegłem wzdłuż ulicy Newbury, Jack urósł do swojej pełnej formy w mojej dłoni. Jego trzydziestocalowe, obosieczne ostrze wykute w stali, zostało ozdobione runami, które pulsowały, gdy Jack się odzywał. 
-Co się stało - zapytał. - Kogo zabijamy?
Jack utrzymuje, że nie podsłuchuje mnie, gdy wisi w formie zawieszki na mojej szyi. Twierdzi, że zazwyczaj ma na uszach słuchawki. Nie wierzę w to, ponieważ Jack nie ma słuchawek. Ani uszu.
-Gonimy mordercę - wyrzuciłem z siebie, unikając taksówki. - Zabił kozę.
-Ach tak. Stare dobre czasy, stare dobre czasy w takim razie.

Skoczyłem na budynek Pearson Publishing. Ostatnie dwa miesiące spędziłem na szlifowaniu moich einherjarowich umiejętności. Skok na wysokość trzech pięter i to z mieczem w ręku nie był już dla mnie problemem. Potem wspinałem się od parapetu do gzymsu wzdłuż białej, marmurowej fasady, wykorzystując swojego wewnętrznego Hulka, aż dotarłem na szczyt.

Na odległym końcu dachu, ciemny, dwunożny kształt właśnie znikał za kominami. Kozi morderca wygląd miał człowieczy, co wykluczało zabójstwo przez inną kozę, jednak widziałem wystarczająco wiele w Dziewięciu Światach, aby wiedzieć, że człowieczy kształt, nie zawsze oznaczał człowieka. Mógł być elfem, krasnoludem, małym olbrzymem, a nawet władającym toporem bogiem (proszę, nie bądź władającym toporem bogiem!). 

Kiedy dotarłem do kominów, kształt przeskoczył na dach kolejnego budynku. To mogło nie zabrzmieć imponująco, jednak budynek obok był kamienicą z elewacją z piaskowca, oddaloną o około piętnaście metrów przez mały parking na dole. Kozi zabójca nie miał nawet tyle przyzwoitości, aby przy skoku złamać kostkę. Przekoziołkował nad smołą i pobiegł dalej. Potem przeskoczył przez ulicę Newbury i wylądował na wieży Kościoła Przymierza (Church of the Covenant).

-Nienawidzę tego kolesia - powiedziałem.
-Skąd wiesz, że to koleś? - zapytał Jack.
Miecz miał rację (przepraszam za grę słów*). Luźne, czarne ubrania oraz hełm koziego zabójcy uniemożliwiały określenie płci, ale postanowiłem uznać go za kolesia. Nie wiem dlaczego. Chyba uznałem ideę męskiego koziego zabójcy za bardziej irytującą. 
Cofnąłem się, aby móc się rozbiec i skoczyłem w stronę kościoła przymierza. 
Chciałbym móc powiedzieć, że wylądowałem na wieży, zakułem mordercę w kajdanki i oznajmiłem: "Idziesz siedzieć za zabójstwo zwierząt gospodarskich!".
Prawda jest jednak inna... Kościół Przymierza posiada przepiękne witraże wykonane przez samego Tiffany'ego w 1890 roku. Po lewej stronie prezbiterium, jedno okno ma duże pęknięcie na górze. Mea culpa.

Uderzyłem w pochyły dach kościoła, z którego zacząłem się zsuwać. Chwyciłem się rynny prawą ręką. Ból poczułem nawet w paznokciach. Zwisałem więc z krawędzi, młócąc nogami i kopiąc piękny witraż, dokładnie w małego Jezuska.
Z drugiej strony, zwisanie z dachu ocaliło mi życie. Kiedy się przekręciłem, topór runął z góry, odrąbując mi guziki kurtki. Centymetr w bok i wisiałbym tam z rozciętą klatką piersiową.
-Hej! - wrzasnąłem.
Strasznie narzekam, gdy ludzie próbują mnie zabić. Pewnie, w Walhalli, my einherjarowie zabijamy się wzajemnie bez przerwy i jesteśmy wskrzeszani akurat na obiad. Jednak poza Walhallą jestem jak najbardziej śmiertelny. Jeżeli umarłbym w Bostonie, nie wróciłbym do życia.

Kozi zabójca spojrzał na mnie ze szczytu dachu. Dzięki bogom, wyglądało na to, że wyzbył się już toporów do rzucania. Niestety, u jego boku wisiał miecz. Jego leginsy i tunika były uszyte z czarnego futra. Na jego piersi luźno zwisała osmalona kolczuga. Jego metalowy hełm miał przymocowaną metalową siatkę - co my Wikingowie nazywaliśmy czepiec kolczy - zakrywającą jego szyję i gardło. Jego rysy były zasłonięte przez płytę czołową ustylizowaną na warczącego wilka.
Oczywiście, że to był wilk. Wszyscy w dziewięciu światach kochają wilki. Mają tarcze z wilkami, hełmy z wilkami, wygaszacze z wilkami, wilcze piżamy i wilczo tematyczne imprezy urodzinowe.
Ja za to nie za bardzo kochałem wilki.

-Załap aluzję, Magnusie Chase'ie - głos zabójcy zmieniał się z sopranu na baryton, jakby przechodził przez maszynę do efektów specjalnych. - Trzymaj się z dala od Provincetown.
Palce mojej lewej dłoni zacisnęły się na rękojeści miecza.
-Jack, do roboty.
-Jesteś pewien? - zapytał Jack.
Zabójca syknął. Z jakiś powodów ludzie są często zaskoczeni tym, że mój miecz potrafi mówić.
-Chodzi mi o to, że... - kontynuował Jack - Ja wiem, że ten koleś zabił Otisa, ale wszyscy zabijają Otisa. Bycie zabijanym to część pracy Otisa.
-Po prostu odetnij mu głowę, czy coś w tym stylu! - wrzasnąłem.
Zabójca nie był idiotą, więc odwrócił się i zaczął uciekać.
-Złap go! - rozkazałem Jackowi.
-Dlaczego to ja muszę wykonywać całą robotę? - narzekał Jack.
-Ponieważ ja tutaj zwisam, a Ty nie możesz zostać zabity!
-To, że masz rację, nie sprawia, że wszystko jest w porządku.

Rzuciłem go zza głowy. Jack zniknął mi z oczu, śpiewając jego własną wersję "Shake it off" Taylor Swift (nigdy nie zdołałem go przekonać, że refren nie zawiera wersu "tarki do sera będą trzeć, trzeć, trzeć")*2.
Nawet z wolną, lewą ręką, parę sekund zajęło mi podciągnięcie się na dach. Gdzieś z północy, szczek ostrz odbijał się echem od budynków. Ruszyłem w tamtym kierunku, przeskakując ponad wieżami kościoła oraz Berkeley Street. Odbijałem się od dachu do dachu, gdy usłyszałem z daleka okrzyk Jacka:
-Auuu!

Większość ludzi zapewne nie wbiegłaby w środek walki, aby sprawdzić, jak się ma ich miecz, jednak ja właśnie to zrobiłem. Na rogu Boylston, wspiąłem się po ścianie garażu i dotarłem do dachu, gdzie znalazłem Jacka walczącego o... no może nie o swoje życie, lecz o swoją godność.
Jack często przechwalał się, że jest najostrzejszym ostrzem we wszystkich dziewięciu światach. Mógł przeciąć dosłownie wszystko i walczyć z dwunastoma wrogami na raz. Wierzyłem mu, ponieważ osobiście byłem świadkiem, jak powalił olbrzyma wielkości wieżowca. Jednak kozi zabójca nie miał problemu w zmuszaniu Jacka do cofania się w stronę krawędzi dachu. Zabójca mógł być drobny, ale był silny i szybki. Jego ciemne, żelazne ostrze wskrzeszało iskry, za każdym razem, gdy stykało się z Jackiem, który krzyczał wtedy "au! ała!".
Nie wiedziałem, czy Jack faktycznie był w niebezpieczeństwie, jednak musiałem mu pomóc. Nie miałem przy sobie innej broni, a nie miałem ochoty walczyć nieuzbrojony, więc podbiegłem do najbliższej latarni i wyrwałem ją z cementu.
To zabrzmiało, jakbym się popisywał. Jednak zapewniam, że tak nie jest. Latarnia była jedyną rzeczą w okolicy, którą mogłem wykorzystać jako broń - co prawda obok niej zaparkowany był Lexus, ale nie byłem wystarczająco silny, aby dzierżyć w walce luksusowy samochód.

Zaszarżowałem na koziego zabójcę z sześciometrową latarnią w ręku, niczym z oświetloną kopią. To przykuło jego uwagę. Odwrócił się w moją stronę, a Jack zaatakował, otwierając głęboką ranę w udzie zabójcy. Ten chrząknął i potknął się. 
To była moja szansa. Mogłem się go pozbyć, jednak gdy byłem tylko trzy metry od niego, w oddali rozległo się wilcze wycie, a ja zamarłem.
"Kurcze, Magnus!" pewnie pomyślisz, "to było wycie w oddali! I co z tego?"
Wspomniałem już, że nie lubię wilków. Gdy miałem czternaście lat, dwa wilki ze lśniącymi niebieskimi oczami zabiły moją matkę. A moje ostatnie spotkanie z Fenrirem również nie wywołało we mnie cieplejszych uczuć dla tego gatunku.
Brytyjska okładka "Młota Thora"

To szczególne wycie na pewno było wilcze. Dochodziło gdzieś ze strony Boston Common, odbijając się od wieżowców i zamieniając moją krew w lód. Takie właśnie wycie słyszałem w dniu śmierci mojej matki - głodne i tryumfujące, wycie potwora, który właśnie dorwał zdobycz. Latarnia wypadła mi z dłoni i zadźwięczała uderzając o asfalt. 

Jack pojawił się obok mnie.
-Ekhm, señor... walczymy nadal z tym kolesiem, czy coś?
Zabójca zatoczył się do tyłu. Czarne futro jego leginsów błyszczało od krwi.
-To dopiero początek. - Jego głos był jeszcze bardziej zniekształcony. - Uważaj, Magnusie. Jeżeli pojawisz się w Provincetown, wpadniesz w ręce twoich wrogów. 

Patrzyłem na jego warczącą maskę. Czułem się, jakbym znów miał czternaście lat, jakbym ukrywał się samotnie w alejce za budynkiem, w którym mieszkałem, w noc gdy zginęła moja matka. Przypomniałem sobie, jak wpatrywałem się w schody przeciwpożarowe, z których właśnie zeskoczyłem, wsłuchując się w wilcze wycie dobiegające z naszego salonu.
Wtedy płomienie eksplodowały z okien. 

-Kim jesteś? - Udało mi się wykrztusić.
Zabójca zaśmiał się gardłowo.
-Złe pytanie. Właściwe brzmi: czy jesteś gotowy stracić przyjaciół? Jeżeli nie, to nie ruszaj na poszukiwania młota Thora.
Cofnął się do krawędzi dachu i runął do tyłu.
Dobiegłem tam w momencie, gdy stado gołębi nagle wzbiło się w górę, tworząc niebiesko-szarą chmurę, przepływającą ponad lasem kominów. Na dole nie zauważyłem ani ruchu, ani ciała, ani żadnego śladu po zabójcy.

Jack unosił się obok mnie.
-Mogłem go pokonać, ale wziąłeś mnie z zaskoczenia. Nawet nie zdążyłem się rozciągnąć. 
-Miecze się nie rozciągają - powiedziałem.
-Och, wybacz, panie ekspercie w technikach rozgrzewania się!

Stadko gołębi pojawiło się z nikąd i zanurkowało w stronę kałuży krwi zabójcy. Podniosłem malutkie piórko i obserwowałem, jak nasiąka czerwoną cieczą.

-I co teraz? - zapytał Jack. - Co to było w ogóle za wycie?
Poczułem, jak zimno spływa od mojego ucha, pozostawiając nieprzyjemny smak w ustach. 
-Nie wiem - powiedziałem. - Już nie wyje.
-Powinniśmy to sprawdzić?
-Nie! Chodzi mi o to, że... zanim ustalimy skąd dochodziło, będzie już za późno, aby coś z tym zrobić. Poza tym...

Przyglądałem się dokładnie zakrwawionemu gołębiemu piórku. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że kozi zabójca rozpłynął się w powietrzu oraz co wiedział o młocie Thora. Jego zniekształcony głos rozbrzmiewał w mojej głowie:
-Czy jesteś gotowy stracić przyjaciół?
Coś w zabójcy wydawało mi się niepokojąco niewłaściwe, a równocześnie znajome.

-Musimy znaleźć Sam. - Chwyciłem rękojeść Jacka i zalało mnie jego zmęczenie.
To właśnie była wada posiadania miecza, który sam walczy: cokolwiek zrobił Jack, to ja za to płaciłem, gdy tylko brałem go ponownie do ręki. Poczułem rozlewające mi się na rękach siniaki - od każdego uderzenia, które przyjął na siebie Jack. Moje nogi drżały, jakbym ćwiczył od rana. Poczułem ucisk w gardle - wstyd Jacka, który pozwolił koziemu zabójcy zmusić się do stagnacji.
-Hej, Jack - powiedziałem mu. - Przynajmniej go zraniłeś, a to więcej niż mi się udało.
-Niby tak... - W głosie Jacka rozbrzmiewało zażenowanie. Wiedziałem, że nie lubił się dzielić ze mną negatywnymi emocjami. - Może powinieneś chwilę odpocząć, señor. Nie jesteś w stanie...
-Wszystko w porządku - zapewniłem. - Dziękuję Jack. Świetnie się spisałeś.
Jack powrócił do postaci wisiorka, a ja przyczepiłem runę do łańcuszka na szyi. 

Jack miał rację: musiałem odpocząć. Miałem wielką ochotę, aby wczołgać się do miłego Lexusa i uciąć sobie drzemkę, jednak jeżeli kozi zabójca postanowił wrócić do kawiarni, jeżeli dopadłby Sam z zaskoczenia... 
Ruszyłem, przeskakując po dachach budynków i mając nadzieję, że nie jest za późno...

*Jack to po angielsku również miecz.
*2 "cheese  graters gonna grate, grate, grate, grate, grate".

***
Oba rozdziały w oryginalne znajdziecie tutaj.

Jak Wam się podoba drugi rozdział? :) 

Sophie di Angelo

3 komentarze:

  1. Nie mogę doczekać się drugiego tomu Magnusa !
    Alex with Books

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie przeczytałam pierwszego tomu Magnusa, ale coś mi się wydaje, że i tak pewnie tego nie zrobię do premiery ostatniej części, więc może tak będzie lepiej.
    Co do dodatków, to jakoś specjalnie mnie nie kręcą, po prostu je odpuszczam.

    www.wachajac-ksiazki.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, jesteś moją studnią informacji o książkach Riordana :D Nie wiedziałam o nowych zagranicznym dodatku, trzeba trochę poczekać niestety... :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo