Kiedy odszedłeś - Jojo Moyes

Jakiś czas temu przeczytałam "Zanim się pojawiłeś" i pokochałam tę historię całym sercem. Zrobiłam to akurat w momencie, gdy na rynku pojawiła się kolejna książka "Kiedy odszedłeś", która podobno ma być drugą częścią, więc z rozpędu zabrałam się za nią. I bardzo, bardzo tego żałuję. Och, czemu mi to zrobiłaś Jojo Moyes?

Uwaga, tekst zawiera spoilery!

"Kochałam mężczyznę, który otworzył przede mną cały świat, ale sam nie kochał mnie na tyle, aby w nim zostać."

Kiedy Will odszedł, nie pomyślał o tym, co stanie się z Lou. Nie tak łatwo jest zapomnieć o tym wszystkim i żyć dalej, choć Lou na swój sposób stara się to zrobić. Nie potrafi jednak do końca poradzić sobie z bólem, wspomnieniami i samotnością. Zwłaszcza, gdy matka odwróciła się od niej z powodu decyzji, jaką podjęła. Rozpoczyna nową pracę, która daje jej w kość, a następnie w jej życiu pojawia się osoba, która ponownie wywraca je do góry nogami - nie jest to jednak mężczyzna...

Jestem zła na tę książkę. A właściwie zła na autorkę, że ta książka istnieje. W tym momencie jest to dla mnie największa czytelnicza klapa tego roku, a październik już za pasem... Autorka wyjaśnia/tłumaczy się/przeprasza na końcu, że książka powstała, ponieważ dostawała mnóstwo pytań, co było dalej. Nie mogła być, jak większość pisarzy, która powiedziałaby: "to zależy od Twojej wyobraźni" i tyle? Ewentualnie w stylu Rowling zdradzić parę szczegółów swojej wizji? Nieeee, Jojo Moyes zdecydowała się na zrujnowanie Lou w moich oczach. Na napisanie jednej z najbardziej rozczarowujących książek, jakie czytałam. 

"Zapomniałam, jaka to radość po prostu istnieć."

Chcę zaznaczyć, że gdy pisałam o "Zanim się pojawiłeś" nie dodam informacji o serii, ani że jest to pierwszy tom. Dla mnie nie jest. I nie będzie. Mam nadzieję, że ktoś tam nie pomyśli, aby z rozmachu zrobić drugi film. Historia rozpoczęła się i zakończyła w "Zanim się pojawiłeś". Naprawdę nie chcecie wiedzieć, co według autorki było dalej... Tak bardzo mnie to boli, ponieważ ten moment w filmie był idealny, jak Lou siedzi w Paryżu, z torebką z perfumem, pije kawę, a w tle słychać list Willa. Idealnie. Podoba mi się to bardziej, niż koniec książki. A potem to nieszczęsne "Kiedy odszedłeś"!

Co za dużo, to nie zdrowo! Autorka powinna sobie to wyryć na ekranie komputera, ponieważ jak po "Zanim się pojawiłeś" bardzo byłam nakręcona na poznanie jej innych książek, tak po "Kiedy odszedłeś" zdecydowanie podziękuję. "Zanim się pojawiłeś" było takie... ludzkie. Z prawdziwymi problemami, zakrętami losu, konsekwencjami. A "Kiedy odszedłeś" to chyba jakiś żart. 

"Myślę, że ludziom żałoba się nudzi. Tak jakby przyznawali ci jakąś bliżej nieokreśloną ilość czasu – może pół roku – a potem zaczyna ich to trochę irytować, że nie jest ci „lepiej”. Tak jakby to było użalanie się nad sobą, jakbyś celowo nie chciał się rozstać ze swoim smutkiem."

Najpierw upadek z dachu, potem żałosny wątek córki Willa - nie dziwię się matce, która po latach starań się poddała. Próbuje pomóc i dotrzeć do dziecka, a to notorycznie ucieka z domu i sprawia problemy. Nie byle jakie. Jest rozpuszczonym, głupim dzieciakiem. Nie chciałabym mieć z taką osobą do czynienia. Lou jednak robi to, co zrobiłaby Lou, czyli przyjmuje ją pod swoje skrzydła, choć nie ma absolutnie żadnych zobowiązań wobec tej niewdzięcznej dziewuchy. Jednak to w sumie jeden z nielicznych momentów, gdy czułam w tej książce Lou. Jeszcze potem jest strzelanina na osiedlu i nagle książka po prostu trąci nonsensem. 

Tytuł oryginału: After you
Liczba stron: 496
Ocena: 2/10
Różnica w stylu między "Zanim się pojawiłeś", a "Kiedy odszedłeś" jest drastyczna. I zmieniła się niestety na gorsze. Można by pomyśleć, że z każdym mijającym rokiem autor się rozwija. W końcu od premiery pierwszej książki minęły ponad trzy lata. Styl w "Zanim się pojawiłeś" był unikalny, cudowny, zabawny, jakby czytelnika ogrzewał promyczek słońca. Za to styl w "Kiedy odszedłeś" jest ciężki i w ogóle nie przypomina starej, dobrej Lou. Wiem, że przeżyła, a w sumie przeżywa tragedię, ale czułam, jakbym czytała dwie różne książki, a dodam, że czytałam je jedną po drugiej. "Kiedy odszedłeś" okazało się kolejną, kiepską obyczajówką, "Zanim się pojawiłeś" było wyjątkowe.

"- Jak myślisz, ile czasu musi minąć, zanim człowiek dojdzie do siebie po czyjejś śmierci? To znaczy takiej osoby, którą się naprawdę kochało. 
– Nie jestem pewien, czy to kiedykolwiek nastąpi. Uczysz się z tym żyć, z tą osobą. Bo ona z tobą zostaje, nawet jeśli nie jest już żywym, oddychającym człowiekiem. To nie jest ten sam miażdżący smutek, który się czuło na początku, taki, który cię zalewa i sprawia, że chce ci się płakać w nieodpowiednich miejscach i że czujesz irracjonalną złość na tych wszystkich idiotów, którzy jeszcze żyją, podczas gdy ten, kogo kochasz, nie żyje. Po prostu powoli się do tego przyzwyczajasz. Jakby ciało zabliźniało się wokół rany. No nie wiem. Jakbyś się stawała… pączkiem z dziurką zamiast drożdżówką."

Morał z tego krótki i niektórym znany: gdy autor nagle wymyśli sobie, że napisze "kontynuacje", której nie planował i to akurat przypadkiem w trakcie pracy nad ekranizacją, o której dużo się mówi, to od takiej książki trzymajmy się z daleka. Basta. 

Najciekawsze cytaty z "Kiedy odszedłeś" znajdziecie na Nicole's quotes

Sophie di Angelo

4 komentarze:

  1. Ja słyszałam same negatywne recenzje i chociaż pierwszą część mam na półce i nie mogę się doczekać aż ją przeczytam, to na drugą nie mam ochoty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakbym czytała własną recenzję. :) Dla mnie to też Gniot Roku, który bardziej przypomina fan fiction a nie pełnoprawną kontynuację.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym czytała własną recenzję. :) Dla mnie to też Gniot Roku, który bardziej przypomina fan fiction a nie pełnoprawną kontynuację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dobrnęłam nawet do połowy - totalna porażka. Również jestem zła na autorkę, bo "Zanim się pojawiłeś" było historią odpowiednio zakończoną, więc na cholerę było całe to dodawanie dalszego ciągu? Dla pieniędzy?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo