Królowa Tearlingu - Erika Johansen

Nigdy nie byłam typem osoby, która poszłabym do księgarni i zaczęła tam czytać książkę, aby ocenić, czy dany tytuł jej podchodzi. Jednak o „Królowej Tearlingu” było tak głośno, że gdy przypadkiem znalazłam czas, aby wziąć książkę do ręki i coś poczytać, to sięgnęłam właśnie po ten tytuł.

"Historia jest wszystkim. Przyszłość była jedynie zagładą przeszłości, czekającej tylko, by wydarzyć się na nowo."

Kelsea urodziła się, aby zostać Królową. W obawie o jej życie, ukryto ją do czasu osiągnięcia dojrzałości, przygotowując ją do nowej roli. W końcu jednak nadszedł dzień, w którym straż jej zmarłej matki przybyła zabrać ją do stolicy, aby mogła stanąć na czele królestwa Tearling. Kelsea wkracza do świata, który zna tylko z opowiadanych, lecz równocześnie niepełnych historii i musi się mierzyć z problemami, o których jej się nie śniło. Jej rządy od samego początku wprowadzają wiele zmian, które wcale nie podobają się sąsiednim władcom…

Po pierwszym rozdziale „Królowej Tearlingu” miałam mieszane uczucia. Trzeba dodać, że rozdziały w tej książce są dość obszerne, ten miał prawie pięćdziesiąt stron, a tytuł kolejnego zdradzał dokładnie, co się stanie – choć można było się tego i tak domyślić. Do tego trzeba dodać, że „Królowa Tearlingu” jest napisana w pewien sposób... niewprawnie, niezgrabnie. Zwłaszcza na początku książki łatwo to zauważyć. 


Z drugiej strony od momentu, w którym czytałam książkę minęło już parę miesięcy. A ja pamiętam ją naprawdę dobrze, co jest niezwykłe, ponieważ cóż… często nie potrafię powiedzieć, jak nazywają się główni bohaterowie powieści, którą właśnie czytam, nie mówiąc o tym, żeby wracać do wrażeń z lektury po takim czasie. Jednak wydarzenia z „Królowej Tearlingu” są jak żywe w mojej pamięci i dlatego jest to dla mnie książka wyjątkowa. Jest to powieść, którą mam ochotę przeczytać ponownie w każdej chwili, nie mówiąc o tym, że niecierpliwie wyczekuję informacji o ekranizacji z Emmą Watson w roli głównej. Ze względu na to, jak plastycznie opowiedziana jest ta historia oraz fakt, że tak dobrze zapadły mi w głowę wydarzenia, to mam całkiem spore oczekiwania. 
Tytuł oryginału: The Queen of Tearling
Seria: Królowa Tearlingu
Tom: 1/3
Liczba stron: 486
Ocena: 7/10
Królowa Tearlingu - Erika Johansen
1. Królowa Tearlingu
2. Inwazja na Tearling
3. The Fate of the Tearling
Dla fanów: serii Niezwyciężona
(Pojedynek, Zbrodnia)

„Królowa Tearlingu” zdecydowanie rozbudza wyobraźnię. Sprawia, że są chwile, gdy zapominam kompletnie o tym, że czytam książkę. O nie, jestem tam, zbiegając wraz z Kelseą na ratunek jej poddanym, podczas gdy medalion rozświetla mrok nocy. To chyba mój ulubiony moment w całej powieści. Nogi ledwo dotykają podłoża, trudno złapać oddech, a głowę zaprząta jedna myśl: aby ocalić to, co najcenniejsze. 

Widać mimo wszystko, że Erika Johansen jest początkującą autorką. Z jednego prostego powodu: nie za bardzo wychodzi jej pisanie o dorosłych bohaterach. Tytułowa „Królowa Tearlingu” ma zaledwie dziewiętnaście lat, za to jej przeciwniczka Szkarłatna Królowa jest kobietą, której wiek ciężko określić ze względu na to, jak długo sprawuje tron. Trylogia jest z zamierzenia „prawdziwą” fantastyką, a to oznacza dużo krwi, magii oraz seksu. To ostatnie niekoniecznie jest przedstawione w taki sposób, żeby czytelnik wziął to za integralną część fabuły. Właściwie powiedziałabym, że pisanie o „dorosłych” sprawach autorce wychodzi uprzejmie mówiąc niezręcznie. W innym przypadku nawet nie zwróciłabym na to uwagi. Jest, to niech sobie będzie. Jednak sposób, w jaki to opisano bardzo rzuca się w oczy.

Świadomość bycia straceńcem niesie za sobą potężną moc, pamiętaj jednak, że jeśli chcesz dokonać zniszczeć, musisz mieć absolutną pewność, że robisz to dla swojego ludu i nie bezcześcisz pamięci matki. To właśnie różnica pomiędzy królową, a rozgniewanym dzieckiem.

Lektura „Królowej Tearlingu” sprawiła, że długo się zastanawiałam nad ideą lojalności. Rozmyślałam, analizowałam i próbowałam zrozumieć. Jako następczyni tronu, Kelsea otaczana jest osobistą strażą, które w teorii gotowa jest poświęcić swoje życie, zdrowie i serce w służbie. Niektórzy mają jednak rodziny, ukochanych, a jakby tego było mało, to poprzednia Królowa umarła dawno temu, a jej żołnierze nie znają wcale jej córki, która była trzymana w ukryciu przez te wszystkie lata...


„Królowa Tearlingu” niesamowicie zapadła mi w pamięć, choć równocześnie nie jest to historia bez wad zarówno w fabule, jak i w sposobie jej napisania. Jednak ma sobie to coś, co sprawia, że długie miesiące po premierze wciąż mam tematy do przemyśleń. Mniej jest w tym oczekiwania na kontynuację wydarzeń – choć oczywiście z przyjemnością poznam drugi tom – a więcej analizowania tematów, które poruszyła autorka. Nie spodziewałam się zupełnie, że to właśnie „Królowa Tearlingu” pochłonie mnie na tak długo.

Najciekawsze cytaty z "Królowej Tearlingu" znajdziecie na moim tumblr'ze Nicole's quotes.

Sophie di Angelo

10 komentarzy:

  1. Jakoś nie podchodzą mi tematy władzy, mocarstwa, koron itp., ale może jak natrafię na nią w bibliotece, to się skuszę :)

    http://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Intrygujące, ale pewnie irytujące :> A przynajmniej takie sprawia wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm, następczyni tronu jest wychowywana w odosobnieniu i izolacji - więc skąd właściwie miała nauczyć się jak sprawować rządy? Widać, że autorka jest młoda i średnio zna się na polityce. Ale jeśli ta książka ma być ekranizowana to kiedyś pewnie i tak ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała wychowawców, ale można powiedzieć, że to czego ją uczono, to była teoria :) Jednak na dworze na pewno nie dożyłaby koronacji, więc lepsze to niż nic!

      Usuń
  4. Mnie "Królowa Tearlingu" zachwyciła i nie mogę się doczekać lektury kolejnego tomu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. To koniecznie musisz wziąć udział w jutrzejszym konkursie :)

      Usuń
  6. Lubię taką tematykę, aczkolwiek coś jest w tej książce, że mnie nie przekonuje...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta okładka jest przeboska, książka brzmi ciekawie, a skoro Nicole approves, to ja się na nią piszę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ehh... Trochę zniechęciłaś mnie ta ilością seksu, zwłaszcza tym, że pisanie o tym wychodzi autorce niezręcznie. A szkoda, bo książka zapowiada się naprawdę dobrze. Chociaż...może, kiedyś? Jeśli całkowicie nie będę miała niczego do czytania, a będę miała ją pod ręką, postaram się sięgnąć :)
    Pozdrawiam!
    http://czytam-pisze-recenzuje-polecam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo