Biała róża - Amy Ewing

Gdy Violet i Ash zostają przyłapani, dziewczyna wie, że musi jak najszybciej uciekać. Jej ukochanego czeka śmierć, a ją nie wiadomo jaki okrutny los. Jednak nie tak łatwo wydostać się z Klejnotu, gdzie każdy zna twarz Asha, a Violet postawiła sobie za cel uratowanie swojej przyjaciółki Raven, która po okrutnych eksperymentach jest w okropnym stanie fizycznym oraz psychicznym. Gdzieś na Farmie czeka obiecany azyl i odkrycie niezwykłej tajemnicy. Czy Violet znajdzie w sobie siłę, aby podjąć nową rolę, którą przygotował dla niej los?

"Od tak dawna tkwiłam w labiryncie lęku i napięcia, że zapomniałam, jak to jest się nie bać."

Po przeczytaniu "Białej róży" stwierdziłam, że w sumie wyszła z tego tomu jedna wielka ucieczka. I z jednej strony wypadło to naprawdę fajnie, ponieważ książka trzymała dzięki temu czytelnika w pewnego rodzaju napięciu. Jeżeli coś mogło pójść źle, to trzeba było liczyć się z tym, że pójdzie gorzej niż źle. Bohaterowie nie raz znajdowali się w nie lada opresji, jednak Amy Ewing sprytnie prowadziła fabułę, bez jakiegoś naciągania w kwestii wydostania się z niebezpieczeństwa. 

Jednak z drugiej strony... To nagle okazało się, że w "Białej róży" równocześnie nie za wiele się wydarzyło. Tyle zachodu, aby dotrzeć do bezpiecznej przystani i dosłownie chwilka na oddech. Miałam wrażenie, że książka koszmarnie szybko się skończyło, choć to akurat dowodzi też tego, że serię Amy Ewing fajnie i szybko się czyta.

Swoją drogą cała to ucieczka baaardzo kojarzyła mi się z pierwszą połową "Kosogłosa", kiedy bohaterowie przedzierali się przez usiany kokonami Kapitol. Klejnot, jego budowa, czyhające niebezpieczeństwa, mocno przypominały mi stolicę Panem, ale ja bardzo lubię tę właśnie część "Kosogłosa" z powodu jej niesamowitej plastyczności i sugestywności, dlatego bardziej to zauważyłam, niż mi to przeszkadzało.

Tytuł oryginału: The White Rose
Seria: Klejnot/The Lone City
Tom: 2
Recenzja "Klejnotu"
Liczba stron: 318
Ocena: 6/10
Dla fanów: Rywalek
W "Białej róży" autorka całkiem zgrabnie pokazuje serce całej historii i wyjaśnia, dlaczego to akurat Violet jest tak specjalna. Przyznam, że ten motyw bardzo mi się spodobał. Skojarzył mi się z motywem "Córki żywiołu", choooć sama rzecz, jaką inni oczekują od Violet niesamowicie mnie rozbawiła. Wydaje mi się to takie trywialne... W sumie dalsze kroki głównej bohaterki nasunęły mi na myśl akcję "Szklanego miecza". Nie wiem, co w tej książce jest takiego, że co chwilę znajduję podobne motywy bez specjalnego rozglądania się za nimi. 

Spójrz tylko na mnie. Jestem zepsuta. Nigdy już nie będę tą osobą, którą byłam. Jestem jak roztrzaskana porcelanowa lalka, której nie da się już posklejać.

Najsłabszy wątek w tej historii to według mnie "miłość" Violet do Asha. Pewne jest, że dziewczyna kocha swoją przyjaciółkę Raven. W końcu dla niej rzuciła na szalę własną wolność. Jednak związek z Ashem wydaje mi się być po prostu... fizyczny. Uff, powiedziałam to. To akurat bardzo mnie denerwuje w powieściach młodzieżowych, ponieważ mam wrażenie, że wszyscy zakładają, że do tego właśnie sprowadza się związek dwójki ludzi - do pożądania, do zwracania uwagi przede wszystkim na wygląd zewnętrzny. To aż niesmaczne.

W kilku słowach "Biała róża" to drugi tom serii, która ma z pewnością swoje zalety, interesujące wątki, ale i całe mnóstwo wad. 

Let's Talk About It (SPOILERY!) Zaznaczasz na własną odpowiedzialność!
Tak bardzo rozbawiło mnie, że chcą, aby Violet dosłownie rozwaliła swoją mocą mur. Nie wiem czemu, ale to wydaje mi się okropnie głupie. Cała ta zabawa, wszystkie okropne momenty, aby robiła przejście dla buntowników, którzy do buntu mogą się zmobilizować dopiero, gdy ona zrobi dziurę w ścianie? Bądźmy poważni...

Sophie di Angelo

6 komentarzy:

  1. Spodobała mi się twoja recenzja. Będę szukać tej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba niekoniecznie książka dla mnie, chyba szybko bym się zniechęciła, a z tego co pamiętam pierwszy tom przykuł mój wzrok :>
    Ponad o taka uwaga nieco na marginesie, to wprowadzanie takiej fizyczności do książek młodzieżowych, również, mam wrażenie zaczęło się "50 twarzach Greya". Tylko nie mam pojęcia po co autorki to robią.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza część wychodziła u nas w Polsce podajże w wakacje, czy coś. Wtedy naprawdę byłam podekscytowana całą serią, ale teraz jakoś mój zapał ostygł, przy czym słyszałam również, że w książce pojawiają się błędy językowe, co bardzo mnie niestety odrzuca. Okładka, która jest u nas w kraju jest o niebo lepsza od tej zagranicznej!

    http://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy tom był dobry, chwilami nawet zaskakujący. Pewnie w wolnej chwili zapoznam się i z drugim :)

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż.. Okładka mnie się spodobała, a tu się okazuje, że to drugi tom serii o której nic nie wiem.. Czyli generalnie jak zwykle :D Może się za nią zabiore, ale chyba nie w najbliższej przyszłości.

    http://zapachstron.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Cały czas się zastanawiam, czy w ogóle zaczynać tę serię. Póki co nie wiem. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo