Złodziejka książek - Film

Źródło: Tumblr.com
"One small fact: you are going to die. Despite every effort, no one lives forever. Sorry to be such a spoiler. My advice is when the time comes, don't panic. It doesn't seem to help."

OPIS: W czasie II wojny światowej mała Niemka trafi do rodziny zastępczej. Pocieszenie znajduje w czytaniu skradzionych książek. (Jakże mnie denerwują te jedno/dwu zdaniowe i często niezgodne z prawdą opisy, które tak spłycają treść książek lub filmów.)

Zawsze gdy oglądam filmy w stylu "Złodziejki książek" zastanawiam się, jak je robiono; jak to wyglądało; ile było prób; ile włożono w nie wysiłku. To niesamowicie intrygujące! Przypuszczam, że odtworzenie hitlerowskich Niemiec oznaczało naprawdę wiele roboty, ale trzeba przyznać, że efekty były tego warte. Tło dla całej historii wyglądało naprawdę świetnie; nie czuło się tych 'zgrzytów', które pojawiają się w niektórych filmach, gdy czuje się zwyczajnie sztuczność. Tutaj było inaczej; nie miałam żadnych problemów z wczuciem się w klimat i odnalezieniem się w tej historii.

jw.
Najgłupszym jednak pomysłem było robienie tego filmu po angielsku. Kiedy na początku Śmierć odzywa się z brytyjskim akcentem(wbrew trailerowi Śmierć nadal jest narratorem, choć pojawia się bardzo rzadko, czego niezmiernie żałuję) wydało mi się to naturalne i zastanawiałam się, jak będzie z dalszą częścią historii. Ku swojemu zaskoczeniu, kiedy pokazana jest scena na cmentarzu bohaterowie mówią po niemiecku! Nie mogłam w to uwierzyć, jednak moje zadowolenie szybko się ulotniło. Mamy więc aktorów mówiących - specjalnie czy też nie w niektórych przypadkach - z ciężkim akcentem i to nawet nie, jak Niemcy po angielsku( a wierzcie mi, gdy ma się z nimi codziennie styczność to się wie, jak mówią oni w obcych językach), ale wręcz ze szwajcarskim lub ja bym nawet powiedziała francuskim akcentem, ponieważ właśnie Francuzi tak charakterystycznie mówią po angielsku. Z drugiej strony, jest to po prostu totalny nonsens; Trzecia Rzesza prowadzi wojnę z Wielką Brytanią, a ludzie jak gdyby nigdy nic w hitlerowskich Niemczech rozmawiają w języku wrogów.

"How about a kiss, Saumensch?"

jw.
Jestem za to zachwycona doborem obsady! Gdy pominie się ten okropny akcent, a skupi się uwagę na grze aktorskiej i dopasowaniu wyglądu do charakterów książkowych, to nie ma co narzekać. Ewentualnie Rosa mogłaby być bardziej pulchna, ale to naprawdę szczegóły, które tracą na znaczeniu, gdy chodzi o odbieranie postaci, a ja odbierałam Emily Watson dokładnie tak samo, jak książkowy pierwowzór. Uważam, że nie można było lepiej dobrać roli Hansa; był właśnie taki, jak w mojej wyobraźni, gdzie przypominał mi mojego dziadka. Niebagatelnym plusem "Złodziejki książek" jest to, że nie podniesiono wieku postaci i nie wprowadzono tu głupiego, romantycznego wątku, jaki wydawało mi się, że przedstawiono w trailerze. Rudy grany przez - uwaga - niemieckiego aktora, ma swoje dwanaście lat i na nie wygląda. Najbardziej jednak spodobała mi się prześliczna Sophie Nélisse w roli Liesel(i to wcale nie z powodu imienia) oraz Ben Schnetzer, jako Max. Ich relacja; cała ich przyjaźń była po prostu przepiękna, bardzo naturalna i poruszająca!

"Złodziejka książek" to według mnie bardzo dobra ekranizacja. Nie ma co narzekać na drobne zmiany, czy kosmetyczne poprawki; w dzisiejszych czasach nie da się tego uniknąć. Można za to do woli narzekać na język angielski, który nie powinien się to znaleźć. Film jednak mi się podobał, choć z pewnością nie był tak poruszający i miażdżący, jak to było w przypadku książki, którą oczywiście polecam z całego serca.

Ogólna ocena: 7/10.
Źródło: Filmweb.pl

Ogólne informacje:
Czas trwania: 2 godz. 11 min.
Reżyseria: Brian Percival
Scenariusz: Michael Petroni
Główne role:
Geoffrey Rush - Hans Hubermann
Emily Watson - Rosa Hubermann
Sophie Nélisse -Liesel Meminger
Ben Schnetzer - Max Vandenburg
Nico Liersch - Rudy Steiner
Barbara Auer - Ilsa Hermann

Sophie di Angelo

14 komentarzy:

  1. Książkę czytałam już jakiś czas temu, ale mimo to głęboko zapadła mi w pamięć. Dlatego boję się iść na ten film do kina, mimo Twojej pozytywnej recenzji. Ekranizacje zawsze mnie trochę przerażają, mam wrażenie, że albo okażą się totalną klapą, albo bardzo przypadną mi do gustu, chyba nie chcę by film zatarł moją dobrą opinię o książce. :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie zachęciłaś swoją recenzją, zarówno do zapoznania się z książką, jak i filmem (gdybym tylko miała więcej czasu!). I mam identyczne zdanie co do opisów filmów, jak Ty. Jak czytam niektóre broszurki (które kolekcjonuję zawzięcie), to aż mnie krew zalewa. :)
    http://our-humble-opinions.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam i nie oglądałam. Mam nadzieję, że szybciutko nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze książki jednak już od dłuższego czasu się do tego przymierzam. Co do filmu- bardzo chcialabym go obejrzeć. Oczywiście dopiero po lekturze ale na pewno to zrobię. A ten angielski to faktycznie wpadka... Tak jak w "Czerwieni rubinu" tylko jeszcze bardziej człowiek ma się ochotę złapać za głowę ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam, nie oglądałam... czy zamierzaj? oczywiście, kiedy? jak zwykle nie wiem... ale nawet mnie zachęciłaś do obejrzenia/przeczytania-książka przed ekranizacją...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze nie miałam okazji czytać książki, a co dopiero obejrzeć film. Chociaż nie wątpię, że jak tylko pojawię się w kinie i będe miała możliwość obejrzenia ekranizacji, zrobię to, nie przejmując się książką. Bo ją i tak ostatecznie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. W przyszłym tygodniu zamierzam wybrać się do kina i się doczekać już nie mogę! W książce się zakochałam, tego samego oczekuję od filmu po zwiastunie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam ochotę i na książkę i na film :D

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie jutro film mam obejrzeć z przyjaciółką, jak będzie już dostępny w internecie. Ciekawe, czy mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam aż film będzie na DVD i wtedy go obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja byłam wczoraj w kinie i bardzo dobrze odebrałam film:) Ale całą relację Liesel-Max moim zdaniem trochę przedramatyzowali. Hans Hubermann - genialnie odegrana postać!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja koniecznie w tym tygodniu muszę zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Książka jest chyba jedną z moich ulubionych i trochę boję się obejrzeć ekranizację... Zapewne w kinie w naszym mieście pojawi się po dosyć długim okresie.. albo w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  14. W książce jestem zakochana i jak będę miała okazję obejrzeć film w dobrej jakości to na pewno to zrobię ;)
    Obserwuję :3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo